Późniejsze poglądy Putina na Stany Zjednoczone i miejsce Rosji w świecie zostały ukształtowane w silnym stopniu przez agresywną politykę amerykańską lat ’90, lecz on również doszedł do władzy, podobnie jak Gorbaczow i Jelcyn, szukając partnerstwa z Waszyngtonem, ale partnerstwa sprawiedliwego. Później wyznał, że „porzucił tę iluzję” – mówi prof. Stephen F. Cohen.

Stephen F. Cohen, emerytowany profesor nauk o Rosji i politologii na New York University i Uniwersytetu Princetom, kontynuuje swoje cotygodniowe rozmowy z Johnem Batchelorem o nowej amerykańsko-rosyjskiej zimnej wojnie.

Cohen od 20 lat ostrzega przed niebezpieczeństwem postsowieckiej zimnej wojny. W ciągu tych lat, przedstawiciele amerykańskiego establishmentu polityczno-medialnego podkreślali, że taka rekapitulacja jest niemożliwa, ponieważ Rosja jest zbyt słaba, wszelkie konflikty amerykańsko-rosyjskie miały charakter regionalny, a nie globalny i były ograniczone. A ponieważ oba kraje miały teraz ten sam system społeczno-gospodarczy, tj. kapitalizm, nie było między nimi konfliktu ideologicznego. Każdy uważny obserwator stosunków między Waszyngtonem a Moskwą, przynajmniej od początku 2000 roku, mógł obserwować rozwijającą się na jego oczach rzeczywistość, lecz dopiero niedawno autorytatywni przedstawiciele ponadpartyjnego amerykańskiego establishmentu  uznali istnienie nowej zimnej wojny lub drugiej zimnej wojny z Rosją.

Zostało to otwarcie zadeklarowane przez wpływową i w pełni ponadpartyjną Radę ds. Spraw Zagranicznych.  Jest to zawarte implicite w lutowym  dokumencie Departamentu Obrony na temat strategii nuklearnej, który określa Rosję jako globalne zagrożenie. I leży u podstaw codziennych zarzutów wobec Rosji w ramach Russiagate, że „Kreml zaatakował amerykańską demokrację” w 2016 roku i obecnie atakuje demokracje na całym świecie. Te przesadne relacje często sprawiają, że „Rosja Putina” wydaje się bardziej groźna i nieprzyjazna niż Związek Radziecki.

„Jeśli Ameryka wygrała zimną wojnę, która rozpoczęła się pod koniec lat ’40, to jak wytłumaczyć obecną drugą zimną wojnę z Rosją”? – pyta Cohen. To się wiąże z dwoma historycznymi pytaniami, które w ogóle nie są dzisiaj dyskutowane, szczególnie w mass mediach. Jak i kiedy zakończyła się poprzednia zimna wojna? Kiedy i gdzie rozpoczęła się nowa zimna wojna? Istnieją dwa sprzeczne wyjaśnienia dotyczące obu pytań.

Niemal od momentu, gdy Związek Radziecki przestał istnieć w grudniu 1991 roku, ortodoksyjna, zgodna amerykańska odpowiedź na pierwsze pytanie  (w polityce, mediach i podręcznikach) była taka, że Stany Zjednoczone, po pokonaniu sowieckiej komunistycznej Rosji, „wygrały zimną wojnę”. Implikacją było to, że postradziecka Rosja była narodem pokonanym analogicznie do Niemiec i Japonii po drugiej wojnie światowej, a zatem powinna postępować zgodnie z wolą Waszyngtonu  w kraju i za granicą. Jednak istniała odmienna odpowiedź na to pytanie: 40-letnia zimna wojna zakończyła się nie wraz z końcem Związku Radzieckiego w grudniu 1991 roku, lecz wcześniej, w latach 1988-90, na drodze negocjacji przywódców obu państw w tym czasie – radzieckiego prezydenta Michaiła Gorbaczowa oraz amerykańskich prezydentów Ronalda Reagana i George’a H.W. Busha.

Należy wyciągnąć stąd wniosek, że Rosja i Ameryka wspólnie zakończyły zimną wojnę jako partnerzy i powinni teraz przejść do trwałego partnerstwa w sprawach światowych. Sam Cohen wyczerpująco bronił tej interpretacji w swojej książce pt. „Soviet Fates and Lost Alternatives”, ale najbardziej miarodajne omówienie tej interpretacji znajduje się w książkach Jacka F. Matlocka juniora, ambasadora Reagana i Busha w Moskwie, „Reagan and Gorbachev: How the Cold War Ended” i „Superpower Illusions”.

Co się tyczy przyczyn i początku dzisiejszej drugiej zimnej wojny, istnieją również tutaj dwie sprzeczne ze sobą interpretacyjne narracje. Również tutaj istnieje ortodoksyjna, podzielana przez niemalże wszystkich odpowiedź: dzisiejsza zimna wojna rozpoczęła się wkrótce po tym, jak Władimir Putin został  przywódcą Rosji w 2000 roku i to on jako jedyny ponosi odpowiedzialność za nową zimną wojnę.

Lecz tutaj również mamy do czynienia z fałszywą narracją i wątpliwymi „faktami”. Zapowiedzi kolejnej zimnej wojny były widoczne w podejściu prezydenta Billa Clintona do postsowieckiej Rosji w latach ’90, na długo przed dojściem Putina do władzy. Clinton w swoim podejściu do Rosji pod przywództwem prezydenta Borysa Jelcyna wychwalał go jako „partnera i przyjaciela”. W rzeczywistości jednak, Clinton realizował politykę zwycięzcy, zgodną z postrzeganiem Rosji jako pokonanej potęgi, przewodząc masowej i inwazyjnej krucjacie mającej na celu przekształcić tego byłego rywala w „Rosję, której chcemy” (zob. książkę Cohena „Failed Crusade: America and the Tragedy of Post-Communist Russia”); inicjując ekspansję NATO, obecnie graniczące już z Rosją; oraz bombardując tradycyjnego słowiańskiego sojusznika Moskwy – Serbię w 1999 roku, pomimo protestów Jelcyna. (Skrajne oczernianie Putina przez byłych członków administracji Clintona, w tym Hillary Clinton, która utożsamiła go z Hitlerem, są związane z ich nierozsądną rosyjską polityką lat’90, gorąco chwaloną, co należy podkreślić, przez dziennikarzy, którzy obecnie przodują w demonizowaniu obecnego przywódcy Kremla).

Późniejsze poglądy Putina na Stany Zjednoczone i miejsce Rosji w świecie zostały ukształtowane w silnym stopniu przez agresywną politykę amerykańską lat ’90, lecz on również doszedł do władzy, podobnie jak Gorbaczow i Jelcyn, szukając partnerstwa z Waszyngtonem, ale partnerstwa sprawiedliwego. Później wyznał, że „porzucił tę iluzję”, chociaż niewiadomo dokładnie kiedy to nastąpiło. Czy wtedy, gdy prezydent George W. Bush, z którym Putin pierwotnie dążył do strategicznego partnerstwa, wycofał się jednostronnie z Traktatu ABM w 2002 roku, czy wtedy, gdy Bush przyspieszył ekspansję NATO w kierunku granic Rosji, a może wówczas, gdy administracja Busha ogłosiła w 2008 roku, że nawet Ukraina i Gruzja, „czerwone linie” dla Moskwy, z pewnością pewnego dnia będą członkami NATO?

Krótko mówiąc, dwie historyczne okazje do zawiązania postsowieckiego rosyjsko-amerykańskiego partnerstwa, dwie szanse na uniknięcie kolejnej zimnej wojny, na początku lat ’90 i na początku 21 wieku zostały zmarnowane. Obie zostały zmarnowane w Waszyngtonie, a nie w Moskwie.

Cohen zwraca również uwagę na to, że poprzedniej zimnej wojnie towarzyszyła wielka debata wśród amerykańskiej opinii publicznej, zwłaszcza od późnych lat 60. do lat 80. dotycząca stopnia odpowiedzialności zarówno Waszyngtonu, jak i Moskwy, za rozwój wydarzeń i niebezpieczeństwa związanego z tą długotrwałą konfrontacją. Debata ta obejmowała ponowne przemyślenie polityki USA na przestrzeni lat i niewątpliwie przyczyniła się do wielkiego odprężenia Reagana z Gorbaczowem, który był jeszcze bardziej rewizjonistycznym przywódcą.

W dzisiejszym głównym nurcie, taka debata jest niedopuszczalna, nie podważa się fałszywej narracji, że druga zimna wojna zaczęła się pod rządami Putina i jest wyłącznie jego winą, ani w Kongresie, ani w mediach, choć niebezpieczeństwo jest o wiele większe.

Cohen konkluduje zwracając uwagę na te większe zagrożenia, o których mówi od lat: polityczne epicentrum nowej zimnej wojny znajduje się na Ukrainie, na granicach Rosji, a nie w odległym Berlinie; dzisiejszy przywódca Kremla został zdemonizowany w sposób w jaki nie demonizowano nawet radzieckich przywódców oraz, że w przeciwieństwie do poprzedniej zimnej wojny, praktycznie nie ma żadnych antyzimnowojennych sił politycznych w ponadpartyjnym establishmencie, może poza osaczonym prezydentem Donaldem Trumpem. Co gorsza, pojawiły się nowe bezprecedensowe zagrożenia. Departament Obrony w nowym Przeglądzie Polityki Nuklearnej proponuje nową broń jądrową i wykazuje myślenie o możliwości amerykańskiego pierwszego użycia tej broni. Tymczasem Chiny i Rosja nie są już rywalami, jak w trakcie poprzedniej zimnej wojny. I zarówno Zachodnia, jak i Wschodnia Europa, na które liczą amerykańscy bojownicy nowej zimnej wojny, coraz bardziej odczuwają rozczarowanie swoją polityką wobec Rosji. (W 1985 roku Moskwa miała niewielu ważnych sojuszników w zimnej wojnie. Ilu będzie miał Waszyngton w przyszłości?) Nie mniej istotne są również oskarżenia w ramach Russiagate, które utrudniają Trumpowi każdą próbę zmniejszenia egzystencjalnych niebezpieczeństw nowej zimnej wojny poprzez negocjacje z Putinem i które potępiają takie inicjatywy, jako wywrotowe.

W międzyczasie, pozostają z nami fałszywe narracje o tym, jak rozpoczęła się nowa zimna wojna, na długo przed Trumpem lub Putinem, a więc nie ma istotnych powodów, aby przemyśleć politykę USA wobec Rosji, w przeszłości lub teraźniejszości. Tworzenie polityki bez historii lub nie oparte na historycznych błędach może być czymś niebezpiecznym. Ale wydaje się, że historia nie ma już znaczenia.

Artykuł pojawił się pierwotnie na łamach „The Nation”.

Tłum. Michał Krupa

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply