Kilka tysięcy przedstawicieli mniejszości narodowych Litwy maszerowało w niedzielne południe przez centrum Wilna. Wyszli na wezwanie Związku Polaków na Litwie, by zaprotestować przeciwko sygnałom wysyłanym przez partię rządzącą Litwą, iż dąży ona do ograniczenia użycia języka polskiego i języków innych mniejszości w szkolnictwie.

Według danych Ministerstwa Oświaty, Nauki i Sportu Litwy w roku szkolnym 2023-2024 do 28 szkół ogólnokształcących z rosyjskim językiem nauczania uczęszcza 13 646 uczniów. 9 387 uczniów uczęszcza na Litwie do 40 szkół z polskim językiem nauczania. 3 416 uczniów uczy się  w siedmiu mieszanych szkołach polsko-rosyjskich, natomiast 392 uczniów uczy się w jedynej białoruskiej szkole ogólnokształcącej na Litwie, działającej w Wilnie. Uwarunkowania te odzwierciedlają realia etno-kulturowe, w których 6,5 proc. mieszkańców Litwy stanowią Polacy, 5 proc. Rosjanie, a 1 proc. Białorusini. Dlatego na ziemiach współczesnej Litwy zawsze uczono w różnych językach. Tak było także za Związku Radzieckiego, po którym niepodległa Litwy odziedziczyła system szkół z różnymi językami nauczania.

Przez 34 lata niepodległej Litwy w jej elicie politycznej nigdy nie brakowało głosów proponujących likwidację edukacyjnej wielojęzyczności, a rozumienie integracji mniejszości narodowych jako jej asymilacji do lat przebija z różnych postulatów polityków rządzących Litwą – szczególnie Związku Ojczyzny-Litewskich Chrześcijańskich Demokratów (TS-LKD). Ostrza tej polityki jak się okazuje nie stąpili obecnie koalicjanci tej partii – Ruch Liberałów (LRLS) i przedstawiająca się jako jeszcze bardziej liberalna Partia Wolności (LP). Przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi jesteśmy świadkami kolejnego wzmożenia “integracyjnego” litewskich polityków. Minister edukacji, nauki i sportu Gintautas Jakštas zaproponował  zamiany w systemie edukacji na Litwie. Jego głównym postulatem jest stopniowe rozszerzanie liczby lekcji języka litewskiego, ale też rozszerzanie używania go do nauczania kolejnych przedmiotów. Ponieważ liczba godzin tygodniowo jest stała, zwiększenie liczby lekcji języka litewskiego mogłoby się odbyć kosztem lekcji język ojczystego mniejszości.

W rządzie Ingridy Šimonytė przebąkuje o takich krokach mimo tego, że na Litwę przybyła po 2020 r. najpierw fala Białorusinów, a po rosyjskiej inwazji z 2022 r. także Ukraińców. Osoby narodowości innej niż litewska stanowią już ponad jedną trzecią mieszkańców miasta. Dla dzieci uchodźców szkoły ze słowiańskimi językami nauczania w naturalny sposób są lepszym sposobem na naukę czegokolwiek, niż kompletnie im nieznany i kompletnie odmienny język bałtyjski. Przekonałem się o tym dwa lata temu w polskojęzycznej Szkole im. Andrzeja Stelmachowskiego w Starych Trokach, gdzie już kilka tygodni po wybuchu masowej wojny spotkałem uczennice świeżo przybyłe z Ukrainy.

Swoje kroki, wpisujące się w linię rządu, podejmuje i wileński magistrat. Odpowiedzialny za oświatę wicemer  Arūnas Šileris wysyła listy do szkół mniejszościowych oraz odwiedza je, próbując zmusić do otworzenie klas z litewskim językiem nauczania. Oficjalnie rzecz jasna mówi, że nie zmusza, tylko proponuje. Dość usilnie dodajmy.

 

Niezgodne z elementarną logiką

I właśnie z tego powodu ponad 2 tys. osób z różnych zakątków Litwy zebrało się na w niedzielę o godz. 11.30 pod gmachem Sejmu Litwy. Znane mi dobrze przywiązanie tutejszych Polaków do swoich małych społeczności powoduje, że z tłumu gęsto sterczą nazwy szkół czy miejscowości. Są polskie i litewskie flagi narodowe, gdzieś pojawia się flaga Unii Europejskiej. Wiele jest też flag o wzorze biało-czerwonej szachownicy, z pogonią, od kilku lat promowanych jako szczególny symbol Polaków na Wileńszczyźnie i samego regionu, w którym Polacy, wyjąwszy Wilno, są większością. Tłum jest przekrojem społeczeństwa. Licznie są obecnie ci, których kwestia dotyczy najbardziej – uczniowie. W różnym wieku. Najmłodszych przyprowadzili niewiele mniej liczni rodzice. Są w końcu ludzie dla których to zarówno sprawa ideowa, jak i profesjonalna, czyli nauczyciele. Jest prezes Związku Polaków, przewodniczący Akcji Wyborczej Polskaów na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin, poseł do Parlamenta Europejskiego Waldemar Tomaszewski. Jest zasiadająca z ramienia AWPL-ZChR w Seimasie Rita Tamašunienė.

„Bronimy praw mniejszości narodowych w obszarze oświaty. Nastąpiły takie propozycje ze strony litewskiego rządu, że geografia, historia oraz wychowanie obywatelskie ma być nauczane wyłącznie w języku litewskim. Całkowicie nie zgadzamy się z takim podejściem, jest to niezgodne z naszymi potrzebami, niezgodne z elementarną logiką. Nauczanie w szkołach mniejszości narodowych musi odbywać się od pierwszej klasy do klasy maturalnej w języku ojczystym. Tylko w taki sposób uczniowie pozyskają wiedzę, niezbędne kompetencje i nie będą miały stresu” – mówi mi wkrótce po rozpoczęciu marszu Waldemar Śliżewski, wicemer rejonu solecznickiego.

Rejon ten jest najbardziej polskim na Litwie. 76 proc. jego mieszkańców to Polacy. Z tego powodu działa tu dziewięć szkół z polskim językiem nauczania. Kolejnych 8 proc. mieszkańców to Rosjanie i Białorusini, dlatego w rejonie działają także dwie szkoły z rosyjskim językiem nauczania. Wiele kosztuje to rejonowy samorząd, który wydaje połowę budżetu właśnie na oświatę, by ocalić jego unikalny narodowościowych charakter. W takim rejonie wiele dzieci nie ma kontaktu z językiem litewskim w środowisku rodzinnym czy sąsiedzkim. Jest to dla nich język państwowy, przyswajany dopiero w szkole. Poprzednia reforma oświatowa z 2011 r. ujednolicająca zasady egzaminów maturalnych z języka litewskiego, przy braku programów nauczania przystosowanych dla dzieci, dla których litewski nie jest językiem wyniesionym z domu już odbiła się na szansach uczniów z rejonu solecznickiego. W zeszłej dekadzie obniżyła ich zdawalność egzaminów końcowych. Najpewniej dlatego właśnie ten rejon był zauważalnie licznie reprezentowany na manifestacji, na której obecny była sam mer Zdzisław Palewicz. Przypomnieć trzeba, że reformę oświatową z 2011 r. przerforsowały te same partię, które rządzą Litwą obecnie – TS-LKD i Ruch Liberałów.

 

To nienormalne

„Zamykanie rosyjskich szkół w dzisiejszych czasach to nienormalne. W kraju jest bardzo wielu rosyjskojęzycznych. Chciałoby się mieć nadal możliwość uczenia po rosyjsku.” – powiedział naszemu reporterowi 18-letni Kristina, uczennica rosyjskojęzycznej szkoły “Aitvaro” w Kłajpedzie. Była jedną z przedstawicielek stosunkowo licznej grupy Rosjan z głównego portowego miasta Litwy, gdzie stanowią oni 16 proc. mieszkańców. Przedstawiciele tej grupy narodowościowej stanowią również 10 proc. mieszkańców Wilna. Oba miasta są skupiskiem tej ludności i rosyjskich szkół.

Pan Andrzej, podążający w czołowej części maszerującej przez Aleję Giedymina kolumny jest mieszkańcem Wilna. Przybył na manifestację wraz ze swoją żoną i synem, uczącym się V klasie polskiego Liceum im. Adama Mickiewicza znajdującego się w centrum miasta, niedaleko od miejsca, w którym z nim rozmawiam. Podkreśla, że córka skończyła już tę szkołę w zeszłym roku, a obecnie jest już studentką Uniwersytetu w Białymstoku, który z powodzeniem rozwija swoją filię w Wilnie.

„To jest nasza przyszłość, dzieci to jest nasza przyszłość” – odpowiada krótko na pytanie dlaczego pojawił się na proteście. „Przecież język litewski jest na lekcjach [w szkołach polskich] wykładany. Jest nie mniej godzin lekcyjnych [litewskiego] niż w szkołach litewskich. Z tego powodu nasze dzieci mają nawet trudniej, mają więcej zajęć. W szkole litewskiej tyle zajęć co mój piątoklasista, mają w klasie szóstej, czy siódmej” – podkreśla pan Andrzej. „Dla nas najważniejsze jest, że uczy się w ojczystym języku” – wtrąca stanowczo jego małżonka. Rodzice uważają, że brak szkół w którym szeroko używa się do nauczania języka ojczystego mniejszości, „to początek wynarodowienia”.

Marsz w szybkim tempie posuwa się naprzód całą długością Alei Giedymina. Głównego reprezentacyjnego prospektu miasta. Przy Placu Kudirki, gdzie znajduje się gmach litewskiego rządu, w pewnym momencie część maszerujących, najwyraźniej aktywistów organizacyjnych, gromko i energicznie skanduje w jego stronę: „Precz z rządem”. Po litewsku i po polsku. Przed imponującym czołem wileńskiej katedry zebrani kierują się w ulicę Święty Róg a potem Uniwersytecką i powoli zaczynają zapełniać trójkątny Plac Dowkonta, harmonijnie otoczony przez kolumnady pięknych klasycystycznych budynków, z których jeden to siedziba prezydenta Litwy.

 

Ileż można prosić?

Na miejscu końcowego wiecu, zgromadzeni mogą słuchać piosenek, przeznaczonych raczej dla dziecięcego ucha, nawiązujących do powodu ich protestu. Jedna po polsku podkreśla jak łatwo znaleźć na Wileńszczyźnie przyjaciół właśnie w polskiej szkole, druga po rosyjsku wyraża dziecięcymi głosami gotowość by „pisać bukwy” i „uczyć się w szkole”.

Otwierająca wiec Agnieszka Rynkiewicz ze Starych Trok uzasadniła z mównicy, iż przyczyną protestu są „nagonki na szkoły mniejszości narodowych”, mimo, że są one potrzebne napływającym Białorusinom i Ukraińcom i już „są przepełnione”. Rynkiewicz mówiła wręcz o „szantażu” do jakiego posuwa się według niej wicemer Šileris, by wymóc na szkołach mniejszościowych otwieranie pionów klas z nauczaniem po litewsku.

Odczytała też listy otwarte z poparciem dla protestujących i zawierające krytykę posunięć rządu Litwy jakie wystosowały do ZPL Kongres Polonii Amerykańskiej, Rada Naczelna Polonii Australijskiej, Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe im. Władysława Warneńczyka w Bułgarii, Konwent Polskich Organizacji w Niemczech, Europejska Unia Wspólnot Polonijnych a także Rada Polonii Świata. Tę ostatnią reprezentował sam prezes, którym w tej kadencji jest działacz ZPL i były wiceprzewodniczący Sejmu Litwy Jarosław Narkiewicz. Podkreślał on poparcie „20-milionowej rzeszy Polaków z całego świata” dla mniejszości polskiej na Litwie. Zaznaczył, że działacze innych organizacji polonijnych są „zaskoczeni i zbulwersowani” polityką władz litewskich.

Narkiewicz dawał odpór dobiegającej ze strony polityków rządowych narracji, iż sobotnia manifestacja jest polityczną kampanią Akcji Wyborczej Polaków na Litwie-Związku Chrześcijańskich Rodzin. „Przyszliśmy tu z poczucia obowiązku. Nie poddamy się. Na naszej rdzennej ziemi, z naszymi braćmi Rosjanami, Białorusinami, Tatarami, ludźmi innej narodowości, my możemy, mamy prawo rozmawiać w swoim języku, uczyć dzieci w swojej mowie i być pełnoprawnymi obywatelami. My nie prosimy, bo ileż można prosić? My żądamy. Żądamy respektowania, poszanowania nas, jako równoprawnych obywateli państwa litewskiego. Respektowania naszych praw do oświaty, do języka, do kultury” – mówił działacz pochodzący z rejonu trockiego, gdzie sytuacja polskojęzycznej oświaty jest szczególnie trudna.

 

Przypomniała o tym także Rynkiewicz, która podkreśliła, że Gimnazjum im. Longina Komołowskiego w Połukniu i Szkoła Podstawowa im. Andrzeja Stelmachowskiego w Starych Trokach, króre znalazły się na celowniku miejscowych władz, są „pięknie wyposażone”, a ich uczniowie odnoszą sukcesy na olimpiadach, wprowadzają innowacyjne praktyki, jak praktyka „szkoły bez telefonu”. Mimo, że obie placówki istnieją od ponad stu lat, władze rejonu, które tworzą te same partie które tworzą rząd Litwy, zdecydowały w 2022 r. o likwidacji ich podmiotowości organizacyjnej. Rynkiewicz poinformowała, że nadal trwa walka rodziców w sądach administracyjnych o ocalenie placówek. Ponieważ Szkoła im. Stelmachowskiego właśnie przegrała w pierwszej instancji, rada rejonu już na następnym posiedzeniu, jakie zaplanowane jest na 28 marca, ma dokończyć formalną likwidację placówki. Wcześniej zawieszono ją decyzją sądu na czas postępowania. Rynkiewicz powiedziała, że urzędnicy rejonowi zignorowali zaproszenie do rozmów ze strony rodziców uczniów tej placówki – „Wiemy, co znaczy nie być słyszanym.” „Rodzice czują niepewność, nie wiedzą co się może zdarzyć jutro, nie wiedzą jaki los czeka ich dzieci, jaki los czeka nauczycieli” – podsumowała działaczka, która sama jest rodzicem ucznia polskiej szkoły w Starych Trokach.

Dziś rosyjskie szkoły – jutro polskie

Na mównicy pojawił się Romuald Jachimowicz reprezentujący społeczność rosyjskojęzycznej szkoły na Antokolu. Choć ja podkreślił jest Polakiem, to ma żonę pochodzącą z Białorusi. Przemawiając po rosyjsku i litewsku człowiek z ludu, jak można było zuważyć, podkreślał swoją „zmieszaną” tożsamość rodzinną. „Jesteśmy obywatelami Litwy, żyjemy tu całe życie. Zebraliśmy się tutaj nie po to, by obalać rząd. Chcemy pokazać, że mamy siłę, że jesteśmy elektoratem, że głosujemy. I nasze zdanie nie powinno być obojętne tym, którzy są u władzy”. Wyraził zdziwienie, że władze zdecydowały się na kroki dzielące społeczeństwo w kontekście wojny jaka toczy się na Ukrainie.

Mniejszość rosyjską reprezentowała na trybunie także Tatiana Rejman. „Dzieci to największe bogactwo państwa. Każdego. Jesteśmy wdzięczni Litwie, że mamy szkoły w których uczą się nasze dzieci, Polacy, Białorusini, Rosjanie. Jesteśmy za wielonarodową, wielokulturową Litwą” – przemówiła krótko mieszkanka Kłajpedy.

Wiec i cały protest podsumowało przemówienie Waldemara Tomaszewskiego, który przywitał zebranych w trzech językach, zaznaczając, że „tylko razem jesteśmy siłą”. Tomaszewski sugerował, że prezydent Gitanas Nausėda, pod którego siedzibą przemawiał, jest, w przeciwieństwie do rządu „przychylny mniejszościom narodowym”. Tomaszewski skierował słowa do głowy państwa, by „jeszcze bardziej nas wspierać, by nie było bezprawia w naszym kraju”. Szczególnie krytykował natomiast polityczny klan Landsbergisów, którego nestora Vytautasa uznał, za głównego winnego zdefiniowania polityki Litwy jako państwa dla jednej tylko narodowości, a jego wnuka Gabrieliusa, obecnego ministra spraw zagranicznych, za kontynuującego tę linię.

Tomaszewski ocenił, że nacjonalistycznie nastrojeni politycy rządowi wykorzystują wojnę na Ukrainie jako pretekst do ograniczenia rosyjskojęzycznej oświaty na Litwie, a za nią polskiej – „My rozumiemy – dziś rosyjskie [szkoły], a jutro polskie. Bo cel nacjonalistów od Landsbergisa jest jeden. Aby tych szkół w ogóle nie było”.

„Dlaczego Polacy bronią rosyjskich szkół?  Polacy zawsze bronili wolności, sprawiedliwości. Polacy zawsze bronili słabszych. Dzisiaj Rosjanie są atakowani niesłusznie, bo to są nasi obywatele, naszego państwa litewskiego. Nikt nie ma prawa ich dyskryminować. W dodatku jesteśmy w jednej łódce. Dobrze rozumiemy, że dzisiaj szkoły rosyjskie, a jutro przyjdzie czas na szkoły polskie. Dziś bronimy również sami siebie. A tak się złożyło, że jesteśmy organizacyjnie silniejsi. Związek Polaków na Litwie” – powiedział Tomaszewski, zauważający, że obecnej atmosferze miejscowi Rosjanie zdecydowali się rozwiązać swoje partie polityczne.

Republika bananowa

Lider AWPL-ZChR ocenił, że istnienie szkół nauczających w językach mniejszości narodowych jest umocowane w prawie międzynarodowym i krajowym, rząd łamie je próbują ograniczać tego rodzaju oświatę w szkołach bez zgody rodziców uczniów tych szkół. Podkreślił, że zarząd miasta Wilna nie ma żadnych kompetencji do regulowania procedur nauczania w szkołach kierując tę uwagę pod adresem wicemera Šilerisa – „Czy jesteśmy państwem prawa, państwem europejskim? Pytanie retoryczne. Niech prezydent usłyszy i nie dopuści do sytuacji, w której nasza republika bardziej jest podobna do bananowej republiki niż europejskiej” – podsumował .

Już po wiecu przewodniczący Tomaszewski powiedział mi, że jego słowa o nielegalnych działaniach wileńskiego magistratu wiążą się z jego nową praktyką. W cyfrowym systemie służącym zapisywaniu dzieci do wileńskich szkół, w przypadku szkół z językiem nauczania mniejszości umieszczono do wyboru opcję nauczania dziecka w języku litewskim. Według lidera polskiej partii jest to bezprawne, bowiem władze miasta nie zmieniły uprzednio statutu tych szkół, który określa je, jako zapewniające edukację w języku innym niż państwowy.

Wiec trwał niecałą godzinę. Teraz uczniów i rodziców czekają miesiące niepewności. Co najmniej do najbliższych wyborów parlamentacnych.

Karol Kaźmierczak

 

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaro7
    jaro7 :

    Niestety kochani rodacy na “rząd” z Polski liczyc nie możecie(o ambasadzie czy konsulacie nie wspominając),podajcie sie za ukraińców wtedy Sikorski i Tusk natychmiast pomoga.A swoja drogą Sikorski zamiast zajmować się Rosja i Ukraina w końcu zacznie sie zajmować POLAKAMI za granica mieszkającymi.

  2. Wronq
    Wronq :

    A co na to Radosław? Jakiego udziela wsparcia Polonii? A moze powinienem zaczac od pytania czy w końcu rozdzielił zadania między swoją armię wiceministrów? Czy może nadal nie wiadomo kto za to jest odpowiedzialny? Oby przed koncem kadencji udalo sie przypisac zadania bo sam nic nie zalatwia. Niedawno był na Litwie i efekty jak widac zadne…