Wiceprezydent USA o kryzysie wartości w Europie: największe zagrożenie pochodzi z wewnątrz

Zagrożeniem, o które najbardziej się martwię w stosunku do Europy, nie jest Rosja, nie są to Chiny, żaden inny podmiot zewnętrzny… Martwię się o zagrożenie wewnętrzne, odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej fundamentalnych wartości – mówił w Monachium J.D. Vance, wiceprezydent USA. W swoim wystąpieniu skrytykował cenzurę, ograniczanie wolności słowa oraz politykę migracyjną, a także formy represji wobec chrześcijan.

W piątek wiceprezydent USA J.D. Vance wygłosił wystąpienie na Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa. Zwrócił uwagę na kluczowe wyzwania stojące przed Europą. Podkreślił, że bezpieczeństwo Starego Kontynentu wymaga nie tylko skutecznej obrony zewnętrznej, ale przede wszystkim wewnętrznej stabilności opartej na fundamentalnych wartościach.

PRZECZYTAJ TAKŻE: JD Vance atakuje europejskie rządy za ograniczanie wolności słowa

„Zagrożeniem, o które najbardziej się martwię w stosunku do Europy, nie jest Rosja, nie są to Chiny, żaden inny podmiot zewnętrzny… Martwię się o zagrożenie wewnętrzne, odwrót Europy od niektórych z jej najbardziej fundamentalnych wartości, dzielonych ze Stanami Zjednoczonymi Ameryki” – powiedział wiceprezydent Vance.

 

Podkreślił, że największe zagrożenie dla Europy nie pochodzi z zewnątrz – z Rosji czy Chin. Według niego, znacznie groźniejsze jest odejście od europejskich wartości, co przejawia się w szczególnie widoczny sposób w stosowaniu cenzury, ignorowaniu wyborców, a także prześladowaniu chrześcijan. Przypomniał, że to strona, która przegrała zimną wojnę „cenzurowała dysydentów, zamykała kościoły i odwoływała wybory”.

„Patrzę na Brukselę, gdzie komisarze Komisji Europejskiej ostrzegli obywateli, że zamierzają wyłączyć media społecznościowe w czasie niepokojów społecznych: w momencie, gdy zauważą „nienawistne treści”, lub na ten kraj, w którym policja przeprowadziła naloty na obywateli podejrzanych o publikowanie antyfeministycznych komentarzy w Internecie w ramach „walki z mizoginią” w Internecie” – mówił przedstawiciel administracji prezydenta Donalda Trumpa. Cześć komentatorów zwróciła uwagę, że Vance stosował tu określenie “commissars”, w języku angielskim stosowane w stosunku do komisarzy sowieckich.

Jako przykład przywołał sprawę szwedzkiego aktywisty chrześcijańskiego, skazanego za udział w paleniu Koranu, „który doprowadził do zabójstwa jego przyjaciela”, a także sytuację w Wielkiej Brytanii, gdzie wprowadzono przepisy penalizujące cichą modlitwę w pobliżu klinik aborcyjnych. Przypomniał tu m.in. sprawę Adama Smitha Connora, 51-letniego fizjoterapeuty i weterana, którego brytyjski rząd oskarżył „o «ohydną zbrodnię» polegającą na staniu 50 metrów od kliniki aborcyjnej i cichej modlitwie przez trzy minuty, nie przeszkadzając nikomu, nie wchodząc z nikim w interakcję, tylko cicho modląc się na własną rękę”.

„Chciałbym móc powiedzieć, że to był przypadek, jednorazowy szalony przykład źle napisanego prawa egzekwowanego przeciwko jednej osobie. Ale nie, w październiku, zaledwie kilka miesięcy temu, szkocki rząd zaczął rozsyłać listy do obywateli, których domy znajdują się w tak zwanych strefach bezpiecznego dostępu, ostrzegając ich, że nawet prywatna modlitwa we własnych domach może stanowić naruszenie prawa” – mówił J.D. Vance. Podkreślał, że „nie można wygrać demokratycznego mandatu, cenzurując swoich przeciwników lub wsadzając ich do więzienia”.

„Niezależnie od tego, czy jest to lider opozycji, skromny chrześcijanin modlący się we własnym domu, czy dziennikarz próbujący relacjonować wiadomości. Nie można go też wygrać, lekceważąc swój podstawowy elektorat w kwestiach takich jak to, kto ma być częścią naszego wspólnego społeczeństwa” – mówił.

Przedstawiciel USA skrytykował też niedawne działania instytucji europejskich, w tym decyzję sądów o unieważnieniu wyborów w Rumunii, co określił jako sytuację budzącą poważne wątpliwości w kontekście standardów demokratycznych:

„Uderzyło mnie, że były komisarz europejski niedawno wystąpił w telewizji i mówił zachwycony, że rząd rumuński właśnie unieważnił całe wybory. Ostrzegał, że jeśli sprawy nie pójdą zgodnie z planem, to samo może się zdarzyć w Niemczech. Teraz te oświadczenia, tak lekko wygłaszane, są szokujące dla amerykańskich uszu”.

„W Waszyngtonie pojawił się nowy szeryf. Pod przywództwem Donalda Trumpa możemy nie zgadzać się z twoimi poglądami, ale będziemy walczyć o twoje prawo do wyrażania opinii na forum publicznym. (…) Doszliśmy oczywiście do punktu, w którym sytuacja stała się tak zła, że w grudniu tego roku Rumunia wprost anulowała wyniki wyborów prezydenckich w oparciu o wątłe podejrzenie agencji wywiadowczej i ogromną presję ze strony swoich kontynentalnych sąsiadów. Teraz, jak rozumiem, argumentem było to, że rosyjska dezinformacja zainfekowała rumuńskie wybory. Chciałbym jednak poprosić moich europejskich przyjaciół o spojrzenie z pewnej perspektywy. Możecie wierzyć, że kupowanie przez Rosję reklam w mediach społecznościowych w celu wpływania na wasze wybory jest złe. Z pewnością tak uważamy. Można to nawet potępić na arenie międzynarodowej. Ale jeśli demokracja może zostać zniszczona za pomocą kilkuset tysięcy dolarów reklamy cyfrowej z obcego kraju, to na początku nie była ona zbyt silna” – oświadczył amerykański polityk. „I naprawdę wierzę, że pozwolenie naszym obywatelom na wyrażanie własnego zdania uczyni je jeszcze silniejszymi” – dodał.

Wiceprezydent Vance wskazał też na politykę migracyjną jako jedno z najpoważniejszych wyzwań dla europejskiego bezpieczeństwa: „Uważam, że spośród wszystkich pilnych wyzwań, przed którymi stoją reprezentowane tu narody, nie ma nic pilniejszego niż masowa imigracja”.

Zaznaczył, że imigracja w takiej skali stanowi istotne obciążenie dla systemów społecznych i bezpieczeństwa publicznego. W kontekście ostatnich wydarzeń w Monachium, gdzie doszło do tragicznego ataku z udziałem osoby ubiegającej się o azyl, podniósł kwestię skuteczności obecnej polityki migracyjnej oraz konieczność jej rewizji.

„Żaden wyborca na tym kontynencie nie głosował za otwarciem granic dla milionów niesprawdzonych imigrantów” – powiedział polityk. Wskazał na rosnące poparcie społeczne dla polityków opowiadających się za zaostrzeniem polityki migracyjnej.

Amerykański przedstawiciel odniósł się także do roli demokracji, podkreślając, że jej fundamentem jest możliwość swobodnego wyrażania opinii. Skrytykował praktyki ograniczania debaty publicznej oraz cenzurowania treści w mediach społecznościowych, zarówno w Europie, jak i w Stanach Zjednoczonych, za kadencji Joe Bidena. Przypomniał, że wolność słowa stanowi kluczowy element stabilności demokratycznej i ostrzegł przed konsekwencjami marginalizowania głosu obywateli:

„Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludu ma znaczenie. Nie ma tu miejsca na zapory ogniowe. Albo przestrzegasz tej zasady, albo nie”.

Jego zdaniem „wmówienie milionom wyborców, że ich myśli i obawy, ich aspiracje, ich prośby o pomoc są nieważne lub niegodne, by w ogóle być uważane za demokrację” to coś, czego „żadna demokracja, amerykańska, niemiecka ani europejska, nie przetrwa”.

Przedstawiciel administracji prezydenta Trumpa zapewnił, że będzie ona stanowczo bronić wolności wypowiedzi i prawa do wyrażania opinii politycznych, niezależnie od ich treści. Podkreślił, że przyszłość Europy zależy od przywrócenia demokratycznych mandatów i otwarcia na głos obywateli.

„Zabieranie głosu i wyrażanie opinii nie są ingerencją w wybory. Nawet jeśli ludzie wyrażają poglądy poza granicami własnego kraju i nawet jeśli ci ludzie są bardzo wpływowi – i uwierz mi, mówię to z całym humorem – jeśli amerykańska demokracja może przetrwać dziesięć lat besztania przez Gretę Thunberg, wy możecie przetrwać kilka miesięcy Elona Muska. Ale żadna demokracja, amerykańska, niemiecka czy europejska, nie przetrwa mówienia milionom wyborców, że ich myśli i obawy, ich aspiracje, ich prośby o ulgę są nieważne lub niegodne nawet rozważenia. Demokracja opiera się na świętej zasadzie, że głos ludu ma znaczenie” – powiedział.

Vance przywołał też słowa św. Jana Pawła II, apelując do europejskich liderów, by nie bali się woli własnych wyborców.

„Jak powiedział papież Jan Paweł II, moim zdaniem jeden z najbardziej niezwykłych orędowników demokracji na tym kontynencie i każdym innym, «Nie lękajcie się». Nie powinniśmy bać się naszych ludzi, nawet gdy wyrażają poglądy niezgodne z poglądami ich przywódców” – powiedział J.D. Vance.

PAP / opoka.org.pl / Pch24.pl / Kresy.pl

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Roman1
    Roman1 :

    Po tym jak Vance zwrócił się w Monachium do słuchaczy słowami JPII “Nie lękajcie się” odezwały się nożyce, czyli herr Tusk. Zdaniem Tuska słowa JPII były tu nie na miejscu, gdyż dotyczyły strachu przed Rosją, czyli Vance przekreślił ich znaczenie. Tusk zatem chciał okazać się najlepszym interpretatorem słów papieża. Każdy słyszy to, co chce usłyszeć, gdyż, moim zdaniem, słowa papieża nie odnosiły się bezpośrednio do jakiegoś państwa, tylko miały znaczenie uniwersalne – papież wzywał do pozbycia się obaw przed autokratyczną władzą. JPII był papieżem całego świata, nie tylko Polski i nie tylko Polska była ciemiężona. Mówił to do Polaków, zaś Polacy bezpośrednio byli ciemiężeni nie przez Rosję, tylko przez usłużnych jej polityków w Polsce. Tak było kiedyś, tak jest obecnie, kiedy to Polacy są ciemiężeni nie przez jakieś państwo, tylko przez rodzimych (rodzimych w znacznej części) polityków, zdrajców narodu na pasku Unii. Te słowa wygłoszone w Monachium doskonale oddają uzurpowanie sobie władzy na ludźmi we współczesnej Europie przez von der Leyen i jej odpowiedników, czyli polskich sługusów. Nie można wyrywać słów z ich kontekstu – pan Vance mówił o coraz większym ograniczaniu praw ludzi do wypowiedzi, a przecież najprostsze przykłady – to w Polsce nie można zamieszczać komentarzy na portalach Onet, Interia, WP i podobnych, zaś artykuły w mediach redagowane są coraz bardziej jednostronnie. Dla mnie obecny Tusk to Cyrankiewicz i Gomułka w jednej osobie w późnych latach sześćdziesiątych – on tego nie widzi? Niemożliwe. Różnica jest jedna – oni nie bredzili o jakichś 100 konkretach i tak nie oszukiwali. Był okres błędów i wypaczeń w czasach socjalizmu, mamy odpowiednik tego okresu w latach tzw. demokracji, no oczywiście demokracji walczącej. Może tylko zamiast odcinać ręce będą odcinać języki. “Dobre Pany”.