Zdaniem badaczki zbrodni OUN-UPA przyczyn ostatnich antypolskich incydentów na Ukrainie należy szukać nie tylko w rosyjskiej inspiracji, lecz także w ukraińskim nacjonalizmie.

Ewa Siemaszko, badaczka zbrodni ukraińskich nacjonalistów na Polakach, skomentowała w Naszym Dzienniku serię ostatnich antypolskich incydentów na Ukrainie zwieńczoną ostrzelaniem z granatnika konsulatu RP w Łucku, jak też polskie reakcje na te wydarzenia.

Badaczka zauważyła skłonność „głównych specjalistów od stosunków polsko-ukraińskich” do snucia hipotez o rosyjskim sprawstwie lub inspiracji tych incydentów bez brania pod uwagę możliwego udziału czynników wewnątrzukraińskich.

PRZYCZYTAJ: Targalski: Atak na polski konsulat w Łucku to prowokacja Putina

Ewa Siemaszko wskazała na niezdolność ukraińskich śledczych do wykrycia sprawców wszystkich dotychczasowych incydentów poza jednym – blokadą drogi Lwów-Rawa Ruska, którą nazwała „prymitywnym spektaklem”.

Zdziwienie budzi w związku z tym niski poziom działania rosyjskiej agentury, którą dotąd stać było na bardziej skomplikowane, wyrafinowane i dobrze zamaskowane poczynania– napisała Siemaszko.

PRZECZYTAJ: Nikołaj Dulskij odrzucił oskarżenia o zlecenie ataku na konsulat RP w Łucku [+VIDEO]

Zdaniem badaczki przyczyn antypolskich incydentów na Ukrainie nie powinno się szukać tylko w rosyjskiej inspiracji, lecz także w ukraińskim nacjonalizmie i upowszechnianiu się kultu antypolskich organizacji OUN-UPA.

Obserwacja tego rodzaju wypadków nasuwa podejrzenie o wzajemnym zazębianiu się obu sił – ukraińskich i rosyjskich, ale nie widać, by ukraińskie państwo chciało temu przeciwdziałać.– stwierdziła Siemaszko. Powolna, jej zdaniem, reakcja Ukrainy na ostrzelanie konsulatu świadczy o jakby dawaniu do zrozumienia, że Ukrainie mniej zależy na Polsce niż Polsce na Ukrainie, a więc – w mniemaniu ukraińskich polityków – to Polska musi się liczyć z Ukrainą i dostosowywać do ukraińskich oczekiwań.

PRZECZYTAJ: Ukraiński historyk: Mój kraj nie potrzebuje takiej Polski

Przydałaby się zatem głęboka analiza, co Polska daje Ukrainie, a co zdestabilizowana, skorumpowana i mało przewidywalna Ukraina może dać Polsce.– konkluduje Ewa Siemaszko.

Kresy.pl / Nasz Dziennik 8-9 kwietnia 2017

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. kbog
    kbog :

    Ukraina poza pracującymi w Polsce Ukraińcami nic Polsce nie daje. To, że oddziela nasz od Rosji to ułuda bo przy obecnym stanie jej armii Rosjanie są u nas w dwa dni. Lepszym gwarantem naszego bezpieczeństwa są poprawne stosunki z Rosją. Tego jednak naszym rządzącym zabraniają amerykanie. Co oni zalecą jest dla naszych politykierskich wasali święte i spełniają to na kolanach zapominając o tym , że przed chwilą krzyczeli na całe gardło jacy to oni są teraz suwerenni.

  2. marcin1971
    marcin1971 :

    ciekawy artykuł na lewicowym portalu lewica.pl

    Jakub Żak: Czy skrajnie prawicowi ochotnicy konfliktu ukraińskiego trafią do Polski?

    Gdy w 2014 roku rozgorzał konflikt zbrojny w Donbasie, po ukraińskiej stronie pojawiły się grupy ochotników zasilając szeregi walczących tam batalionów. Wśród niech znaleźli się nie tylko obywatele Ukrainy, ale również wielu obcokrajowców, którzy postanowili walczyć z pobudek politycznych. Wkrótce pojawiły się też zarzuty, że bataliony ochotnicze to formacje radykalne lub po prostu neonazistowskie. W formułowaniu takich oskarżeń pomogli sami najemnicy, którzy regularnie umieszczali w internecie swoje zdjęcia na których pozują z flagami III Rzeszy, wykonują nazistowskie gesty czy eksponują tatuaże z podobnym przekazem. Komentatorzy ukraińscy, a także większość polskich dziennikarzy, bagatelizowała sprawę twierdząc, iż są to incydentalne przypadki rozdmuchiwane przez prorosyjską propagandę. Podobnie komentowano powstanie batalionu AZOV, na którego czele stanął wypuszczony z więzienia narodowy socjalista Andrij Biłecki, zwany przez swych podkomendnych ‘Białym Wodzem’, a także oddziałów sformowanych przez faszyzujący „Prawy Sektor”. Zarówno do tych, jak i do innych, podobnych batalionów, przystąpili obcokrajowcy z wielu europejskich państw. Wśród nich znalazł się także Białorusin występujący pod pseudonimem ”Rustam Dok”. Kilka dni temu, poprzez swoje konto na portalu Facebook, udostępnił informację o tym, iż znajduje się obecnie w Polsce i otrzymał od władz polskich azyl.

    Rustam Dok przebywał na Ukrainie od 2014 gdzie służył w szeregach oddziałów Prawego Sektora. Gdy jego personalia stały się znane białoruskim organom ścigania, najemnik uznał, iż powrót do ojczyzny jest już niemożliwy. Rozpoczął wielomiesięczne starania o uzyskanie ukraińskiego obywatelstwa. Gdy mu odmówiono, złożył wniosek o status uchodźcy, argumentując, iż powrót na Białoruś jest równoznaczny z aresztowaniem i procesem o najemnictwo. Jako przykład przytaczał tu zatrzymanie przez białoruskie służby Stanislava Goncharova. Ten pochodzący z Witebska neonazista służył w batalionie AZOV. Media białoruskie opublikowały po jego zatrzymaniu film, na którym widoczne są tatuaże aresztowanego, w tym nawet wizerunek Oskara Dirlewangera, nazistowskiego zbrodniarza wojennego, odpowiedzialnego m.in. za brutalne tłumienie Powstania Warszawskiego. Na marginesie można dodać, iż postać Dirlewangera jest stosunkowo popularna wśród ukraińskich żołnierzy. Już w 2015 roku pisał o tym odwiedzający Ukrainę dziennikarz Tomasz Maciejczuk, który stwierdził obecność symboliki dywizji SS Dirlewanger w ukraińskim batalionie Ajdar. Maciejczuk spotkał się wówczas z atakiem ze strony wielu polskich dziennikarzy, którzy do dziś utrzymują kontakty z żołnierzami wspomnianego batalionu. Padły zarzuty o rozpowszechnianie rosyjskiej propagandy, a nawet agenturalność.

    Z jakich przyczyn Ukraina odmawia paszportów czy statusu uchodźcy cudzoziemskim ochotnikom można się jedynie domyślać. Faktem jest, że radykałowie stają się problemem, zarówno wizerunkowym jak i politycznym. Środowiska te są aktywne i zaczynają coraz odważniej występować przeciwko obecnej władzy. Cieszą się opinią bezkompromisowych patriotów, którzy przelewali krew za Ukrainę, a teraz występują przeciwko skorumpowanej oligarchii z Kijowa. Czy Petro Poroszenko obawia się, że skrajnie prawicowi kombatanci mogą zorganizować „Marsz na Kijów” wzorem włoskich faszystów sprzed niemal wieku? Nawet jeśli są to przesadne obawy, to niewątpliwie radykałowie będą sprawiać wiele kłopotów i warto wykorzystać każdą okazję, aby pozbyć się przynajmniej części z nich. Neonazistowscy uczestnicy ATO popełniają też przestępstwa kryminalne. Nadal toczy się głośny proces członków batalionu „Tornado”, oskarżonych o mordy, prześladowanie ludności cywilnej, tortury i gwałty. Jednym z oskarżonych jest także Białorusin Daniła Liaszuk „Mudżahed” (na zdjęciu), neonazista, który ponadto przeszedł na islam i posługiwał się dżihadystyczną symboliką. Media oskarżyły go nawet przynależność do Państwa Islamskiego, choć Liaszuk temu zaprzecza.

    Sam Rustam Dok nie dzieli się szczegółami swoich przekonań politycznych. Walczył jednak w szeregach Prawego Sektora, był uczestnikiem marszy i kongresów organizowanych przez skrajną prawicę. Na jego profilu można również znaleźć grafikę Białoruskiej Obrony Krajowej, formacji zbrojnej stworzonej przez III Rzeszę dla białoruskich ochotników pod koniec wojny, ciepło odnosi się do OUN-UPA. Spytany o swoje poglądy nie udzielił odpowiedzi. Natychmiast usunął pytanie i zablokował pytającemu dostęp do swojego profilu. Przeglądając jego wpisy widać, że reaguje tak zawsze, a pytania takie się pojawiają. Często bowiem opisuje represje, jakie dotykają zarówno wspomnianych wcześniej białoruskich radykałów, jak i neonazistów ukraińskich, którzy popadli w konflikt z prawem. Według Białorusina wszystkie kryminalne zarzuty stawiane członkom batalionu Tornadu, oskarżonym o napad na stację benzynową i zabójstwo dwóch milicjantów neonazistom z batalionu Ajdar i innym, to tylko prześladowania polityczne. Tematu przekonań politycznych białoruskiego azylanta unikają też polscy dziennikarze opisujący od kilku dni tą sprawę. W wywiadzie dla RMF24 sam Rustam Dok przyznał jednak, iż zerwał stosunki z ojcem, który uważa go za faszystę.

    Białorusin szacuje, że w podobnym do jego położeniu może znajdować przeszło tysiąc cudzoziemskich weteranów ATO. Czy znajdą oni bezpieczną przystań w Polsce? Szlak został już przetarty. Z ochotniczymi batalionami utrzymuje kontakt wielu Polaków w tym szereg wpływowych, prawicowych dziennikarzy. Wpis o uzyskaniu azylu szybko został polubiony też przez posłankę PiS, Małgorzatę Gosiewską. Nie bez powodu, także ona jest częstym gościem batalionu Ajdar, w którym służyli neonaziści. A z takim wsparciem mogą liczyć na ciepłe przyjecie w Polsce.

    http://www.lewica.pl/?id=31558 &tytul=Jakub-%AFak:-Czy-skrajnie-prawicowi-ochotnicy-konfliktu-ukrai%F1skiego-trafi%B1-do-Polski?