Sądzę, że amerykańscy politycy uważają, że Polska musi zadowolić się jakimikolwiek ochłapami, które chcemy przekazać, lub retorycznymi “korzyściami”, takimi jak potępienie przez Trumpa zbrodni katyńskiej podczas jego wizyty. Opiera się to na przekonaniu, że Warszawa siedzi mocno w naszej kieszeni i nie ma innego wyjścia, ani z Brukselą (przynajmniej, gdy rządzi PiS), ani z Moskwą (mało kto w Polsce by chciał) – mówi w rozmowie z Kresy.pl Jim Jatras.

Michał Krupa rozmawia z Jimem Jatrasem, byłym amerykańskim dyplomatą, analitykiem i doradcą kierownictwa Republikanów w amerykańskim Senacie.

Donald Tusk napisał na Twitterze, że dzięki Donaldowi Trumpowi Europa w końcu pozbyła się złudzeń dotyczących Partnerstwa Transatlantyckiego. Czy spodziewa się Pan poważnych działań ze strony UE w zakresie niezależnej polityki wobec Teheranu, czy jest to tylko pozerstwo ze strony Tusk?

Trump nie tylko zniszczył porozumienie nuklearne z Iranem, jego administracja ponownie narzuca jednostronne amerykańskie sankcje wobec Iranu i grozi najbliższym sojusznikom Ameryki oraz partnerom handlowym nałożeniem sankcji wtórnych. Bardziej niepokojące jest to, na co amerykańskie działania wskazują, czyli dążenie do zmiany reżimu w Teheranie i perspektywa wojny, mająca ten cel osiągnąć. Trump ośmieszył Emmanuela Macrona, kanclerz Niemiec Angelę Merkel i brytyjską premier Theresę May (z jej ministrem spraw zagranicznych Borisem Johnsonem), traktując z pogardą ich żałosne osobiste prośby o pozostanie w porozumieniu nuklearnym. Nie jest jeszcze czymś pewnym, czy twarde stanowisko 4M (May, Macrona, Merkel i Mogherini) ws. pozostania w JCPOA, oraz ws. udaremnienia amerykańskich sankcji wobec ich firm prowadzących interesy z Iranem, przełoży się na działanie. Działania blokujące Unii Europejskiej mogą być kluczowe. Ci, którzy przewidują, że 4M ostatecznie ulegną, mają silne argumenty. Z drugiej strony, jeśli euro-kundle zdołają wytrzymać presję, zerwać z USA i stanąć z Rosją i Chinami, będzie to deklaracja niezależności o historycznym znaczeniu. Wszystko, co mogłoby sprawić, że kochająca imigrantów “Mutti” Merkel choć raz zachowałaby się jak patriota, byłoby drobnym cudem samym w sobie.

Tak więc ostateczny wynik w UE i stolicach europejskich pozostaje pod znakiem zapytania. Tusk mówi twardo, ale to raczej tylko mówenie. Stany Zjednoczone spróbują nakłonić jeden z trzech krajów (Wielka Brytania, Francja lub Niemcy) do przejścia na pozycje USA, a następnie będą oczekiwać, że inni będą podążać za nim. Na poziomie UE, ponieważ nie uleganie USA wymagałoby solidarności z Rosją (jak również z Chinami), Waszyngton  będzie polegać na najbardziej antyrosyjskich członkach, Polsce, państwach bałtyckich, a może i Rumunii, by uniemożliwić wszelką jednomyślność ws. blokowania amerykańskich sankcji. USA będą liczyć na wiodącą rolę Polski, która ma już swoje problemy z Brukselą. Waszyngton spodziewa się, że Warszawa będzie chciała zagrać “amerykańską kartą” przeciwko UE (i Niemcom).

Jak mamy ocenić słowa prezydenta Emmanuela Macrona, że decyzja o opuszczeniu JCPOA była motywowana przede wszystkim “wewnętrzną polityką” amerykańską? Jakie wewnętrzne siły odegrały tu rolę?

Niestety ciężko jest wytyczyć granicę w polityce amerykańskiej między wpływami krajowymi i zagranicznymi. Na przykład, wpływ Arabii Saudyjskiej jest bardzo silny, podobnie jak wpływ producentów broni i innych firm, które sprzedają towar warty miliardy dolarów obcinaczom głów w Rijadzie. Czy to się więc zalicza do wpłyów obcych, czy krajowych? Chiński wpływ jest podobny. Pekin ma poparcie przemysłu rolnego, który eksportują do Chin, a także sprzedawców detalicznych i producentów, którzy porzucili swoich amerykańskich robotników, aby wykorzystać Chiny jako platformę offshoringu dla prawie bezcłowego przywozu do Stanów Zjednoczonych. Podobnie, jak proizraelskie lobby, które opiera się na dobrze zorganizowanych i dobrze finansowanych interesach żydowskich (ze względów polityki wewnętrznej większość amerykańskich Żydów głosuje bardzo lewicowo, jak ktoś kiedyś powiedział, “kochają aborcję bardziej niż kochają Izrael”), a także głosach dziesiątków milionów przytłaczająco republikańskich “chrześcijańskich syjonistów” (głównie protestantów ewangelickich, ale także niektórych katolików), dla których poparcie dla Izraela nie jest kwestią polityki zagranicznej, lecz absolutnym, religijnym obowiązkiem.

Widzimy więc, że zagraniczne interesy współdziałają z potężnymi krajowymi grupami interesów korporacyjnych i finansowych, a także mobilizują krajowe grupy etniczne i religijne. (Powinniśmy zauważyć, że był to czynnik istotny dla Billa Clintona w 1996 roku w ramach pierwszej rundy ekspansji NATO, obietnicy, którą złożył, aby przyciągnąć głosy amerykańskich Polaków, głównie w Illinois, który był wówczas stanem niezdecydowanym.) Zanika jednak jakiekolwiek poczucie amerykańskiego interesu narodowego, który wszak nie jest sumą tych różnych partykularnych interesów.

Trump oczywiście obiecał w 2016, że będzie realizował politykę “America First!”. Nie jest ona jednak realizowana. Zamiast tego, zintensyfikowała się polityka “Israel i Saudi Arabia First!”. Ponieważ Bibi Netanjahu i Mohammad bin Salman chcą zmiany reżimu w Teheranie, mamy teraz anulowanie amerykańskiego zobowiązania w ramach JCPOA i odmowę przyznania, że Asad wygrał wojnę w Syrii. Wkraczamy w bardzo niebezpieczny okres porównywalny z latami 2002-2003 w Iraku. Swoją rolę odgrywają dziś niektóre z tych samych osób, które w tamtym okresie były u władzy.

Po ponownym wyborze Putina, Trump przedstawił pomysł spotkania w Białym Domu. Czy to nadal jest realistyczny scenariusz?

Trudno powiedzieć, ale prawdopodobnie tak. Wydaje się, że pomysł pochodzi bezpośrednio od samego Trumpa. Trump nie dotrzymał jednej ze swoich obietnic wyborczych, mówiących o poprawieniu relacji z Rosją. Z pomocą MI6 (“brudne dossier” Christophera Steela) istotą całego polowania na czarownice, zwanego Russiagate, było zablokowanie wszelkiej nadziei na zbliżenie między USA a Rosją, niezbędnego elementu do znaczących postępów w niemal każdej ważnej kwestii międzynarodowej. Według wszelkich zewnętrznych sygnałów, kampania na rzecz przekształcenia polityki zagranicznej Trumpa w powtórzenie polityki George’a W. Busha, ale w ostrzejszej formie, osiągnęła ogromny sukces.

Z drugiej strony, proszę zwrócić uwagę na podejrzanie niewielki charakter nalotów na Syrię i na wyraźnie starania, by nie uderzyć w siły Rosji. Może to tylko ostrożność ze strony zawodowych wojskowych w Pentagonie, którzy wiedzą, że bezpośrednia konfrontacja militarna między USA i Rosją to nie zabawa, a może Trump nadal chce poprawić więzi, ale pragmatycznie uważa, że ​​nie może postępować w sposób jawny. Proszę zauważyć również, że na żadną wysoką pozycję w administracji nie została wyznaczona nawet jedna osoba, która podzielałaby pogląd Trumpa. Jego zespół będzie ciężko pracował, aby zniechęcić go do otwarcia z Moskwą. Więc wciąż istnieje możliwość otwarcia, ale powiedziałbym, że to tylko możliwość.

W ciągu ostatnich 3 miesięcy, wzrosły napięcia w stosunkach Polski z USA i Izraelem. Prezydent Duda przebywa obecnie w Stanach Zjednoczonych, ale nie spotka się z prezydentem Trumpem, ponieważ prawdopodobnie zapadała decyzja, że dopóki Polska odrzuci niedawno przyjętej ustawy o IPN, żadne spotkania wysokiego szczebla w Waszyngtonie nie będą miały miejsca. W zeszłym tygodniu, Trump podpisał nawet kontrowersyją ustawę 447. Mimo to, polskie władze zdają się być zdezorientowane co do obecnej sytuacji. Pojawiło się wiele głosów twierdzących, że Polska powinna teraz stosować bardziej zrównoważone podejście w polityce zagranicznej, obejmujące szersze otwarcie na Chiny i Rosję. Co doradziłby Pan polskim władzom?

Przypomnę, że mówiłem o “Israel and Saudi Arabia First”, a nie “Poland First”! Jeśli chodzi o to, kto ma większe wpływy w Waszyngtonie, Izrael czy  Polska, to odpowiedź jest chyba oczywista. Sądzę, że amerykańscy politycy uważają, że Polska musi zadowolić się jakimikolwiek ochłapami, które chcemy przekazać, lub retorycznymi “korzyściami”, takimi jak potępienie przez Trumpa zbrodni katyńskiej podczas jego wizyty. Opiera się to na przekonaniu, że Warszawa siedzi mocno w naszej kieszeni i nie ma innego wyjścia, ani z Brukselą (przynajmniej, gdy rządzi PiS), ani z Moskwą (mało kto w Polsce by chciał).

Tak, oczywiście, że w interesie Polski leży dywersyfikacja powiązań w polityce zagranicznej, szczególnie z Rosją, a także z Chinami. Niezależnie od tego, jak wiele korzyści (lub uszczerbków) Polska uzyskała z “integracji europejskiej”, tego nie da się uniknąć. Kolejną wielką sprawą jest euroazjatycka integracja za pośrednictwem inicjatywy Belt and Road (BRI) [Nowy Jedwabny Szlak], którą Waszyngton rozpaczliwie pragnie zahamować i wobec której Bruksela (to znaczy Berlin) ma rozdwojenie jaźni. Jeśli chodzi o bezpieczeństwo, chyba że Polska ma zamiar lewitować w jakimś innym miejscu w Europie, trzeba pogodzić się z faktem, że macie Niemcy z jednej strony i zasadniczo (nie licząc Białorusi) Rosję z drugiej. Są to sąsiedzi, których Bóg dał Polsce, z którymi możecie być przyjaciółmi lub wrogami. Być może Polakom wydaje się czymś kuszącym, szukanie “ratownika” poza regionem, jako swego rodzaju deus ex machina, jak brytyjska gwarancja wojenna z 1939 roku. Jak to się skończyło dla Polski? Neokonserwatyści, którzy dominują w ekipie Trumpa, wolą wrogość. Co sam Trump myśli pozostaje zagadką. W każdym razie nie uważam, aby wrogość wobec Rosji leżała w interesie Polski. Ta wrogość obejmue tzw. Trójmorze, które wydaje się niczym więcej jak ocieploną wersją wcześniejszych nieudanych koncepcji izolowania Rosji od Europy, takich jak Prometeizm J. Piłsudskiego i Międzymorze (“Intermarium”), kordon sanitarny Georgesa Clemenceau, lub  Federacja Wschodnioeuropejska Maksa Bodenheimera. Pomimo całego szumu na temat “rosyjskiej agresji”, żadna rozsądna osoba w nią nie wierzy, że niby Putin  obudził się pewnego ranka i powiedział sobie: “Hej, przyłączmy sobie Krym do Rosji!”, a nie nie, że zareagował na zmianę reżimu w kraju istotnym dla bezpieczeństwa narodowego Rosji. Te amerykańskie rakiety w Polsce nie robią nic innego, jak tylko czynią z Was cel, w razie gdyby doszło do wojny z powodu czyjejś fantazji w Waszyngtonie, o “zmianie reżimu” w Rosji.

Korea Północna ogłosiła, że nie pozwoli sobie skończyć jak Libia i Irak. Było to oczywiste nawiązanie do słów Johna Boltona o “opcji libijskiej”. Czy uważa Pan, że Trump jest gotów poświęcić swoje potencjalnie największe osiągnięcie w polityce zagranicznej, aby utrzymać Boltona w Białym Domu?

Jest to szybko rozwijająca się sytuacja, więc trudno być jeszcze pewnym, dokąd zmierza. W skrócie, tak jak w przypadku ewentualnego szczytu Putina z Trumpem, jest wielu ludzi, którzy byliby zachwyceni, gdyby szczyt z Kimem został odwołany. Martwią się, na co Trump może zgodzić się w trakcie rozmów w cztery oczy, jeśli już dojdzie do spotkania. Obawiają się, że jeśli dwie Koree poprawią swoje relacje, cały Półwysep weźmie udział w Inicjatywie Pasa i Drogi, łącząc się z Chinami i Rosją. (Korea Południowa, której wielkość handlu z Chinami jest 50 razy większa niż handlu z Koreą Północną, ma najwięcej do zyskania, podczas gdy geograficznie znajduje się na kontynencie azjatyckim, w obecnej sytuacji, z punktu widzenia energii, transportu itp. Korea Południowa mogłaby być równie dobrze być wyspą.)

Przede wszystkim obawiają się, że jeśli zapanuje pokój między Północą a Południem, zniknie zapotrzebowanie na wojska amerykańskie. Jeśli szczyt się wydarzy, dołożą starań, by obciążyć Trumpa maksymalistycznymi, niepodlegającymi negocjacjom żądaniami przedstawionymi Kimowi jako ultimatum, przy minimalnych i łatwych do odwołania działaniach oferowanych przez stronę amerykańską. Nie ma pewności, w jakim stopniu Trump wierzy propagandzie ze strony własnej administracji, że Kim został “zmuszony do negocjacji” i odda ot tak swoją broń masowego rażenia, w stylu libijskim, z powodu sankcji i gróźb, pozostawiając jedynie Trumpowi zaakceptowanie kapitulacji Kima i odebranie Pokojowej Nagrody Nobla. (Następnym krokiem byłoby zerwanie umowy – znów w stylu libijskim – załamanie Korei Północnej i włączenie jej do Południa, wciąż sprzymierzonego z USA. Bolton otwarcie mówił o amerykańskich żołnierzach na rzece Yalu Jiang tuż przy chińskiej granicy. ) Jest jednak nadzieja, że Trump naprawdę wierzy w teorię historii “Wielkiego Człowieka” i swoją “sztukę porozumienia” i postawi przede wszystkim na osobiste spotkanie z Kimem. Jeśli tak, coś dobrego może jeszcze z tego wyniknąć.

5 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaro7
    jaro7 :

    Przecież mamy “dywersykację” z jednej strony hameryka z uchwałą 447 z drugiej “przyjazny” izrael i z trzeciej “przyjaciele” z Banderolandu(wkrótce za krytyke tej przyjaźni będzie aresztować nas ABW-SBU).Poza tym dyplomatoły z PiS NIC innego nie sa w stanie zrobić,bo sa ograniczeni umysłowo i politycznie.

  2. Willgraf
    Willgraf :

    Wyrok dotyczący wypłaty Odszkodowania II RP – Polsce przez Niemcy 825 miliardów dolarów
    został doręczony Ambasadzie Niemieckiej w Warszawie
    …wysłany przez pana prezydenta II RP Jana Potockiego
    Dane przesyłki:
    Numer przesyłki EE430654634PL
    Data nadania: 2018-05-15
    Rodzaj przesyłki: Usługa Kurierska
    Serwis: Ekspres 24
    Kraj nadania: Polska
    Kraj przeznaczenia: Polska
    Urząd nadania: UP Warszawa 133 (ul. Wiejska 2/4, 00-902 Warszawa)
    Usługi komplementarne/dodatkowe: Potwierdzenie odbioru
    Ubezpieczenie
    Masa: 0.5 kg
    Status przesyłki:
    Nazwa zdarzenia Data i czas Jednostka pocztowa
    Nadanie 2018-05-15 14:42 UP Warszawa 133
    Nadejście 2018-05-15 17:32 WER Warszawa
    Przygotowano do doręczenia 2018-05-16 06:47 WER Warszawa
    Przekazano do doręczenia 2018-05-16 07:21 WER Warszawa
    Doręczono 2018-05-16 09:50 WER Warszawa