
Radoslaw Sikora @Radoslaw Sikora
Kilka słów o mnie:
Brak danych
Strona internetowa:
Brak danych
Skąd jestem:
Brak danych
Wykształcenie:
Brak danych
Związki z Kresami:
Brak danych
Ulubiona książka:
Brak danych
Facebook:
Brak danych
Twitter:
Brak danych
W najbliższej przyszłości raczej nie. Mam „na tapecie” inny temat z tego okresu – bitwę pod Kryżborkiem 1704 r., z której pochodzi bardzo ciekawy opis walki husarzy ze Szwedami (dodam, że husaria, z problemami, ale jednak przegoniła Szwedów). Jak mi się uda, to w sierpniu będzie ten tekst na Kresach.pl.
Trudno powiedzieć. Wiele pomniejszych, a bardzo krwawych bitew wciąż jest nieopracowanych, bo ta wojna nie cieszy się taką popularnością jak inne polsko-szwedzkie. Jakiś czas temu np. zabrałem się za sprawdzenie tego, co robiły wojska koronne po Kliszowie. Okazuje się, że odnotowały wówczas spektakularny sukces. Wysłany podjazd dwukrotnie pobił Szwedów i przyprowadził głównodowodzącemu masę jeńców (nieco ponad 300 w wersji szwedzkiej; 1500 w wersji polskiej). Dla porównania, w jednej z najważniejszych bitew tej wojny, czyli w bitwie pod Kliszowem, zwycięscy Szwedzi stracili ok. 300 zabitych, a przegrani Sasi 1500 (no i my kilkudziesięciu).
Dziękuję 🙂
„dlatego cywilizowana część świata opracowała już dawno model osłony socjalnej całego pracującego społeczeństwa gwarantując mu system Emerytury społecznej” I dzięki temu modelowi od kilku dekad traci pozycję. Proszę nie patrzeć na tu i teraz, ale na trendy. Te są jednoznaczne. Europa opanowała świat, gdy panował w niej „dziki kapitalizm”. W tym też okresie bardzo dynamicznie wzrastała jej populacja. Nie było emerytur, rent, zasiłków dla bezrobotnych, zabezpieczenia socjalnego. Wiadomo było tylko tyle, że albo się pracuje, albo żyje kosztem rodziny, albo umiera. I ludzie harowali, rodzili dzieci i… dzięki temu zdobywali świat. A teraz proszę zobaczyć co się z Europą stało przez ostatnie stulecie, kiedy wszelkiej maści socjaliści zaczęli nią rządzić. A jeśli chodzi o pytanie co zyska nasze państwo na zniesieniu ZUS-u i w ogóle likwidacji 90% etatów urzędniczych, to odpowiadam – gwałtowny wzrost gospodarczy + odwrócenie trendów demograficznych. Dzisiaj cały „cywilizowany świat” jest w odwrocie. Proszę np. spojrzeć, gdzie się rodzą dzieci. Tam, gdzie panuje europejski, cywilizowany socjalizm, czy tam gdzie jeszcze nie dotarł? Proszę też spojrzeć na rozwój gospodarczy. Gdzie jest wyższy? Tam, gdzie panuje europejski, cywilizowany socjalizm, czy też tam, gdzie jest „dziki kapitalizm”? W socjalizmie bardzo wielu ludziom do czasu żyje się dobrze. Bo żyją kosztem innych, czyli tych bardziej przedsiębiorczych i żyją kosztem przyszłych pokoleń, zaciągając kredyty, które będą spłacane przez ich dzieci i wnuki. Aż w końcu przychodzi taki dzień, że tamci, kosztem których się żyje, nie są już w stanie utrzymać reszty i cały system się wali. Nas to niestety też czeka.
@ Mir
Wie Pan, ten artykuł jest podszyty nutką ironii. Pan go niestety odczytuje zbyt dosłownie. Artykuł ma sprowokować do refleksji zwłaszcza tę część polskiego społeczeństwa o lewicowych poglądach.
A co do konkretnych pytań, czyli „Jeśli chłopi nie potrafili o siebie samodzielnie zadbać to skąd wzięła się ta część narodu ?”, to nie napisałem, że wszyscy nie potrafili o siebie zadbać. Oczywiste jest, że część to potrafiła, ale część nie. Wcześniej, zanim nastała pańszczyzna, ci co nie potrafili albo umierali z głodu, albo pomagała im rodzina. Później nie musieli umierać z głodu, bo myślał za nich Pan i władca. Miało to plusy, miało minusy. Ma i teraz. Dzisiaj mamy bardzo podobną sytuację. Część ludzi pozostawiona sama sobie skorzysta z wolności i znacząco poprawi swój los. A część na tym straci. Dla lewicy to ostatnie jest wystarczającym powodem do tego, by tę wolność ludziom zabrać, wraz z częścią ich majątku, przekazać je „lepiejwiedzącym” urzędnikom i w ten sposób na siłę „uszczęśliwić” wszystkich. Ktoś, kto się pod takim programem podpisuje, powinien nosić na rękach polską szlachtę, która właśnie to robiła w stosunku do części chłopów (części, bo pańszczyzna nawet w czasach RP nie obowiązywała wszystkich; w XVIII w. trwał proces przechodzenia z pańszczyzny na oczynszowanie chłopów).
Moje poglądy są zaś takie, że choć zdecydowanej większości ludzi właśnie taka sytuacja „państwa opiekuńczego”, czy „dziedzica, który myśli za nas” odpowiada, to prowadzi to do tego, że inni rozwijają się szybciej. To z biegiem czasu doprowadzi do upadku każde, nawet największe, mocarstwo. Dlatego jestem za wolnością, związanym z nim ryzykiem, ale i odpowiedzialnością za własne życie. Na przykład jestem za zniesieniem obowiązkowego ZUS-u i za tym, żeby ludzie o swojej starości myśleli sami, a nie urzędnicy za nich. Jestem za pozostawieniem ludziom jak największej liczby wypracowanych przez nich pieniędzy w kieszeniach, bo oni je lepiej wydadzą niż urzędnik. Ale też mam świadomość, że wiąże się to z ryzykiem tego, iż część społeczeństwa na tym straci, bo nie odnajdą się w takiej rzeczywistości. Część wyląduje na ulicy, bądź będzie umierać pod płotem z głodu. Tyle, że uważam, że nasze państwo, jak i samo społeczeństwo w dłuższym okresie czasu, na tym zyska.
Uściślę:
1. \”Paryż wart jest mszy\” – to Henryk IV Burbon.
2. Batory był katolikiem.
3. August II Sas został katolikiem by móc panować jako król Polski.
W każdym razie, każda epoka zna ludzi o \”elastycznych kręgosłupach moralnych\”, którzy zrobią największe świństwo byle tylko poprawić swój byt. Zdarzało się to i królom. Co chyba nie jest dobrym wzorem do naśladowania? Ja tam szanuję Zygmunta III Wazę, że nie tylko był katolikiem, ale też i swoją wiarę traktował poważnie (a nie fanatycznie, jak to już pisałem). Wolałbym dziś takich polityków, którzy mają (jak Zygmunt III Waza) zasady, a nie typu Augusta II, który nawet wyznanie zmieni, by tylko dorwać się do władzy.
\”Prawdziwym winowajcom spalenia Moskwy w 1611 jest król Zygmunt III Waza\”
Zgodziłbym się o tyle, że to faktycznie jego decyzja o odrzuceniu porozumień Żółkiewskiego i bojarów, najbardziej przyczyniła się do zmiany stanowiska Rosjan.
\”- to on zmarnował – przez swój fanatyzm religijny\”
Nie zgadzam się z twierdzeniem, że Zygmunt III Waza był fanatykiem religijnym. To, że był pobożny i traktował swoją religię poważnie, to jedna sprawa. A to, że religia nie była przeszkodą w jego polityce a nawet życiu religijnym najbliższych, to druga. I ona właśnie przeczy tezie o jego fanatyzmie. Wystarczy przypomnieć kilka faktów. Na urzędy (także te najwyższe) nominował on nie tylko katolików, ale i prawosławnych, i protestantów. Swojej siostrze, luterance, pozwolił (a nawet pomagał) na swobodne praktykowanie swojej religii. Mało który władca w ówczesnej Europie był tak tolerancyjny, jak właśnie Zygmunt III Waza. Ale trzeba też pamiętać, że była to inna epoka. To, co nam może się wydawać fanatyzmem (jak choćby żarliwa wiara w istnienie duszy i w to, że istnieje tylko jedna prawdziwa religia), dla tamtych ludzi było normą. I to nie tylko dla katolików, ale i innych religii. Dlatego dziś trudno nam zrozumieć \”brak elastyczności\”, jeśli chodzi o ten punkt ugody, który zakładał przejście Władysława Wazy na wiarę prawosławną. Władysław był wówczas niepełnoletni. To wciąż ojciec odpowiadał za niego; także za rzecz dla ówczesnych ludzi najważniejszą – zbawienie duszy. Jeśli ktoś wierzy, że żyjemy tylko po to, by naszym życiem doczesnym dostąpić życia wiecznego, nie ma nic gorszego jak działanie na szkodę tego zbawienia. Żaden tron, żadne ziemskie zaszczyty nie mogą usprawiedliwiać odejścia od jedynie słusznej wiary. Na konwersję nie mógł się zgodzić żaden normalny człowiek ówczesnej epoki. Jedynie wyjątki udawało się do tego skłonić. Przypomina mi się historia opowiedziana przez Ulryka Werduma, który widział lamentującą Rusinkę, która oddała swoje dzieci (nie mogła ich wykarmić) polskim żołnierzom. Nie płakała dlatego, że rozdzielała się z dziećmi, ale dlatego, że miała świadomość, że zostaną one katolikami. No a na końcu. Oprócz troski ojca-króla o życie wieczne syna, doszła jeszcze troska o jego życie doczesne. Przecież w Moskwie owego czasu carowie zmieniali się dość często i to bynajmniej nie w sposób pokojowy. Płacili za to życiem. Zygmunt III Waza bał się o życie syna, co trzeba także zrozumieć.
\”To on odwołał mądrego hetmana Żółkiewskiego , nie zaopatrzył należycie garnizonu Kremla ( po co tam husaria!) i przez rok nie potrafił zorganizować należytej odsieczy.\”
Tu jest kilka elementów, które by trzeba rozpatrzyć. Po pierwsze Żółkiewski był owszem, zdolnym do kompromisu z Rosjanami politykiem, ale nie działał on z upoważnienia króla, lecz na własną rękę. Dla króla jego porozumienia nie były wiążące. Miał wręcz do hetmana pretensje, że uzgodnił je bez konsultacji z nim. I poniekąd słusznie. Bo król był najwyższą władzą w Rzeczpospolitej, a nie hetman.
Druga sprawa – zaopatrzenie garnizonu Kremla było doskonałe do chwili spalenia Moskwy. To właśnie jej pożar spowodował kłopoty Polaków. Przy okazji warto dodać, że Polacy nie przygotowali się (nie zgromadzili zapasów) i zaraz po pożarze zaczęły się problemy aprowizacyjne. To jest kolejna przesłanka za tym, że do samego pożaru doszło wbrew woli dowódców polskich. Bo gdyby to sobie zaplanowali, to przewidując problemy, wcześniej powinni zgromadzić odpowiednie zapasy żywności.
A po co tam husaria? Bo ona była a piechoty brakowało. Do Moskwy wkroczyły wojska biorące udział w bitwie pod Kłuszynem. Tam główną rolę odegrała husaria. Gdybyśmy wówczas mieli odpowiednio wiele piechoty, należałoby wówczas posłać ją do Moskwy. Ale jej nie było nawet tyle, by bardziej energicznie prowadzić oblężenie Smoleńska. Dlatego w Moskwie została husaria i niewielka ilość piechoty.
Na końcu zarzut co do odsieczy – między spaleniem Moskwy a kapitulacją polskiej załogi, garnizon moskiewski był kilkakrotnie zaopatrywany przez przebijające się do niego posiłki. Więc coś tam jednak robiono. Dopiero nieudana próba przebicia się wojsk Chodkiewicza w 1612 r. spowodowała kapitulację wygłodzonej załogi.
\”Z artykułu w sposób dość jednoznaczny wynika że to Polacy są winni podpalenia Moskwy.\”
A Pan go czytał z uwagą, czy po łebkach? Bo mam nieodparte wrażenie, że jednak to drugie.
W artykule przytoczyłem opinie wszystkich znanych mi źródeł, które wypowiedziały się na temat tego, kto zainicjował zajścia 29 marca 1611 roku. Jak widać po ich uważnej lekturze, temat zdecydowanie nie może być jednoznacznie rozstrzygnięty. Wiele wręcz wskazuje na to, że nie była to zaplanowana przez nikogo (ani Polaków, ani Rosjan) akcja.
To jeśli chodzi o inicjatywę. Co zaś idzie o wykonawstwo, czyli o to, kto tę Moskwę spalił, to sprawa jest jednoznaczna – Polacy. Pisali o tym sami. Ci, którzy tę Moskwę palili. I nie tylko zresztą oni.
pozdrawiam
Autor 🙂
O zgodę należałoby pytać raczej Kresy.pl, bo ten tekst dla tego portalu napisałem. Ja oczywiście nie mam nic przeciwko jego rozpowszechnianiu. Po to go napisałem, żeby go ludzie czytali.
Dziękuję Państwu za pozytywne komentarze.
A co do tego zastrzeżenia \”ale dlaczego nie ma żadnej wzmianki o Rusi Kijowskiej? Przecież to wiele wyjaśnia.\”. Rozumiem, że pojęcie \”Ruś Kijowska\” używa Pan jako skrótu myślowego? W każdym razie Ruś Kijowska, to nie Ukraina. Do dziedzictwa Rusi Kijowskiej odwołują się zresztą nie tylko Ukraińcy, ale również Rosjanie i Białorusini. Żaden z tych narodów nie ma jednak prawa zawłaszczać sobie historii Rusi. Próbowała to robić Rosja. Od jakiegoś czasu próbuje to robić Ukraina, tworząc konstrukcję Ukrainy-Rusi. Ale to nie znaczy, że mają do tego prawo.
To mniej więcej tak samo, jakbyśmy historię Polski cofnęli o kilkaset lat, bo przecież zanim powstała Polska, żyły na tych terenach plemiona słowiańskie. To, że Polacy mają przodków, nie ulega wątpliwości. Tylko ci przodkowie, choć byli Słowianami, nie byli Polakami. Nie było też wówczas Polski. Dlatego historię Polski nie cofamy np. do roku 750, bo byłoby to groteskowe.
Może nie dokładnie to, o co Panu chodziło, gdyż to już kilka dekad po Sasach, ale polecam ten tekst:
http://www.kresy.pl/kresopedia,historia,rzeczpospolita?zobacz/postep-czy-regres-czyli-czego-mozemy-zazdroscic-panszczyznianym-chlopom
Proszę tu zobaczyć: http://kijow.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wydarz_nauk_kult/polsko_ukrainski_okragly_stol_historykow_xvii_w____anons
Moją prezentację już tu linkowano. Dla tych co nie widzieli: http://kijow.msz.gov.pl/pl/aktualnosci/wydarz_nauk_kult/polsko_ukrainski_okragly_stol_historykow_xvii_w____anons
Tutaj także referat prof. Mirosława Nagielskiego, jak również artykuły poświęcone tej konferencji.
Ciekawy tekst. Czekam na cz. 2.
Nie wiem jak tam ze słoniną, ale wiejskie produkty (mleko, jaja, mięso, warzywa, owoce itd.) mogę u siebie na rynku (w niemal 40 tys. mieście) kupić dwa razy w tygodniu. Więc to akurat czysty populizm, że UE tego zakazuje.
To było 4 lata temu. A dzisiaj głośna jest wypowiedź Lecha Wałęsy, który chce wspólnego polsko-niemieckiego państwa:
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/walesa-z-polski-i-niemiec-powinnismy-stworzyc-jedno-panstwo/c3nm2
O co tym ludziom chodzi?
Nieźle. 3 mln hektarów, to inaczej 30 tys. km2, czyli około 1/10 powierzchni Polski, albo też 1/20 powierzchni Ukrainy. Mają rozmach…
Nie jestem historykiem IIWŚ, więc nie mam zamiaru się wymądrzać, choć czytałem swego czasu trochę na ten temat. Między innymi wspomnienia / rozważania szefa sztabu głównego wojska polskiego, gen. Wacława Stachiewicza. I jego argumenty brzmią dosyć przekonywająco. Czyli chyba faktycznie nie było lepszej alternatywy dla Polski. Ale w tej materii powinni się wypowiedzieć ludzie lepiej obeznani z tematem.
Słabemu bądź leniwemu pozostaje wiara w sojusze. To, co nam dzisiaj. Oszukujemy się, że ktoś stanie w naszej obronie w razie agresji na nasz kraj, podczas gdy członkostwo w NATO nie daje takiej gwarancji. Ono zobowiązuje sojuszników jedynie do tego, aby udzielić nam pomocy w zakresie i formie, jaką sojusznicy uznają za stosowną. Czyli jeśli na Polskę napadnie dajmy na to Rosja, to sojusznicy mogą uznać, że w tej sytuacji odpowiednią dla nas pomocą będzie wysłanie koców naszym żołnierzom. I będzie to wypełnienie zobowiązań sojuszniczych.
Jedynym zabezpieczeniem kraju była i jest jego własna armia, ludność i gospodarka. W ostatnich latach przed II WŚ Polska wydawała na wojsko około 45% swojego budżetu (dla porównania – dzisiaj jest to 1,95% i będzie mniej, bo po nowelizacji budżetu odebrano wojsku 3 mld złotych). Dzisiaj w porównaniu z tamtym okresem, nie robimy nic, aby zabezpieczyć nasze granice. No ale czego się można spodziewać po społeczeństwie, które dobrowolnie oddało swą niepodległość na rzecz Brukseli?
Warto dodać, że około 30-40 km od tego Beresteczka znajduje się inne Beresteczko. Także jeśli ktoś jedzie według wskazań nawigacji, to musi uważać, bo może nadłożyć sporo drogi. Co jest tym bardziej nużące, że ze względu na dziury, jedzie się po nich bardzo ciężko.
Tak, bardzo ciekawa relacja.
Jednak z tego co widzę, jest to tylko fragment większej całości. Dobrze by było pod każdą częścią tych wspomnień dopisać linki do pozostałych części, bo w tej chwili bardzo utrudnione jest znalezienie wszystkich odcinków tej historii. Ja je znalazłem tylko dzięki temu, że redakcja Kresów podała je dziś na Facebooku.
Czy może Pani napisać do mnie na: [email protected] ? Być może mamy wspólnych przodków. Mój pradziadek Stanisław Sikora-Sikorski urodził się w Grodnie w 1886 roku.
Sikor, czy Sikora? Obecne pogranicze polsko-białoruskie to tereny rodu Sikora (i Sikorów-Sikorskich). Po naszej stronie granicy znajduje się kilka wsi Sikora. W XIX w. w ówczesnej guberni grodzieńskiej żyli Sikorowie-Sikorscy.
„Obecnie na Litwie prawo zezwala na dokonanie aborcji do 12 miesiąca”
To Litwinki chodzą w ciąży nawet 12 miesięcy :)?
Liczba zabójstw dokonanych przy użyciu broni palnej w Polsce w 2011 roku (nie chce mi się szukać danych dla roku 2012 :)) wynosiła… 20. Co przy około 37 mln populacji Polski oznacza, że szansa na to, że zostanę zastrzelony wynosi mniej więcej jak 1 do 2 mln. Nie mam więc o co się martwić.
Co się tyczy wojen, to nie było jeszcze w historii Polski żadnego stulecia, w którym takowej wojny nasz kraj nie doświadczył. Jest więc o co się martwić, prawda?
„Przepraszam za ton wypowiedzi, nieco mnie poniosło”
Przyjmuję przeprosiny 🙂
XXXXX
„ale wynikło to z faktu, że nie zgadzam się z żadnymi tezami i argumentami zawartymi w artykule.”
Rozumiem. Dyskutujmy więc (jak kulturalni ludzie :)).
XXXXX
„O porównaniu armii zawodowej do niezawodowej pisałem mając na myśli porównanie z artykułu armii polskiej do rosyjskiej.”
Zaletą armii zawodowej jest jej profesjonalizm. Wadą istnienia tylko takiej armii, jest brak przeszkolonych rezerw. Gdy rzucimy do boju te 30 tys. żołnierzy (nie liczę „ogona”), to zostajemy praktycznie bez możliwości uzupełnienia strat, które niesie ze sobą każda wojna. Rosja ma nie tylko wysokouzawodowioną armię, ale także możliwość jej suplementowania.
Ponownie odwołam się do artykułu „Polska nie ma zdolności obronnych” http://kresy.pl/publicystyka,opinie?zobacz/polska-nie-ma-zdolnosci-obronnych
Zacytuję: „Średnia zdolność mobilizacji na wypadek konieczności obrony własnego terytorium w państwach europejskich wynosi średnio 1,66 procent populacji obywateli. W Polsce ten wskaźnik wynosi obecnie jedynie 0,26. Gorsze zdolności mobilizacyjne oprócz nas mają jedynie Czechy i Luksemburg.”
XXXXX
„Jeżeli członkostwo w NATO nie daje nam bezpieczeństwa to nic nam go nie da, bo Polska jest zbyt małym krajem aby przeciwstawić się samodzielnie chęci ataku choćby ze strony Rosji i nigdy nie będziemy dysponować siłami na podobnym poziomie.”
Nie chodzi o to, żeby mieć tak silną armię jak Rosja (takiej, choćby ze względu na brak broni masowego rażenia nigdy mieć nie będziemy), ale o to, aby agresja na nasz kraj nie była atrakcyjna. Czyli o to, że wiązałaby się ona ze zbyt dużymi kosztami agresora. To jest taktyka wskazanej już tu Szwajcarii.
A co do możliwości małych państw – mamy przykład Izraela. Państwo o kilkukrotnie niższym potencjale demograficznym niż Polska, za to zagrożone ciągłymi konfliktami, nie składa rąk, tylko dba o swoją obronność. Tylko dzięki temu jeszcze istnieje.
XXXXX
„Proporcjonalna ilość sił nie da nic krajowi, który ma 3-krotnie mniej ludności. Świat się bardzo zmienił w ostatnich dziesięcioleciach i uważam, że nie można w żaden sposób porównywać obecnej sytuacji militarnej państw europejskich nawet do tej sprzed II wojny światowej, nie mówiąc już o bardziej odległych latach. Dziś światem rządzi gospodarka i potęgę kraju mierzy się poziomem życia mieszkańców, a nie wielkością terytorialną. Zamiast spoglądać na Rosję spójrzmy lepiej na Szwajcarię, która nie posiada żadnej armii, a mimo to jest państwem stabilnym i bogatym.”
Co do Szwajcarii, to już to skomentowano. Nie będę powtarzał, że jest dokładnie odwrotnie niż Pan tu pisze. A co do reszty tez… Jeśli by się z nimi zgodzić, to należałoby naszą armię w ogóle rozwiązać. Bo i po co nam armia, która nie jest w stanie przeciwstawić się naszym sąsiadom? Strata pieniędzy…
Oczywiście z takimi tezami się nie zgadzam. Własna armia była, jest i będzie niezbędna.
A co do gwarancji NATO – są one znacznie słabsze niż nasze przedwojenne sojusze, które przynajmniej obligowały sojuszników do konkretnych działań (rozpoczęcia ofensywy z zachodu w określonym dniu po wybuchu wojny). To, że ich nie wypełniono powinno być dla nas nauką. A to, że traktat sojuszniczy NATO nie określa żadnych konkretnych form pomocy zaatakowanemu krajowi (mówi tylko o obowiązku niesienia pomocy), powinno być dla nas bardzo niepokojące. Jak mi swego czasu tłumaczył jeden z generałów, traktaty te są tylko tyle warte ile wola sojuszników aby zastosować się do ich ducha (bo nie litery). Przykład – jeśli jutro zostaniemy zaatakowani przez któregoś z naszych sąsiadów, to nasi sojusznicy z NATO, wysyłając koce naszemu wojsku, formalnie spełnią swój obowiązek niesienia nam pomocy. A jeśli owe koce nie dotrą na czas, to zawsze będzie się mogło oskarżyć Polskę o nie dość długą obronę na zorganizowanie dla niej pomocy. Niestety świadomość tych faktów jest w naszym społeczeństwie zerowa.
A tak poza wszystkim, gdy do konfliktu dojdzie między członkami NATO, to jak Pan sądzi, co zrobią inne kraje NATO?
W normalnych okolicznościach zignorowałbym tego typu komentarz, bo ktoś, kto pisze w ten sposób nie zasługuje na odpowiedź. Tym razem zostałem jednak poproszony o ustosunkowanie się do niej przez Redakcję, co też niniejszym czynię.
„jak można porównywać liczebność w pełni zawodowej armii do armii, która składa się głównie z tymczasowo szkolonych obywateli…”
Ignorancja szanowny Panie. Zwykła ignorancja przez Pana przemawia. Armia polska epoki saskiej była armią zawodową.
„Czy według autora artykułu powinniśmy stworzyć czterokrotnie bardziej liczną armię i utrzymywać ją zamiast budować nowe drogi czy autostrady. Taki tok myślenia ma Kim Dzong Un,”
Proszę więc sięgnąć do niezależnych ekspertyz, przygotowywanych choćby przez Stratfor:
http://www.kresy.pl/publicystyka,analizy?zobacz/strategia-dla-polski
„W momencie, gdy Polska jest członkiem NATO naszemu krajowi nie grozi żadne niebezpieczeństwo.”
Złudzenie, które dość skutecznie obala choćby zlinkowany powyżej tekst. Przy okazji, proszę się wczytać w traktat sojuszniczy NATO – do czego tak naprawdę obliguje kraje sojusznicze. Klapki Panu spadną z oczu.
Radosław Sikora
No i wyjaśniło się, czemu Litwa przeskoczyła nas w rankingu. Otóż dane za 2011 rok przeliczono na liczbę mieszkańców, którą wykazał spis powszechny na Litwie. Okazało się bowiem, że Litwinów jest dużo mniej, niż się spodziewano, więc i PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca gwałtownie wzrósł z 57% średniej unijnej w 2010 roku, do 66% w 2011 roku.
Co ciekawe, ten sam eurostat wprowadził nową, bardziej obiektywną metodę mierzenia poziomu życia mieszkańców państw UE. Jest nim faktyczne spożycie indywidualne per capita. W tej kategorii wypadamy niemal dokładnie tak samo, jak Litwini, Słowacy i Czesi, a dużo lepiej niż Bułgarzy, Rumuni, Węgrzy, Łotysze i Estończycy.
Polecam raport eurostatu: http://epp.eurostat.ec.europa.eu/cache/ITY_PUBLIC/2-13122012-AP/EN/2-13122012-AP-EN.PDF
a także opis o co w tym wszystkim chodzi:
http://biznes.pl/wiadomosci/kraj/nowa-miara-poziomu-zycia,5381980,news-detal.html
Tyle że PKB PPP per capita nie oddaje jakości życia, czy dobrobytu społeczeństw. Na to ma wpływ wiele czynników, jak chociażby wolność osobista, czy bezpieczeństwo. Jeżeli kogoś interesuje jakość życia ludzi, to polecam np. LEGATUM PROSPERITY INDEX (dane za 2012 rok tutaj: http://www.prosperity.com/Default.aspx ). Albo też Human Development Index, choć tu danych dla 2012 roku jeszcze nie opublikowano.
„Różne źródła podają różną liczebność wojsk, więc tu nie będę dyskutował” – Polecam moją książkę „Kłuszyn 1610. Rozważania o bitwie”, w której precyzyjnie wyjaśniam skąd takie a nie inna liczby wojsk polskich, szwedzkich i rosyjskich pod Kłuszynem i dlaczego wcześniejsze ustalenia są błędne.
„wliczanie czeladzi obozowej do faktycznej liczby walczących jest lekką przesadą, gdyż pozostawała ona w obozie i zajmowała się jego obroną, jeśli była do tego zmuszona” I tak właśnie było pod Kłuszynem.
„jedynie część husarzy troczyła do siodeł skrzydła ” Ale przecież nie napisałem, że wszyscy husarze to robili 🙂
„Skóry z kolei raczej nie miały wpływu na konie nieprzyjaciela, a miały bardziej zadziałać psychologicznie na samych przeciwników.” O straszeniu koni przeciwnika skórami pisał np. Fynes Moryson w “An Itinerary Containing His Ten Yeeres Travell through the Twelve Dominions of Germany, Bohmerland, Sweitzerland, Netherland, Denmarke, Poland, Italy, Turky, France, England, Scotland & Ireland”, t. 4, s. 68. Zresztą sam to niedawno przetestowałem zarzucając na siebie skórę niedźwiedzia i podchodząc do konia, któremu nieobcy był widok husarzy. Tyle, że skóry niedźwiedzia jeszcze nie widział.
A co do jakości wojsk moskiewskich – nie było aż tak źle, jak Pan pisze. Ale, co ważniejsze, napisałem o ich słabszej jakości w artykule, więc nie bardzo rozumiem czemu ta uwaga służy.
To jest bardzo bliska mi tematyka :). W mojej książce „Wojskowość polska w dobie wojny polsko-szwedzkiej 1626-1629. Kryzys mocarstwa” szeroko poruszam te zagadnienia. Choć oczywiście jest to tylko kilkuletni fragment naszych dziejów. W każdym razie pokazuje głębsze dno tego, o czym dzisiaj współcześni historycy mało kiedy pamiętają. Dlaczego podatki były niskie, dlaczego armia była tak nieliczna (i liczna z drugiej strony, bo zależy co tam sobie zdefiniujemy pod pojęciem armii) itd. itp.
Ale ja tego artykułu nie pisałem „ku pokrzepieniu serc”, ale po to, aby pokazać zapomniany, a spektakularny epizod kampanii 1651 r. A że przy okazji pokazuję prawdziwe oblicze wojny? A dlaczego miałbym je ukrywać? Rzeczywistość była taka, że albo wojsko marłoby z głodu (co też później i tak miało miejsce), albo cywile. Nie było wówczas innej alternatywy.
Wojna była brutalna. Nawet ta zwycięska. Największymi w niej przegranymi byli, są i będą normalni ludzie. I o tym warto by pamiętać niezależnie od epoki.
Muszę wypróbować ten przepis, bo to co u nas można kupić pod nazwą „kwasu”, woła o pomstę do nieba 🙂
„Zawsze osoby wierzące uważają że laicyzacja społeczeństwa jest główną przyczyną niskiej dzietności, a osoby przywiązujące większą wagę do ekonomii powołują się na okoliczności ekonomiczne. Nie można uznać że to są dwie przenikające się przyczyny niskiej dzietności?”
Nie można, bo nie potwierdza tego życie. Gdyby było inaczej, to zamożna Europa powinna przodować w ilości posiadanych dzieci. Tymczasem tak nie jest. Zlaicyzowane państwa europejskie, czy to te biedne, czy to te najbogatsze, mają tak małą ilość dzieci, że nie pozwala to na prostą zastępowalność pokoleń.
Za to społeczeństwa religijne (nie tylko w Polsce), cechują się olbrzymim wzrostem naturalnym.
„Wartości konserwatywne, odpowiednie warunki do prowadzenia działalności gospodarczej, przyjaźniejsza biurokacja i liberalizacja budownictwa mieszkalnego powinny być pierwszą linią do stworzenia klimatu mającego przyczynić się to zwiększenia dzietności. Trzeba te dzieci chcieć i jeszcze je wykarmić.”
Polecam badania nad powiatem kartuskim, gdzie ludzie żyją w takim samym środowisku prawnym, jak reszta Polaków, a pomimo to powiat ten cechuje się olbrzymią dzietnością.
„Anglia gdzie znajdują się Polacy niekoniecznie konserwatywni jest dobrym przykładem tego że wyższy standard życia pozwala na utrzymanie większej rodziny.”
Pozwala, nie oznacza, że są tam liczniejsze rodziny. Oczywiście, że większa zamożność POZWALA na utrzymanie liczniejszych rodzin. W praktyce jednak, zamożniejsze (a zlaicyzowane) społeczeństwa mają inne priorytety niż powoływanie na świat większej ilości dzieci, czego przykładem jest właśnie cała Europa.
A co do Polek w Anglii, które niby to rodzą tak wiele dzieci. Otóż zapomina się o strukturze wiekowej tej grupy naszej emigracji. Tam wyjechali ludzie młodzi. W większości będący w okresie największej płodności. To i nie dziw, że właśnie ta grupa dzisiaj rodzi dzieci. Gdybyśmy mieli w Polsce podobną strukturę wiekową kobiet, co polska emigracja w Anglii, to tych dzieci rodziłoby się dziś znacznie więcej. Ponieważ jednak te struktury wiekowe są różne, to u nas nie ma takiego baby boomu, a w Anglii skończy się on za jakąś dekadę, gdy obecne pokolenie młodych emigrantów wyjdzie z okresu największej płodności, a nie zastąpi go kolejne, bo emigracja do Anglii praktycznie ustała.
„Moim zdaniem ważne jest też stopniowe wychodzenie z przymusowych ubezpieczeń społecznych, trzeba wrócić do starego modelu gdzie każdy oszczędza na swoją przyszłość we własnym zakresie.”
Zgadzam się, że obecny system ubezpieczeń społecznych nie sprzyja podnoszeniu dzietności. Moim zdaniem lepszy jest taki, w którym emerytura jest uzależniona od ilości posiadanych dzieci, które przecież na te emerytury pracować będą.
„Na debacie o Tożasmości pan Karol Każmierczak ze Stowarzyszenia Odra-Niemen zauważy lrówniez ważną rzecz. Otóż na Kreasch czy w Kazachstanie żyją potomkowie Polaków którzy z miłą chęcią chcieliby uczyć się, pracować i żyć w Polsce, w nich jest potencjał.”
Zgadzam się, że powinniśmy sprowadzić Polaków z Kazachstanu do Polski. Natomiast nie uważam, że to rozwiąże nasze problemy demograficzne. Tych Polaków jest po prostu zbyt mało, a kryzys demograficzny zbyt duży.
„na pewno ten czynnik ekonomiczny ma znaczenie, bo jednak każdy normalny człowiek, odpowiedzialnie myślący wie, że mówiąc brutalnie zrobić dziecko to nie sztuka, ale zapewnij mu utrzymanie kiedy samem nie ma się pracy”
Z tym się zgodzić nie mogę. A to dlatego, że absolutnie nie ma korelacji między wzrostem zamożności, a ilością posiadanych dzieci. Wystarczy spojrzeć na Polskę z początków lat 90. XX w.. Olbrzymie bezrobocie, niepewność jutra, poziom ekonomiczny odpowiadający Ukrainie (w 1991 roku byliśmy nawet biedniejsi od Ukraińców). I co? Dzietność w Polsce była wyższa niż dzisiaj, gdy jesteśmy niby to już prawie 4-krotnie bogatsi.
Wykresy pokazujące zmianę PKB ppp per capita od 1990 r. (dla porównania Polska i Ukraina):
http://www.google.pl/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_ &ctype=l &strail=false &bcs=d &nselm=h &met_y=sp_dyn_tfrt_in &scale_y=lin &ind_y=false &rdim=country &idim=country:POL:FRA:DEU:ITA &ifdim=country &tstart=-307936800000 &tend=1301436000000 &hl=pl &dl=pl &q=dzietno%C5%9B%C4%87+wykres#!ctype=l &strail=false &bcs=d &nselm=h &met_y=ny_gnp_pcap_pp_cd &scale_y=lin &ind_y=false &rdim=country &idim=country:POL:UKR &ifdim=country &tstart=-307936800000 &tend=1301436000000 &hl=pl &dl=pl &ind=false
A tu, jak się zmieniał wskaźnik dzietności od 1990 roku. Porównanie Polski i Ukrainy. Warto zaznaczyć, że jest on dzisiaj nieco wyższy… na Ukrainie.
http://www.google.pl/publicdata/explore?ds=d5bncppjof8f9_ &ctype=l &strail=false &bcs=d &nselm=h &met_y=sp_dyn_tfrt_in &scale_y=lin &ind_y=false &rdim=country &idim=country:POL:FRA:DEU:ITA &ifdim=country &tstart=-307936800000 &tend=1301436000000 &hl=pl &dl=pl &q=dzietno%C5%9B%C4%87+wykres#!ctype=l &strail=false &bcs=d &nselm=h &met_y=sp_dyn_tfrt_in &scale_y=lin &ind_y=false &rdim=country &idim=country:POL:UKR &ifdim=country &tstart=659228400000 &tend=1290380400000 &hl=pl &dl=pl &ind=false
Problem ważki, lecz obawiam się, że wnioski demografów będą takie jak zwykle, czyli powtórzenie dorgi, którą idą kraje Europy Zachodniej, a która do niczego dobrego nie prowadzi. Pierwszym podstawowym błędem w rozumowaniu jest to, że panuje powszechna opinia, iż dzietność Polek będzie większa, gdy poprawi się sytuacja ekonomiczna Polaków. A tymczasem nie ma ona z nią absolutnie nic wspólnego. Wystarczy spojrzeć na trzy sąsiednie kraje (Niemcy, Polskę, Ukrainę) o diametralnie różnym poziomie dobrobytu, a niemal identycznej dzietności, żeby zobaczyć, że nie ma zależności „im bogatsze społeczeństwo, tym więcej rodzi się dzieci”. Niemy są jednym z najbogatszych krajów świata, przeznaczającym miliardy euro na politykę pronatalistyczną i nic to nie daje.
Z drugiej strony panuje błędne przekonanie, że im więcej dzieci, tym większa bieda i bezrobocie.
Ja bym sobie bardzo życzył, aby nasi demografowie przeanalizowali sytuację panującą na Kaszubach, w gminie Kartuzy, gdzie wciąż rodzi się bardzo dużo dzieci (przez ostatnią dekadę populacja gminy wzrosła o 18% z czego połowa to wzrost wewnętrzny a reszta imigracja), a gdzie bezrobocie jest niższe niż średnia krajowa. Dlaczego tak się dzieje? Z moich obserwacji wynika, że panuje tu tradycyjny model rodziny i są silne wpływy kościoła. Istnieje zależność między religijnością społeczeństwa a jego dzietnością. Widać to i w Polsce, i poza nią.
Moim zdaniem, za spadek dzietności Polek odpowiada nie sytuacja ekonomiczna Polski, ale zmiana modelu rodziny i laicyzacja społeczeństwa.
Nie wiem, czy się Państwu tamte linki otworzą. Na wszelki wypadek proszę zacząć tutaj i przewijać kolejne zdjęcia:
https://www.facebook.com/photo.php?fbid=10151197632875929 &set=a.10151197632720929.470262.122319230928 &type=1 &theater
Pierwsze fotorelacje z tej imprezy:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.10151197632720929.470262.122319230928&type=1
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.472013819495615.107986.100000610036303&type=1&l=a3785305be
A ja polecam pierwszą polską książkę kucharską. Tam są prawdziwie staropolskie (z XVII w.) przepisy. Darmowa, oryginalna wersja, do ściągnięcia tutaj:
http://www.polona.pl/dlibra/doccontent?id=40122 &from=FBC
lub jeśli ktoś woli, to tutaj:
http://www.wbc.poznan.pl/dlibra/doccontent?id=66766 &from=FBC
A jeśli ktoś nie lubi czytać z komputera, to polecam niedawno wydaną piękną, pisaną współczesną czcionką i bogatą ilustrowaną edycję tej książki. Jej recenzja tutaj: http://kulinarny.wordpress.com/2009/12/page/2/
Panie Mohort,
prosił Pan o „1 przykład udziału ukraińca w tej potrzebie”. I to ukraińca pisanego małą literą. Jak rozumiem nie chodziło Panu wtedy o współczesną nam narodowość ukraińską, bo jej przedstawicieli piszemy z litery dużej, czyli Ukraińcy. Tak samo jak Polacy, Rosjanie, Niemcy itd. Jako, że jest Pan Polakiem, to spodziewam się, że zasady języka polskiego są Panu znane i że ten „ukrainiec” to nie przypadek. Odpowiedziałem więc Panu na postawione pytanie.
Gdy okazało się, że termin „ukrainiec” istniał w 1621 roku (a nawet pisano o „ukraińcach-kozakach”), nagle zmienia Pan swoje oczekiwania i prosi o dowód na to, że ówczesny ukrainiec znaczył to samo co dzisiejszy Ukrainiec. Nie znaczył. Tak jak ówczesne pojęcie „Polak” nie odpowiada dzisiejszemu. Jak już wcześniej (w innej dyskusji) pisałem, znaczenie terminów ewoluuje. Polakiem (ba, nawet „Piastem”) nazywano naszego króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego, który był Rusinem. Ukraińcami zaś nazywano wtedy mieszkańców Ukrainy.
A przy okazji, to co podkładano wówczas pod pojęcie Ukraina, nie pokrywa się z obecnymi jej granicami. Ukraina wówczas odpowiadała mniej więcej temu, czym było ówczesne województwo kijowskie. Czyli terenom na wschód od Wołynia, Podola i Bracławszczyzny.
Mam nadzieję, że teraz wszystko jasne 🙂
Panie Mohort, mieliśmy tu już dyskusję na temat pojęcia Ukrainiec w tamtym okresie. Podałem wtedy polskie źródła, które tym pojęciem operowały w odniesieniu do roku 1620. Takie pojęcie w języku polskim wówczas istniało, więc proszę sobie darować złośliwości. Pod Chocimiem w 1621 zgromadzili się mieszkańcy Rzeczpospolitej Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego (nie licząc żołnierzy zaciężnych z państw niemieckich, Siedmiogrodu itd.), w tym i Ukraińcy.
I jeszcze jedno. Polecam mój artykuł na temat luźnej czeladzi:
http://www.radoslawsikora.republika.pl/materialy/zapomnianaarmia.pdf
Tam także o liczebności wojsk „tureckich” pod Chocimiem i o tym, dlaczego w źródłach podaje się tak wielką ich liczbę, choć w rzeczywistości było ich znacznie mniej. Tam także i o Tatarach – skąd tak wielka ich liczba w źródłach, a tak niska w opracowaniach.
A co do rzeczywistej liczebności poszczególnych kontyngentów, to nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Źródła zwykle podają wielkości etatowe. I jeśli tylko je brać pod uwagę, to Zaporożców (ok. 40tys.) rzeczywiście było nieco więcej niż wojsk litewsko-polskich (ponad 32 tys.). Ale ponownie podkreślam, że liczebność etatowa, a liczebność rzeczywista to dwie różne rzeczy. Jakie były stany rzeczywiste, tego nie wie nikt.
A ponadto armia to nie tylko żołnierze, ale i luźna czeladź. Ta ostatnia była rzeczywistą siłą bojową, choć nie nazywano ich żołnierzami, ani żołdu im nie płacono. Pod Chocimiem luźna czeladź brała udział w walkach i radziła sobie w nich całkiem nieźle. W kawalerii polskiej luźnej czeladzi było znacznie więcej niż tak zwanych żołnierzy. Na przykład Auxent pisał, że w czasie bitwy chocimskiej pod Lwowem zgromadziło się 40 000 żołnierzy (to był odwód strategiczny dla wojsk walczących pod Chocimiem; była tam gwardia króla z nim samym i gromadziło się tam pospolite ruszenie), ale wraz z czeladzią było to już 200 000 ludzi. Może lekko przesadził, a może nie… Inne źródła z innych lat również podają tak wielką liczbę luźnych, ciągnących z wojskiem. Ja zwykle przyjmuję, że luźnej czeladzi było 2-3 razy więcej niż kawalerzystów. To oczywiście dotyczy kawalerii polskiej i litewskiej.
Jeśli więc uwzględnić luźną czeladź, to wojsk litewsko-polskich powinno być więcej niż Kozaków i ciągnących z nimi ludzi (u Zaporożców także było sporo ludzi ciągnących za wojskiem, choć nie aż tak wiele, co w kawalerii polskiej).
Tak bardzo orientacyjnie można oszacować, że rzeczywista liczba „żołnierzy” RP wynosiła 40 tys. (tyle podał A.S. Radziwiłł; sądzę, że był dobrze zorientowany w temacie), z czego połowa to Kozacy. Całkowita liczebność wojska to 100 tys., z czego 40 tys. Kozaków i ludzi, którzy z nimi przyszli oraz 60 tys. żołnierzy litewskich i polskich oraz ich luźnej czeladzi.
Na stronie http://www.radoslawsikora.republika.pl/materialy/Chocim1621/Chocim1621.pdf wisiał do niedawna mój artykuł (ale po angielsku) o tej bitwie. Ściągnąłem go, bo muszę usunąć z niego jedną grafikę, a dodać trochę tekstu, bo w międzyczasie znalazłem kilka nowych, ciekawych źródeł. Mogę go w tej chwili na priv podesłać. W tej starej wersji oczywiście.
W tym artykule, który teraz komentujemy, pisałem o sytuacji aprowizacyjnej wojsk. O Kozakach w tym kontekście nie ma aż tak wielu źródeł, bo zdecydowana większość źródeł pochodzi od polskich uczestników tej bitwy. A oni siłą rzeczy koncentrowali się na tym, co było dla nich najważniejsze, czyli kwestię Kozaków poruszali rzadziej.
Najciekawiej i bardzo pochlebnie o udziale Kozaków pisze Auxent (Ormianin z Kamieńca Podolskiego i świadek bitwy). Nie wiem, czy go na Ukrainie wydano. Ja korzystam z wersji tłumaczonej na angielski (z oryginalnym tekstem ormiańsko-kipczackim obok).
On w tej szarży udziału nie brał 🙂
A o Kozakach w artykule całkiem sporo…
Czy Redakcja „Kresów” byłaby zainteresowana moim artykułem o bitwie chocimskiej 1621? Jeśli tak, to proszę o kontakt na [email protected]
Zdjęcia i filmy z tej imprezy tutaj: http://www.reenactor.ru/index.php?showtopic=71574&st=0 i na youtubie
Panie „Combat56”,
Po pierwsze przepraszam, że odpowiadam dopiero teraz. Wydawało mi się, że dyskusja o husarii już jest zakończona. Wszedłem tu dopiero dzisiaj i widzę, że jednak nie. A przechodząc do Pana komentarza.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Combat56: „Zacznę od artylerii bo nie jest prawdą co Pan dr tu na pisał.”
R.S: Przypomnę, że napisałem, że lekka artyleria polowa, wspomagająca swym ogniem piechotę była wykorzystana już przeciwko Polakom w bitwie pod Obertynem 1531 roku. Sami Polacy na długo przed Gustawem Adolfem jej używali. Nie była to więc żadna nowość dla wojsk polskich w okresie po 1625 roku. I w pełni podtrzymuję to, co napisałem. Dodam, że nie ma żadnych podstaw, aby twierdzić, że to Szwedzi dopiero w trakcie wojny trzydziestoletniej wymyślili lekką, szybko ładowaną, mobilną artylerię, wspierającą swoim ogniem piechotę. To nie jest szwedzki wynalazek! Taką artylerię opisał już w XVI wieku Marcin Bielski, uczestnik bitwy pod Obertynem 1531 roku:
„[…] nie może nic lepszego być i potrzebniejszego wszędzie pieszemu ludowi, jako takie [działa, tak zwane organki], bo je może drab [żołnierz piechoty] ze sobą wozić kędy chce i obrócić na wszystki[e] strony, gdzie potrzeba ukaże w ciągnieniu, kiedy po wszystkich stronach wojska takowe postanowi [ulokuje], może iść kędy chce z nimi, żaden nieprzyjaciel jezdny na to nie natrze, bo tam jedno od drugiego się zapala, gdy z jednego puscisz [ogień; to jest odpalisz], ktemu prędkie nabicie może być, gdy masz gotowe nabicie [pocisk] w papierze zawinione, a tem może prędko nabijać, tak iż bez przestania [w sposób ciągły] może strzelba iść [można prowadzić ogień][…] ”
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Combat56 „Artyleria z pod Obertynem (polacy z resztą używali jej dużo wcześniej np pod Orszą) ma tyle w wspólnego z szwedzką za czasów Gustawa Adolfa co czołgi z I wojny światowej z tymi z II wojny.”
R.S: Zupełnie odwrotnie. Artyleria za czasów Gustawa Adolfa nie dorównywała jeszcze tej, którą Mołdawianie mieli już pod Obertynem. Wbrew dziewiętnastowiecznym historykom (i tym, którzy za nimi do tej pory powtarzają), Szwedzi za Gustawa Adolfa nie stosowali gotowych ładunków zespolonych, które znakomicie zwiększały szybkostrzelność dział. A z mobilną artylerią dopiero eksperymentowali. Działa regimentowe to dopiero ostatni rok wojny w Polsce. Nie wpłynęły one nijak na wynik wojny. Działa skórzane, to pomysł wadliwy. Sami Szwedzi z niego szybko zrezygnowali. Ponadto, nie ma żadnych źródeł, które by wskazywały na to, że nasycenie działami armii szwedzkiej w Polsce było większe niż armii polskiej. Polecam mój artykuł na temat bitwy pod Gniewem, gdzie to wyjaśniam http://www.radoslawsikora.republika.pl/GniewVivatVasa.pdf
Ogólnie rzecz ujmując – powtarza Pan tezy zawarte w wiekowych już opracowaniach i tych, którzy wciąż je, bez weryfikacji, powtarzają. Te tezy już obaliłem w swoich pracach. Bardzo zachęcam do zapoznania się z nimi.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Combat56: „Dalej o muszkietach i szwedzkiej piechocie. Muszkiety faktycznie były używane(ja napisałem nie prawdę) wcześniej chodzi tu bardziej o to jakie to były muszkiety i jak ich używano. Oragnizując swoja armie Gustaf Adolf podzielił ja na stałe jednostki, ustanawiajac przejrzyste reguły zależności między nimi. Skwadron składał się z 216 pikinierów, 192 muszkieterów organicznych, 96 muszkieterów towarzyszących oraz dwóch dział regimentowych. do roku 1628 skwadrony walczyły po 3 w grupach, potem w brygadach, złozonych z 3-4 skwadronów. stare ciężkie muszkiety zastąpiono nowymi znacznie lżejszymi i nauczył swoich żołnierzy strzelać salwami a nie jak to było w zwyczaju pojedynczymi strzałami. muszkieterzy byli podzieleni na trzy grupy co umozliwiało(także w wyniku dobrego wyszkolenia) praktycznie ciągły ostrzał. Pikinierzy dostali metalowe osłony na drzewce. Armia szwedzka z pod Gniewa, i w dużo większym stopniu z pod Breitenfeld czy Lutzen była w stanie zasypać przeciwnika dużo większą liczba kul niż ta z pod Kircholmu.”
R.S: Strzelanie salwami poszczególnych szeregów, to czasy grubo przed Gustawem Adolfem. Kolejny raz polecam traktaty z XVI wieku (choćby Jana Tarnowskiego), gdzie to jest wyraźnie opisane. Więc nie jest prawdą to, co Pan tu pisze, że przed Gustawem Adolfem w zwyczaju było strzelać „pojedynczymi strzałami”. Gustaw Adolf zrobił co innego – nie wprowadził salw jako takich, ale wprowadził salwy zdwojonymi szeregami. Ale i one nie były wystarczająco skuteczne, o czym właśnie przekonuje bitwa pod Gniewem http://www.radoslawsikora.republika.pl/GniewVivatVasa.pdf
Nie zmieniło się to nawet w XVIII wieku, po wprowadzeniu bardziej szybkostrzelnych muszkietów skałkowych w miejsce lontowych (o bitwie pod Kliszowem 1702 r. w moim doktoracie oraz w książce „Niezwykłe bitwy i szarże husarii”).
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Idźmy dalej. Pomijam Pana uwagi na temat czołgów, bo nie mają one tu nic do rzeczy. Za to odniosę się do kolejnej Pana uwagi. Cytuje mnie Pan ,,pojawił, to ten, że Gustaw Adolf przestał wychodzić w otwarte pole, co po prostu pozbawiło husarii możliwości walki w otwartym terenie.”, po czym komentuje „czyli jednak nie taka uniwersalna, i nie do końca radząca sobie w trudnym z różnicowanym terenie.”
Gdyby zechciał Pan zajrzeć do moich opracowań, to zobaczy Pan w czym upatruję główne powody problemów husarii. A mianowicie w umiejętnym wykorzystaniu właściwości terenowych przez nieprzyjaciela i w zastosowaniu przeszkód antykawaleryjskich. To nie ma z uniwersalnością nic wspólnego. Kawaleria w ogólności, a w szczególności, czy to husaria polska, czy też kirasjerzy cesarscy, nie jest stworzona do walki w każdym terenie. Teren dla jazdy nie może być tak trudny, jak dla piechoty. Mądry wódz (a takim był Gustaw Adolf) to wykorzysta. I zamiast, jak Karol IX pod Kircholmem, wyjść w otwarty teren, narażając się na szarże husarzy, będzie walczył z husarią spoza umocnień. Ot i cała filozofia walki. Żadne tam salwy, żadna tam artyleria. Po prostu odpowiednio wysoki wał, ileś tam szerokich rowów, kozły hiszpańskie itd. Takich przeszkód nie pokona żadna jazda. I to właśnie spowodowało, że np. pod Gniewem Kircholm się nie powtórzył.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
Combat56: „Nie chodziło mi o to żeby pokazać że Husaria była do dupy tylko o to że w pewnych warunkach sobie nie radziła.”
R.S: I bardzo słusznie. Tylko, że warunki wskazane przez Pana we wstępie do artykułu (muszkiety, działa), nie są tymi, które rzeczywiście spowodowały problemy (przeszkody terenowe i sztuczne). I z tym polemizuję.
Link jest wciąż ten sam. Po prostu serwer uniwersytetu ma okresowe problemy. Ale sprawdzałem przed chwilą i teraz działa. W razie problemów, proszę napisać do mnie na e-mail: [email protected] Podeślę wtedy swój doktorat e-mailem.
Ciekawe, ale przydałoby się jakieś dodatkowe wyjaśnienie od redakcji, na czym to odrodzenie białoruskiej kozaczyzny właściwie polega. Czy to ma być jakaś organizacja paramilitarna wspierająca prezydenta? No bo chyba nie ma to nic wspólnego z rekonstrukcją historyczną?