Kim: 10, Trump: 0

Zeszłotygodniowy numer “The Economist” wygrał nagrodę za najlepszy tytuł tygodnia na temat szczytu Trump-Kim w Singapurze: “Kim Dzong Wygrany!” – przypomina kanadyjski dziennikarz Eric Margolis.

Wszystko jasne. Po wyjściu ze szpitala nie byłem w stanie konkurować z wielkim tygodnikiem lub jego błyskotliwymi pisarzami. Ale po przyjrzeniu się sytuacji w tydzień po szczycie w Singapurze, między Wielkim Białym Ojcem Trumpem a przestępcą Kim Dzong Unem, muszę całkowicie zgodzić się “The Economist”.

To, co było zapowiadane jako wielkie przedstawienie z udziałem przywódców wymieniających się obelgami, takimi jak “mały człowiek-rakieta” i “ramol”, okazało się być bardzo drogą okazją do wspólnego sfotografowania się obu poszukiwaczy rozgłosu, ale zbyt wiele z niego nie wyniknęło – przynajmniej do tej pory. Wyglądało to tak, jakby dyrektor szkoły wymusił na dwóch szkolnych łobuzach uścisk dłoni. Poza gestami, przywódca Korei Północnej z pewnością wyszedł na prowadzenie. Jego celem – a także jego przodków w ciągu ostatnich 60 lat – było znormalizowanie stosunków ze Stanami Zjednoczonymi, uruchomienie handlu i zakończenie amerykańskich wysiłków zmierzających do obalenia marksistowskiego rządu w Pjongjangu.

Celami Trumpa, przynajmniej początkowo, było zmiażdżenie Korei Północnej oraz zagrożenia, jakie stwarza dla Stanów Zjednoczonych i ich regionalnych sojuszników – Japonii i Korei Południowej. Trump chciał ustawić Kima jako łobuza a siebie samego jako zbawiciela Ameryki. Trump doskonale wiedział, że nie jest w stanie zniszczyć wszystkich głęboko schowanych pocisków nuklearnych w Korei Północnej i, pomimo ciągłego sapania, nie miał ochoty na inwazję na Koreę Północną, która mogłaby kosztować USA około 250 tys. ofiar.

Rozwiązanie Trumpa było więc rodem z showbiznesu. Głośny lot do Singapuru, poklepywanie zachwyconego Kima, a także festiwal miłości między dwoma tęgimi przywódcami, zostały sprzedane Amerykanom jako początek pokoju. Amerykańskie media szybko podjęły narrację. Nigdy więcej ukrywania się pod biurkiem lub w wilgotnych piwnicach. Według Trumpa, Amerykanie nie muszą już obawiać się Korei Północnej i mogą spać spokojnie w nocy!

Dlaczego? Wszak Korea Północna wciąż posiada wszystkie pociski średniego i dalekiego zasięgu oraz około 40 lub więcej głowic nuklearnych. Północ rozwija okręty podwodne, które mogą wystrzelić uzbrojone w broń jądrową pociski w stronę wybrzeża Ameryki. Dla Kima broń ta ma charakter defensywny i ma na celu uniemożliwienie amerykańskiego ataku na jego naród. Ale równocześnie staje się on pełnoprawnym członkiem klubu nuklearnego.

Równie ważne jest to, że Korea Północna ma jeszcze 14 tys. dział 170 mm i setki wyrzutni rakietowych 300 mm dalekiego zasięgu umieszczonych w jaskiniach na północ od strefy zdemilitaryzowanej między dwiema Koreami. Zagrażają prawie całej stolicy Korei Południowej, Seulowi, na północ od rzeki Han oraz niektórym amerykańskim bazom wojskowym i kluczowym lotniskom, w szczególności Osan.

Jest to bardzo realne zagrożenie, ponadto w dużej mierze odporne na ataki z powietrza. Widziałem te stanowiska z północnego skraju DMZ. Wielkie działa Kima sprawiają, że miliony mieszkańców Seulu stają się zakładnikami. W końcowym komunikacie wydanym przez Trumpa i Kima w Singapurze nie ma wzmianki o zagrożeniu artyleryjskim. Ale zgodzono się tymczasowo zatrzymać wysoce prowokacyjne, amerykańsko-południowokoreańskie manewry wojskowe, symulujące inwazję na Północ, co było kluczowym żądaniem Kima. Osobiście wzywałem od dekady do zakończenia tych manewrów. Korea Północna ponoć wstrzyma testy rakietowe.

To nie jest ta “denuklearyzacja” Korei Północnej, o której tak często się mówiło. Może dojść do kilku gestów rozbrojenia, ale Kim musi wiedzieć, że jego broń nuklearna jest jego sposobem na przetrwanie. Na wypadek, gdyby Kim nie pamiętał tragicznego losu Iraku, Libii i Syrii, nowy doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Trumpa, John Bolton, fanatyk nad fanadytkami, z radością wspomniał o zgonie zamordowanego w Libii pułkownika Kadaffiego.

Zobacz także: Trump otworzył drogę dla większej roli Rosji na Półwyspie Koreańskim

Szczyt w Singapurze był także wielkim upokorzeniem dla sojuszników Ameryki, Japonii i Korei Południowej. W Azji niezbędne jest zachowanie “twarzy”. Trump całkowicie zignorował dwóch starych sojuszników Ameryki, Japonię i Koreę Południową, po spotkaniu z Kimem, których ten rutynowo atakuje jako “amerykańskich pachołków”. Zamiast tego Trump wysłał swojego początkującego sekretarza stanu Mike’a Pompeo, by wyjaśnił, co stało się w Singapurze, zadając głęboki cios Tokio i Seulowi. To była okropna zniewaga i mogła skłonić przynajmniej Japonię do podjęcia dalszych kroków w sprawie ukrytego programu nuklearnego. Japonia może rozmieścić broń jądrową w ciągu 3-6 miesięcy; Korea Południowa nie jest daleko w tyle.

Stany Zjednoczone i Korea Północna bardziej ucywilizowały swoje zachowanie. Ale żadna kluczowa kwestia nie została rozwiązana. Może Trump ma w zanadrzu więcej ustępstw, na przykład zmniejszenie liczby żołnierzy amerykańskich na południu. Ale Korea zajmuje teraz drugorzędne miejsce, gdyż Trump prowadzi wojny handlowe na całym świecie.

Eric Margolis

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply