Wybory prezydenckie w Serbii potwierdziły dominację konserwatywnej Serbskiej Partii Postępowej, choć dopiero ogłoszenie kandydatury dotychczasowego premiera Aleksandara Vučica odwróciło negatywny dla prawicy trend w sondażach. Ponadto widać wyraźnie, iż przeciwnicy obecnych rządów są zmęczeni dotychczasowymi partiami opozycyjnymi, stąd drugi wynik niezależnego kandydata Sašy Jankovicia.

Obecny szef rządu reprezentujący Serbską Partię Postępową (SNS) otrzymał 55,04 proc. głosów i już w pierwszej turze został wybrany prezydentem Serbii. Drugi wynik przypadł niezależnemu Jankoviciowi, na którego swój głos oddało 16,33 proc. serbskich wyborców. Na trzecim miejscu uplasował się komik Luka Maksimowić „Beli” z 9,43 proc., natomiast tuż za nim z wynikiem 5,56 proc. znalazł się niezależny kandydat Vuk Jeremić. Kolejne dwa miejsca przypadły nacjonalistom Vojislavowi Šešeljowi z Serbskiej Partii Radykalnej (SRS) i Boško Obradoviciowi z ruchu Dveri, na których zagłosowało odpowiednio 4,51 oraz 2,29 proc. wyborców. Mniej niż 1,5 proc. głosów otrzymali natomiast Saša Radulovic z partii „Wystarczy” (Dosta je bilo), bezpartyjny Milan Stamatović, Nenad Čanak z Ligi Socjaldemokratów Wojwodiny (LSV), Aleksandar Popvić z Demokratycznej Partii Serbii (DSS) oraz Miroslav Parović z Narodowego Ruchu Wolności (NSP).

Niepopularny Nikolić

Zwycięstwo polityka z obozu SNS jeszcze na początku lutego nie było jednak tak oczywiste, ponieważ wywodzący się z tej partii dotychczasowy prezydent Tomislav Nikolić, po swojej pięcioletniej kadencji, nie cieszył się zbyt dużą popularnością i sondaże nie dawały mu szans na reelekcję. Nie oznacza to jednak, że jeden z założycieli SNS i jej pierwszy lider nie chciał startować ponownie w wyborach, co doprowadziło do kilkudniowego konfliktu pomiędzy nim i Vučiciem. Badania opinii publicznej jasno wskazywały, iż serbski premier był jedynym działaczem postępowców mogącym zwyciężyć w głosowaniu, stąd ugrupowanie ogłosiło oficjalnie w połowie lutego wystawienie kandydatury Vučica. Dopiero trzy dni później Nikolić ogłosił po rozmowie ze swoim dawnym (po objęciu urzędu prezydenta zrezygnował z członkostwa w SNS) partyjnym kolegą, że nie będzie ubiegał się ponownie o najwyższy urząd w państwie, a w oficjalnym komunikacie obaj politycy pisali o konieczności ustanowienia silnej władzy w celu rozwiązania problemów bezpieczeństwa w całym regionie. Nieoficjalnie mówi się jednak o osobistym konflikcie założycieli SNS-u, który został jednak zamieciony pod dywan, ponieważ Nikolić bez powodzenia sondował możliwość poparcia swojej kandydatury przez starszą generację polityków centroprawicy.

Choć oskarżenia o nepotyzm, łamanie demokratycznych zasad oraz korupcję od kilku lat nieustannie towarzyszą rządom SNS, największy społeczny gniew skanalizował się na osobie Nikolicia. W trakcie swojej prezydentury zajmował się on głównie reprezentowaniem Serbii na zewnątrz, a w polityce wewnętrznej akceptował każde posunięcie władzy współtworzonego przez siebie w 2008 roku ugrupowania. Na dodatek w ostatnich miesiącach ustępująca głowa państwa podjęła kilka niepopularnych decyzji, wśród których na pierwszy plan wybiły się nominacje do zarządu Urzędu ds. Zwalczania Korupcji. Nikolić zaproponował wpierw swojego sekretarza oraz doradcę, posiadających legitymację SNS, co nie tylko było nieetyczne, ale dodatkowo niezgodne z prawem, a następnie przedstawił kandydatury dwóch swoich dalszych współpracowników, co jedynie dalej go pogrążyło. Na spadku popularności Nikolicia zaważyła też jego geopolityczna orientacja, ponieważ jest on powszechnie uznawany za jednoznacznie prorosyjskiego polityka, a tymczasem zdecydowana większość Serbów chce wejścia swojego kraju do struktur Unii Europejskiej. Znamienne, że w ostatnich miesiącach głównym kanałem komunikacji Nikolicia ze społeczeństwem nie były wcale liczne media wspierające SNS, ale rosyjska agencja informacyjna Sputnik przeprowadzająca regularne wywiady z serbskim prezydentem.

Popularny Vučić

Serbskie wybory prezydenckie ostatecznie potwierdziły, że Vučić jest politykiem o niepodważalnej pozycji w swoim kraju, przywołującym w tej kwestii skojarzenia z premierem sąsiednich Węgier. Lider SNS podobnie jak Viktor Orbán w pełni kontroluje sytuację we własnej partii, ma za sobą posłuszne mu zaplecze medialne, a przy tym potrafi zjednoczyć wokół swojej osoby liczne mniejsze ugrupowania. Nieprzypadkowo kandydaturę Vučicia poza jego macierzystą partią poparło kilka innych ruchów politycznych, w tym tak wydawałoby się przeciwstawnych jak postkomunistyczna Socjalistyczna Partia Serbii (SPS), nacjonalistyczna Zjednoczona Serbia (JS), czy też monarchistyczny Serbski Ruch Odnowy (SPO). Sam prezydent elekt także potrafi lawirować pomiędzy różnymi politycznymi orientacjami, zwłaszcza jeśli chodzi o politykę zagraniczną. Z jednej strony Vučić jest więc orędownikiem procesu integracji Serbii z UE, a z drugiej zawsze podkreśla jak ważnym partnerem pozostaje dla niego Rosja. Podczas ostatnich napięć pomiędzy Belgradem i Prisztiną ostro krytykował natomiast kosowskich polityków, choć jednocześnie dalej prowadził rozmowy z Brukselą wymagające od Serbów coraz większych ustępstw względem nieuznawanego przez nich i prześladującego serbską mniejszość albańskich władz Kosowa.

Z pewnością w kreowaniu wizerunku pomagają mu będące niemal na jego usługach media, które także prezentują szerokie spektrum poglądów, co najlepiej widać na przykładzie gazet – szef SNS cieszy się bowiem zarówno poparciem prozachodnich dzienników takich jak bulwarowy „Blic”, jak i pism takich jak „Politika” regularnie publikująca dodatek redagowany przez jedną z rosyjskich organizacji związanych z władzami na Kremlu. Medialna propaganda zastępowała zresztą tradycyjną kampanię wyborczą, na którą Vučić jako wciąż urzędujący szef rządu miał ograniczoną ilość czasu i stąd wykorzystywał w swojej propagandzie ubiegłoroczne deklaracje z czasów walki o miejsca w serbskim parlamencie.W ostatni czwartek można było natomiast z troską pochylić się nad pluralizmem mediów w Serbii, bowiem okładki wszystkich największych dzienników zapełniła wyborcza reklama szefa serbskiego rządu. Tak więc w swojej kampanii nie musiał robić, ani obiecywać zbyt wiele, aby i tak zakończyć ją sukcesem.

Od rzecznika do polityka

Największą niespodzianką serbskich wyborów prezydenckich jest jednak drugi wynik Jankovicia. Jeszcze dwa miesiące temu pełnił on funkcję Rzecznika Praw Obywatelskich, choć w listopadzie ubiegłego roku grupa kilkudziesięciu intelektualistów i ludzi kultury podpisała się pod listem wzywającym go do udziału w wyborach parlamentarnych. Janković po blisko dziesięciu latach pracy pożegnał się więc ze swoim biurem, ale warto przy tym zaznaczyć, że nie jest on osobą „spoza układu”. O ile w 2007 roku został po raz pierwszy rzecznikiem praw obywatelskich przed powstaniem SNS, o tyle już pięć lat później jego reelekcja była możliwa właśnie dzięki głosom tej partii. Natomiast dopiero trzy lata temu zaczął się prawdziwy konflikt pomiędzy Jankoviciem i obozem skupionym wokół Vučicia, kiedy ten pierwszy zajął się sprawą starcia pomiędzy bratem premiera Serbii i policją w trakcie odbywającej się w Belgradzie manifestacji środowisk homoseksualnych. Dość szybko przeciwko Jankoviciowi rozpoczęto agresywną kampanię medialną, która przypominała o wydarzeniu z 1993 roku, kiedy jego przyjaciel zastrzelił się w jego mieszkaniu z należącej do niego broni. Ostatni poważny konflikt rzecznika praw obywatelskich z rządzącymi miał natomiast miejsce w zeszłym roku, gdy Janković oskarżył wywodzące się z SNS władze Belgradu o wynajęcie zamaskowanej grupy kilkudziesięciu osób do nielegalnego wyburzenia kilku budynków pod realizację jednej z kontrowersyjnych inwestycji.

Ataki ze strony mediów sprzyjających Vučiciowi towarzyszyły Jankoviciowi przez całą kampanię, podczas której oskarżano go między innymi o bycie kandydatem NATO. Janković opowiedział się bowiem za ścisłą współpracą z tym sojuszem, którą rozwija od pewnego czasu sam Vučić, o czym jednak sprzyjający mu dziennik „Informer” najwyraźniej zapomniał, a dokładniej nie chciał pamiętać. Ta sama gazeta dzień po głosowaniu napisała zresztą, że Janković… zamknął się w pokoju i płakał oraz pił wódkę. Jeśli zaś chodzi o sam program byłego już rzecznika praw obywatelskich, to jest on typowy dla środowisk centrolewicowych, które zresztą poparły jego kandydaturę na prezydenta Serbii. Janković oskarżał więc rządzących nie tylko o łamanie praw człowieka, ale również o rzeczywistą niechęć wobec integracji ze strukturami zachodnimi. We wstąpieniu Serbii do UE Janković upatrywał natomiast szansy na poprawę sytuacji gospodarczej, ponieważ zwracał uwagę na fakt, iż blisko jedna czwarta serbskiej populacji narażona jest na skrajne ubóstwo. Należy przy tym podkreślić, że były rzecznik praw obywatelskich opierał swoją kampanię na bezpośrednich spotkaniach z wyborcami i na wsparciu wolontariuszy, bowiem popierające go ugrupowania takie jak Partia Demokratyczna (DS) czy Nowa Partia (NS) same znajdują się w głębokiej defensywie.

Polityczny kabaret

Najbardziej oryginalnym uczestnikiem kampanii prezydenckiej był zdecydowanie Maksimović. Komik występujący pod pseudonimem „Beli” w ubiegłym roku stworzył satyryczną partię „Nie spróbowałeś sarmy” (czyli dania przypominającego polskie gołąbki), wraz z którą zdobył 13 z 55 miejsc w radzie gminy Mladenovac wchodzącej w skład wydzielonej jednostki terytorialnej Belgradu. Co ciekawe, nieformalna partia polityczna całą swoją kampanię w ubiegłorocznych wyborach lokalnych oparła na parodiowaniu czołowych serbskich polityków, a także na składaniu zupełnie nierealnych obietnic wyborczych. Wśród nich znalazły się też postulaty mające wyśmiać niemożność rozwiązania niektórych problemów Serbii przez rządzących, czego najlepszym przykładem była propozycja otwarcia specjalnych oddziałów w miejscowych szpitalach, których celem byłoby dokonanie eutanazji na emerytach stanowiących obciążenie dla wydatków państwa.

„Beliemu” zebranie odpowiedniej ilości podpisów sprawiło pewne problemy, stąd został on zarejestrowany przez komisję wyborczą dopiero 13 marca. Nie przeszkodziło mu to jednak ogłosić swojego wyborczego programu, który sprowadzał się do hasła ostatecznej banalizacji życia publicznego i systemu politycznego Serbii. Ponadto „Beli” udzielił wywiadów szeregowi zagranicznych stacji telewizyjnych na czele z BBC, a także podzielił się obserwacjami z ostatnich tygodni życia swojej miejscowości. Wynikało z nich, że władze gminy postanowiły poprawić stan usług publicznych dla emerytów poprzez remonty infrastruktury, czy też rozdawanie produktów pierwszej potrzeby. Komik wzbudzał oczywiście duże kontrowersje, ale niektórzy jego kontrkandydaci twierdzili, iż dzięki jego udziałowi w wyborach podwyższy się frekwencja i Vučić nie zwycięży już w pierwszej turze, choć już oczywiście wiadomo, że podobne prognozy się nie sprawdziły.

Nacjonaliści na marginesie

Ubiegłoroczne wybory parlamentarne okazały się sukcesem dla erbskiej Partii Radykalnej (SRS), ponieważ radykałowie po czterech latach niebytu ponownie powrócili do Zgromadzenia Narodowego. Ich lider nie powtórzył jednak ówczesnego trzeciego wyniku swojej partii i uplasował się na piątej pozycji. Šešelj liczył jednak na zdecydowanie więcej, a jeszcze na początku bieżącego roku niektóre sondaże wskazywały go jako najpoważniejszego kontrkandydata Nikolicia. Nie miał on jednak już szans w starciu z Vučiciem, choć były więzień haskiego trybunału jeszcze w styczniu przekonywał, że chciałby zmierzyć się ze swoim dawnym podwładnym (SNS powstała jako rozłamowa fronda z SRS) i co więcej posiada na niego „asy z rękawa”. Czas kampanii jednak mijał, a szef radykałów nie ujawnił na swoich licznych wiecach żadnych sensacyjnych informacji, ograniczając się jedynie do repertuaru swoich antyzachodnich i prorosyjskich haseł. Widać więc wyraźnie, że starzejący się oficjalny lider parlamentarnej opozycji nie znalazł nowej formuły dla swojej działalności, natomiast szum towarzyszący jego powrotowi z Hagi już dawno poszedł w zapomnienie.

Tuż za Šešeljem uplasował się uznawany za dużo bardziej obiecującego kandydata Boško Obradović. Lider ruchu Dveri nie posiada jednak charyzmy na miarę szefa radykałów, a także z racji swojego niewielkiego politycznego dorobku nie ściąga tłumów na wiece swojego ugrupowania. Obradović skupił się więc na możliwie jak najczęstszym goszczeniu na łamach zainteresowanych jego kampanią mediów oraz na propagandzie za pośrednictwem internetowych sieci społecznościowych. Najczęściej o pośle do serbskiego Zgromadzenia Narodowego było słychać w trakcie jego wizyty w Rosji, gdzie spotkał się między innymi ze słynnym reżyserem i zdobywcą Oscara Nikitą Michałkowem, a także kiedy krytykował integrację z zachodnimi strukturami jako szkodliwą dla serbskich interesów narodowych i spychającą na bok kwestię krzywd doznanych przez Serbię ze strony NATO.

Ze sceny politycznej znika powoli narodowo-konserwatywna DSS, której kandydat uplasował się na przedostatnim miejscu i w trakcie kampanii był w ogóle niewidoczny. Sytuacji Aleksandara Popovicia nie poprawiło także poparcie ze strony założyciela DSS i byłego prezydenta oraz premiera Vojislava Koštunicy, będącego cieniem samego siebie z czasów swojej największej popularności.

Kto zostanie premierem?

Triumf Vučica spowoduje oczywiście konieczność dokonania roszady na stanowisku szefa serbskiego rządu. Najczęściej wymienia się w tym kontekście lidera koalicyjnych socjalistów i ministra spraw zagranicznych Ivicę Dačica, który przez dwa lata był już premierem rządu tworzonego przez jego partię i SNS, ale obecnie zarzeka się, że nie jest zainteresowanym ponownym objęciem tego urzędu. Ponadto duże szanse na objęcie tego stanowiska ma Nebojša Stefanović z SNS, cieszący się dobra opinią jako wicepremier oraz minister spraw wewnętrznych, który jednak zdaniem wielu jest postacią zbyt młodą i niedoświadczoną. Pewne jest jednak, że nowym szefem rządu będzie z pewnością osoba gotowa wykonywać polecenia Vučicia sterującego nią z tylnego fotela.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply