Grupy opozycyjne w Gruzji odmówiły zaakceptowania wyników, które oddadzą zwycięstwo partii rządzącej, po kluczowych wyborach skupionych na przyszłej ścieżce kraju w Europie.
Jak przekazała stacja BBC, partia Gruzińskie Marzenie ogłosiła zdecydowane zwycięstwo, a centralna komisja wyborcza stwierdziła, że zdobyła 54% głosów w oparciu o ponad 99% przeliczonych okręgów.
Tina Bokuczawa z opozycyjnego Zjednoczonego Ruchu Narodowego stwierdziła, że wybory zostały sfałszowane, a głosy „skradzione narodowi gruzińskiemu”.
Inny lider opozycji, Nika Gwaramia, powiedział, że Gruzińskie Marzenie zorganizowało „konstytucyjny zamach stanu. Jeden z opozycyjnych urzędników w mieście na południe od stolicy Tbilisi powiedział BBC, że najpierw został pobity przez lokalnego radnego Gruzińskiego Marzenia, a potem „przyszło kolejnych 10 mężczyzn i nie wiedziałem, co się ze mną dzieje”.
Dane po przeliczeniu głosów ponad 72 proc. głosów wskazywały z kolei (na godz. 23:15 czasu polskiego), że Gruzińskie Marzenie ma 53 proc. głosów. Mandaty najpewniej zdobędą jeszcze przedstawiciele czterech partii opozycyjnych. Według tych danych, 11,1 proc. zdobyła Koalicja „Na rzecz Zmian – partia złożona głównie z byłych członków centroprawicowego Zjednoczonego Ruchu Narodowego (ENM). Ta partia, założona przez Micheila Saakaszwiliego i sprawująca rządy w latach 2004-2012, ma na razie 9,8 proc. poparcia, przy czym startowała ona jako lider w ramach bloku wyborczego Jedność-Uratować Gruzję.
Niespełna 9 proc. ma Silna Gruzja – koalicja wyborcza złożona z kilku ugrupowań centrowych/centrolewicowych (m.in. Lelo, Obywatele, Dla Ludu), które łączy zdecydowanie prounijne nastawienie. Do parlamentu najpewniej wejdzie też (8,2 proc.) proeuropejska i centrolewicowa partia Dla Gruzji – to z kolei rozłamowcy z Gruzińskiego Marzenia. Ugrupowanie założył były premier Giorgi Gacharia.
Partia rządząca w kampanii wyborczej prezentowała te wybory jako wybór pomiędzy pokojem, a wojną. Twierdzili, że opozycja chce wciągnąć Gruzję w kolejną wojnę z Rosją. Politycy opozycji ogłaszali natomiast, że głosowanie jest dla Gruzinów wyborem, czy chcą być częścią Zachodu i demokracji, czy też chcą znaleźć się w kręgu wpływów Rosji i ostatecznie w państwie autorytarnym.
Czytaj również: Wielkie manifestacje w Tbilisi na ostatniej prostej przed gruzińskimi wyborami
W toku kampanii politycy Gruzińskiego Marzenia zarzucali państwom zachodnim, szczególnie Stanom Zjednoczonym, że próbują ingerować w wybory. Opozycja oskarżała Rosję o rozpowszechnianie fałszywych informacji na temat sytuacji politycznej w kraju i w regionie. Starała się zarazem nie kłócić wewnętrznie, dążąc wspólnie do odsunięcia od władzy partii Gruzińskie Marzenie. Opozycja ogólnie uzgodniła, że w razie zwycięstwa pozwolą prezydent Salome Zurabiszwili utworzyć rząd technokratyczny, którego celem byłoby odbudowanie dobrych relacji z Zachodem oraz cofnięcie tych ustaw wprowadzonych przez Gruzińskie Marzenie, które były przez Zachód najbardziej krytykowane. Dodajmy, że dotyczyłoby to m.in. prawodawstwa wymierzonego w ideologię gender.
Jak pisaliśmy, prezydent Gruzji Salome Zurabiszwili wyszła z roli głowy państwa i włączyła się w kampanię wyborczą wzywając obywateli do wyborczego poparcia jednej z czterech sił opozycyjnych.
Kresy.pl/BBC
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!