Jutro podczas oficjalnej wizyty Władimira Putina w Wiedniu Gazprom podpisze umowę o budowie austriackiego odcinka Gazociągu Południowego.

Gazociąg na terenie Austrii ma mieć zaledwie kilka kilometrów pomiędzy granicą ze Słowenią a połączeniem z istniejącymi rurociągami w pobliżu miejscowości Arnoldstein. Chodzi na razie nie o budowę, a jedynie o zaprojektowanie instalacji. Ceremonia z udziałem głów obu państw jest jednak przede wszystkim aktem politycznym. Rosja pokazuje, że forsowana przez nią idea jest żywa i znajduje poparcie wśród członków Unii Europejskiej. Moskwa chciałaby małymi krokami doprowadzić do sytuacji, że gazociąg będzie faktem dokonanym i jego oponenci będą się musieli z tym pogodzić.

O zamiarze podpisania powołującego spółkę joint venture poinformował doradca Putina Jurij Uszakow. Ze strony Gazpromu umowę podpisze jego prezes Aleksiej Miller, a Austrii – Gerhard Reuss, prezes koncernu energetycznego OMV. Obie firmy w kwietniu parafowały memorandum o realizacji South Streamu na terenie Austrii przewidujące utworzenie spółki projektowej. Wcześniej Austria wstrzymywała się z definitywnym potwierdzeniem udziału w projekcie Gazpromu.

Głównymi udziałowcami South Streamu są Gazprom i włoska firma ENI, a także francuskie EDF. Rura ma rozpoczynać się w okolicach miasta Anapa, następnie przebiegać po dnie Morza Czarnego (925 km) do Warny w Bułgarii. Stamtąd ma iść przez terytorium Bułgarii, Serbii, Węgier i Słowenii do Austrii i Włoch. Łącznie odcinek lądowy ma liczyć 1455 kilometrów. Planuje się odnogi w kierunku Chorwacji oraz Bośni i Hercegowiny, być może także Czarnogóry. Zrezygnowano natomiast z odnogi do Grecji i przez Morze Adriatyckie do południowych Włoch. Planowana przepustowość rurociągu to aż 63 mld m sześc. rocznie. Ma kosztować 29 mld euro. Dla porównania Gazociąg Północny o przepustowości 55 mld m sześc. i długości 1224 km (niemal w całości pod wodą) kosztował 19 mld euro. Oba projekty pozwalają Gazpromowi zaopatrywać w gaz praktycznie całą Europę, omijając m.in. Polskę, kraje bałtyckie i Ukrainę.

Kolejnym państwem, które w ostatnim czasie potwierdziło współpracę z Rosją w budowie gazociągu, jest Serbia. Niedawno kilku serbskich polityków mówiło o wstrzymaniu prac związanych z projektem. W ubiegły wtorek podczas wizyty szefa rosyjskiej dyplomacji Siergieja Ławrowa w Belgradzie władze potwierdziły jednak dotychczasowe ustalenia dotyczące budowy i zgodziły się co do konieczności realizacji tego projektu. – Jest to jedyne systemowe rozwiązanie dotyczące zaopatrzenia Europy Południowo-Wschodniej. Wszelkie podjęte dotąd decyzje pozostają w mocy, nie doszło do żadnej zmiany planów – powiedział Ławrow na konferencji ze swoim serbskim odpowiednikiem Ivicą Dacziciem.

Wątpliwości Serbów wzbudziło przede wszystkim zawieszenie projektu przez Bułgarię. Rosyjski minister wyraził jednak przekonanie, że jest to przejściowy problem. Sofia zdecydowała o wstrzymaniu budowy ze względu na zastrzeżenie Komisji Europejskiej. Swoje zrobiła też presja USA. Serbia nie jest związana decyzjami KE, ale nie może ich lekceważyć, gdyż prowadzi negocjacje dotyczące akcesji do UE.

W Bułgarii decyzja premiera Płamena Oreszarskiego ogłoszona 7 czerwca wywołała burzę i stała się jednym z czynników decydujących o jego zeszłotygodniowej dymisji, obok fatalnego wyniku wyborczego jego partii w wyborach do PE. W kraju zwraca się przede wszystkim uwagę na sprzeciw Brukseli wobec procedury wyboru inwestora, który wybuduje wart 3,7 mld euro bułgarski odcinek South Streamu. Powołano konsorcjum, w którym decydującą rolę ma odgrywać rosyjski Strojtransgaz.

Firma należy do oligarchy Giennadija Timczenki, objętego unijnymi i amerykańskimi sankcjami nałożonymi po aneksji Krymu. Z kolei pięć bułgarskich firm posiadających pozostałe udziały należy w większości do kontrowersyjnego biznesmena i polityka Deliana Peewskiego.

Problem umowy dotyczącej budowy rurociągu jest znacznie głębszy. Prawdopodobnie zawiera ona więcej niedozwolonych klauzul. Przede wszystkim unijne uregulowania nie pozwalają, by jedna firma zajmowała się jednocześnie wydobyciem gazu, jego przesyłem i dystrybucją. A Gazprom byłby jednocześnie właścicielem transportowanego gazu i operatorem rurociągu. Poza tym niedozwolony jest w Unii zakaz reeksportu gazu.

Swoje pomysły ma także Ukraina. Premier Arsenij Jaceniuk przedstawił projekt zmian prawnych, które pozwolą na modernizację ukraińskiej sieci przesyłu gazu przy udziale kapitału europejskiego i amerykańskiego. W jego ocenie, umożliwiłoby to zablokowanie budowy South Streamu.

– Da to możliwość wstrzymania budowy South Streamu i pozwoli skierować cały transport gazu [z Rosji] przez sieć ukraińską, ponieważ będą tym zainteresowane państwa członkowskie UE – oświadczył Jaceniuk w ostatni czwartek. Rządowy projekt modernizacji gazociągów przewiduje utworzenie międzynarodowego konsorcjum, które zarządzałoby ukraińskimi magistralami gazowymi oraz podziemnymi zbiornikami do przechowywania gazu. Kontrolny pakiet udziałów zachowałoby państwo ukraińskie.

Wraca także do łask idea gazociągu Nabucco. Prowadziłby z Turk- menistanu i Azerbejdżanu (oraz ewentualnie Iranu i Iraku) przez Turcję, Bułgarię, Rumunię i Węgry do tych samych krajów co South Stream. Pomysł początkowo zyskał duże poparcie w UE, forsował go nawet komisarz ds. energii Günther Oettinger. Jednak pod wpływem nacisków Rosji został on wyparty przez projekt South Stream. Przełomem była decyzja węgierskiego rządu Ferenca Gyurcsánya na przełomie 2007 i 2008 r. o wycofaniu państwowego koncernu MOL z projektu Nabucco i podpisaniu umowy o uczestnictwie w South Streamie. Ostatecznie projekt Nabucco został zamknięty w ubiegłym roku.

Piotr Falkowski

“Nasz Dziennik”

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. o
    o :

    Co to znaczy, ze “pod naciskiem Rosji (…)”? W co sobie UE pogrywa, czy pojedynczy ludzie w niej? Polska i kraje baltyckie powinny ostro protestowac przeciw temu South Streamowi, zeby nie bylo mozliwosci, ze jak Rosja odetnie Polsce gaz, to UE “z jakichs wzgledow” znowu zrobi dobrze tym, do ktorych moskiewski gaz docierac bedzie innymi kanalami. I tak wystarczy juz, ze jest North Stream, ale tyle dobrze, ze nie dociera on do calej UE i nie dostarcza poki co gazu na poludnie Europy. Niemcy moga spac spokojnie.
    Jak rozumiem ten 2gi gazociag Nabucco to by byla prawdziwa dywersyfikacja gazu, bo pochodzilby on z innego zrodla. O to powinna UE walczyc, finansowac i ulatwiac prawnie, itd. W tym zwlaszcza Polska powinna lobbowac za tym rozwiazaniem i ciagnac do Polski od razu nitke gazowa od tego Nabucco.