Oblężona twierdza Benjamina Netanjahu

Ostatnie dni kampanii wyborczej były pracowite dla izraelskiego premiera Benjamina Netanjahu, któremu po kilku tygodniach udało się odzyskać prowadzenie w większości sondaży. Izraelczycy po raz kolejny dali się bowiem uwieść retoryce oblężonej twierdzy, mogącej obronić się tylko dzięki polityce obecnego szefa rządu.

Od końca lutego w badaniach opinii publicznej największą popularnością cieszyła się liberalna koalicja Białych i Niebieskich, której liderem jest były szef sztabu generalnego izraelskiej armii, Benny Ganc. Trend zmienił się dopiero półtora tygodnia temu, kiedy ponownie na prowadzenie wysunął się Likud. Kluczowy dla ewentualnych dalszych rządów Netanjahu będzie więc wynik ugrupowań konserwatywnych i religijnych, które pod jego naciskiem łączyły się w koalicje, aby w jak największej liczbie przekroczyć próg wyborczy.

Wróg numer jeden

Niewiele miejsca w tegorocznej kampanii wyborczej zajęły kwestie społeczno-ekonomiczne, które przed dwiema poprzednimi elekcjami dominowały w debacie publicznej. Nie oznacza to bynajmniej, że Likud i jego sojusznicy rozwiązali najbardziej drażniące kwestie takie, jak wysoki wskaźnik ubóstwa (Izrael znajduje się pod tym względem na drugim miejscu wśród państw OECD), emigracja młodych ludzi i bardzo powolne zasypywanie nierówności społecznych. Zamiast tego izraelscy wyborcy mogli wybierać pomiędzy ugrupowaniami, które licytowały się na większą skuteczność w obronie „oblężonej twierdzy”, jaką ma być obecnie Izrael.

Nic więc dziwnego, że Netanjahu przez większość kampanii grał kartą arabską. Z tego powodu podkreślał żydowski charakter państwa izraelskiego, w którym obywatele innego wyznania i narodowości nie mogą liczyć na pełnię praw. Tym samym nawiązywał do wprowadzonego w lipcu ubiegłego roku prawa określającego Izrael mianem państwa żydowskiego i znoszącego możliwość używania języka mniejszości w urzędach. Uznającego także Jerozolimę za stolicę kraju oraz wspierającego żydowskie osadnictwo na palestyńskich terytoriach.

W tej ostatniej sprawie izraelski premier zabrał dodatkowo głos na finiszu kampanii wyborczej, gdy kilka dni temu zapowiedział przyłączenie okupowanych terytoriów palestyńskich, na których znajdują się właśnie żydowskie osiedla. Zapowiedzi te spowodowały oburzenie wśród władz Autonomii Palestyńskiej, co jednak także działa na korzyść Netanjahu czerpiącego profity z każdej eskalacji izraelsko-palestyńskiego konfliktu. Z tego powodu ataki przeprowadzane przez palestyńskie ugrupowania, zwłaszcza ze Strefy Gazy, stały się wodą na młyn lidera Likudu, który poprzez zdecydowane odpowiedzi w postaci niszczycielskich nalotów umacnia swój wizerunek jako polityka nieprzebierającego w środkach w kwestii ochrony Izraelczyków przed wrogimi Arabami.

Grając Iranem

Duże znaczenie w kampanii wyborczej miała zwłaszcza kwestia syryjska. Obecność na terytorium tego państwa irańskiego Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej, a także finansowanego i szkolonego przez niego libańskiego Hezbollahu, działają na wyobraźnię izraelskich wyborców obawiających się ataków ze strony najbardziej im wrogich szyitów. Netanjahu właśnie z tego powodu lobbował u amerykańskiego prezydenta Donalda Trumpa, aby ten uznał Wzgórza Golan za izraelskie terytorium. Ich kontrola ma mieć bowiem strategiczne znaczenie dla obrony państwa żydowskiego przed Irańczykami i ich regionalnymi sojusznikami.

Biały Dom okazał się być zresztą najbardziej hojnym donatorem Likudu w jego kampanii wyborczej. Już sama decyzja z końca 2017 roku, gdy USA uznały Jerozolimę za izraelską stolicę, jednoznacznie potwierdziła niemal bezkrytyczne wsparcie amerykańskiej administracji dla izraelskich władz. Do tego w ubiegłym roku doszły ataki amerykańskiego lotnictwa na irańskie cele w Syrii, wsparcie Izraela na forum Organizacji Narodów Zjednoczonych, uznanie Wzgórz Golan, a w przeddzień wyborów wpisanie Korpusu Strażników Rewolucji Islamskiej na czarną listę organizacji terrorystycznych przez Departament Stanu USA.

Iran był zresztą wykorzystywany przez Netanjahu do rozgrywek wewnętrznych. W połowie marca jedna ze stacji telewizyjnych ujawniła bowiem, że irański wywiad miał uzyskać dostęp do bazy danych w telefonie komórkowym Ganca. Byłaby to duża potwarz dla byłego szefa sztabu generalnego Sił Obronnych Izraela (IDF), dlatego dementował on, że do żadnego włamania na komórkę nie doszło, natomiast cała sprawa wykorzystywana jest do celów politycznych. Tak zresztą stało, Netanjahu bardzo szybko opublikował w mediach społecznościowych spot, w którym sugerował możliwość wpływania przez Irańczyków na kampanię wyborczą koalicji pod przywództwem Ganca.

Pod dyktando Likudu

Netanjahu po raz kolejny potwierdził, że jest wytrawnym politycznym graczem. To on nadawał ton całej kampanii wyborczej do Knesetu, a pozostałe ugrupowania cały czas musiały podejmować narzucane przez niego tematy. W ostatnich tygodniach mało kto pamiętał więc, że prokurator generalny w lutym postawił liderowi Likudu szereg zarzutów dotyczących korupcji. Zamiast tego pozostałe partie musiały prześcigać się w zapowiedziach rozwiązania problemów bezpieczeństwa Izraela.

Trudno się zresztą dziwić, że Ganc jako były szef sztabu generalnego armii najlepiej czuł się właśnie w takich tematach. Dlatego próbował podważać dotychczasową politykę Netanjahu wobec terytoriów palestyńskich, którą ten realizował w ostatnich latach. Zdaniem Ganca jego główny przeciwnik po konflikcie z 2014 roku zmarnował kilka lat względnego spokoju w izraelsko-palestyńskich relacjach, ponieważ nie przygotował żadnego planu dla południowego Izraela i Gazy. Zamiast tego do Strefy Gazy popłynęły katarskie pieniądze, które mogą być wykorzystane do wzmocnienia Hamasu.

Lider koalicji „Białych i Niebieskich” nie jest jednocześnie zwolennikiem najbardziej radykalnych rozwiązań, bo mają one jedynie wzmacniać palestyński opór. Ganc postuluje więc inwestycje w infrastrukturę Strefy Gazy, a także sprzeciwia się pomysłom aneksji części terytorium Zachodniego Brzegu, uznając podobne zapowiedzi za czysto propagandowy chwyt ze strony Netanjahu. Jednocześnie trudno uznać, aby były szef sztabu generalnego IDF przedstawiał jakiekolwiek nowego pomysły w zakresie ostatecznego uregulowania kwestii palestyńskiej.

Dzisiejsze wybory parlamentarne w Izraelu tak naprawdę niewiele zmienią, poza drobnymi korektami w układzie sił w tamtejszym Knesecie. Prawdziwym testem dla izraelskiej polityki będzie więc zapewne proces Netanjahu, który rozpocznie się najwcześniej na początku przyszłego roku.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply