W Grodnie potrzeby edukacyjne są ogromne. Nawet co trzeci mieszkaniec miasta to Polak

Statystyka mówi, że w Grodnie na 350 tys. mieszkańców 80 tys. to Polacy. To oficjalna statystyka. Nieoficjalna mówi, że każdy trzeci mieszkaniec Grodna jest Polakiem. Tutaj są wielkie potrzeby – mówi Stanisław Sienkiewicz prezes Polskiej Macierzy Szkolnej na Białorusi w rozmowie z Karolem Kaźmierczakiem.

Karol Kaźmierczak: Polska Macierz Szkolna to największa organizacja prowadząca społeczne nauczanie w języku polskim na Białorusi. Proszę przybliżyć naszym czytelnikom jej historię.

Stanisław Sienkiewicz: Polska Macierz Szkolna powstała 100 lat temu. Jeżeli mówić o Grodnie to powstała tu 24 grudnia 1918 roku. W tym roku obchodzimy stulecie. Oczywiście po 1939 roku była przerwa w działalności wywołana prze wojnę. PMS została reaktywowana w Grodnie 3 grudnia 1995 roku i od tego czasu działamy. Najpierw funkcjonowaliśmy w wynajmowanych pomieszczeniach w budynku przy ulicy Budionnego, tam gdzie w tej chwili mieści się Konsulat Generalny RP. Po dłuższych staraniach w styczniu 2011 roku przenieśliśmy się do nowo wybudowanej siedziby w centrum miasta przy ul. Gorodniczańskiej. W budynku tym działa Liceum Społeczne PMS im. Elizy Orzeszkowej, w którym uczy się w tej chwili 2 tys. uczniów.

Jest tutaj sześć sal lekcyjnych. Jest piękna biblioteka, która obsługuje nie tylko Liceum, ale też mieszkańców Grodna i nauczycieli języka polskiego z całej Białorusi. Jest sprawdzona kadra nauczycielska, są nauczyciele-konsultanci zaproszeni z Polski, wysyłani przez Ośrodek Rozwoju Polskiej Edukacji za Granicą.

Polska Macierz Szkolna to nie tylko szkolnictwo społeczne. Opiekujemy się również wszystkimi formami nauczania języka polskiego w szkołach państwowych, a także w szkołach społecznych innych organizacji. Pomagamy nauczycielom w wyposażeniu placówek szkolnych, w ich dokształcaniu. Robimy wiele imprez kulturalnych, takich jak konkursy recytatorskie, konkursy śpiewacze, różne festiwale. Nie jest nam obca żadna działalność, która promuje polski język i polską kulturę.

K.K.: Ilu nauczycieli z Polski pracuje w tej chwili dla Liceum PMS?

S.S.: Trzech. Dwóch polonistów i jeden historyk. Łącznie jest tu 22 nauczycieli. Mamy dobrze położony budynek, w centrum miasta, dostępny z każdego miejsca w Godnie, dlatego jest u nas taka liczba uczniów.

K.K.: Budując od podstaw nową siedzibę dla organizacji i szkoły społecznej przeprowadziliście państwo wielką inwestycję. Jak udało zgromadzić się takie środki finansowe? Czy było wsparcie z Polski?

S.S.: Na odwrót. Było w Polsce jakieś niezrozumienie ze strony Senatu czy Stowarzyszenia Wspólnota Polska. Można to tłumaczyć tym, że w Grodnie wybudowano dużą polską szkołę państwową. Choć ten projekt został zrealizowany tylko w jednej trzeciej, bo miał być jeszcze budynek dla polskiego przedszkola, miał być internat dla dzieci dojeżdżających i baza sportowa z basenem. To wszystko było w projekcie Szkoły nr 36, ale tego nie zrealizowano. A teren jest. Tam pięć hektarów ogrodzono. Potem była wybudowana siedziba Związku Polaków. W Senacie nam powiedziano, że to by była trzecia inwestycja w jednym mieście, że to trochę za dużo, bo są oczekiwania z innych miejsc.

Wtedy postanowiliśmy starać się o fundusze od Polonii i przede wszystkim opierać się na własnych finansach. Zaczęliśmy o własnych siłach. Potem dodała nam pieniędzy Fundacja Zaleskich z Amsterdamu. W końcu do Grodna przyjechał z wizytacją marszałek Maciej Płażyński i zaprosiłem go na budowę, a stał już budynek w stanie surowym. Zapytał mnie ile pieniędzy dostałem z Polski. Powiedziałem, że zero. Był zszokowany, pytał: jak to? Powiedział, że zrobi wszystko, żeby wesprzeć inwestycje i zrobił wszystko. Co trzecia złotówka włożona w ten budynek to złotówka polskiego podatnika. W tym roku będziemy próbowali rozbudowywać ten budynek. Zatwierdzamy projekt, czekamy na ostateczne ekspertyzy. Na razie żadnego odzewu z Polski nie ma, ale będziemy się starać o pieniądze. 

K.K.: Czy państwo białoruskie wspiera w jakiś sposób waszą działalność?

S.S.: Finansowo nie. Choć płacimy podatki za ziemię, od nieruchomości, dofinansowania nie ma.

K.K.: Jak zorganizowane są zajęcia w Liceum Społecznym PMS. Uczniowie uczą się w trybie popołudniowym?

S.S.: Raczej cały dzień. Jeżeli uczniowie chodzą do szkoły państwowej na drugą zmianę, do nas przychodzą na godzinę 9 rano. Po godzinie 15 przychodzą do nas ci, którzy w szkole państwowej uczą się na pierwszej zmianie. Przychodzą do nas na cykl przedmiotów ojczystych: język polski – minimum cztery godziny lekcyjne tygodniowo, historia. Fizyka, matematyka, geografia, chemia także w języku polskim to uczniowie sobie wybierają.

K.K. Czy w Grodnie jest duże zapotrzebowanie na nauczanie języka polskiego?

S.S.: Statystyka mówi, że w Grodnie na 350 tys. mieszkańców 80 tys. to Polacy. To oficjalna statystyka. Nieoficjalna mówi, że każdy trzeci mieszkaniec Grodna jest Polakiem. Tutaj są wielkie potrzeby. Dzieci polskich jest przecież dużo. Nasza szkoła jest największa, ale jest szkoła państwowa z polskim językiem nauczania gdzie jest prawie 600 uczniów. Są szkoły społeczne innych organizacji. W tym budynku w którym znajduje się Konsulat Generalny RP jest pięć szkół społecznych z językiem polskim. Firma komercyjna Lider też prowadzi nauczenia języka polskiego i Uniwersytet Trzeciego Wieku, też prowadzi. To wszystko w jednym budynku. Jest dość dużo firm komercyjnych, które oferują możliwość nauki polskiego, ale nie w takiej formie jak my.

Zobacz także: Białoruskie władze ograniczają liczbę przyjęć do polskiej szkoły w Wołkowysku

K.K.: Jak określiłby pan profil młodych ludzi, którzy przychodzą do tej placówki?

S.S.: Do naszej szkoły przychodzą dzieci od V klasy, w wieku 10-11 lat. Nie zaczynamy od I klasy bo chcemy aby rodzice próbowali zapisywać dzieci do państwowej szkoły z polskim językiem wykładowym. My uzupełniamy tę lukę w sytuacji gdy dziecko nie dostanie się do państwowej szkoły polskiej, lub szkół państwowych gdzie polski jest nauczany jako przedmiot. Możliwości mamy dobre.

K.K.: Są to dzieci z rodzin polskich, dla których nauka tutaj ma znaczenie ze względu na tożsamość narodową, czy przychodzą też dzieci z rodzin białoruskich, które po prostu chcą się nauczyć języka polskiego?

S.S.: Kiedyś robiliśmy badanie motywacji tych dzieci. Przede wszystkim chodzi im o studia w Polsce, które wymieniało około 70 procent dzieci. 25 procent pisało, że język polski to ich język ojczysty. Niektóre pisały o nakłanianiu przez rodziców i dziadków. Jeżeli mówić o tym kto do nas przychodzi, to dzieci polskiego pochodzenia stanowią na pewno większość. Ale są też dzieci z rodzin mieszanych, gdzie tylko jedno z rodziców jest Polakiem. Jest też grupa dzieci bez polskiego pochodzenia. Liczą na studia w Polsce, ale odpłatnie, co od razu dajemy do zrozumienia przy przyjmowaniu podań, żeby potem nie było nieporozumień. Jak widzimy, że dziecko nie ma ani polskiego nazwiska, ani polskiego imienia, od razu pytamy takich kandydatów, rodziców, jakie mają cele czy maja polskie korzenie. Wczoraj akurat była taka pani, która miała taką informację, że Polska bierze na bezpłatne studia wszystkich, a nie tylko młodzież polskiego pochodzenia. A ona była Rosjanką, ojciec Rosjanin i matka też, ale podanie napisali. W tej chwili są już programy dla osób, które nie mają polskiego pochodzenia. Politechnika Warszawska przyjmuje 65 osób każdego roku, to przede wszystkim Ukraińcy.

K.K.: Jaka jest w tej chwili proporcja między liczbą chętnych do nauki w szkole PMS, a liczbą jaką możecie przyjąć?

S.S.: Nie odrzucamy wielu. Jest też tak, że wielu odchodzi na pierwszym roku. Dlatego przyjmujemy wszystkich, nawet jeśli nie ma miejsc w klasach, a u nas są klasy na 30 osób. Część uczniów szybko odchodzi.

K.K.: Jak duża część absolwentów szkoły wyjeżdża do Polski?

S.S.: W tej chwili chyba większość. Część dzięki programowi stypendialnemu rządu polskiego, część dzięki Karcie Polaka. Trudno prowadzić statystykę. Jak ktoś wyjeżdża dzięki Karcie to w ogóle nie wiemy, że wyjechał, jak sam się nie odezwie. Państwowa szkoła wie, bo po jej ukończeniu rodzice muszą po roku zadeklarować co robi absolwent. Władze mają informacje na ten temat, ale nie dzielą się. 

K.K.: W pracy z uczniami korzystacie z podręczników wydanych w Polsce czy na Białorusi?

S.S.: Podręczniki, które zostały wydane na początku lat 90 XX wieku na Białorusi, są już zdezaktualizowane, „trącą myszką”. Takich u nas nie ma. Korzystamy z najnowszych podręczników wydanych w Polsce. Mamy ich cały wachlarz, co zobaczy pan w bibliotece. Tam można wybrać najbardziej odpowiedni do poziomu wiedzy i wieku uczniów. W państwowej szkole obowiązują podręczniki wydane na Białorusi. My w ubiegłym roku przetłumaczyliśmy sześć tytułów dla polskiej szkoły. Pierwszy raz udało nam się przekonać Ministerstwo Spraw Zagranicznych dwa lata temu by dało pieniądze na tłumaczenia. Oddaliśmy do Polski by zweryfikowali nasze tłumaczenia. Podręczniki wydaliśmy w formie elektronicznej, ponieważ w obu szkołach polskich w Grodnie i Wołkowysku jest za mało uczniów żeby drukować podręczniki. Dlatego wydaliśmy je na płytach i zamieściliśmy w internecie. W szkole państwowej używają podręczników wydanych na Białorusi, a podręczniki z Polski mogą być jako pomocnicze.

K.K.: Liceum Społeczne im. Elizy Orzeszkowej jest waszym największych projektem, ale Polska Macierz Szkolna ma też oddziały poza Grodnem.

S.S.: W tej chwili mamy siedem zarejestrowanych oddziałów – W Brześciu, Pińsku, Słonimiu, Wołożynie, Wilejce, Brasławiu, Mińsku. Są Też grupy niezarejestrowane i jest problem żeby je zarejestrować, jest jakaś decyzja, żeby nowych oddziałów nie rejestrować, choć jesteśmy oficjalnie organizacją ogólnopaństwową. W Pińsku też kupiliśmy piękny lokal w centrum miasta. Działa tam szkoła do której chodzi 250 uczniów.

Tam mniejszość polska jest nieliczna, ale szkoła cieszy się popularnością. W Mińsku wynajęliśmy pomieszczenia w centrum miasta choć było bardzo drogo i prowadzimy tam zajęcia. W Wilejce w szkole państwowej jest grupa. W Brasławiu działa malutka szkoła przy parafii katolickiej. W Witebsku jest kilka grup przy Caritasie przy kościołach, Witebsk ma niewielką liczbę Polaków. W Słonimiu niewielka szkoła wynajmuje sale od parafii, parafia ma tam ogromne niewykorzystywane budynki. Jeden budynek wynajęliśmy, zrobiliśmy podstawowy remont i tam działa szkółka. Uczymy nie tylko dzieci ale i dorosłych. Czasami chcą otrzymać Kartę Polaka, dlatego uczą się przez rok czy pół roku.

K.K.: Jakiego wsparcia oczekujecie z Polski? Jak środowiska społeczne, organizacje pozarządowe mogą wspomóc waszą pracę? Co jest najbardziej potrzebne?

S.S.: Działaliśmy w różnych warunkach, w obfitych i w czasach gdy nie mieliśmy żadnego finansowania. Przez cztery lata, po tym gdy Ministerstwo Spraw Zagranicznych przejęło fundusze polonijne, nie mięliśmy żadnego dofinansowania. Przeżyliśmy. Dla nas na pewno jest bardzo ważne wsparcie poprzez organizację kolonii w Polsce. Dzieci bardzo chcą wyjeżdżać. W tym roku mamy 210 miejsc na kolonie do Polski. To mało. To kropla w oceanie. Kiedyś to było o wiele lepiej zorganizowane. Teraz jest dużo organizacji i każda zgłasza swoje projekty. Kiedyś były tylko dwie: Wspólnota Polska i Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie. Każda miała kierunki swojej działalności i każdy wiedział do kogo można zgłaszać swoje projekty. Teraz jest trochę zamętu. Nie wiadomo do kogo się zwrócić.

W przypadku Fundacji Wolność i Demokracja, której pierwszym celem jest wprowadzenie rządów demokratycznych w państwach byłego Związku Radzieckiego jak ja mogę współpracować? Nawet jakbym chciał to nie napiszę wniosków, bo potem nasza władza się zainteresuje. Trzeba też bardziej konkretnego wsparcia w dokształcaniu nauczycieli. Nie wszyscy nauczyciele mają u nas wykształcenie polonistyczne. Na wsiach 70% nauczycieli uczących języka polskiego to nauczyciele innych przedmiotów. W miastach jest lepiej. Władze działają tak aby było jak najmniej języka polskiego w szkołach państwowych. Tłumaczą to tym, że dzieci polskiego pochodzenia wyjeżdżają do Polski. Faktycznie teraz granice są przeźroczyste. Każdy kto zdobędzie paszport i wizę może jechać. Najlepszym rozwiązaniem byłby polepszenie sytuacji ekonomicznej na Białorusi.

K.K.:  Z czego wynika problem z brakiem polonistów? Białoruskie uczelnie kształcą ich tak mało?

S.S.: Nie kształcą. Była polonistyka w Grodnie i lektoraty na innych uniwersytetach. W tej chwili jest już tylko lektorat w Grodnie, gdzie indziej już nie ma. Założenie, które było przyjęte przy kształceniu polonistów było takie, że nauczyciele kształcili się w dwóch specjalnościach – nauczaniu języka polskiego i języka rosyjskiego bądź białoruskiego. Wydawało się to dobre, dopiero z czasem okazało się, że to błąd. Każdy nauczyciel, który dostawał się do szkoły wolał mieć tylko język państwowy na etacie. Wiadomo, że przygotowywać lekcje z dwóch języków jest o wiele trudniej niż z jednego. I zamiast rozwijać polskie szkolnictwo nowi nauczyciele zaczęli to torpedować. Mało kto z nich chciał nauczać języka polskiego. Łącznie na Białorusi jest około 250 nauczycieli języka polskiego. Około 200 w szkołach państwowych, ale nie mają oni zwykle pełnego etatu i muszą dorabiać ucząc innych przedmiotów.

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. KazimierzS
    KazimierzS :

    “Dzieci bardzo chcą wyjeżdżać. W tym roku mamy 210 miejsc na kolonie do Polski. To mało. To kropla w oceanie.” – proszę się nie martwić, gdy przyjedzie jakiś marszałek lub minister z PiS to pierwsze co, najpierw zrobi sobie zdjęcie >selfie< z tymi dziećmi, a potem obieca, że w następnym roku dorzuci jakiś autokar, a kilka osób z i tak "pracujących" i opłacanych latem nauczycieli w Polsce może da się też namówić do zajęć, więc będzie z 10% więcej miejsc!!! 😀

    • KazimierzS
      KazimierzS :

      @KazimierzS Nie należy się też przejmować, że nieraz po kilka lat bez żadnych pieniędzy z Polski musicie wytrzymać. Bo przecież kilkadziesiąt milionów rocznie idzie na Białoruś na RUSYFIKACJĘ Polaków, także chyba wszyscy rozumieją, że czasem nie zostaje ani złotówka na polonizację.

    • KazimierzS
      KazimierzS :

      @KazimierzS Można też się zastanowić czy już teraz nie skopiować najważniejszych dokumentów, korespondencji, statystyk i wysłać pocztą do Polskiego IPN. Instytut ten ostatnio zajmował się akcją na Marchlewszczyźnie w latach ’30, więc może za kilkadziesiąt lat rozpocznie śledztwo “W sprawie likwidacji polskości na Grodzieńszczyźnie”. Chociaż z drugiej strony nic nie słychać o żadnym śledztwie w sprawie lituanizacji polaków kowieńszczyzny, więc to może być tylko próżna nadzieja.

  2. KazimierzS
    KazimierzS :

    To co robi Polska w sprawie Polaków na wschodzie jest nie do pojęcia. Ukraina, Litwa, Białoruś – trzy różne kraje, a każde w całkowicie innej sytuacji, wręcz rzeczywistości politycznej, więc nie może być żadnych wykrętów o “geopolityce”. A PiS wszędzie z premedytacją rozbija i likwiduje polskość. Wszędzie zawzięcie walczy z NARODEM POLSKIM.