Relikt kolonializmu

Hongkong powstał na skutek kolonialnego zaboru, lecz dziś jest już integralną częścią państwa chińskiego. Mocarstwa zachodnie nie mają podstaw moralnych i prawnych, by ingerować w proces jego zlewania się z Chińską Republiką Ludową.

1 lipca bieżącego roku na obszarze Hongkongu zaczęła obowiązywać ustawa o bezpieczeństwie narodowym, trzy dni wcześniej przyjęta przez Ogólnochińskie Zgromadzenie Przedstawicieli Ludowych – parlament Chińskiej Republiki Ludowej. Nowe prawo zawiera przepisy, które mają umożliwić Pekinowi radzenie sobie z dywersją, separatyzmem, terroryzmem, a także współpracą z obcymi mocarstwami i szerzeniem ich wpływu. Wielka Brytania, dawna metropolia Hongkongu, a także USA, wykorzystują każdą okazję, by nadwyrężyć wizerunek i pozycję głównego rywala, już określiły krok władz ChRL jako bezprawne i moralnie naganne naruszenie autonomii politycznej i formalno-prawnej regionu oraz uderzenie w demokratyczne aspiracje jego mieszkańców. Moralna podstawa tej krytyki jest jednak zgniła, przeżarta do cna hipokryzją. Hongkong jest bowiem reliktem szczególnie niegodziwego aktu kolonializmu, narodził się jako kolonia narkotykowa, placówka dilerów opium.

Wojny opiumowe

Pierwszymi europejczykami jacy zaczęli docierać regularnie do cesarskich Chin byli od w XVI w. żeglarze portugalscy, którzy założyli swoją faktorię handlową w Makau. Jednak z biegiem czasu ich miejsce na Dalekim Wschodzie, tak jak na innych morzach świata, zaczęli zajmować Brytyjczycy. Kupcy brytyjscy zaczęli szczególnie chętnie pojawiać się u chińskich wybrzeży po tym, gdy królewski rząd zniósł monopol Kompanii Wschodnioindyjskiej na handel z Chinami w 1833 r. Jednak Brytyjczycy zetknęli się tam nie z etnosami żyjącymi w strukturach plemiennych lecz z wielkim państwem i starą cywilizacją. Biali „barbarzyńcy” w żaden sposób nie imponowali władcy „Państwa Środka” i jego elitom. Chińczycy dopuszczali więc kontakty tylko na swoich warunkach. Brytyjscy kupcy otrzymali zezwolenie na zawieranie transakcji wyłącznie w porcie w Kantonie i tylko za pośrednictwem Cohongu – nielicznej korporacji kantońskich kupców. Nie mieli prawa kontaktować się z cesarskimi urzędnikami, co w zamyśle cesarza miało ograniczyć korupcję. W dodatku Chiny były cywilizacyjnie tak rozwinięte, że popyt na produkty z Wielkiej Brytanii był dość ograniczony. Tymczasem przypływający z niej kupcy szybko zaczęli masowo zabierać do domu chińskie ziele z którego konsumpcją Brytyjczycy kojarzą się do dziś – herbatę. Jej przywóz stanowił w 1828 r. połowę brytyjskiego importu z Chin. Osiągał taki poziom, że poważnie zaczął wpływać na bilans płatniczy Zjednoczonego Królestwa, którego pieniądz już od 1821 r. był oparty na standardzie złota. Wypływ kruszców zaczął być bolesny dla finansów królestwa, Brytyjczycy zaczęli więc równoważyć bilans sprzedając Chińczykom substancję jaką poznali w Indiach – opium. Jego sprzedaż w latach 30 XIX wieku odpowiadała już za połowę wartości brytyjskiego eksportu do Chin.

Ten silnie uzależniający narkotyk bardzo szybko rozpowszechnił się w Chinach, stając się plagą społeczną. Nałóg ogarniał biednych i bogatych, opium palili nawet urzędnicy i cesarscy dworzanie, przymykający oko na handel narkotykiem wbrew zabraniającym go edyktom dwóch kolejnych władców wydawanym kolejno w 1796, 1799, 1810 i 1838 r. Gdy cesarz Daouguang wysłał w końcu do Kantonu znanego z wysokich walorów moralnych urzędnika Lina Zexu, a ten natychmiast zajął składy narkotyku zgromadzonego przez Brytyjczyków i zatopił ich brudny towar w 1839 r. wojna była kwestią czasu. Intensywnie lobbowali za nią brytyjscy handlowcy z Williamem Jardinem na czele. Pretekstem stały się szkody jakie kupcy odnieśli na skutek działania Lina Zexu i ideologia wolnego handlu, w myśl której rodzący się wówczas liberalny imperializm traktował cła, koncesje czy inne ograniczenia transakcji w kategoriach zamachu na prawa człowieka. Jednak ówczesny polityk opozycji w Izbie Gmin i przyszły premier William Gladstone w czasie parlamentarnej debaty wyraził przekonanie, że wojna jest „niesprawiedliwa” i „skalkulowana” i „okryje ten kraj trwałą hańbą”.

Zyski finansowe przeważyły w bilansie hańbę i Brytyjczycy w zaatakowali chińskie cesarstwo, a ich nowoczesna armia rozgromiła Chińczyków, pod władzą dynastii mandżurskiej coraz bardziej zacofanych pod względem uzbrojenia. Pierwsza wojna opiumowa zakończyła się podpisaniem w 1842 r. traktatu nankińskiego na mocy którego Brytyjczycy oficjalnie uzyskali okupowany w czasie kampanii Hongkong, który stał się tym samym kolejną kolonią. W chińskiej historiografii traktat ten przyjmuje się jako przełom otwierający nowożytne dzieje Chin, a zarazem pierwszy z „nierównoprawnych traktatów” wyznaczających „wiek  narodowego poniżenia”. Miary poniżenia dopełniła druga wojna opiumowa z lat 1856-1860, w której agresorami byli także Francuzi, zakończona w konwencją pekińską.

Państwo policyjne

Konwencja pekińska otworzyła całkowicie rynek chiński przez obcymi handlowcami, uczyniła obrót opium w pełni oficjalnym, obywatele Wielkiej Brytanii, Francji i Rosji uzyskali specjalny immunitet, a z czasem zbudowali eksterytorialne dzielnice w chińskim miastach. Brytyjczycy przy okazji zagarnęli kolejny kawałek współczesnego terytorium Hongkongu – kraniec półwyspu Kowloon. Jednak i tak był to zaledwie skrawek obecnego terytorium miejskiego regionu. 86 proc. jego obecnego terytorium, tak zwane „nowe terytoria” Brytyjczycy przejęli formalnie dopiero w 1898 r. Wielka Brytania otrzymała jednak te tereny jedynie w dzierżawę na 99 lat. Nowy nabytek nastąpiło zresztą także w sytuacji wzrastających napięć powstających od 1898 r. – politycznego zrywu młodego cesarza Gaungxu, słynnych „100 dni reform”, zakończonych reakcyjnym zamachem stanu. Inercja dworu i jego uległość wobec obcych w 1899 r. doprowadziły do wybuchu powstania ludowego zwanego powstaniem bokserów, zakończonego zdobyciem i złupieniem Pekinu przez oddziały brytyjskie, japońskie, francuskie, rosyjskie i amerykańskie. Warto więc pamiętać, jaki był kontekst powstania Hongkongu jaki znamy, a także o tym, że przytłaczająca większość jego terytorium zawsze była formalną częścią terytorium Chin.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Przez kolejne 98 lat Hongkong miał status kolonii. Był imperialnym bastionem nie tylko dla Brytyjczyków. To właśnie w Hongkongu przezimowała flotylla amerykańskiego komodora Perry’ego zanim nie skierowała się do brzegów Japonii by armatami wymusić w 1854 r. jej otwarcie. Również tutaj amerykańskie okręty szykowały się do podboju Filipin w 1898 r. Po okresie okupacji japońskiej (1941-1945) prezydent USA Franklin D. Roosevelt chciał nawet wymusić na Londynie zwrot Hongkongu Chinom Czang Kaj-Szeka, ale wódz chińskich nacjonalistów został zwyciężony przez Komunistyczną Partię Chin w 1949 r. a jego władza ostała się tylko na Tajwanie. Realia „zimnej wojny” sprawiły, że Amerykanie szybko wycofali się ze swojego pryncypialnego antykolonializmu. Sam Mao Zedong zadeklarował jeszcze w 1946 r., że KPCh nie będzie dążyć do zbrojnego przejęcia kolonii i w zasadzie na tym stanęło. Miasto stało się głównym miejscem obsługi handlu zagranicznego i przepływów finansowych Chin w czasach maoizmu, szczególnie ważnym w czasie nałożenia przez ONZ najostrzejszych sankcji w latach 1950-1957 w związku z udziałem ChRL w wojnie koreańskiej.

Do końca swojego istnienia brytyjski Hongkong zachowywał swój kolonialny charakter. Władzę sprawował w nim gubernator mianowany przez Londyn. Był on szefem Rady Wykonawczej i przed 1985 r. mianował wszystkich jej członków. I tak zresztą mieli oni jedynie głos doradczy, a prawo politycznej decyzji miał wyłącznie gubernator. Do 1993 r. był on także przewodniczącym miejscowej Rady Legislacyjnej. Gubernator samodzielnie mianował również sędziów i prokuratorów. Rząd brytyjski kontrolował wykonywanie prawa w Hongkongu, a niektóre z praw, przed przyjęciem przez Radę Legislacyjną i gubernatora, musiały najpierw uzyskać akceptację Londynu.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Pierwszy Chińczyk wszedł do Rady Legislacyjnej w 1890 r., a do Rady Wykonawczej w 1926 r., co stanowiło postęp w stosunku do przyjętych w 1888 i 1904 r. przepisów o segregacji rasowej, dyskryminacyjnych wobec ludności chińskiej, zawsze stanowiącej zdecydowana większość mieszkańców kolonii. Pierwsze pośrednie wybory do Rady Legislacyjnej miały miejsce dopiero w 1985 r., zaś pierwsze bezpośrednie wybory 18 z  60 jej członków odbyły w 1991 r. Brytyjczycy, którzy mówią dziś o złamaniu perspektywy demokracji w Hongkongu zapominają, że sami jej nie stwarzali tak długo, aż Hongkong nie zaczął wymykać im się z rąk, aż nie stało się jasne, że miasto wróci pod władzę Pekinu.

Gubernator Alexander Grantham nazwał w 1956 r. system polityczny Hongkongu „życzliwą autokracją, a nawet państwem policyjnym”. O tym, że nie zawsze była aż tak „życzliwa” autokracja świadczyć może dość brutalne stłumienie protestów związkowców linii promowych w 1966 i wystąpień pro-pekińskich lewicowców w 1967 r., a także restrykcyjna polityka wobec zwolenników, rządzącego na Tajwanie Kuomintangu. Ci ostatni skupili się w osiedlu Tiu Keng Leng, zlikwidowanym tuż przed powrotem Hongkongu pod władzę Pekinu.

Hongkong wraca do macierzy

W latach 80 XX wieku Wielka Brytania nie była już globalnym imperium. Chińska Republika Ludowa wyszła natomiast z izolacji, została uznana za jedyne państwo chińskie przez USA i cały blok zachodni, zajmując stałe miejsce w Radzie Bezpieczeństwa ONZ, do 1971 r. obsadzane przez Czang Kaj-szeka, utrzymującego się na Tajwanie. Jeszcze u schyłku rządów Mao Zedonga ChRL była dla USA raczej partnerem w osaczaniu Związku Radzieckiego i jego sprzymierzeńców niż ideologicznym wrogiem, co znalazło swój wyraz w wojnie, jaką komunistycznemu Wietnamowi wydały w 1979 r., teoretycznie równie komunistyczne, Chiny. W dodatku pod władzą Deng Xiaopinga ChRL weszła na drogę powolnych, stopniowych, ale jednak konsekwentnie prowadzonych reform ekonomicznych, które miały doprowadzić do wpięcia jej w globalnym system kapitalistyczny. Wszystko to spowodowało, że nawet Margaret Thatcher nie mogła liczyć na to, że Londyn utrzyma swoją dalekowschodnią kolonię. ChRL była jednak jeszcze wówczas na tyle słaba, że także musiała wykonać gest chroniący prestiż (a także interesy ekonomiczne) Wielkiej Brytanii i międzynarodowej finansjery.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Efektem negocjacji między Londynem i Pekinem był dokument zatytułowany Deklaracja Rządu Zjednoczonego Królestwa Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej i Rządu Chińskiej republiki Ludowej w sprawie Hongkongu, jaki został podpisany w 1984 r. Bez względu na ciężar formalno-prawny tej umowy, w sensie politycznym można ją traktować jako ostatni z nierównoprawnych traktatów. Był to ostatni moment gdy Brytyjczycy mogli jeszcze skorzystać ze swojej przewagi wobec ciągle biednych i rozpoczynających dopiero okres wielkich zmian socjo-ekonomicznych Chin. Umowa ta zakłada „utrzymanie jedności narodowej i integralności terytorialnej” państwa chińskiego biorąc pod uwagę „historię Hongkongu i jego realia” z zapewnieniem temu ostatniemu autonomii w zakresie porządku prawa wewnętrznego, jego wykonywania, odrębności celnej i finansowej i w zakresie niejasno określonego „stylu życia”. Deklaracja zastrzega, że „Specjalny Region Administracyjny Hongkongu będzie cieszył się wysokim stopniem autonomii, z wyjątkiem spraw zagranicznych i obrony, które leżą w gestii Centralnego Rządu Ludowego”. Deklaracja miała więc stanowić gwarancję utrzymania w Hongkongu kapitalizmu, a jego samego w roli leseferystycznej przystani dla międzynarodowych korporacji handlowych i finansowych. W ten sposób w 1997 r. powstał Specjalny Region Administracyjny Chińskiej Republiki Ludowej Hongkong.

Co ważne umowa zastrzegła, że funkcjonowanie Hongkongu w ramach ChRL zostanie skonkretyzowane  przez Prawo Podstawowe (Basic Law), uchwalone właśnie przez parlament ChRL na podstawie jej konstytucji. Sama więc deklaracja z 1984 r. była zawierającym w sobie sprzeczność aktem (post)kolonializmu, zakotwiczonym w dwóch rozchodzących się perspektywach: z jednej strony, zastrzegającej „przywrócenie” w Hongkongu suwerenności ChRL, z drugiej, utwierdzającej niejasną rolę Wielkiej Brytanii jako gwaranta stanu, w którym ta suwerenność państwa chińskiego nie będzie jednak w pełni wykonywana. Zgodnie z porządkiem prawnym ChRL pozostaje ona do dziś państwem unitarnym, a jej parlament pozostaje ostateczną instancją interpretowania Prawa Podstawowego regionu autonomicznego, jakim stał się Hongkong.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Władze regionu nie posiadają tego, co teoretycy prawa nazywają „residual power”, nie posiadają żadnych kompetencji domniemanych, tak jak zresztą Hongkong nie posiadał ich za czasów brytyjskich. Cała władza, jaką posiadają organy Specjalnego Regionu Administracyjnego Hongkongu, jest władzą delegowaną z Pekinu, Komitet Stały Ogólnochińskiego Zgromadzenia Przedstawicieli Ludowych zachowuje zaś prawo interpretowania Prawa Podstawowego Hongkongu. W dodatku to właśnie art. 23 Prawa Podstawowego nałożył na Radę Legislacyjną Hongkongu obowiązek uchwalenia ustawy regulującej kwestie bezpieczeństwa narodowego. Z obowiązku tego władze regionalne nie były w stanie wywiązać się przez 23 lata. Ostatnia próba została udaremniona w zeszłym roku, kiedy to po zamieszkach ruchów antypekińskich, szefowa regionalnej administracji Carrie Lam ogłosiła wycofanie z Rady Legislacyjnej projektu prawa miejscowego regulującego kwestię wydawania organom bezpieczeństwa innych regionów ChRL osób podejrzanych o popełnienie przestępstwa. W takiej sytuacji parlament ChRL sam wykonał to zobowiązanie.

Lokaliści

W sensie prawno-międznarodowym nie istnieje nic takiego jak naród Hongkongu. Londyn nie uznawał jego istnienia, co Brytyjczycy podkreślili w deklaracji z 1984 r. w której „odzyskanie” Hongkongu przez ChRL określono „wspólną aspiracją całego narodu chińskiego”. A jednak zeszły rok ujawnił środowiska mające całkiem odmienne aspiracje. Całkowite dezawuowanie przez zachodnich komentatorów chińskich obaw przed ruchami separatystycznymi jest pełne hipokryzji, gdy wspomni się o paleniu flag ChRL czy wygwizdywaniu jej hymnu, co przecież miało miejsce w Hongkongu zanim wybuchły w nim zeszłoroczne protesty, a w efekcie rozruchy. Nie chodzi jednak o emocjonalne, spontaniczne gesty. Od czasu tak zwanej „rewolucji parasolkowej” z 2014 w Hongkongu ukształtowało się sieciowe środowisko nazywane „lokalistami” czy też „natywistami”, dosłownie podnoszące hasło secesji i uciekające się do agresji symbolicznej i fizycznej. Środowiska te w przeciwieństwie do starej hongkońskiej opozycji demokratycznej, nie wzdragają się przed radykalnymi działaniami ulicznymi, a ich separatyzm wobec Chin jest posunięty tak daleko, że odcinają się nawet od obchodów w rocznice wydarzeń na Placu Tiananmen, uznając, iż nie mają one znaczenia dla historii Hongkongu, a więc i dla jego współczesnych mieszkańców.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

„Natywiści” posuwają się do kontestowania kolejnych inwestycji infrastrukturalnych wzmacniających komunikację Hongkongu z resztą terytorium państwa, czy inwestycji z spółek z ChRL w ogóle. Celem ich ataku stał się także przepływ osób między Hongkongiem, a pozostałymi regionami Chin, przy czym władze w Pekinie ustąpiły, wprowadzając w 2015 r. ograniczenia wjazdowe dla mieszkańców sąsiedniego Shenzen. Wprowadzono też limit liczbowy dla obywateli ChRL z innych regionów chętnych do osiedlenia się w Hongkongu. W lipcu 2015 r. separatystyczne organizacje Youngspiration oraz „Tubylcy Hongkongu” urządziły protesty pod gmachem miejscowego Departamentu Imigracji, domagając się wysiedlenia z regionu 12-letniego wówczas Siu Yau-wai. Chłopiec będący dzieckiem mieszkańców innego regionu Chin, żył w Hongkongu u dziadków bez wymaganej legalizacji co nie uszło uwagi „lokalistów”.

Antypekińska opozycja oprotestowywała nawet porozumienie uwalniające obrót handlowy między regionem a resztą kraju – CEPA z 2003 r.  W ostatnich latach „lokaliści” występują przeciw rozszerzaniu używania w Hongkongu ogólno-chińskiego języka mandaryńskiego w mediach i przestrzeni publicznej obok miejscowego języka kantońskiego. Pozostaje to wszystko w jaskrawej sprzeczności z manifestowaną liberalną ideologią tych grup, orbitującą wokół ekonomicznego leseferyzmu oraz społecznego i kulturowego kosmopolityzmu. Najwyraźniej ta szumnie głoszona „inkluzywność” nie obejmuje innych obywateli ChRL.

Środowiska „natywistów” choć stanowiły mniejszość wśród protestujących zdominowały politycznie i organizacyjnie ubiegłoroczne wystąpienia przeciw hongkońskiej ustawie o ekstradycji, świadomie wybierając drogę ulicznego oporu. Już 12 czerwca 2019 r. — trzeciego dnia zeszłorocznych protestów — doszło do starć z policją, w czasie których ujawnili się dobrze do tego przygotowani młodzi ludzie w kaskach i maskach gazowych, z  tarczami domowej roboty w ręku. Już trzy dni później złożony z nich tłum dokonał siłowego wtargnięcia do siedziby Rady Legislacyjnej, co było usprawiedliwiane przez liderów „natywistów”, takich, jak Isaac Cheng Ka-Long z partii Demosisto. Był to zresztą dopiero początek, bo w trakcie powtarzających się przez kilka miesięcy aktów przemocy ze strony zorganizowanych grup protestujących wobec funkcjonariuszy, ale też turystów z innych regionów, dochodziło do ataków  przeprowadzanych z pomocą pałek, koktajli Mołotowa, a nawet łuku sportowego i ostrych strzał, jak miało to miejsce w październiku na Uniwersytecie Politechnicznym w czasie jego okupacji przez protestujących.

Koniec upokorzenia

Ruch radykalnej opozycji konsolidował się od masowych protestów z 2014 r. a to, że jest zdolny do użycia przemocy pokazał już w 2016 r. gdy w czasie zamieszek w dzielnicy Mong Kong dobrze wyposażeni bojówkarz zranili łącznie 90 funkcjonariuszy hongkońskiej policji. W wyborach do Rady Legislacyjnej w tymże roku antychińscy radykałowie uzyskali 19 proc. głosów oddanych w wyborach bezpośrednich. Jednak mandaty dwojga z nich Sixtusa Leunga i Yau Wai-ching z partii Youngspiration zostały wygaszone po tym, gdy samowolnie zmienili oni rotę przysięgi deputowanego, dodając do niej słowa o „narodzie Hongkongu” i parodiując obraźliwie nazwę państwa wypowiedzianą jako „Peoples re-fucking of Chee-na”. Poza czytelnym wulgaryzmem, wymawianie nazwy Chin w opisany sposób to odwołanie się do obraźliwej formy używanej w czasie drugiej wojny światowej przez Japończyków. Oddaje to stopień wrogości tego nurtu już nie tyle do władz ChRL czy Komunistycznej Partii Chin, co do samego pojęcia jedności narodowej mieszkańców Hongkongu i pozostałej części terytorium ChRL. W dyskursie tego nurtu pojawia się na przykład krytyka turystów z innych regionów ChRL, jako reprezentujących niższą kulturę osobistą. We wrześniu 2017 r. plakatami postulującymi niepodległość Hongkongu zaklejony został Chinese Univeristy of Hong Kong. Można sądzić, że właśnie wzrastająca popularność separatyzmu wśród młodzieży studenckiej oraz radykalizacja aktywistów zmobilizowała władze w Pekinie do przejęcia inicjatywy politycznej.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Zobacz także: Pierwszy mieszkaniec Hongkongu oskarżony na podstawie nowego chińskiego prawa [+VIDEO]

Ludziom zachodu może nie podobać się system polityczny ChRL, który rzecz jasna nie jest system podobnym do systemu demokratyczno-liberalnego. Pozostaje jednak faktem, że Hongkong pozostaje integralną częścią tego państwa, zaś uchwalenie ustawy o bezpieczeństwie narodowym w Hongkongu przez ogólnochiński parlament było głównie wynikiem błędów politycznych władz Hongkongu i miejscowej opozycji. Mocarstwa zachodnie nie mają podstaw moralnych i prawnych by ingerować w ten proces, a jeśli się tak dzieje to wielu spośród 1,4 mld Chińczyków nie bez podstaw będzie odbierać to jako ideologiczny neokolonializm. Inaczej niż w XIX wieku suwerenność Chin podparta jest dzisiaj siłą. Dla wielu Chińczyków powolne zlewanie się Hongkongu z ChRL to po prostu przezwyciężanie dziedzictwa „wieku upokorzenia”.

Karol Kaźmierczak

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply