„Gazeta Wyborcza” w artykule „Wyklęta autostrada A4” krytycznie opisuje inicjatywę nadania autostradzie A4 imienia „Pamięci Żołnierzy Wyklętych”.

Artykuł, opublikowany na 3. stronie gazety, krytycznie ocenia inicjatywę krakowskiej fundacji Prudentia et Progressus, która chce nadać A4 imiię „Pamięci Żołnierzy Wyklętych”.

“Chcemy połączyć dwa krańce Polski symbolem pamięci o niezłomnych obrońcach naszej wolności i niepodległości. Najdłuższa, najstarsza i najbardziej uczęszczana trasa w Polsce, nosząca imię Żołnierzy Wyklętych, będzie symbolicznym szlakiem pamięci i męstwa polskich patriotów. Tych, którzy do końca, niezłomnie, walczyli z najeźdźcami ze wschodu i zachodu”– głosi Grzegorz Piątkowski, jeden z inicjatorów kampanii.

Według „GW” inicjatywa „prawicowych działaczy”ma szansę powodzenia, „bo ostateczną decyzję w tej sprawie mają podjąć prezydent Andrzej Duda i nowy rząd”. W komentarzach przywołano m.in. opinię prof. Jana Widackiego, którego zdaniem żołnierzy wyklętych „spotkał dramat powojennej rzeczywistości, ale to nie powód by ich gloryfikować”.„Zbiorcza nazwa ‘żołnierze wyklęci’ obejmuje różnych ludzi, wśród których, niestety, zdarzały się przypadki bandytyzmu[podkr. oryg. – red.]”– twierdzi profesor.

Przywołano również opinię Jerzego Bukowskiego, rzecznika Porozumienia Organizacji Kombatanckich i Niepodległościowych w Krakowie, który ostrożnie podchodzi do tej inicjatywy . Uważa również, że należałoby używać pojęcia „żołnierze niezłomni”.

„Gazeta Wyborcza” / Kresy.pl

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. leszek1
    leszek1 :

    Jacy WYKLECI ? Przez kogo ?
    Komuna ich wyklela, bo ja zwalczali, a teraz potomkowie UB-ekow i inne bezmyslne barany powtarzaja za nimi to przeklenstwo !
    Dla Polaka Oni pozostana zawsze “Zolnierzami Niezlomnymi” – bo niezlomnie, az do smierci walczyli z kolejnym okupantem.

    • kmicic
      kmicic :

      Brat Adama, Stefan Michnik-Szechter – stalinowski kat, morderca sądowy, żydowski komunista – orzekał z zapałem
      wyroki śmierci przeciwko członkom polskiego podziemia niepodległościowego.
      Do 1948 r. wyroki śmierci wykonywały plutony egzekucyjne, później wyselekcjonowani funkcjonariusze UB stosowali bez wyjątku “katyńską metodę uśmiercania” strzelając skazańcowi znienacka w potylicę w więziennych piwnicach.
      Pod koniec pażdziernika br. polski wymiar sprawiedliwości dostarczył szwedzkiemu europejski nakaz aresztowania stalinowskiego sędziego Stefana Michnika

      Z dr. hab. Krzysztofem Szwagrzykiem, naczelnikiem pionu edukacyjnego wrocławskiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Zenon Baranowski:

      Jaką rolę odegrał Stefan Michnik jako sędzia wojskowy w stalinowskim aparacie represji?
      – Stefan Michnik na pewno nie był człowiekiem, który ponosi jakąś wielką odpowiedzialność za skalę represji w latach 40. i 50. Na pewno nie był to człowiek pokroju Heleny Wolińskiej, której zakres kompetencji był znacznie większy. Ale nie oznacza to, że Stefan Michnik był nic nieznaczącym prawnikiem, który niczego złego w tym okresie nie zrobił. Musimy pamiętać, że w latach 50. uczestniczył w procesach politycznych i orzekał wyroki śmierci. W tej chwili wiemy o kilkunastu wyrokach śmierci, które były jego udziałem.

      Wcześniej mówiło się co najmniej o dziewięciu, teraz padają liczby rzędu dziewiętnastu.
      – Dotąd nikt nie prowadził specjalnych badań nad orzecznictwem Stefana Michnika. Jeżeli osoby, które analizują represje z lat 50., stwierdzają, że tych wyroków śmierci jest już kilkanaście, to pokazuje to skalę problemu. Pamiętajmy jeszcze o nieznanej wciąż liczbie (idącej zapewne w setki) wyroków, w których zapadały kary wieloletniego więzienia. Udział Stefana Michnika w procesach politycznych jest faktem bezsprzecznym i co do tego nikt z historyków badających ten okres nie ma najmniejszych wątpliwości. Kiedy oceniamy tę postać, musimy pamiętać jeszcze o innej sferze jego aktywności w tamtym okresie. W latach 50. niezależnie od tego, że uczestniczył w procesach politycznych, był jeszcze agentem, a później rezydentem Informacji Wojskowej.

      Fakt do niedawna zupełnie nieznany…
      – Tak. Była to całkiem nieznana sprawa. Dopiero połączenie tych dwu informacji: o roli Stefana Michnika jako sędziego uwikłanego w procesy polityczne i jego roli jako agenta i rezydenta Informacji Wojskowej, pozwoli nam określić jego właściwą funkcję w systemie stalinowskim. W mojej ocenie, decyzja sądu jest krokiem w dobrą stronę. Chodzi tutaj o pociągnięcie do odpowiedzialności osób, które kształtowały skalę terroru w Polsce w okresie stalinowskim. Chciałbym, żeby w tym przypadku starania podjęte przez wymiar sprawiedliwości wreszcie okazały się skuteczne. Dotychczas, jak wiemy, wszystkie działania skierowane przeciwko sędziom i prokuratorom wojskowym były, niestety, bezskuteczne. Helena Wolińska nie jest tutaj wcale jedynym przykładem.

      Stefan Michnik w wywiadach próbuje się częściowo tłumaczyć, że był wówczas “młody i głupi”…
      – Swego czasu zajmowałem się analizą orzecznictwa wymiaru sprawiedliwości z lat 40. i 50. Przebadałem biografie kilkuset osób, które wydawały wyroki śmierci, i mogę wskazać takie nazwiska ludzi, o których można jednoznacznie stwierdzić, że się zagubili w tamtym systemie. Trafili do tego sądownictwa i widać było, że to, co tam robili, było działaniem pod przymusem. Unikali uczestniczenia w procesach politycznych, starali się właściwie wykonywać swoje obowiązki, za co byli karani np. poprzez opinie służbowe. Na pewno do takich osób nie zaliczyłbym Stefana Michnika. Od początku był to człowiek silnie zindoktrynowany politycznie. Z głębokim przekonaniem ideologicznym wykonywał swoje obowiązki. Nie traktował ich jako konieczności wywiązywania się z nałożonych na niego zadań. Robił to z pełnym, wewnętrznym przekonaniem, co widać z treści tzw. wstępniaków umieszczanych w wyrokach. To były ideologiczne uzasadnienia wyroków, które zapadały w tamtym okresie. Jestem absolutnie przekonany, że Stefan Michnik nie może być uznany za niczego nieświadomą, młodą ofiarę systemu komunistycznego, która nie bardzo wiedziała, co czyni.

      Sprawa szpiegostwa na rzecz ZSRR

      Według publikacji IPN Ozjasz Szachter (ojciec Adama Michnika) miał zostać skazany na osiem lat pozbawienia wolności w tzw. procesie łuckim w 1934 za szpiegostwo na rzecz ZSRR. Adam Michnik zażądał od IPN sprostowania informacji o działalności szpiegowskiej ojca, a wobec odmowy skierował sprawę do sądu. W rzeczywistości bowiem został skazany nie za szpiegostwo, a za próbę zmiany przemocą ustroju Państwa Polskiego i zastąpienia go ustrojem komunistycznym oraz oderwania od państwa polskiego południowo-wschodnich województw. Ponieważ czyn ten był wedle ówczesnego prawa zagrożony wyższą karą niż szpiegostwo, sąd pierwszej instancji powództwo Adama Michnika oddalił.

      20 listopada 2009, Sąd Apelacyjny zmienił wyrok Sądu pierwszej instancji i nakazał IPN-owi przeprosić Adama Michnika za podanie nieprawdziwych informacji o jego ojcu, Ozjaszu Szechterze.

      IPN przeprosił za nazwanie Ozjasza Szechtera szpiegiem, na swojej stronie internetowej oraz w Rzeczpospolitej. oraz aspekt historyczny..