W środę po północy, w rocznicę ataków z 11 września 2001 roku, na terenie ambasady USA w stolicy Afganistanu, Kabulu, eksplodowała rakieta.
Na zdjęciach ze stolicy Afganistanu widać było dym, relacje mówią też o syrenach alarmowych. W budynku ambasady jej pracownicy usłyszeli z głośników komunikat, że na terenie należącym do tej placówki „doszło do eksplozji spowodowanej przez rakietę”. Jak poinformowano później, nikt nie został ranny. Również znajdująca się w pobliżu misja dyplomatyczna NATO nie zgłosiła żadnych poszkodowanych.
Fot. twitter, @Charles_Lister
Był to pierwszy duży atak w Kabulu odkąd prezydent USA Donald Trump ogłosił w poniedziałek, że odwołał tajne spotkanie z talibami i władzami Afganistanu w Camp David oraz oświadczył, że negocjacje z Talibami uważa za „martwe”. Poinformował też, że siły USA prowadzą zmasowany atak na ich pozycje, podtrzymując przy tym zamiar wycofania wojsk z Afganistanu. Decyzja Trumpa była następstwem przyznania się talibów do przeprowadzenia w ubiegłym tygodniu zamachu w stolicy Afganistanu, w którym zginął amerykański żołnierz. Przywódcy talibów skrytykowali krok amerykańskiego prezydenta, który ich zdaniem „nie zaszkodzi nikomu poza Amerykanami”. Zaznaczali też, że oznacza ona dla USA „więcej strat”.
Rzecznik talibów oświadczył też, że Stany Zjednoczone pożałują tego, że zrezygnowały z rozmów z udziałem wysokich rangą oficjeli z obu stron konfliktu. – Mieliśmy dwie drogi do zakończenia okupacji Afganistanu. Jedną był dżihad i walka, drugą rozmowy i negocjacje. Jeśli Trump chce przerwać rozmowy, wybierzemy pierwszą drogę i wkrótce oni tego pożałują.
Amerykański prezydent chce rozpocząć wycofywanie pozostałych w Afganistanie żołnierzy USA, jednocześnie kończąc z angażowaniem się w trwający blisko 18 lat konflikt.
Foxnews.com / twitter.com / Kresy.pl
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!