Portal Money.pl przedstawił głos części polskich handlowców, małych sklepikarzy, którzy sami w niehandlowe niedziele otwierają swoje sklepy. Argumentują, że ograniczenie handlu w niedziele jest dla nich ogromnie korzystne, bo dzięki tym regulacjom zwielokrotnili swoje zyski.

W reportażu przytoczono relację właścicielki sklepu w centrum Krakowa, która już w pierwszą niedzielę z ograniczeniem handlu zarobiła o 1500 proc. więcej niż zwykle. Wcześniej, żeby jakoś się utrzymać, musiała dorabiać jako sprzątaczka. – Ograniczenie handlu dla takich sklepikarzy jak ja, to ratunek – mówi w rozmowie z Money.pl. – Od kiedy działa zakaz handlu mam szansę spokojnie zarobić na ZUS, na podatki i trochę zostanie do domu.

Inna sklepikarka, z Warszawy, która handluje niedaleko wielkich sklepów sieciowych, w pierwszych dniach obowiązywania nowych przepisów zarobiła o około 700 proc. więcej. Jej zdaniem, „ograniczenie handlu w niedzielę uratowało polski, drobny handel”, który dzięki temu stał się jakąkolwiek konkurencją wobec wielkich sieci zagranicznych. Na dowód tego, jak korzystne okazały się dla niej nowe przepisy, pokazała wyciągi z kasy fiskalnej. Liczba klientów, w porównaniu do okresu, gdy nie było żadnych ograniczeń handlu w niedziele, wzrosła niemal dziesięcokrotnie, a jej dzienny utarg z około 800 do 6-7 tys. zł.

 

Później odnotowała spadek do 4 tys. zł w niedzielę handlową. Tłumaczyła, że to efekt obchodzenia zapisów ustawy przez niektóre sklepy, które zaczęły otwierać się jako placówki pocztowe. Jej zdaniem jest to argument za tym, żeby dodatkowo uszczelnić przepisy. Podobnie uważa sklepikarka z Krakowa, której przychody również wyraźnie spadły, od kiedy niektóre sklepy zaczęły działać jako „poczta”.

Portal zaznacza, że obie kobiety nie chciały występować pod nazwiskiem, obawiając się ataków ze strony konkurencji za opowiadanie o tym, jak wyglądają dla nich kulisy ograniczenia handlu w niedziele.

Według money.pl, w najbliższych tygodniach “Solidarność” zamierza ruszyć z akcją informacyjną, m.in. z udziałem małych sklepikarzy, żeby przekonać posłów PiS do sensowności nowych regulacji i odwieść ich od ewentualnych planów wycofania się z ograniczenia sprzedaży w niedzielę.

Niedawno informowaliśmy, że rząd prowadzi analizy dotyczące tego, czy wprowadzenie ograniczenia handlu w niedziele miało sens; część ministrów nie wykluczało korekty ustawy w tej sprawie. Premier Mateusz Morawiecki mówił, że chodzi o przegląd wpływu wolnych niedziel „na mniejsze sklepy, większe sklepy, rodzinne – ale przede wszystkim dla ludzi”. Ostatnio zapowiedział, że wyniki analiz będą znane za parę tygodni.

W tym czasie, jak zauważaliśmy, w mediach pojawia się coraz więcej informacji o tym, że partia rządząca może częściowo wycofać się z inicjatywy wolnych niedziel, sugerując coraz mniejsze przekonanie polityków PiS do tej kwestii. Za zniesieniem „zakazu handlu w niedzielę” zdecydowanie lobbują organizacje biznesowe. Według badania Maison&Partners wykonanego na zlecenie Związku Przedsiębiorców i Pracodawców zakaz handlu w niedzielę poparło tylko 28% respondentów. Ostatnio ZPP, jeden z głównych orędowników zarówno zniesienia ograniczeń ws. handlu w niedzielę, jak i masowego ściągania imigrantów zarobkowych do Polski, opublikował kolejny sondaż, według którego obecnie 51 proc. badanych negatywnie ocenia ograniczenie handlu, a liczba zwolenników takiego rozwiązania maleje. Szef ZPP Cezary Kaźmierczak podkreśla, że od czasu ograniczenia handlu w niedziele zniknęło w całej Polsce kilkanaście tysięcy małych sklepów. W sukurs tego rodzaju organizacjom przychodzą też liberalni oraz konserwatywno-liberalni eksperci i dziennikarze/publicyści. Przeciwnego zdania jest resort pracy, a także sami sklepikarze.

„Główne polskie sieci handlowe, zrzeszające większość, bo ponad 50 tysięcy małych i średnich prywatnych sklepów, stoją murem za wolnymi niedzielami, zadając kłam lobbystom wielkich sieci handlowych i centrów handlowych, według których to wolne niedziele spowodowały pogorszenie ich sytuacji, czyli spadek obrotów, a w efekcie zamknięcie kilku czy kilkunastu tysięcy sklepów tej kategorii w 2018 roku. Protestujemy przeciw próbom reprezentowania nas przez zagraniczny kapitał, przeciw kłamliwemu lobbingowi grup skupionych wokół zachodnich sieci oraz centrów handlowych. Małe i średnie rodzinne sklepy są zdecydowanie za kontynuacją procesu realizacji ustawy sprzed roku” – oświadczają przedstawiciele polskich handlowców, w tym prowadzących małe i średnie sklepy.

Marzena Gradecka, członek komitetu inicjatywy ustawodawczej ds. Wolnych niedziel w handlu i prezes PGD Polska zwraca uwagę, że dane GUS za 2018 rok wskazują, że po raz pierwszy od wielu lat zahamowana została tendencja spadkowa liczby osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą w sektorze handlu. Wyniosła ona 757 tysięcy, wobec 760 tysięcy w roku 2017. Jej zdaniem, spadek rzędu mniej niż pół procent to dobry prognostyk na przyszłość. Zauważa też, że stanowi ona dla rodzimych handlowców podstawę do założenia, że spadek netto liczby sklepów małych i średnich w ujęciu makro w 2018 wyhamował, podobnie jak spadek ich obrotów.

Czytaj więcej: Polskie rodzinne sklepy popierają niedziele wolne od handlu

Money.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jazmig
    jazmig :

    Babka miała sklepik obok dużego marketu, to miała obroty, oferując towar, którego w markecie nie było. Jak zamknęli market, to ludzie początkowo z nawyku przychodzili do marketu, a ponieważ był nieczynny, kupowali u niej, ale potem przestali przyjeżdżać w niedziele, więc skończyli się klienci i dochody.