Hezbollah głównym rozgrywającym w Libanie

Hezbollah posiadając ogromny potencjał militarny nie musi dysponować największym klubem parlamentarnym, aby decydować o libańskiej polityce. Po ostatnich wyborach staje się jednak głównym rozgrywającym, a jego wyższość musiały uznać ugrupowania dbające o dobre relacje z Zachodem oraz ze swoim saudyjskim protektorem.

Libański system wyborczy jest niezwykle skomplikowany, jak zresztą cała historia tego niewielkiego kraju. Tamtejsze okręgi wyborcze przebiegają według podziałów religijnych i etnicznych, dlatego przedstawiciele poszczególnych wyznań mają zagwarantowaną określoną ilość miejsc w Zgromadzeniu Narodowym. Wyznawcy poszczególnych religii nie są przy tym monolitem. Część chrześcijan opowiada się po stronie ugrupowań mających poparcie Arabii Saudyjskiej, pozostali wolą współpracę z partiami pro-irańskimi. Zdarzają się również sunnici opowiadający się za polityką prowadzoną przez szyicki Hezbollah.

Nie po drodze z Zachodem

Między innymi dzięki szerokiemu poparciu przedstawicieli różnych wyznań i grup etnicznych, to właśnie blok skupiony wokół Partii Boga (Hezbollah) odniósł zdecydowane zwycięstwo. Sojusz 8 Marca, który narodził się po „cedrowej rewolucji” z 2005 roku, uzyskał 85 miejsc w 128-osobowym parlamencie. Dlatego to właśnie on najpewniej przejmie władzę w kraju. Warto przy tym podkreślić, że Hezbollah kierowany przez Hasana Nasrallaha pod względem liczby mandatów jest dopiero trzecią siłą tej koalicji, ustępując chrześcijanom z Wolnego Ruchu Patriotycznego oraz zdominowanemu przez szyitów Ruchowi Amal (w tym roku mandaty z jego ramienia uzyskali także sunnici). Swój mniejszy wkład w sukces sojuszu miało także szereg innych ugrupowań, a najważniejsze z nich to m.in. druzyjska Postępowa Partia Socjalistyczna, chrześcijański Ruch Marada, Armeńska Federacja Rewolucyjna, Syryjska Partia Socjal-Nacjonalistyczna czy też sunnicki ruch Al-Ahbasz.

Niezwykle ważną rolę w politycznej układance Hezbollahu stanowi Wolny Ruch Patriotyczny, który jako ugrupowanie chrześcijan odbiera głosy znienawidzonym przez muzułmanów maronickim milicjom z czasów wojny domowej, a więc Siłom Libańskim oraz Falangom Libańskim. Największe zasługi ma jednak ugrupowanie obecnego prezydenta Libanu Michela Aouna, któremu przypisuje się decydującą rolę w doprowadzeniu do porozumienia narodowego w sprawie samego przeprowadzenia wyborów. Nieprzypadkowo wspomniany już Nasrallah, czyli sekretarz generalny Hezbollahu, właśnie głowie państwa poświęcił sporo miejsca w powyborczym orędziu. Aoun miał bowiem dotrzymać swojej największej obietnicy, kiedy parlament wybierał go na nową głowę państwa.

Sukces bloku skupionego wokół Partii Boga jest jednak w głównej mierze wynikiem rozczarowania polityką państw zachodnich, które nie pomagają w rozwiązaniu problemów Libanu z syryjskimi uchodźcami, a wspierany przez nie Izrael utrudnia chociażby eksploatację złóż ropy naftowej i gazu ziemnego na Morzu Śródziemnym. Tymczasem to właśnie Hezbollah uważany jest za siłę posiadającą odpowiedni potencjał militarny, aby przeciwstawić się ewentualnej izraelskiej agresji.

Saudyjski przegrany

Największym przegranym wyborów jest z kolei premier Saad Hariri i jego Ruch Przyszłości. Ugrupowanie reprezentujące głównie społeczność sunnitów poniosło spore straty, w nowej kadencji libańskiego parlamentu będzie miało kilkanaście mandatów mniej, tracąc między innymi sporą część swojego poparcia na rzecz partii współpracujących z Hezbollahem. Eksperci podkreślają, że blisko jedna trzecia sunnitów ma o nim jak najgorsze zdanie, dlatego dla sporej części wyznawców tego odłamu islamu nie jest on godny ich reprezentowania.

Na ten stan rzeczy z pewnością wpłynęły wydarzenia z końca ubiegłego roku, kiedy libański szef rządu udał się do Arabii Saudyjskiej, której obywatelstwo zresztą posiada. Ogłosił wówczas rezygnację ze swojego urzędu, a za wszelkie niepowodzenia rządu jedności narodowej obwiniał Hezbollah. Prezydent Aoun nie przyjął jednak tej dymisji, oczekując na powrót Haririego do Libanu, który był możliwy dopiero po interwencji francuskiego prezydenta Emmanuela Macrona. Zaprosił on bowiem libańskiego premiera do Paryża, co przez wielu zostało uznane za faktyczne uwolnienie Harirego z rąk Saudyjczyków. Cała historia mocno podkopała zaufanie do lidera Ruchu Przyszłości, ponieważ pojawiło się pytanie jakiemu państwu jest on tak naprawdę wierny, choć sam przez lata oskarżał Hezbollah o stawianie na pierwszym miejscu irańskich interesów.

Zobacz także: Izraelski minister po wyborach w Libanie: „Liban równa się Hezbollah”

Z bloku skupionego wokół Ruchu Przyszłości o największych sukcesach mogą mówić z kolei Siły Libańskie, czyli chrześcijańska partia wywodząca się z grup zbrojnych biorących udział w libańskiej wojnie domowej w latach 1975-1990. Partia jest przy tym zajadłym krytykiem Hezbollahu, dodatkowo jednoznacznie opowiadającym się za ścisłą współpracą ze Stanami Zjednoczonymi oraz Arabią Saudyjską, a także za normalizacją stosunków z Izraelem. Jednocześnie Siły Libańskie podkreślają konieczność rozbrojenia szyickich grup militarnych, aby te nie angażowały się dalej w wojnę domową w Syrii. Trudno się zresztą dziwić, ponieważ lider ugrupowania Samir Dżadża spędził blisko jedenaście lat w więzieniu pod zarzutem organizowania zamachów na zwolenników bliskiej kooperacji Libanu z Syrią. Zaś same Siły Libańskie do zakończenia syryjskiej okupacji kraju w 2005 roku były zdelegalizowane. Teraz mogą stać się z kolei języczkiem uwagi w sprawie utworzenia nowego gabinetu.

Libańczycy zmęczeni

Chrześcijanie z Sił Libańskich opowiadają się za rozbrojeniem grup militarnych, ale same nie stronią od przemocy. Podczas przeprowadzonych 6 maja wyborów doszło bowiem do wielu ataków na lokale wyborcze i zwolenników konkurencyjnych partii, a aktywiści właśnie tej partii byli najczęściej widoczni wśród agresorów. W wielu miejscach sytuację musiało opanowywać libańskie wojsko, co najlepiej pokazuje temperaturę tamtejszego sportu politycznego.

Wielu Libańczyków między innymi z tego powodu zniechęciło się do polityki, dlatego jednym z najpoważniejszych problemów minionych wyborów była niska frekwencja. Do urn po blisko dziewięciu latach od ostatniego głosowania poszło zaledwie 49,2 proc. uprawnionych. Zmęczenie brutalną walką polityczną chcieli przy tym wykorzystać kandydaci niezależni, startujący dzięki nowemu systemowi wyborczemu, którzy podkreślali swój sprzeciw wobec partii reprezentujących konkretne grupy religijne i interesy geopolityczne. Nie osiągnęli oni jednak spodziewanych sukcesów, co ich zdaniem było spowodowane brakiem dostępu do mediów, czy też kupowaniem głosów przez tradycyjne ugrupowania.

Przed Libanem stoi teraz misja utworzenia nowego rządu, a znając tamtejsze polityczne antagonizmy będzie to z pewnością niezwykle długi proces. Otwarte pozostaje więc pytanie, czy znowu będziemy mieli do czynienia z rządem jedności narodowej, czy tym razem gabinet będzie autorskim projektem jednego z bloków politycznych.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply