Węgiel na gaz

Podziemne zgazowanie węgla to dochodowy interes – przekonuje australijska spółka, która przymierza się do wejścia z własną technologią na polski rynek.

Problem w tym, że nie ma odpowiednich regulacji w Prawie geologicznym i górniczym, a wokół samej technologii jest szereg znaków zapytania. Australijska spółka Linc Energy prowadzi rozmowy z resortami środowiska, gospodarki i spraw zagranicznych w sprawie wdrożenia w Polsce opracowanej przez nią unikalnej technologii podziemnej gazyfikacji węgla. Poszukuje też partnera biznesowego do tego przedsięwzięcia wśród państwowych spółek węglowych.

– Główną przeszkodą do wdrożenia technologii UCG (podziemnej gazyfikacji węgla) jest brak definicji oraz odpowiednich regulacji w Prawie geologicznym i górniczym – stwierdził Adam Bond, przedstawiciel Linc Energy, prezentując tę technologię na posiedzeniu sejmowej komisji nadzwyczajnej ds. energetyki i surowców energe- tycznych. Podał, że spółka chce zainwestować w przedsięwzięcie 600-700 mln zł i produkować 200 mln m sześc. gazu rocznie. Ministerstwo Środowiska chce jednak, aby najpierw zainwestowała w instalację próbną, a dopiero potem rząd się zastanowi, czy dostosować przepisy. Według Bonda, zainwestowanie 20-30 mln dol. na próbę bez pewności, czy będzie prawna możliwość komercyjnego wdrożenia technologii, jest dla firmy zbyt ryzykowne pod względem biznesowym.

Zgazowanie węgla jest technologią znaną od ponad stu lat, jednak nie było szerzej wykorzystywane, bo łatwiejszy i tańszy do pozyskania był naturalny gaz ziemny. Nie było też potrzeby zgazowywać węgla pod ziemią, dopóki szła pełną parą eksploatacja zasobów tego surowca metodą tradycyjną z pokładów wyżej położonych.

Dziś sytuacja się zmieniła. Udokumentowane zasoby gazu ziemnego są na wyczerpaniu, wyeks- ploatowane kopalnie zamyka się, pozostawiając część zasobów pod ziemią z racji nieopłacalności wydobycia, państwa zaś – jak świat długi i szeroki – prowadzą gry geopolityczne i militarne, dążąc do zapewnienia sobie bezpieczeństwa energetycznego. Dlatego od końca ubiegłego wieku obserwujemy „come-back” technologii podziemnego zgazowania węgla. Prace nad jej udoskonaleniem prowadzone są na szeroką skalę w Wielkiej Brytanii, Australii, Stanach Zjednoczonych czy Chinach. W Polsce zajmuje się tym Główny Instytut Górnictwa oraz Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie. W tym roku opracowaną tam technologię zastosowano eksperymentalnie do zgazowania węgla w zam- kniętej kopalni „Wieczorek”. Udało się utrzymać spalanie pod kontrolą, jednak do komercyjnego wykorzystania projektu droga jeszcze daleka.

Głównym problemem znanych dotychczas technologii jest to, iż są zbyt kosztowne, a gaz pozyskiwany tą metodą – za drogi, zwłaszcza wobec spadku cen gazu na światowych rynkach. Oczywiście relacje cenowe mogą się zmienić, ale problemów z podziemną gazyfikacją jest więcej, np. jak zmniejszyć zawartość dwutlenku węgla w otrzymywanym syngazie i co robić z dwutlenkiem węgla, jak zapobiegać przyszłym szkodom górniczym w miejscach wypalonych zasobów. Wyścig technologiczny trwa. Przedstawiciel Linc Energy przyznał, że Katowicki Holding Węglowy, który podpisał z firmą list intencyjny, potem wycofał się na rzecz współpracy z Głównym Instytutem Górnictwa.

Technologia opracowana przez Linc Energy ma zastosowanie do zgazowania głęboko położonych pokładów węgla, których wydobycie na powierzchnię metodą konwencjonalną jest nieekonomiczne. Wymaga wykonania na powierzchni nad złożem węgla pionowego odwiertu o głębokości od 500 m do 2km, w którym instaluje się przewód wydobywczy, izolowany od warstw wodonośnych. W dolnej partii przewodu instalowane jest urządzenie zapłonowe i doprowadzany poziomym otworem tlen. Po doprowadzeniu do zapłonu rozpoczyna się proces podziemnego spalania węgla, w wyniku którego na powierzchnię wydobywa się syngaz złożony z tlenku węgla, dwutlenku węgla, metanu, wodoru i azotu. Syngaz trzeba następnie zmetanować i odsiarczyć, w wyniku czego powstaje gaz ziemny gotowy do dystrybucji.

Jak dotąd na świecie pracują dwie instalacje Linc Energy – jedna w miejscowości Chinchilla w Australii, o charakterze doświadczalnym, druga, komercyjna – w Uzbekistanie. Z wypowiedzi Bonda nie wynikało, czy ta druga jest całkiem nową instalacją, czy też chodzi o udoskonalenie posowieckiego urządzenia w Angren, które Linc Energy nabyła w 2007 r. wraz ze spółką władającą odwiertami. Instalacja w Angren od 50 lat dostarcza do miejscowej elektrowni gaz pozyskany przez zgazowanie węgla brunatnego. Linc Energy przymierza się obecnie do pięciu kolejnych inwestycji, m.in. w Stanach Zjednoczonych, na Ukrainie i w Tanzanii. Prowadzi też rozmowy z rządem węgierskim. Przedstawiciel spółki zapewnił, że jej technologia posiada amerykański certyfikat bezpieczeństwa dla środowiska, jest opłacalna i nadaje się do wdrożenia komercyjnego.

– Koszt produkcji syngazu tą metodą na wylocie otworu waha się pomiędzy 1,83 a 3 dol., koszt zmetanowania to dalsze 4-5 dol. za megadżul. To się opłaca, skoro cena gazu w Polsce wynosi 11-12 dol. – wyliczał Bond.

Co z bezpieczeństwem?

Bond zapewnił, że technologia Linc Energy pozwala utrzymywać proces spalania pod kontrolą na każdym etapie, a przede wszystkim – wygasić złoże.

– Nie korzystamy z otwartych kopalń z dostępem tlenu z powierzchni. Nasze odwierty dotyczą złóż położonych głęboko, do których nie ma dostępu tlenu poza tym, który sami dostarczamy – tłumaczył. Pytany o ryzyko przedostania się do atmosfery toksycznych gazów, zwłaszcza tlenku węgla i dwutlenku siarki, Bond wyjaśnił, że kluczem do bezpieczeństwa jest wykorzystanie wysokiego ciśnienia na dużych głębokościach (na głębokości 500m naturalne ciśnienie wynosi 50 barów) i kontrola ilości dostarczanego tlenu, aby ciśnienie powstałe w procesie spalania utrzymywać poniżej ciśnienia naturalnego. Zachowanie tych proporcji zapewnia instalacji szczelność.

Technologia zgazowania węgla ma wielu przeciwników. Na portalach ekologicznych można jednak znaleźć informacje, że w Australii zakazano spółce Linc Energy wydobycia na skalę przemysłową, dopóki nie udowodni, że można bezpiecznie zamknąć instalację bez zanieczyszczenia wód podziemnych. Wątpliwości regulatora wiązały się też z tym, czy możliwe będzie wygaszenie palącego się złoża.

„W odpowiedzi na próby regulacji spółka Linc Energy zapowiedziała zamknięcie instalacji w Chinchilla i rozpoczęcie działań w innych krajach, niestawiających takich wymagań” – można przeczytać w artykule Bernarda Swoczyny „Piekło na ziemi – podziemne zgazowanie węgla”, opublikowanym na portalu Ziemia na Rozdrożu. Autor powołuje się na publikację „Fire in the Hole: After Cracking Comes Coal”. Z pewnością więc wątek środowiskowy wymaga dalszych wyjaśnień.

Posłowie komisji wysłuchali prezentacji Linc Energy i zadali przedstawicielowi firmy wiele pytań. Władze komisji postanowiły zwrócić się do właściwych ministerstw o opinie w sprawie technologii UCG, a potem wrócić do tematu.

Linc Energy jest spółką akcyjną notowaną na giełdzie w Singapurze. Wyceniana jest na 0,5 mld dolarów. W Polsce działa na razie tylko jej przedstawicielstwo w Krakowie, które liczy 6 osób. Docelowo spółka chce zatrudnić w naszym kraju 500 osób.

Małgorzata Goss

“Nasz Dziennik”

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply