W czasie gdy liberałowie, którzy przejęli władzę po wymuszonej rezygnacji Evo Moralesa zapowiadają nowe wybory, na ulicach trwają krwawe starcia między jego zwolennikami a policją.

Obóz liberalny, który sformował rząd pod kierunkiem pełniącej obowiązki prezydenta wiceprzewodniczącej Senatu Jeanine Anez zapowiedział złożenie projektu ustawy anulującej wyniki wyborów z 20 października, które stały się powodem wystąpienia przeciwko prezydentowi Evo Moralesowi i jego partii. Ustawa ma także określać procedurę wyłonienia nowej komisji wyborczej w ciągu 15 dni od jej uchwalenia. Poprzednią komisję zdymisjonował sam Morales uznając zastrzeżenia wobec jej pracy, to jednak nie wystarczyło opozycji, która z pomocą wojska i policji zmusiła wieloletnią głowę państwa do rezygnacji z urzędu. Projekt zapowiadany przez Anez nie określił daty nowych wyborów.

Tymczasem zwolennicy Moralesa, głównie pochodzenia indiańskiego jak on sam i zamieszkujący głównie w górskich regionach kraju, wychodzą na ulicę protestować przeciwko pozakonstytucyjnej zmianie władz. Do szczególnie licznych wystąpień doszło w górskich miastach Cochabamba i El Alto. Zamieszki miały miejsca także w głównym mieście kraju La Paz.

Pod tym pierwszym miastem protestujący zablokowali główną autostradę kraju skutecznie wstrzymując transport podstawowych towarów. Telewizja Al Jazeera podała w czwartek, że w niektórych boliwijskich miastach są już odczuwalne braki w zaopatrzeniu w żywność i paliwa. W La Paz tłumy ludzi stały w środę w kolejkach na ulicach z butlami, czekając by napełnić je gazem.

Rzeczniczka praw obywatelskich Nadia Cruz stwierdziła, że w czasie tłumienia manifestacji zwolenników Moralesa doszło do użycia broni palnej. Al Jazeera przytacza nawet relację w której jeden z obywateli mówi o postrzeleniu uczestnika demonstracji przez funkcjonariusza będącego na pokładzie śmigłowca.

Tylko w ostatni piątek w miejscowości Sacaba pod Cochabambą zginęło ośmiu zwolenników Moralesa. Większości od kul. Tłum zebrał się wieczorem ponownie w miejscu gdzie padli zabici by skandować “Wojna domowa” jak relacjonuje portal pisma “Time”. Liberalny rząd oskarżył protestujących o użycie broni.

Sprawę skomentował na konferencji prasowej sam Morales, który przebywa na uchodźstwie w Meksyku – “Używają kul przeciwko ludziom, którzy mobilizują się pokojowo w obronie demokracji”. Odsunięty od władzy prezydent zapowiada powrót do kraju, ale Anez już sugerowała, że po powrocie stanie on przed sądem.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

W październiku wybuchły w Boliwii protesty uliczne po tym gdy opozycja oskarżyła władze o nieprawidłowości do jakich miało dojść w czasie podliczania wyników wyborów prezydenckich z 20 października wygranych przez Moralesa. Zwolennicy opozycji zareagowali na nie gwałtownymi zamieszkami w trakcie których demolowano między innymi lokalne komisje wyborcze. W jednej z miejscowości spalono zebrane w takiej komisji karty wyborcze. W innym tłum zwolenników opozycji schwytał kobietę pełniącą funkcję burmistrza, pomalował jej głowę na czerwono a następnie obciął włosy. Morales już 23 października oskarżył opozycję o to, że przygotowuje puczW niedzielę ogłosił on, że zgadza się na powtórzenie wyborów, a potem złożył dymisję na żądanie sformułowane przez głównodowodzącego armią i komendanta głównego policji.

Władzę przejęła przedstawicielka liberalnego obozu opozycyjnego, wiceprzewodnicząca Senatu Jeanine Anez, choć konstytucja Boliwii nie przewiduje takiej zasady. Rezygnacja Moralesa, a także wiceprezydenta oraz przewodniczących obu izb parlamentu powinny być zatwierdzone właśnie przez parlament. Jednak obóz Anez uniemożliwiał jego posiedzenie. Gdy pod gmachem Senatu pojawiła się Adriana Salvatierra, jego przewodnicząca, która chciała wycofać rezygnację i przeprowadzić zebranie izby została poturbowana przez policję. Salvatierra zgodnie z boliwijską konstytucją powinna przejąć obowiązki głowy państwa w przypadku rezygnacji prezydenta i wiceprezydenta.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Evo Morales zyskał popularność jako rzecznik chłopskich mieszkańców prowincji i ludności indiańskiej, z której sam się wywodzi. Jako taki był pierwszym prezydentem indiańskiego pochodzenia w Boliwii. Zdobył władzę w 2006 r. jako lider masowych protestów przedstawicieli biedniejszych kręgów społecznych oraz Indian, domagających się zwiększenia danin publicznych podmiotów eksploatujących boliwijskie złoża gazu ziemnego czy nawet ich nacjonalizacji, do czego Morales doprowadził. W wyborach w 2009 i 2014 r. Morales zwyciężał już w pierwszej turze.

aljazeera.com/time.com/kresy.pl

 

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. gutek
    gutek :

    niech zgadnę – niedługo im “pomoże” MFW, wzrosną opłaty i koszty życia, poziom i jakość się obniży a na kluczowych stanowiskach będą siedzieć wylizywacze amerykańskich dup.