Afganistan – najdłuższa wojna w amerykańskiej historii

Osama bin Laden spędził lata w Pakistanie, a Chaled Szejk Muhammed, główny planista zamachów z 11 września 2001 roku, omijał Afganistan, przemieszczając się między Bośnią, Kuwejtem, Pakistanem i Katarem. Al-Kaida na Półwyspie Arabskim jest najniebezpieczniejszą “franczyzą”. Jeśli Waszyngton nie zamierza okupować wszystkich upadłych i zniszczonych państw, w tym Pakistanu, pozostawanie na zawsze w wojnie w Afganistanie nie ma sensu – podkreśla, na łamach The American Conservative, dr Doug Bandow, były specjalny asystent prezydenta Ronalda Reagana i ekspert ds. polityki zagranicznej.

Gdy prezydent Donald Trump ogłosił, że wycofuje wojska z Syrii, histeria wypełniła Waszyngton. Krzyki stały się jeszcze głośniejsze, gdy poinformowano, że prezydent zamierzał także wycofać połowę żołnierzy amerykańskich z Afganistanu, a reszta prawdopodobnie powróci do kraju pod koniec 2019 roku.

Afganistan to najdłuższa wojna w historii Ameryki, dłuższa od wojny domowej, wojny hiszpańsko-amerykańskiej, I wojny światowej, II wojny światowej i wojny w Korei. Amerykańscy żołnierze wkrótce wkrótce będą służyć na wojnie, która rozpoczęła się jeszcze przed ich narodzeniem. Talibowie obecnie posuwają się naprzód, podczas gdy rząd w Kabulu jest w rozsypce. Niewielu wierzy, że ten ostatni, niezależnie od tego, kto jest prezydentem, może przetrwać bez wsparcia ze strony Waszyngtonu.

Strategia afgańska prezydentów Obamy i Trumpa została zaprojektowana w taki sposób, aby przerzucić odpowiedzialność za nieuchronną klęskę na przyszłą administrację. Nieważne, że Amerykanie wciąż umierają w Afganistanie. Żaden urzędnik nie chce być tym, który oświadczy, że tysiące istnień ludzkich i miliardy dolarów zostało zmarnowanych. Mimo to, przed objęciem prezydentury, Trump wzywał: “Wyjdźmy z Afganistanu!”. Otoczył się jednak konwencjonalnymi myślicielami, jako doradcami do spraw bezpieczeństwa narodowego, nie chcącymi przyznać się do oczywistości. Następnie dał się namówić na tymczasowe zwiększenie liczby żołnierzy.

Jednak zwiększenie kontyngentu o 4 tys. osób mogło jedynie spowolnić upadek rządu afgańskiego. W 2011 r., kiedy odwiedziłem Afganistan sytuacja była zła a siły sojusznicze osiągnęły najwyższy poziom 140 tys. żołnierzy (w tym 110 tys. Amerykanów). Powstanie było ledwo co powstrzymywane i praktycznie wszyscy, których spotkałem poza oficjalnymi odprawami, w tym żołnierze amerykańscy, sojusznicy, cywilni kontrahenci i afgańscy urzędnicy, byli przygnębieni.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Biały Dom: Trump nie zarządził wycofania żołnierzy USA z Afganistanu

Obecnie te liczby wynoszą odpowiednio 30 tys. i 14,tys. Teoretycznie sojusznicy wyszkolili znaczące afgańskie siły bezpieczeństwa, zarówno wojskowe, jak i policyjne, ale szacunki co do liczby personelu “duchów”, czyli istniejącego tylko dla celów płacowych, sięgają nawet jednej trzeciej. Liczba ofiar, wskaźniki ucieczek i dezercji wzrosły. Kabul stale polega na ograniczonej liczbie lepiej wyszkolonych sił specjalnych. Ponadto, jak zauważył Anthony Cordesman z Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, “Amerykańskie oddziały specjalne coraz częściej są rozmieszczane w sposób narażający na bezpieczeństwo, aby pomóc swoim afgańskim odpowiednikom”.

Czy istnieje jakakolwiek perspektywa przejęcia przez Kabul odpowiedzialności za własne bezpieczeństwo? “Postęp w kierunku pokoju pozostaje nieuchwytny” – przyznał Glenn A. Fine, pełniący obowiązki inspektora generalnego Pentagonu. Gen. Kenneth F. McKenzie, Jr., dyrektor Wspólnego Sztabu i nominowany do kierowania amerykańskim Dowództwem Centralnym, stwierdził: “Jeśli teraz wycofamy się w szybkim tempie, nie wierzę, by [Afgańczycy] byli w stanie skutecznie bronić swojego kraju. Nie wiem, ile czasu to zajmie”. Ostrzegł przed wyznaczaniem jakichkolwiek terminów.

To wszystko po ponad 17 latach wojny, tysiącach zabitych i dziesiątkach tysięcy rannych z sojuszniczego personelu, wydatkach sięgających bilionów dolarów i mnóstwie zapewnień.

Uważa się, że w ciągu ostatnich czterech lat liczba talibów zwiększyła się nawet czterokrotnie, do 80 tys. Powstańcy kontrolują obecnie 70% kraju i panują nad największym obszarem od czasu ich obalenia w 2001 roku. Na początku ubiegłego roku, BBC poinformowało, że talibowie “wyszli poza swój tradycyjny południowy bastion, wkraczając na wschodnie, zachodnie i północne części kraju”. Powstańcy są lepiej wyposażeni i skuteczniejsi niż kiedykolwiek. Jak podała Al Jazeera: “Skala i intensywność tych ataków nie były widoczne od 2001 roku. Talibowie nigdy nie mieli możliwości popełnienia tak wielkich przestępstw i nigdy nie udało im się przejąć żadnych większych miast”. W 2018 r. powstańcy przejęli kontrolę nad takimi miastami, jak Farah i Ghazni.

Nawet Kabul nie jest bezpieczny. Ataki terrorystyczne stały się powszechne; w poniedziałek przed Bożym Narodzeniem zamach na Ministerstwo Zdrowia Publicznego zabił co najmniej 43 osoby. Amerykański personel dyplomatyczny od dawna nie ma prawa przechodzić na drugą stroną ulicy przebiegającą między ambasadą a innymi urzędami cywilnymi. Amerykanie zabierają personel na lotnisko helikopterem zamiast przez zatłoczone, chaotyczne ulice używane przez wojsko podczas mojej wizyty osiem lat temu.

Nie warto zwracać uwagi na propagandowe wypowiedzi rzeczników rządu. Cordesman ostrzegł, że “oficjalne dane USA i Afganistanu wydają się znacznie zaniżać poziom rosnącego zagrożenia, jego wpływu i kontroli”, a oficjalne twierdzenia “wyglądają bardziej na zmyślenia niż obiektywne informacje”. W maju inspektor generalny Departamentu Obrony ogłosił “nie wiele oznak postępu”. Mało kto polemizuje z tym, że afgański rząd jest skorumpowany, podzielony i niekompetentny. Specjalny Inspektor Generalny ds. Rekonstrukcji Afganistanu (SIGAR) nadal rejestruje zadziwiające przypadki zaniechań w materii pomocy humanitarnej wraz z przypadkami oszustw i marnotrawstwa. Niewiele jest trwałych korzyści. W istocie, zagraniczne pieniądze faktycznie “zaostrzyły konflikty, umożliwiły korupcję i wzmocniły poparcie dla powstańców”.

Jeśli chodzi o ponad 8 miliardów dolarów przeznaczonych na zakończenie handlu narkotykami w Afganistanie, w październiku ostatni raport kwartalny SIGAR wyjaśnił, że “kryzys opiumowy jest gorszy niż kiedykolwiek. Kraj pozostaje czołowym światowym producentem opium, a produkcja osiągnęła rekordowy poziom w zeszłym roku”. Program stabilizacji Waszyngtonu, kluczowy dla stworzenia stabilnego, samodzielnego rządu afgańskiego, nie wypadł lepiej, gdyż “przeważnie nie powiódł się”. Jak skonkludował SIGAR: “Rząd USA znacznie przecenił swoją zdolność do budowania i reformowania instytucji rządowych w Afganistanie”. Kabul pozostaje zależny od sił sojuszniczych: “sukcesy w stabilizowaniu afgańskich dystryktów rzadko trwały dłużej niż fizyczna obecność koalicyjnych żołnierzy i cywili”.

Krótko mówiąc, przyszłość wygląda ponuro. Krytycy prezydenta narzekają z powodu zapewnienia zwycięstwa talibom, ale jedynym sposobem, aby temu zapobiec, jest większa i trwała obecność wojsk amerykańskich. Na początku tego roku dyrektor Wywiadu Narodowego ostrzegł, że “ogólna sytuacja w Afganistanie prawdopodobnie ulegnie w tym roku niewielkiemu pogorszeniu”. Cordesman przewiduje trwałe pogorszanie się sytuacji, “nawet jeśli wsparcie międzynarodowe zostanie utrzymane”.

Rozpoczęły się negocjacje między USA a talibami. Krytycy narzekają, że wycofanie zmniejszy wpływ Waszyngtonu. Ale pozostanie w Afganistanie po to, aby udowodnić talibom, że Amerykanie nie ulegną, oznacza w zasadzie permanentną obecność. A jeśli podpisany zostanie pakt pokojowy oparty na amerykańskim poparciu dla rządu w Kabulu, Waszyngton nigdy się nie wycofa, a la Wietnam. Po co toczyć wieczną wojnę w Azji Środkowej? Chociaż Amerykanie woleliby, aby Afganistan stał się liberalną demokrację chroniącą zachodnie wartości, w rzeczywistości zawsze był rządzony na poziomie wioski i doliny. Poświęcanie życia ludzkiego i bogactwa na rzecz przegranej sprawy nie może trwać w nieskończoność.

Zobacz także: Dowódca sił NATO w Afganistanie: tej wojny nie da się wygrać

Rząd w Kabulu z pełnym przekonaniem podkreśla, że ​​nic się nie zmieni, jeśli Amerykanie się wycofają – w końcu to afgańskie siły bezpieczeństwa toczą większość walk (i giną). Jednak w prywatnych rozmowach niewielu urzędników lub analityków jest tak optymistycznie nastawionych. Podziały w Kabulu mogą się pogłębić. Bardziej prawdopodobne niż zwycięstwo talibów jest skomplikowany podział pomiędzy rywalizującymi frakcjami i watażkami. Byłoby to niefortunne dla Afgańczyków, ale szczerze mówiąc, nieistotne dla Amerykanów.

Clifford May, prezes Fundacji Obrony Demokracji, nazwał Afganistan “jedną bitwą w długiej, światowej wojnie oto, by bronić Zachód przed odradzającymi się i dynamicznymi siłami dżihadystów”, jednak przed 2001 r. talibowie byli skupieni na złym rządzeniu swoim narodem, nie atakując nikogo innego. Większość żołnierzy ruchu jest motywowana głównie antagonizmem wobec obcych, a nie przywiązaniem do międzynarodowego dżihadu. Strategicznie Afganistan po prostu nie ma znaczenia dla Amerykanów.

Kraj ten jest o wiele ważniejszy dla Chin, Rosji, Indii i Pakistanu, którym należy pozostawić osiągnięcie modus vivendi w celu ochrony swoich interesów. Oni, a nie Ameryka, powinni wypełnić jakąkolwiek regionalną próżnię. Stany Zjednoczone mogą mieć interesy wszędzie, ale niewiele z nich warte jest wojny. Oczywiście, Waszyngton także woli stabilny Pakistan, lecz niestety, trwająca wojna jest głęboko destabilizująca.

Zdaniem krytyków prezydenta, jeśli nie będziemy walczyć z terrorystami tam, będziemy musieli z nimi walczyć tu. Sekretarz obrony Jim Mattis twierdził, że obecność Ameryki miała na celu “zapobieganie wybuchowi bomby na Times Square”. Bombastyczny senator Lindsey Graham ostrzegł, że ​​wycofanie się “utorowałoby drogę do kolejnego 9/11”. Prezydent powiedział, że jego eksperci mówili mu “w kółko”, że “jeśli nie będziemy tam, będą  walczyć tu”. Być może na ulicach Milwaukee, Dallas, Portland i Raleigh, nie wspominając o Waszyngtonie.

To oczywiście nonsens. Talibowie to ruch powstańczy, a nie terrorystyczny. Pozostały resztki Al-Kaidy, chociaż istnieje znaczna różnica zdań co do ich rozmiarów i relacji z talibami. Ale geografia w tym przypadku ma niewielkie znaczenie: Osama bin Laden spędził lata w Pakistanie, a Chaled Szejk Muhammed, główny planista zamachów z 11 września 2001 roku, omijał Afganistan, przemieszczając się między Bośnią, Kuwejtem, Pakistanem i Katarem. Al-Kaida na Półwyspie Arabskim jest najniebezpieczniejszą “franczyzą”. Jeśli Waszyngton nie zamierza okupować wszystkich upadłych i zniszczonych państw, w tym Pakistanu, pozostawanie na zawsze w wojnie w Afganistanie nie ma sensu.

Zobacz także: Ameryka poniosła militarną porażkę w Afganistanie

Donald Trump rozumie ten problem. Jeszcze zanim został kandydatem na prezydenta, wzywał: “Wyjdźmy z Afganistanu”. Jako prezydent znalazł się pod presją ze strony swojej ekipy establishmentowych myślicieli. Teraz być może jest już gotowy, aby zrobić to, co należy. Po 17 latach Ameryka powinna sprowadzić swoich dzielnych mężczyzn i kobiety z Afganistanu z powrotem do kraju.

Doug Bandow

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply