Wyniki śledztwa dziennikarskiego wskazują, że miliony hrywien, które w drugiej połowie 2018 roku trafiły na konto Batkiwszczyny, partii Julii Tymoszenko, najpewniej zostały wpłacone niezgodnie z prawem, przez podstawione osoby. Była premier Ukrainy zdecydowanie zaprzecza.

Zgodnie z ukraińskim prawem, partie reprezentowane w parlamencie otrzymują dotacje z budżetu państwa, co obliguje je do przedstawiania kwartalnych i rocznych sprawozdań finansowych. Poza dotacjami, należy wykazać w nich środki otrzymywane od osób fizycznych i prawnych.

W czwartek dziennikarze śledczy na portalu Bihus.info przedstawili wyniki swojego śledztwa, w ramach projektu „Naszi Hroszi”, czyli „Nasze Pieniądze”. Ten sam zespół dziennikarski niedawno opublikował pierwsze dwie części wyników innego prowadzonego przez siebie śledztwa, dotyczącego praktyk korupcyjnych w ukraińskiej zbrojeniówce.

Według raportu dziennikarzy, w drugiej połowie ubiegłego roku, gdy faktycznie rozpoczęła się aktywna faza kampanii prezydenckiej Julii Tymoszenko, na konto jej partii „Batkiwszczyna” zaczęły gwałtownie wpływać dotacje. Ustalono, że kilkudziesięciu Ukraińców z małych ukraińskich miast i wpłaciły na konto partii Tymoszenko kwoty rzędu 150 tys. hrywien (21 tys. zł), a nawet więcej. Dla porównania, w tamtym czasie średnie wynagrodzenie na Ukrainie wynosiło około 9 tys. hrywien miesięcznie, czyli równowartość ok. 1260 zł (na koniec roku było to ponad 10,5 tys. hrywien, co miało związek ).

Dziennikarze ustalili, że wśród największych donatorów Batkiwszczyny byli m.in.: kasjer z supermarketu na przedmieściach Kijowa, bezrobotny z miasta Sumy oraz fikcyjna firma zarejestrowana na przedszkolankę z Humania. Większość z takich osób „była rozbawiona słysząc o donacjach”, które rzekomo zrobili. Jedna pracownica zakładu kosmetycznego z obwodu kirowohradzkiego, która rzekomo wpłaciła na konto Batkiwszczyny blisko 150 tys. hrywien przyznała, że została o to „poproszona” przez kogoś z miejscowego oddziału tej partii. Osoba ta wcześniej pomogła tej kobiecie przy leczeniu jej córki.

Zdaniem dziennikarzy, świadczy to o tym, że partia Tymoszenko wykorzystuje dane osobowe obywateli Ukrainy, żeby zalegalizować fundusze otrzymywane w nieznany sposób.

Dwa lata temu podobne śledztwo dziennikarskie wskazywało, że Batkiwszczyna już wtedy stosowała podobne praktyki. Wówczas sprawa dotyczyła głównie emerytów. „Na papierze” wpłacali oni partii Julii Tymoszenko tysiące hrywien, choć dopytywani przyznawali, że nigdy czegoś podobnego nie robili. W sprawie wszczęto wówczas śledztwo.

Sama Julia Tymoszenko twierdzi, że sprawa tajemniczych wpłat na rzecz jej partii to prowokacja zorganizowana przeciwko niej przez Służbę Bezpieczeństwa Ukrainy. Jej zdaniem, część to „szczera pomoc obywateli”m którzy boją się o tym głośno mówić z obawy przez szykanami obecnych władz. Wcześniej specjalna prokuratura antykorupcyjna odmówiła wszczęcia śledztwa przeciwko Tymoszenko.

Przeczytaj: Kaddafi sponsorował kampanię prezydencką Tymoszenko? Sprawę bada NABU

Niedawno informowaliśmy, że ujawnienie przez dziennikarzy procederu kupowania głosów na rzecz Petra Poroszenki i działania MSW w tej sprawie spowodowały szybką reakcję podległych prezydentowi Ukrainy służb, które chcą skierować podejrzenia na Julię Tymoszenko. Zdaniem dra Iwana Kaczanowskiego, w starcie po obu stronach zaangażowane są też ukraińskie organizacje nacjonalistyczne i niewykluczone, że sytuacja wokół wyborów może doprowadzić od kolejnego Majdanu.

Czytaj więcej: SBU przeciw Tymoszenko, MSW przeciw Poroszence. Starcie służb w tle wyborów na Ukrainie

Julia Tymoszenko jest jedną z głównych kandydatek w zbliżających się wyborach prezydenckich na Ukrainie. Do niedawna konsekwentnie zajmowała pierwsze miejsce w sondażach, choć od paru tygodni wyprzedza ją komik i celebryta, Władimir Zielenskij.

Unian / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply