Trump jest świadom losu ostatniego prezydenta, który próbował rozbić Deep State i powstrzymać nasze globalne wtrącanie się. Zgodnie z tą teorią, nie może powiedzieć nikomu o swoich zamiarach, które musi przechowywać in pectore, podczas gdy na zewnątrz realizuje agresywną “politykę siły”, przewrotnie podcinającą amerykańskie “przywództwo”, którego rzekomo jest orędownikiem. Jeśli takie jiu-jitsu leży w sercu polityki Trumpa, to naprawdę jest geniuszem! – twierdzi na łamach Strategic Culture, Jim Jatras, były amerykański dyplomata.

Pomimo tego, że lojalna wobec Trumpa baza wyborcza w Stanach Zjednoczonych nadal go kocha (podczas gdy druga połowa amerykańskiej populacji go nie znosi), można śmiało powiedzieć, że przytłaczająca większość wśród zagranicznych przywódców czuje do niego pogardę pomieszaną ze strachem.

Choć nie wymienia Trumpa z imienia, szefowa Unii Europejskiej ds. polityki zagranicznej, Federica Mogherini nie pozostawiła żadnych wątpliwości co do tego, co sądzi o obecnym sterniku amerykańskiej nawy państwowej po wycofaniu się USA z irańskiego porozumienia nuklearnego: “Wydaje się, że krzyczenie, obrażanie i zastraszanie, systematyczne niszczenie i demontaż wszystkiego, co już jest na miejscu, to nastrój naszych czasów (…) Ten impuls do zniszczenia nie prowadzi nas w dobrym kierunku (…) Nie rozwiązuje żadnego z naszych problemów”.

Rzućmy okiem na niektóre z głównych oznak tego, co wielu postrzega jako destrukcyjną ścieżkę Trumpa:

Wycofanie z paryskiego porozumienia klimatycznego oraz z Partnerstwa Transpacyficznego (TPP), jak nam powiedziano, jest równoznaczne z “wycofaniem się Ameryki z naszej roli jako niewybieralnego (ale de facto) światowego lidera”. Nowe międzynarodowe zasady dotyczące środowiska i handlu nie będą już ustalane w Waszyngtonie.

Przeniesienie amerykańskiej ambasady w Izraelu do Jerozolimy: USA nie są już (i tak naprawdę nigdy nie były) “uczciwym pośrednikiem” lub “bezstronnym” mediatorem w znajdującym się w ślepym zaułku procesie pokojowym na Bliskim Wschodzie.

Fiasko w Syrii: Pomimo dwóch uderzeń przeciwko siłom syryjskim, prezydent Baszszar al-Asad (“potwór”, jak go nazwał Trump) pozostanie na stanowisku a proces astański z Rosją, Iranem i Turcją odsuwa na bok konające rozmowy genewskie pod patronatem amerykańskim i rosyjskim. Prawdopodobnie nie uda się zmienić tego wyniku planami zablokowania wpływów Iranu poprzez wprowadzenie obcych sunnickich legionów na tereny utrzymywane przez Kurdów pod patronatem Stanów Zjednoczonych, ale ich rozmieszczenie mogłoby pozwolić Amerykanom się wycofać.

Utrata wpływów w Iraku i Libanie: Pomimo wsparcia Waszyngtonu (i niezręcznego, nieoficjalnego partnerstwa z Teheranem) dla odzyskania przez Bagdad obszarów wcześniej kontrolowanych przez ISIS, iraccy wyborcy dali mandat do sformowania rządu szyickiemu duchownemu i długoletniemu wrogowi USA, Muktadrze al-Sadrowi. Wygrana Hezbollahu w wyborach w Libanie również nie może zostać zinterpretowana jako wygrana Waszyngtonu.

Koreańskie porozumienie daje mniej usprawiedliwienia dla amerykańskiej obecności na półwyspie: krajowi kibice Trumpa lubią cytować jego twarde słowa o zmuszeniu Kim Dzong Una z Korei Północnej do podjęcia rozmów i zgody na rezygnację z broni jądrowej. Dopiero się okaże, co tak naprawdę się stanie, gdy Trump i Kim się spotkają w Singapurze w przyszłym miesiącu, zakładając, że szczyt odbędzie się zgodnie z planem. Ale nie ma wątpliwości, że prawdziwym przełomem, być może wywołany groźnym retoryką Trumpa, był gest prezydenta Korei Południowej w stronę Północy, widocznie z amerykańskim błogosławieństwem. Sama perspektywa wzbudziła spekulacje, czy doprowadzi to do wycofania się amerykańskich wojsk.

Wycofanie się USA z irańskiego porozumienia nuklearnego: Trump nie tylko zniszczył porozumienie nuklearne z Iranem, jego administracja ponownie narzuca jednostronne amerykańskie sankcje wobec Iranu i grozi najbliższym sojusznikom Ameryki oraz partnerom handlowym nałożeniem sankcji wtórnych. Bardziej niepokojące jest to, na co amerykańskie działania wskazują, czyli dążenie do zmiany reżimu w Teheranie i perspektywa wojny, mająca ten cel osiągnąć. Trump ośmieszył Emmanuela Macrona, kanclerz Niemiec Angelę Merkel i brytyjską premier Theresę May (z jej ministrem spraw zagranicznych Borisem Johnsonem), traktując z pogardą ich żałosne osobiste prośby o pozostanie w porozumieniu nuklearnym. Nie jest jeszcze czymś pewnym, czy twarde stanowisko 4M (May, Macrona, Merkel i Mogherini) ws. pozostania w JCPOA, oraz ws. udaremnienia amerykańskich sankcji wobec ich firm prowadzących interesy z Iranem, przełoży się na działanie. Działania blokujące Unii Europejskiej mogą być kluczowe. Ci, którzy przewidują, że 4M ostatecznie ulegną, mają silne argumenty. Z drugiej strony, jeśli euro-kundle zdołają wytrzymać presję, zerwać z USA i stanąć z Rosją i Chinami, będzie to deklaracja niezależności o historycznym znaczeniu. Wszystko, co mogłoby sprawić, że kochająca imigrantów „Mutti” Merkel choć raz zachowałaby się jak patriota, byłoby drobnym cudem samym w sobie.

Podsumowując, krytycy twierdzą, że te i podobnie nieodpowiedzialne działania Trumpa i jego zespołu podważają wiarygodność USA jako partnera międzynarodowego i zdegradowały wartość amerykańskiego “globalnego przywództwa”. Według niedawnego sondażu Gallupa: “Po roku prezydentury Donalda Trumpa wizerunek amerykańskiego przywództwa jest słabszy na całym świecie niż za prezydentury jego dwóch poprzedników. Dzięki stabilnej ocenie na poziomie 41%, Niemcy zastąpiły USA jako najlepiej oceniane globalne mocarstwo na świecie. Stany Zjednoczone są obecnie oceniane prawie na równi z Chinami (31%) i są niewiele bardziej popularne niż Rosja (27%), dwa kraje, które Trump uważa za rywali, chcących “podważyć amerykańskie wpływy, wartości i bogactwo”.

Nicholas Burns, były amerykański dyplomata w administracjach republikańskich i demokratycznych, powiedział: “Trump jest słaby w kwestii NATO, Rosji, handlu, klimatu, dyplomacji. Stany Zjednoczone karleją się jako globalny lider”. Była doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego Susan Rice szyderczo nazywa Trumpa “naszą kulą burzącą”.

Jak twierdzi pewien komentator: “Pozory mogą mylić. Persko-rosyjsko-chińska oś potajemnie stoi po stronie Trumpa, o którym wiedzą, że jest wrogiem imperium Deep State / Bilderberga. Spodziewam się, że Iran zrobi kilka ustępstw, a Trump wyjdzie wzmocniony, podobnie jak w Korei. Trump wierzy w teorię “wielkiego człowieka”, a on, Putin i Xi potajemnie współpracują. Rosja pozwoli Trumpowi zbombardować Syrię (bez większych konsekwencji), Xi nieco pójdzie na kompromis w sprawie handlu (bez wielkich konsekwencji), a Iran prawdopodobnie dokona kilku nieistotnych ustępstw. Koncesje Trumpa będą miały miejsce później (wycofanie niektórych wojsk z Korei Południowej, pozwolenie Putinowi na obsługiwanie Syrii, brak poważnych działań militarnych przeciwko Iranowi). Jak zauważył Pepe [Escobar], Xi zaproponuje Pakistanowi oparcie się na talibach, a Trump będzie nawet w stanie wyciągnąć wojska amerykańskie z Afganistanu. W końcu, Deep State straci kontrolę nad Eurazją, podczas gdy Trump z całą jego tromtadracją będzie paradoksalnie wydawał się silny. Może jeszcze być ciekawie”.

To oczywiście spekulacja. Dowody na tak ścisłe powiązania są znikome, z wyjątkiem być może mało skutecznych uderzeń na Syrię i wyraźnie starannej troski, by nie uderzyć w siły Rosji. Zastanawiające jest również to, dlaczego, gdyby to istotnie było intencją Trumpa, nie postępuje w bardziej bezpośredni sposób? Jeśli o to chodzi, dlaczego nie wyznaczył na wysoką pozycję w administracji nawet jednej osoba, która mogłaby podzielać tę agendę?

Jedną z odpowiedzi jest to, że Trump jest świadomy losu ostatniego prezydenta, który próbował rozbić Deep State i powstrzymać nasze globalne wtrącanie się. Zgodnie z tą teorią, nie może powiedzieć nikomu o swoich zamiarach, które musi przechowywać in pectore, podczas gdy na zewnątrz realizuje agresywną “politykę siły”, przewrotnie podcinającą amerykańskie “przywództwo”, którego rzekomo jest orędownikiem. Jeśli takie jiu-jitsu leży w sercu polityki Trumpa, to naprawdę jest geniuszem!

Inną, i być może bardziej prawdopodobną odpowiedzią jest to, że osiąga ten sam cel, nie poprzez przemyślany program, ale raczej jako wynik niepołączonych (dla niego), instynktownych działań, których konsekwencje jedynie słabo przewiduje. Oznacza to, że Trump niekoniecznie musi wytyczać ścieżkę lub pożądane wyniki w swoim umyśle, tylko wyczuwa, co zamierza zrobić w każdym przypadku. Rezultat wciąż może mieć pewną wewnętrzną logikę, którą tylko częściowo docenia na poziomie poznawczym.

A może wszystkie powyższe scenariusze są fałszywe. Być może Trump naprawdę nie ma pojęcia, co robi. Możliwe, że przez dziwactwa swojej impulsywnej osobowości po prostu podąża za dziesięcioleciami hegemonicznego tyranizowania przez Amerykę – z efektem odwrotnym do zamierzonego. Zwolennicy Pax Americana są zadowoleni. Kusi to również zwyczajowych zagranicznych aktywistów amerykańskich – zwłaszcza tych w Europie, którzy niezmiennie poddają się w najwyższym stopniu każdemu dyktatowi z Waszyngtonu, szczególnie w kontekście wrogości wobec Rosji – do odcięcia się od nieokrzesanego Trumpa i jego aroganckich postaw typu “America First!” w egzaltowanym przerażeniu (Mogherini: “wrzeszczeć, krzyczeć, obrażać i znęcać się, systematycznie niszczyć i demontować”).

W każdym razie, jeśli zignorujemy beczenie i jęczenie tych, którzy lamentują nad upadkiem “przywództwa” USA, być może powinniśmy być wdzięczni za wszystko, co podkopie globalny hegemoniczny projekt i, być może, pomimo najgorszych intencji mianowanych przez Trumpa urzędników, przenosi nas stopniowo w kierunku polityki opartej na interesie narodowym. Ujmując poszczególne kwestie w tym kontekście, jedynym prawdziwym zagadnieniem stojącym przed nami jest to, czy USA trwają w szalonym dążeniu do jednobiegunowej dominacji nad światem, która przeszła na wyższy bieg w 1991 roku i musi nieuchronnie doprowadzić do kataklizmu o niewyobrażalnych rozmiarach; albo czy może istnieć miękkie lądowanie w porządku wielobiegunowym, w którym USA zaakceptują status primus inter pares w porozumieniu z Rosją i Chinami oraz dodatkowo w porozumieniami z Europą, Indiami, Japonią i tak dalej.

Miejmy nadzieję, że ziści się to drugie. Jeśli tak, to to, czy jest to skutek celowych kalkulacji politycznych czy niepowodzenia politycznego, jest mniej istotne od samego rezultatu.

Jim Jatras

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. lp
    lp :

    Dopóki koszerne deep state będzie rządziło Ameryką (i Europą), dopóty nie będzie pokoju na świecie. Tak jest, ponieważ wojna jest dla nich pożywką i na wojnie robią największe geszefty.