Relacje Serbii i Kosowa przypominają prawdziwy rollercoaster – po miesiącach sporów przychodzi ocieplenie wzajemnych relacji, po czym wszystko wraca do poprzedniego stanu. Czy podobnie będzie z zaawansowanymi rozmowami na temat korekty kosowsko-serbskiej granicy?

Samozwańcza Republika Kosowa od początku swojego istnienia funkcjonuje na przysłowiowych wariackich papierach. Tak naprawdę do dzisiaj nie ustalono jej dokładnych granic, a każda chęć ich jasnego wytyczenia kończy się jedną wielką awanturą. Z tego powodu do dzisiaj toczą się kłótnię o zawartą przed trzema laty umowę z Czarnogórą, która miała ustanowić linię demarkacyjną i zwrócić Czarnogórze około osiem hektarów ziemi. To właśnie wówczas światowe agencje prasowe kilka razy obiegły zdjęcia z kosowskiego parlamentu, gdzie przeciwnicy porozumienia rozpylali gaz łzawiący w celu zerwania obrad.

Co negocjuje Thaçi

Poważne spory towarzyszą również wszystkim rozmowom pomiędzy Prisztiną i Belgradem. Spora część Albańczyków z Kosowa uważa wszelkie ustępstwa wobec Serbów za zdradę. Natomiast mniej agresywna część kosowskiej opinii publicznej zdaje sobie sprawę, że bez odpowiednich porozumień nie będzie możliwa dalsza integracja z Unią Europejską oraz NATO. Podobne obiekcje towarzyszą więc także obecnym negocjacjom dotyczącym ustalenia wspólnej granicy.

Kosowski prezydent Hashim Thaçi utrzymuje, że wbrew krytyce ze strony opozycji, w Brukseli nie jest negocjowany podział kraju, ale wytyczenie nowej granicy. Polityk dodał, że wszelkie inne informacje można uznać za „fake newsy”, a w ustaleniu blisko czterystu-kilometrowej granicy z Serbią mają pomóc siły NATO. Zarzuty pojawiające się wobec władz w Prisztinie nie są przy tym niczym nowym, ponieważ wcześniej za chęć oddania części terytorium uznano między innymi zwiększenie samorządności gmin zamieszkiwanych przez kosowskich Serbów.

Media w Kosowie nieszczególnie wierzą jednak głowie państwa, dlatego dalej podgrzewają atmosferę strachu. Obecnie gazety piszą więc o możliwości pozostawienia samym sobie mieszkańców trzech gmin, które są zamieszkane w większości przez Albańczyków, ale znajdują się na serbskim terytorium. Chociaż według niektórych doniesień miałyby one zostać przyłączone do Republiki Kosowa w zamian za korzystne dla Serbów zmiany terytorialne na północy Kosowa, nieprzychylne Thaçiemu środowiska uważają, iż Serbia nie zgodzi się na taką wymianę. Przez wspomniane trzy gminy przebiega bowiem połączenie komunikacyjne między Belgradem a Salonikami, a to zdaniem niektórych może oznaczać, że kosowski prezydent odda zamieszkiwane przez Serbów regiony za darmo.

Z tego powodu opozycyjna Demokratyczna Liga Kosowa domaga się od Trybunału Konstytucyjnego zbadania zgodności działań Thaçiego z konstytucją. Ugrupowanie uważa, że prezydent Kosowa wychodzi obecnie daleko poza swoje uprawnienia, a jego stanowisko wobec korekty granic tak naprawdę podważa fundamenty kosowskiej państwowości i może doprowadzić do poważnych napięć na Bałkanach. Najradykalniejsi przeciwnicy polityki głowy państwa mówią natomiast o możliwości jego odwołania przez parlament, na co pozwala kosowska konstytucja.

Zobacz także: Kosowo patrzy na Bliski Wschód

Te ostatnie rozwiązanie jest przy tym bardzo wątpliwe, ponieważ opozycja nie ma wystarczającej liczby głosów w parlamencie aby usunąć Thaçiego z funkcji prezydenta. Nagonka na jego osobę spowodowała jednak, że obecnie opowiada się on za przeprowadzeniem referendum w sprawie korekty kosowsko-serbskiej granicy. Problem polega jednak na tym, że kosowska klasa polityczna – za co odpowiedzialny jest również Thaçi – przez wiele lat nie potrafiła uchwalić odpowiedniej ustawy pozwalającej na organizację podobnego plebiscytu.

Przyjęcie prawa pozwalającego na organizację referendum również nie rozwiązywałoby całego problemu. Deklaracja niepodległości Kosowa ogłoszona w 2008 roku mówi bowiem wyraźnie, że “Kosowo nie ma żadnych roszczeń terytorialnych i nie dąży do zjednoczenia z żadnym państwem ani częścią żadnego państwa”, a pod powszechne głosowanie nie może zostać poddany żaden z zapisów dokumentu ustanawiającego Republikę Kosowa. Widać więc wyraźnie, że propozycja Thaçiego nie przystaje do rzeczywistości i była tylko próbą zrzucenia z siebie odpowiedzialności za niepopularne decyzje.

Serbia zmaga się z wrogami

Serbski prezydent Aleksandar Vucić komentując kosowski kryzys polityczny stwierdził, że celem jego kraju w obecnych warunkach jest uzyskanie jak największych ustępstw ze strony Kosowa. Zauważa on przy tym, iż obecnie Serbia tak naprawdę nie otrzymała od swojego sąsiada niczego, co jest efektem nieprzychylnego wobec niej stanowiska niektórych państw zachodnich. Vucić skrytykował przy tym głównie postawę Wielkiej Brytanii, która jego zdaniem posiada na Bałkanach swoich agentów wpływu działających na rzecz niepodległości Kosowa.

Zdaniem serbskiej głowy państwa geneza problemu Kosowa i Metohiji miała miejsce w 1999 roku, kiedy dziewiętnaście z największych państw świata wyruszyło na wojnę przeciwko Serbom. Vucić mówi wprost, że pogwałcono wówczas wszelkie międzynarodowe normy prawne, zaś jedyną winą ówczesnego prezydenta Slobodana Milosevicia nie był sam atak na Kosowo, ale niezadbanie o odpowiednią jakość sprzętu wojskowego do przeprowadzenia tej operacji. Radykalne stanowisko względem Kosowa serbski prezydent przypieczętował stwierdzeniem, iż jego kraj nie szukał sprawiedliwości w międzynarodowych sądach, ponieważ ich sędziowie są zależni od państw z których pochodzą.

Thaçi musi z kolei odpowiadać już na międzynarodową krytykę swoich poczynań. Były szwedzki premier Carl Bildt stwierdził bowiem, że wszelka rewizja granic Kosowa doprowadzi do kolejnych czystek etnicznych w tym regionie. Kosowski prezydent odniósł się do tych zarzutów na Twitterze. Jego zdaniem porozumienie pomiędzy Serbią i Kosowem powinno doprowadzić do ustanowienia dobrosąsiedzkich stosunków, a opóźnienia w tej kwestii będą bardzo kosztowne dla młodego państwa.

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply