Raport amerykańskiej organizacji Project Veritas ujawnia praktyki stosowane przez Google w celu „programowania” opinii publicznej według swojej agendy, a także cenzurowanie prawicowych kanałów na YouTube. Wypowiedź osoby z kierownictwa tej korporacji wskazuje, że Google zamierza wpłynąć na kolejne wybory prezydenckie w USA, by „zapobiec kolejnej sytuacji z Trumpem”.

Amerykański portal śledczy „Project Veritas” kilka dni temu opublikował raport dotyczący praktyk stosowanych przez Google wskazujących na to, że korporacja ta planuje wpłynąć na wynik kolejnych wyborów prezydenckich w USA. Ściślej mówiąc, chce „zapobiec” kolejnej „sytuacji z Trumpem”. Raport zawiera m.in. wykonane z ukrycia nagranie osoby z kierownictwa Google, ujawnione dokumenty oraz wyznanie „insidera” z Google, który zdecydował się opowiedzieć o praktykach działania tej firmy.

W raporcie zamieszczono nagranie, na którym Jen Gennai, wieloletnia pracownica Google i szefowa działu ds. odpowiedzialnej innowacji (oryg. Responsible Innovation) krytycznie ocenia pomysł senator Elizabeth Warren z Partii Demokratycznej, która opowiada się za „rozbiciem” takich potężnych korporacji jak Google, Facebook czy Amazon na mniejsze podmioty.

– Uwielbiam ją, ale ona bardzo się myli. To nie sprawi, że będzie lepiej, tylko gorzej, bo wszystkie te mniejsze firmy, które nie będą mieć takich samych zasobów jak my zostaną obciążone [tym], by zapobiec kolejnej sytuacji z Trumpem [oryg. will be charged with preventing the next Trump situation – red.], mała firma nie da rady tego zrobić – mówi Gennai. Jej dział odpowiada za monitorowanie i ocenę odpowiedzialnego wdrażania technologii z zakresu AI, sztucznej inteligencji.

Na nagraniu Gennai opowiada też, że Google pilnie pracuje nad tym, by „zapobiec” powtórce sytuacji z wyborów w 2016 roku, gdy wygrał Trump:

– Wszyscy zostaliśmy wykiwani w 2016, znów to nie byliśmy tylko my, to ludzie zostali wykiwani, media informacyjne, wszyscy zostali wykiwani więc szybko analizujemy, co się tam stało i zapobiegniemy temu, żeby to się nie powtórzyło. (…) Trenujemy też nasze algorytmy, tzn. gdyby 2016 się powtórzył, czy mielibyśmy… czy wynik byłby inny?

Zdaniem tzw. insidera z Google, “Uczciwość Uczenia się Maszyn” [oryg. Machine Learning Fairness] jest jednym z wielu narzędzi Google, wykorzystywanym do promocji określonej agendy politycznej. Dokumenty ujawnione przez informatora z tej korporacji dotyczą tego mechanizmu i „algorytmicznej nieuczciwości” w praktyce. Termin ten jest jednoznacznie interpretowany jako „niesprawiedliwe i wynikające z uprzedzenia traktowanie ludzi odnoszące się do takich wrażliwych cech jak rasa, dochód, orientacja seksualny czy płeć przez systemy algorytmiczne przez algorytmicznie wspierane podejmowanie decyzji”. Dodatkowe wyjaśnienia potwierdzają, że za „algorytmiczną nieuczciwość” uważa się również przedstawianie sytuacji faktycznej, a zachowania interpretowane są według tej kategorii niezależnie od źródeł i pierwotnych okoliczności.

Project Veritas przedstawił też przykłady pokazujące, jak „Machine Learning Fairness” działa w praktyce. Na zrzutach ekranu widać, że po wpisaniu w wyszukiwarce Google sformułowania „kobiety mogą” [ang. women can], automatycznie „podpowiada” na pierwszych miejscach takie frazy, jak: „kobiety mogą głosować / zrobić to / robić wszystko”. Z kolei w przypadku mężczyzn, domyślne „podpowiedzi” to: „mężczyźni mogą mieć dzieci / zajść w ciążę / mieć miesiączkę”.

Gennai twierdziła też, że skoro ludzie sami nie mówili, co jest uczciwe i sprawiedliwe, to Google, jako duża firma, zamierza to mówić. Zdaniem insidera z Google, celem tak kształtowanej sztucznej inteligencji i systemu Machine Learning Fairness jest „zredefiniowanie rzeczywistości w oparciu o to, co oni [Google] uznają za uczciwe i o to, czego oni chcą, co jest częścią ich agendy”. Twierdzi też, że Google dąży do tego, by ktoś taki jak Donald Trump nie mógł już więcej dojść do władzy.

Inne dokumenty pokazują, w jaki sposób Google definiuje i określa priorytety treści od różnych wydawców wiadomości oraz w jaki sposób ich produkty uwzględniają tę treść. Jeden dokument o nazwie „Fake News-letter” wyjaśnia cel Google, jakim jest posiadanie „jednego punktu prawdy” w ich produktach. Dokumenty te najwyraźniej pokazują, że Google podejmuje decyzje ws. newsów – jakie wiadomości promują i zamieszczają na swoich stronach. W rozmowie z redaktorami „Project Veritas” Gennai mówiła, że „źródła konserwatywne” i „wiarygodne źródła”, według „praktyk redakcyjnych Google”, nie zawsze są tożsame. Wyjaśniała, że chodzi o sytuacje, gdy „wiarygodne źródła” nie pokrywają się z tym, co podają „źródła konserwatywne”.

Opisano też mechanizm, według którego serwis YouTube tak zmienia działania systemu polecającego inne nagrania, żeby utrudniać dostęp do określonych kanałów publicystycznych, promując w zamian inne. Podobne zasady ma stosować Google w odniesieniu np. do konserwatywnych komentatorów czy publicystów, polecając ich widzom głównie kanały liberalne lub lewicowe, jak CNN. Według Project Veritas, w wewnętrznej korespondencji mailowej firmy konserwatyści nazywani są „nazistami”.

Zdaniem założyciela Project Veritas, James’a O’Keefe’a, ujawnione dokumenty oraz nagranie wzbudzają poważne wątpliwości dotyczące neutralności Google i roli, jaką dla siebie przewidują w kontekście przyszłorocznych wyborów prezydenckich.

Sprawa ujawniona przez Project Veritas odbiła się sporym echem w USA. Zajęła się nią nawet jedna z komisji Senatu USA, gdzie senator Ted Cruz przesłuchiwał Maggie Stanphill z kierownictwa Google. Dopytywana mówiła, że jej zdaniem, zadaniem Google nie może być „niedopuszczenie do kolejnej sytuacji jak z Trumpem”. Unikała odpowiedzi na pytanie, czy zna choćby jedną osobę z kierownictwa swojej firmy, która głosowała na Trumpa. Cruz podkreślił, że pracownicy Google przekazali łącznie 1,315 mln dolarów na kampanię wyborczą Hillary Clinton i 0,0 dol. na kampanię Trumpa. Zwrócił też uwagę, że według ujawnionych dokumentów celem tej korporacji jest „programowanie ludzi poprzez rezultaty wyszukiwania” – takie sformułowanie znalazło się w jednym z ujawnionych, wewnętrznych dokumentów Google.

Jakiś czas po publikacji tekstu Project Veritas, serwis YouTube usunął ze swojej platformy wideo na ten temat.

Zdaniem republikańskiego kongresmena Louie Gohmeta, „Google nie powinien decydować, czy dana treść jest ważna czy trywialna, a już z pewnością nie powinni mieszać się w nasz proces wyborczy”. Jego zdaniem, korporacja ta powinna zostać pozbawiona immunitetu, z którego korzysta.

Sprawę skomentował też znany konserwatywny publicysta stacji Fox News, Tucker Carlson, zaznaczając, że Google, jedna z najpotężniejszych firm na świecie, chce „zmienić krajobraz polityczny w USA” w kontekście wyborów prezydenckich. – Google wykorzystuje specjalne algorytmy by kształtować to, co Amerykanie widzą on-line – mówi Carlon, którego zdaniem Google stosuje działania propagandowe.

– Używanie swoje dominacji w internecie, by zmienić wynik wyborów – to ich plan. Jest termin określający to, o czym mówi Gennai. I rzeczywiście jest (…) – „hackowanie wyborów”. Google chce zhackować nasze wybory. (…) To się dzieje – zaznacza publicysta, dodając, że termin ten w ostatnich latach był bezustannie używany przez lewicowo-liberalne media w USA, jako zarzut w kontekście zwycięstwa Donalda Trumpa. Dodaje, że waszyngtoński establishment nie zamierza zaatakować tych, którzy jego zdaniem faktycznie ingerują w wybory, czyli „Doliny Krzemowej”. – Google, Facebook i im podobni mają znacznie większą siłę, niż kiedykolwiek miała Rosja. Nikt poważny w to nie wątpi. Ale ludzi rządzących naszym krajem to nie interesuje, bo gdy Google miesza się w wybory, to korzystają na tym Demokraci.

W Polsce na tę sprawę zwrócił uwagę wiceszef Ruchu Narodowego i jeden z liderów Konfederacji, Krzysztof Bosak.

Projectveritas.com / youtube.com / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply