Zachód nie powinien zaczynać nowej zimnej wojny z Rosją

Syryjska wyprawa Putina pokazuje granice jego ambicji. Poparł długoletniego sojusznika, aby udaremnić to, co byłoby kolejnym agresywnym posunięciem USA. Będąc daleko od zdominowania Bliskiego Wschodu, Moskwa stara się zachować niewielką rolę w regionie od dawna zdominowanym przez Amerykę, która jest sprzymierzona z Izraelem, Jordanią, Egiptem i państwami Zatoki Perskiej. Jedynie pretensjonalni waszyngtońscy politycy, którzy interweniowali militarnie, by obalać ustanowione rządy w trzech krajach Bliskiego Wschodu i poparli inwazję sojusznika na czwarty kraj, mieliby na tyle tupetu, by oskarżyć Rosję o agresywne zamiary poprzez wspieranie legalnego rządu w Syrii – twierdzi Doug Bandow na łamach The National Interest.

Prezydent Donald Trump obejmował urząd, chwaląc prezydenta Rosji Władimira Putina i chciał poprawić stosunki między Waszyngtonen a Moskwą. Rok później, prezydent Trump zaskoczył nawet swoich doradców, gratulując Putinowi reelekcji i sugerując spotkanie na szczycie pomiędzy dwoma przywódcami.

Zimny polityczny wiatr wieje przez stolice Ameryki, Europy i Rosji. Mówi się o nowej zimnej wojnie, ponieważ obie strony dokonują dyplomatycznych wydaleń. Na Zachodzie pojawia się nawet cień wojny, gdyż NATO przejmuje się europejskimi zdolnościami obronnymi (słabymi), a Stany Zjednoczone rozmieszczają więcej żołnierzy na kontynencie (jak zwykle).

Prezydent Trump przyglądał się temu bezczynnie, podczas gdy stosunki dwustronne nadal ulegały erozji, co świadczy o nieistotności prezydenta przy formułowaniu polityki zagranicznej USA. Dla przykładu, Trump pozwolił Departamentowi Stanu ogłosić ostatnie wydalenie rosyjskich dyplomatów. Jest to jeden z obszarów, w którym jego instynkt wewnętrzny, tj. wartość cieplejszych relacji z Moskwą, jest poprawny, ale to, w co on osobiście wierzy, nie ma większego znaczenia dla polityki. To może się zmienić, gdyż Trump poprzez nowego sekretarza stanu i doradcę ds. bezpieczeństwa narodowego chce zwiększyć swoją rolę, ci jednak mają jastrzębie instynkty i nie wykazują zainteresowania problemem odprężenia z Moskwą.

Mimo dyplomatycznej spirali, nie ma nowej zimnej wojny. I nie będzie prawdziwej wojny, chyba, że Waszyngton rozpali konfrontację, realizując coraz bardziej interwencjonistyczną i aktywistyczną politykę zagraniczną w obszarach uważanych przez Rosję za kluczowe.

Brakuje pierwszego, prawdopodobnie najbardziej dominującego składnika zimnej wojny: konkurencji ideologicznej. Ameryka pozostaje agresywna na arenie międzynarodowej, zdeterminowana, aby przekształcić świat na swój wizerunek lub przynajmniej w swoim interesie. Oczywiście, inwazja na Irak, inżyniera społeczna w Afganistanie, wysadzenie w powietrze Libii i robienie bałaganu w Syrii, jest czymś bardzo drastycznym, jeśli nie wręcz katastrofalnym, niemniej jednak, jak dotąd, elita rządząca Waszyngtonem najwyraźniej niczego się nie nauczyła.

Natomiast Władimir Putin wyraźnie wyciągnął wnioski z upadku Związku Radzieckiego. Jest pragmatycznym autorytarnym przywódcą, a nie komunistą. Jego ambicje są bardziej tradycyjne, jak u cara i imperium rosyjskiego. Największym zmartwieniem rządu jest utrzymywanie kontroli, zdobywanie szacunku dla interesów Rosji i ochrona jej granic.

Putinizm nie jest żadną filozofią. To tylko tradycyjny autorytarny nacjonalizm. Nawet ci na Zachodzie, którzy wydają się go podziwiać, reakcyjni konserwatyści, nietolerancyjni nacjonaliści i zwolennicy autorytaryzmu, bardziej podziwiają metody Putina niż jego osobę. Nie ma putinowskiej wersji Kominternu, żadnego globalnego ruchu putinowskiego, ruchu rewolucyjnego poświęconego podbojowi świata. Putina obchodzi reszta świata o tyle o ile dotyczy to Rosji.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Kreml publikuje zapis całej rozmowy Putina z telewizją NBC [+VIDEO]

Po drugie, rosyjska polityka zagraniczna jest zasadniczo konserwatywna i powściągliwa, choć nie pacyfistyczna. (W przeciwieństwie do tego, Ameryka jest nieskrępowana i szczerze militarystyczna). Takie podejście wyjaśnia konflikty w Gruzji i na Ukrainie, a także próby wpływania na wybory w USA i Europie. Stany Zjednoczone postrzegają ekspansję NATO aż po granice Rosji jako naturalną ewolucję amerykańskiej globalnej dominacji. Moskwa rozpatruje włączenie Ukrainy do sojuszu stworzonego, by powstrzymywać Rosję, jako zagrożenie bezpieczeństwa, podobnie jak Waszyngton postrzegałby wejście Meksyku do Układu Warszawskiego. Podczas, gdy wg Amerykanów Moskwa absurdalnie wyolbrzymia zagrożenie (istotnie, wizja Europejczyków atakujących Rosję przypomina fabułę filmu fantasy), to należy pamiętać, Stany Zjednoczone nie doświadczyły wielokrotnych inwazji ze strony europejskich sąsiadów.

Ponadto, Putin i wielu innych Rosjan uważa, że Zachód złamał swoje zobowiązanie, by nie rozszerzać sojusz atlantycki na wschód. Być może prezydenci George H. W. Bush i Bill Clinton jedynie zachęcali rządy Gorbaczowa i Jelcyna do uwierzenia im na słowo. Jednak nowo odtajnione dokumenty dyplomatyczne pomagają zrozumieć gniew Moskwy. Do tego należy dodać rozczłonkowanie Serbii, długo związanej z Rosją i “kolorowe rewolucje”, zawsze ze szkodą dla Moskwy. Można sobie wyobrazić reakcję tych amerykańskich polityków, którzy najbardziej nienawidzą Władimira Putina, gdyby Rosja poparła uliczny pucz przeciwko demokratycznie wybranemu, proamerykańskiemu prezydentowi w Mexico City. Nie usprawiedliwia to reakcji Moskwy, ale pomaga ją wyjaśnić.

Putin chce skłócić i podzielić kraje najbardziej bezpośrednio zagrażające Rosji (w rzeczywistości jego działania przyczyniły się bardziej do zjednoczenia transatlantyckiego sojuszu). Chce także uniemożliwić NATO włączenie Gruzji i Ukrainy (w tym przypadku odniósł większy sukces). Jak na ironię, we wczesnych latach jego władzy nic sugerowało niechęci wobec Zachodu. Przeciwnie, wyglądał na typowego, cynicznego i obytego w świecie oficera KGB, zdeterminowanego, by wzmocnić władzę państwową i międzynarodową pozycję swojego narodu. Z jego punktu widzenia, rosyjska polityka zagraniczna to tylko biznes, nic osobistego.

Nawet syryjska wyprawa Putina pokazuje granice jego ambicji. Poparł długoletniego sojusznika, aby udaremnić to, co byłoby kolejnym agresywnym posunięciem USA. Będąc daleką od zdominowania Bliskiego Wschodu, Moskwa stara się zachować niewielką rolę w regionie od dawna zdominowanym przez Amerykę, która jest sprzymierzona z Izraelem, Jordanią, Egiptem i państwami Zatoki Perskiej. Tylko pretensjonalni politycy w Waszyngtonie, którzy kolejno interweniowali militarnie, by obalić ustanowione rządy w trzech krajach Bliskiego Wschodu i poparli inwazję sojusznika na czwarty kraj, mieliby na tyle tupetu, by oskarżyć Rosję o agresywne zamiary poprzez wspieranie legalnego rządu w Syrii.

Po trzecie, świat nie jest już dwubiegunowy. Chiny i Unia Europejska cieszą się bogactwem gospodarczym i potęgą podobną do amerykańskiej, pomimo tego, że Amerykanie pozostają bogatsi i przynajmniej do czasu administracji Trumpa, są głównym motorem międzynarodowej polityki gospodarczej. Pekin buduje znaczącą armię, a Europejczycy są w stanie to zrobić w formie, jakiej tylko zapragną. Indie wkraczają również na scenę, z praktycznie nieograniczonymi możliwościami w przyszłości.

W szerszym kontekście, Europejczycy są po stronie Ameryki, podczas gdy Chińska Republika Ludowa (ChRL) popiera Rosję, ale podziały są znacznie bardziej złożone niż podczas zimnej wojny. Kilka rządów europejskich oparło się sankcjom kierowanym przez USA przeciwko Moskwie, a także innym amerykańskim inicjatywom, podczas gdy ChRL i Rosja są przyjaciółmi z konieczności, z powodu wrogości Waszyngtonu. Taki sojusz, jeśli tym naprawdę jest, prawdopodobnie okaże się mało wartościowy, gdy przyjdzie czas próby. Nie ma “Imperium zła”, jak go nazwał prezydent Ronald Reagan, czyli byłego Związku Radzieckiego i jego satelitów.

Po czwarte, nie ma żadnych istotnych konfliktów między Waszyngtonem a Moskwą. Nie ma spornych terytoriów, żadnych ważnych regionów zajmowanych przez przeciwną potęgę. Żadne z państw nie ma żadnego interesu w podboju drugiego. Jedynym prawdziwym obszarem konfliktu jest dążenie amerykańskich polityków do narzucania swojej woli praktycznie na całym świecie, w tym na obszary długotrwałego rosyjskiego zainteresowania. Polityka USA jest odwróconą formułą Doktryny Monroe’a: Inne państwa nie mogą wywierać wpływu nawet w swoim sąsiedztwie. Waszyngton pragnie traktować świat tak, jak początkowo traktował Ameryką Łacińską, postrzegając jakąkolwiek nieamerykańską ingerencję jako “przejaw nieprzyjaznego usposobienia wobec Stanów Zjednoczonych”.

Takie irracjonalnie agresywne podejście jest widoczne w Syrii, wieloletnim sprzymierzeńcu Moskwy. Amerykańscy politycy mówią z oburzeniem o rosyjskim zaangażowaniu wojskowym w jednym kraju, mimo że Waszyngton przez dziesięciolecia interweniował (często militarnie), praktycznie wszędzie w regionie: Liban, Irak, Iran, Egipt, Izrael, Jemen, Jordania, Sudan, Kuwejt i inne państwa Zatoki Perskiej. Równie niezrozumiałe są skargi Waszyngtonu na rosyjskie zaangażowanie w Azji Środkowej, która okazuje się być bliższa Rosji niż Ameryce. Mieszkańcy Dystryktu Kolumbii mogą aspirować do świata, w którym Ameryka dominuje w każdym regionie, ale taki cel nie jest istotny,  a nawet konieczny dla bezpieczeństwa narodowego. Taka nazbyt ambitna i niezrównoważona polityka z pewnością nie jest też warta wojny.

Jeśli chodzi o Europę, pomimo opętańczych skarg krajów bałtyckich i Polski, nie ma dowodów na agresywne rosyjskie zamiary. I dlaczego miałyby być? Posiłek byłby niestrawny.  Zbliżając się do osiemnastu lat władzy, Putin nie zyskał nic poza Krymem, którego aneksja zapewne została przyjęta dobrze przez większość jego mieszkańców. Poza wpływami w Osetii Południowej, Abchazji i w Donbasie, posiada dość żałosne imperium, podczas gdy Stany Zjednoczone zbombardowały, zaatakowały, okupowały i / lub rozczłonkowały kilka państw. Jeśli Putin czekał na odpowiedni czas, popełnił wielki błąd, ponieważ Europejczycy podejmują obecnie kroki w celu stworzenia skuteczniejszej i lepiej skoordynowanej obrony kontynentalnej.

Nawet gdyby Moskwa wygrała wojnę przeciwko państwom bałtyckim, Rosja uzyskałaby tylko spustoszone terytoria wraz z trwałą wrogością, brutalnymi sankcjami i odwetem militarnym. Co gorsza, gdyby NATO zdecydowało się walczyć, co jest czymś pewnym, Rosja przegrałaby wojnę. Nic dziwnego, że Putin nie zrobił nic, by sugerować, że chce czegoś innego niż zabezpieczyć samą Rosję, cel, do którego dążył poprzez destabilizację Gruzji i Ukrainy (a nie ich podbój), aby zapobiec ich włączeniu do NATO. Najłatwiejszym sposobem uniknięcia konfliktu przez Waszyngton z Moskwą jest nie dawanie gwarancji bezpieczeństwa i nie rozmieszczania wojsk przy rosyjskiej granicy w Azji.

Po piąte, Rosja nie ma szans w starciu militarnym ze Stanami Zjednoczonymi. Pomimo powszechnego zawodzenia i zgrzytania zębami o niedofinansowanych amerykańskich siłach zbrojnych, Waszyngton przeznacza dziesięć razy więcej na zbrojenia niż Moskwa. Kongres czasami głosuje większy roczny wzrost nakładów niż całkowite roczne wydatki Rosji.

Takie porównania oczywiście są niedoskonałe, ale tylko w przypadku broni jądrowej Moskwa posiada względny parytet wojskowy. Posiada jeden lotniskowiec w porównaniu do dziesięciu amerykańskich grup lotniskowców. Rosyjskie siły powietrzne i system obrony powietrznej prezentują odpowiedni poziom i zmusiłyby Pentagon do zaplanowania wojny bez absolutnej dominacji powietrznej, choć prawdopodobnie nie byłyby w stanie przeważyć szali konfliktu. Rząd Putina przebudował armię po mało spektakularnym występie w Gruzji, ale nie ma przyległych terytoriów amerykańskich, które Moskwa mogłaby zaatakować. Rosja nie posiada na tyle zdolnych sił powietrznych lub marynarki wojennej, by dotrzeć do Stanów Zjednoczonych, a gdyby miała, szybko by tego pożałowała.

A co z Europą? Kontynent cieszy się prawie dwunastokrotnie większą siłą ekonomiczną niż Rosja. Same Włochy (a także Niemcy, Wielka Brytania i Francja) mają większy PKB niż Rosja. Europejczycy wydają już ponad pięć razy więcej na wojsko niż Moskwa; kolektywnie Wielka Brytania, Francja i Niemcy, pomimo swoich anemicznych wysiłków, przeznaczają na wojsko prawie dwa i pół razy więcej niż Rosja.

To prawda, że Europejczycy mają problemy z interoperacyjnością, koordynacją i wdrażaniem. Niemniej pomysł, że Moskwa może skutecznie zaatakować Amerykę i Europę, jest fantazją. Podczas, gdy sojusznicy powinni przygotować się na każdą ewentualność, główna odpowiedzialność powinna spoczywać na Europie, która jest stosunkowo bardziej narażona, lecz całkowicie zdolna do obrony.

Waszyngton powinien zakończyć dyplomatyczny konflikt. Kanały komunikacji muszą pozostać otwarte. Im więcej ludzi, biznesmenów, turystów, studentów, członków rodzin, sportowców, wykonawców i innych, podrożują w obie strony, tym lepiej. Byłby to jeden ze sposobów wykazania, że ​​nie mamy do czynienia drugą zimną wojną.

Stany Zjednoczone  powinny poważnie potraktowa obawy Moskwy związane z bezpieczeństwem. Amerykańscy politycy wyrażają szok i smutek, że ktokolwiek obawia się Stanów Zjednoczonych, ale każdy naród na liście wrogów Waszyngtonu musi martwić się ukrytymi lub jawnymi wysiłkami na rzecz zmiany reżimu. Stany Zjednoczone i Europejczycy powinni zbadać możliwość zawarcia ugody z Rosją dotyczącej Gruzji i Ukrainy, która obejmie koniec ekspansji NATO. W zamian, rząd Putina przestałby popierać antykijowskich rebeliantów. Moskwa nie zamierza zwrócić Krymu, który historycznie był częścią Rosji. Stany Zjednoczone i Europa powinny de facto zaakceptować aneksję, likwidując sankcje, jeśli Moskwa przestanie podważać integralność terytorialną Ukrainy.

W innych kwestiach, takich jak Syria, Iran, Korea Północna i inne, obie strony powinny powrócić do staromodnego kompromisu. Rosyjskie interesy są uzasadnione i należy je wziąć pod uwagę. Po drodze Waszyngton powinien szukać sposobów na rozluźnienie partnerstwa chińsko-rosyjskiego. ChRL stanowi o wiele większe długoterminowe wyzwanie dla Ameryki. Bardziej przyjazna Moskwa, podobnie jak Indie, mogłaby być przeciwwagą dla Pekinu.

Stan relacji USA-Rosja jest zły, ale to jeszcze nie jest zimna wojna II. Waszyngton powinien dopilnować, aby stosunki nie uległy dalszemu pogorszeniu. Federacja Rosyjska jest zbyt ważnym krajem, aby traktować go jak wroga. Nikt nie zyskałby na nowym konflikcie, czy to zimnym, czy realnym.

Doug Bandow

Autor jest byłym specjalnym asystentem prezydenta Ronalda Reagana i analitykiem w Cato Institute w Waszyngtonie. Za nationalinterest.org.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jazmig
    jazmig :

    Putin już powiedział, że jeżeli Ukraina wstąpi do NATO, to nastąpi jej podział. Ten fakt należy brać pod uwagę przy określaniu, co Rosji wolno, a czego jej nie wolno. Co do sił wojskowych, doskonale wiadomo, że w przypadku wojny mocarstw atomowych, prędzej czy później dojdzie do wymiany ciosów jądrowych. To powinno powstrzymać te kraje przed pochopnym postępowaniem.