Nie miejmy złudzeń: to jest ugrupowanie heterogeniczne, czyli programowo i środowiskowo w tej chwili mało spójne. Trzeba dążyć do wypracowania kompromisowej formuły programowej. Ze swojej strony proponowałbym na przykład, aby Konfederacja samookreślała się mianem „narodowych liberałów”. Bo też w sumie, jak patrzę na taki narodowy liberalizm, to przypomina mi on wczesną endecję, tę do 1926 roku, łączącą pro-państwowy nacjonalizm z wolnym rynkiem. W tej chwili osią Konfederacji są potomkowie młodej endecji (RN) i czyści liberałowie (korwiniści). Trzeba tutaj dokonać syntezy. – mówi prof. Adam Wielomski w rozmowie z portalem Kresy.pl.

Z prof. Adamem Wielomskim – politologiem, wykładowcą Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, redaktorem naczelnym półrocznika „Pro Fide Rege et Lege“, rozmawia Marek Trojan (Kresy.pl).

Marek Trojan: Panie Profesorze, pod koniec ub. roku w wywiadzie dla Kresy.pl, komentując zawiązanie koalicjipartii KORWiN (wówczas Wolność) oraz Ruchu Narodowego do Parlamentu Europejskiego mówił Pan m.in, że to ostatnia szansa na stworzenie alternatywy na PiS. Od tamtego czasu koalicja ta poszerzyła się, m.in. o środowiska Grzegorza Brauna. Marka Jakubiaka i Piotra Liroya Marca, a także prolife (Kaja Godek) i przedstawicieli środowisk kresowych. Czy Pana zdaniem udało się stworzyć skuteczną inicjatywę?

Gdy rozmawiałem wówczas z jednym z redaktorów Waszego portalu, konkretnie z p. Michałem Krupą, to uważałem, że trzeba zrobić wszystko, aby głosy wyborców chcących głosować „na prawo” od PiS-u nie poszły na marne. Złośliwie dodam, aby nie poszły na marne jak zwykle. Uważałem bowiem, że elektorat prawicowy musi otrzymać czytelny sygnał, że prawica nie-pisowska jest zdolna przejść próg 5% w wyborach do PE, co da jej rozpęd, aby przejść ten sam próg w wyborach do Sejmu i wrócić z polityki blogerowej i facebookowej do polityki realnej. Dlatego, jeśli dobrze pamiętam, określiłem tę koalicję mianem „katechonicznej”, czyli stanowiącej ostatnią szansę na wyrwanie PiS-owi monopolu na „prawicowość”. Konstatuję, że w tej chwili program ten nie tylko się udał, ale procesy zjednoczeniowe zostały posunięte dalej, niż się spodziewałem. Nie przypuszczałem wtedy, że w koalicji tej znajdą się Jakubiak, proliferzy i kresowiacy. Przypuszczałem, że tradycyjnie PiS rzuci każdemu z tych środowisk jakieś luźne obietnice, bez chęci ich realizacji, i zostaną politycznie zneutralizowane. Tymczasem stało się inaczej, gdyż wszyscy już chyba zrozumieli, że w PiS-ie jest tak, że albo rezygnujesz z własnych poglądów i masz takie poglądy jak Prezes, albo zostajesz zmarginalizowany, a luźne obietnice z kampanii wyborczej idą w zapomnienie. Prezes nie jest z żadnej prawicy, lecz ma poglądy lewicy sanacyjnej.

W tej chwili do Konfederacji – o czym mówię z żalem, gdyż mam tam sporo znajomych – nie wszedł tylko mały Polexit, który raczej nie zbierze podpisów, nie wystartuje i jego wyborcy zagłosują na Konfederację. Przede wszystkim jednak nie udała się działalność wywrotowa mająca na celu wystawienie konkurencyjnej listy prawicy antysystemowej. Widocznie Marek Jakubiak w ostatniej chwili zorientował się kto, o co i na czyje polecenie tutaj gra. Nie będzie też „partii o. Rydzyka”, gdyż – jak wszyscy przypuszczali – był to tylko środek nacisku na Jarosława Kaczyńskiego, aby dał koterii toruńskiej lepsze miejsca na listach PiS do Europarlamentu.

Zobacz także: Wielomski: Dwie oddzielne listy Wolności i Ruchu Narodowego to mogiła

Reasumując, zdziwiłbym się gdyby Konfederacja – przy niskiej frekwencji do PE, która zawsze jest niska – nie przeszła progu 5% i nie wzięła ze 3-5 mandatów, co będzie zależało od rozłożenia głosów w okręgach. Otworzy to tej koalicji drogę do Sejmu i szansę na stworzenie alternatywy dla PiS. Myślę, że Jarosław Kaczyński jest głęboko zaniepokojony taką możliwością. Jestem szczęśliwym nie-posiadaczem telewizora, ale ci którzy to magiczne pudełko mają w domu twierdzą, że w TVPiS Konfederacja nie istnieje. To świadectwo poczucia zagrożenia. Najpierw Konfederacji nie będzie, a gdy się pojawi to zapewne w kontekście „ruskiej agentury”.

Czy aktualnie Konfederacja jest realnym zagrożeniem dla PiS?

Niestety, to nie jest czas walki z PiS-em o władzę. Nastąpić to może dopiero po odejściu Jarosława Kaczyńskiego z polityki. Mam o tym polityku zdanie bardzo krytyczne – gdyż nie dostrzegam przyświecających mu idei, ani żadnej wizji Polski – ale doceniam go jako niezwykle sprawnego gracza i taktyka, jakby powiedzieli Grecy: dobrego demagoga. PiS istnieje dopóki przewodzi mu Kaczyński, lecz gdy odejdzie, partia ta rozpadnie się od środka, ponieważ jest oparta wyłącznie na jego osobistej charyzmie. To będzie czas dla prawicowej alternatywy.

Konfederacja jest zagrożeniem innego typu. Po pierwsze, PiS i Koalicja Europejska walczą o to, kto „wygra” wybory i będzie mógł ogłosić, że dostał 2 czy 3% głosów więcej. Media skupiają się na tej kwestii i zwycięstwo o jeden głos nabierze charakteru zwycięstwa eschatologicznego. Tak jak Koalicji Europejskiej głosy odbierze tęczowa Wiosna, tak PiS-owi odbierze je Konfederacja. Obydwa bloki chciałyby więc koniecznie zlikwidować siły nie mieszczące się w systemie dwupartyjnym. Kto ten spektakl wygra o 1%, ten dostanie impetu przed wyborami do Sejmu, które autentycznie o czymś decydują.

Zobacz także: W Polsce nawet hasła patriotyczne są powtarzane w obcym interesie

Po drugie, Konfederacja stanowi dla PiS-u problem taktyczny. Jarosław Kaczyński od lat kompletnie lekceważył postulaty prawicowe, od obrony życia przez politykę wobec środowisk żydowskich lub hałaśliwych mniejszości seksualnych, aż po kwestie gospodarcze. Mógł swobodnie i bezkarnie zawodzić nadzieje prawicowego elektoratu, gdyż ten nie miał politycznej alternatywy. Na wyborców bardzo silnie oddziałuje, tworzony przez media, syndrom „straconego głosu”. Dzięki temu PiS mógł swobodnie przesuwać się coraz bardziej w lewo, walcząc o elektorat z „opozycją totalną”. Gdy pojawi się konkurencja po prawej stronie, będzie musiał albo dalej przesuwać się do centrum, rezygnując z monopolu na prawicy, albo przesunąć się w prawo poprzez podejmowanie decyzji i uchwalanie konkretnych ustaw (wreszcie!), oddając centrum w ręce opozycji. Dlatego przypuszczam, że wkrótce usłyszymy, że ci, co „rozbijają jedność prawicy” są „trollami Putina”, „agentami FSB”, etc.

Jakie są Pana zdaniem główne szanse i zagrożenia dla Konfederacji w obecnym składzie?

Zagrożenia są krótko- i długofalowe. Do tych pierwszych zaliczyć należy nadmiar „generałów” w stosunku do szeregowców. Nie chcę wymieniać po nazwiskach, ale jest wśród liderów kilka osób, które są przyzwyczajone do panowania absolutnego w swoim ugrupowaniu, nawet jeśli byłoby to stronnictwo kanapowe. Psychologicznie rzecz ujmując, czasami jest ciężko przyzwyczaić się, że monarchia absolutna zmieniła się w rządy arystokratyczne. Problemem jest też i to, że część elektoratów poszczególnych części składowych nie akceptuje wyrazistości innych liderów. Ale nie miejmy złudzeń: to jest ugrupowanie heterogeniczne, czyli programowo i środowiskowo w tej chwili mało spójne. Trzeba dążyć do wypracowania kompromisowej formuły programowej. Ze swojej strony proponowałbym na przykład, aby Konfederacja samookreślała się mianem „narodowych liberałów”. Bo też w sumie, jak patrzę na taki narodowy liberalizm, to przypomina mi on wczesną endecję, tę do 1926 roku, łączącą pro-państwowy nacjonalizm z wolnym rynkiem. W tej chwili osią Konfederacji są potomkowie młodej endecji (RN) i czyści liberałowie (korwiniści). Trzeba tutaj dokonać syntezy.

Zagrożenia długofalowe widzę dwa. Po pierwsze, po wejściu do Sejmu politycy Konfederacji mogą być kuszeni przez PiS, jeśli ten nie uzyska samodzielnej większości i będzie potrzebował kilku „szabel” do głosowań. Część z nowych posłów może być niedoświadczona i dać się kupić, szczególnie jeśli propozycjom personalnym będą towarzyszyły górnolotne i patriotyczne hasła, których pisowcy nie będą żałować. Narodowcy chyba dobrze wiedzą jaki przypadek personalny mam na myśli, gdyż już to przerobili. Konfederacja musi pozostać w opozycji choćby nie wiem co, gdyż Kaczyński wyssie ją tak, jak niegdyś uczynił z LPR i Samoobroną. Po drugie, już w mocno dłuższej perspektywie, stronnictwo to musi skonsolidować się z konfederacji środowisk do federacji, tak aby mieć nie tylko wspólny program negatywny (przeciwko UE i rządom post-solidarnościowym), ale także i wspólny program pozytywny. Nie chodzi nam przecież, aby być w sterylnej opozycji, ale aby rządzić Polską i zmieniać ją.

Kukiz’15 zawiązuje z kolei alians z włoskim Ruchem 5 Gwiazd, proponując “reformę UE” w oparciu o tzw. Manifest Europejski, postulujący m.in. wzmocnienie roli europarlamentu, walkę z korupcją, współdziałanie przy poszanowaniu tożsamości narodowej czy odrzucenie podziału na lewicę i prawicę. Jak Pan ocenia te działania?

Kukiz’15 tonie. W ogóle jestem zdziwiony, że ta bezprogramowa hybryda jeszcze istnieje i uzyskuje jakieś poparcie w sondażach. Sądzę, że eurowybory zatopią ten dziwny twór, który nie jest ani za rządem, ani przeciw; ani za UE, ani przeciw. Koalicja z Ruchem Pięciu Gwiazd nic tej partii nie da, gdyż mało kto w Polsce wie co to za partia. Zresztą może i dla Kukiza’15 lepiej, że ludzie nie wiedzą. To stronnictwo lewicowe i pro-europejskie, z silnym skrzydłem LGBT. Na ile się orientuję, istotą ich programu narodowego jest sprzeciw wobec niemieckiej dominacji w UE, co samo w sobie jest zresztą postulatem słusznym. Jednakże obydwie te partie są niewyraziste i schodzą ze sceny politycznej. Ruch Pięciu Gwiazd na rzecz prawicy Salviniego, a Kukiz’15 na rzecz Konfederacji, do której – poza przywódcą – odeszli już wszyscy znaczący politycy tej partii. Przyszłość należy do stronnictw, które wiedzą czego chcą i gdzie są usytuowane na scenie politycznej.

Dziękuję za rozmowę.

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply