Najbardziej wpływowe stowarzyszenie zajmujące się amerykańską polityką zagraniczną opublikowało raport potwierdzający istnienie nowej zimnej wojny oraz zadeklarowało gotowość do wzięcia w niej udziału – twierdzi prof. Stephen F. Cohen na łamach The Nation.

Stephen F. Cohen, emerytowany profesor rosjoznastwa i politologii na Uniwersytecie Nowojorskim i Princeton, oraz John Batchelor kontynuują cotygodniowe (zazwyczaj) debaty poświęcone “nowej” zimnej wojnie pomiędzy USA i Rosją.

Cohen podkreśla, że przed nową zimną wojną ostrzegał już od początku XXI wieku, co ma swoje potwierdzenie między innymi w podtytule jego książki „Soviet Fates and Lost Alternatives: From Stalinism to the New Cold War”, wydanej w 2009 r. i jego wcześniejszych publikacjach. Wraz z Batchelorem rozmawiają o konflikcie prawie co tydzień,  już od 2014 r. Od wielu lat czołowi politycy amerykańscy, dziennikarze, jak i pracownicy naukowi zaprzeczali jego istnieniu, a nawet możliwości zaistnienia, powołując się na rzekomą słabość Rosji, brak „konfliktu ideologicznego”, nieglobalny charakter konfliktów, które rozwinęły się już po rozpadzie ZSRR (1991), łagodny charakter amerykańskiej polityki wobec Rosji itp. W rzeczywistości, wszyscy ci, którzy zaprzeczali istnieniu konfliktu byli niedoinformowani, mieli problemy ze wzrokiem albo po prostu nie chcieli przyznać się do będącej ich udziałem zmarnowanej szansy na postsowiecki pokój. Niedawno Council on Foreign Relations (CFR), najbardziej prestiżowa i wpływowa organizacja zajmująca się kwestiami zw. z polityką zagraniczną, wydała oficjalny raport, w którym przyznaje, że „USA są obecnie w stanie drugiej zimnej wojny w Rosją”.

Jak podkreśla Cohen, roli CFR nie można nie docenić. Działalność organizacji, jej długa historia, strona na Wikipedii, nie pozostawiają wątpliwości – CFR nie jest po prostu kolejnym think tankiem. CFR założona została prawie 100 lat temu, ma siedzibę w Nowym Jorku, oddział w Waszyngtonie, liczy sobie prawie 5000 starannie wybranych członków; ponadto – spore dochody, atmosfera, tworzony przez nią wpływowy dziennik „Foreign Affairs”, elitarni członkowie – to wszystko składa się na najważniejszą pozarządową organizację zajmującą się polityką zagraniczną w USA. Do członkostwa w CFR lub publikacji na łamach „Foreign Affairs” aspiruje wielu polityków, wpływowych biznesmenów, liderów medialnych, pracowników naukowych oraz innych osób,  które  mają wpływ na kształtowanie amerykańskiej polityki zagranicznej (w „Foreign Affairs” artykuł opublikował m.in. Joseph Biden, ubiegający się o nominację w kolejnych wyborach prezydenckich z ramienia Demokratów, a także inni kandydaci do tego urzędu). Przez wiele dekad, główną rolą CFR było określenie ortodoksyjnych, akceptowalnych parametrów dyskusji nt. polityki zagranicznej USA za pośrednictwem wspomnianego już wydawnictwa, strony internetowej, organizowanych wydarzeń czy cotygodniowych sesji. Jeśli chodzi o Rosję, a nawet ZSRR, CFR przez wiele lat trzymało się tej niezależnej i centrystycznej linii (Sam Cohen został członkiem w latach siedemdziesiątych). CFR przedstawiała zróżnicowane, czasami nawet sprzeczne ekspertyzy i opinie na temat 40-letniej zimnej wojny, co sprzyjało debacie politycznej. Ta bardziej ekumeniczna, pluralistyczna orientacja w dużej mierze zakończyła się jednak ponad dekadę temu. CFR – podobnie jak Kongres i media głównego nurtu – stała się bastionem nowej zimnej wojny, choć długi czas nie przyznawała się do tego.

Zrobiła to dopiero niedawno. Nowy raport CFR Containing Russia, autorstwa dwóch weteranów – Roberta D. Blackwilla i Philipa H. Gordona, członków organizacji, mógłby równie dobrze zostać opublikowany podczas początkowego etapu „właściwej” zimnej wojny. Najlepsze, co można powiedzieć o raporcie, to fakt, że jest banalny – na ok. 50 stronach znajdziemy niewiele więcej niż powierzchowną analizę mediów głównego nurtu, w tym jednostronne narracje o współczesnych wydarzeń, wątpliwe „fakty”, „eliptyczną” historię, opinie i ideologie oraz sporą dawkę „rusofobii”.

Co jeszcze gorsze, ale w zasadzie nie powinno już nikogo dziwić,  to to, że wciąż niepotwierdzone zarzuty “Russiagate” są osią przewodnią raportu CFR.  (W rzeczy samej autorzy sugerują, że „głównym celem Moskwy była zmiana reżimu w USA”) Pierwsze zdanie wstępu raportu autorstwa prezesa CFR Richarda Haassa brzmi następująco: „Rosyjska ingerencja w wyborach prezydenckich w USA w 2016 r. stanowiła atak na amerykańską demokrację.” (Cohen podkreśla, że w ten sposób powtarza on słowa wypowiedziane w tandetnym hollywoodzkim filmiku sprzed kilku miesięcy. Autorzy powtarzają również hiperboliczne twierdzenia porównujące atak Rosji do ataków na Pearl Harbor oraz 11 września 2001.) Następnie, raport odnosi się (zarówno pośrednio jak i bezpośrednio) do rzekomej „zmowy” Kremla z Trumpem, a następnie przedstawia zagrożenie, które miałby stanowić rosyjski prezydent. Również w tym przypadku pominięto wszystkie alternatywne lub sprzeczne doniesienia czy analizy. Nigdzie nie pojawiają się obawy związane z poważnymi niebezpieczeństwami, które mogłaby przynieść „druga zimna wojna”, jak często zauważa Cohen: jej epicentrum polityczne nie znajduje się w odległym Berlinie, lecz bezpośrednio na granicach Rosji; jej rozwój doprowadził do nowego nuklearnego wyścigu zbrojeń; a przywódca Kremla jest tak demonizowany, przedstawia się go jako niezdolnego do jakiegokolwiek rodzaju „odprężenia” (fr. détente), dzięki któremu udało się złagodzić poprzednie konflikty – to tylko niektóre z elementów, które niepokoją. W tym  niebezpiecznym kontekście „rekomendacje” CFR noszą znamiona „powrotu do przyszłości” – powrotu do pierwotnych, nieokiełznanych zagrożeń i eskalacji sprzed 1962 roku [kryzys kubański].

Biorąc pod uwagę, jak ten marny – niektórzy mogą powiedzieć haniebny – raport może odbić się na reputacji CFR, co – pyta Cohen – było motywacją do jego opublikowania? Biorąc pod uwagę, że pojawił się on już po wspomnianym wcześniej artykule Bidena, podobnym tekście senatora Bena Cardina, artykułach czołowych gazet domagających się silniejszej reakcji na „rosyjską wojnę na Zachodzie”  i niedorzecznej deklaracji administracji Trumpa, wg której Rosja i Chiny są obecnie większym zagrożeniem niż międzynarodowy terroryzm,  motywacja powstania raportu wydaje się być następująca: 1) mobilizacja establishmentu USA wobec eskalacji nowej zimnej wojny (co ciekawe, w raporcie zarzuca się też Obamie, że nie zrobił wystarczająco dużo, by przeciwstawić się Moskwie); 2) zaniechanie dyskusji poświęconej przeszłej lub obecnej polityce USA, zrzucanie winy na Rosję; 3) tym samym ograniczenie możliwości jakiegokolwiek détente.

I rzeczywiście, raport CFR może położyć kres dyskusjom. Cohen pyta, czy jest jakikolwiek sposób na wyjście z tego bezprecedensowo niebezpiecznego stanu stosunków amerykańsko-rosyjskich? Sugeruje trzy możliwości, choć do żadnej z nich nie jest przekonany.

Ostatnie badania opinii publicznej sugerują, że większość Amerykanów nie jest przychylna tak lekkomyślnej polityce. Niewykluczone, że opowiedzieliby się za zmianą nastawienia USA do Rosji. Do tego potrzeba jednak odpowiednich kandydatów i czasu (obecnie żaden z warunków nie jest spełniony).

Podobnie jak podczas 40-letniej zimnej wojny, raport CFR ma na celu zmobilizowanie europejskich sojuszników do eskalacji “drugiej zimnej wojny”. Wydaje się, że Europejczycy również nie popierają takiego rozwiązania. Amerykanie mogą zostać zmuszeni do znalezienia w Europie nowych,  alternatywnych przywódców, mając jednocześnie nadzieję, że Moskwa nie zareaguje zbyt zdecydowanie.

Podsumowując, Cohen podkreśla, że widzi jedną doraźną możliwość – wymienione zarzuty nie przeszkodzą prezydentowi Trumpowi w zostaniu prezydentem „pro-détente” współpracującym z Rosją.  Pytanie tylko, czy CFR na to pozwoli?

Stephen F. Cohen

Tłumaczenie: Elżbieta Rudnicka

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply