Ponad rok od przekazania Polakom przez ukraińskie samorządowe władze Lwowa obiektu, w którym mieścić się ma Dom Polski, sprawa wciąż stoi w miejscu. Problem dotyczy własności działki, na której posadowiony jest budynek. Bez uregulowania tej kwestii wszelkie nakłady ze strony Polski mijają się z celem.

Starania społeczności polskiej Lwowa o przekazanie godnego obiektu, gdzie mógłby powstać Dom Polski z prawdziwego zdarzenia, wokół którego koncentrowałoby się życie społeczno-kulturalne naszych rodaków żyjących na zachodniej Ukrainie, trwały wiele lat. Dyskusje toczyły się na najwyższych szczeblach obu państw – obietnice składał bowiem m.in. były prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko. Jednak tak naprawdę starania polskiej mniejszości odbijały się o mur obojętności, żeby nie powiedzieć – złą wolę ukraińskich władz, które, piętrząc problemy, przeciągały sprawę w nieskończoność.

Kiedy w maju 2013 r., po trwających ponad 20 lat staraniach, deputowani Rady Miasta Lwowa podjęli wreszcie decyzję o przekazaniu (tylko na 49 lat) nieruchomości przy ul. Szewczenki 3a Polakom, a w grudniu Samorząd Lwowa przekazał symboliczny klucz do powojskowego obiektu, wydawało się, że sprawa jest załatwiona. Były nawet plany, że być może na uroczystości 3 Maja czy na 11 Listopada tego roku, po najbardziej koniecznych remontach, przynajmniej część budynku o powierzchni 1443 m kw. zostanie zaadaptowana, co w dużej mierze rozwiązałoby problemy lokalowe polskich organizacji.

– Dom Polski tak oczekiwany przez nas od wielu lat jako oaza polskości jest potrzebny nie tylko starszemu pokoleniu naszych rodaków zamieszkałych we Lwowie, ale przede wszystkim polskiej młodzieży – podkreśla Emil Legowicz, prezes Towarzystwa Kultury Polskiej Ziemi Lwowskiej. Tymczasem sprawa wciąż stoi w martwym punkcie, pomimo że gotowa jest architektoniczna koncepcja rozbudowy obiektu. Problem stanowi sprawa własności działki, na której stoi budynek, a także sąsiadująca działka, o którą trwają starania.

Strategiczne partnerstwo legło w gruzach

Bez stosownej decyzji nie ma mowy już nie tylko o rozpoczęciu przebudowy budynku czy wymianie instalacji wewnętrznych, termomodernizacji czy wyposażeniu obiektu, ale nawet przygotowaniu całościowej koncepcji zagospodarowania nieruchomości. Wprawdzie polskie MSZ ogłosiło tzw. konkurs dotacyjny, który ma być rozstrzygnięty w lutym 2015 r., jest także gotowy projekt zaakceptowany przez powołaną z udziałem przedstawicieli polskich organizacji we Lwowie radę konsultacyjną, jednak końca sprawy nie widać.

Zdaniem dr. Andrzeja Zapałowskiego, historyka, prezesa rzeszowskiego oddziału Polskiego Towarzystwa Geopolitycznego, cała sprawa zakrawa na kpinę. – We Lwowie jest mnóstwo nieuregulowanych spraw dotyczących nieruchomości. Według mnie, władze Lwowa, podejmując decyzję o przekazaniu polskiej społeczności tych obiektów, miały pełną wiedzę o tym, że kwestie ich własności nie są do końca uregulowane. Dlatego radni tak chętnie się zgodzili – podkreśla w rozmowie z NaszymDziennikiem.pl dr Zapałowski.

Przypomina, że wina leży także po stronie kolejnych polskich rządów, które nie zadbały skutecznie o interesy polskiej społeczności, chociażby przekazując w 2011 r. na własność Związkowi Ukraińców w Polsce Narodnego Domu w Przemyślu. – Kiedy podnosiłem kwestie wzajemności, to polskie władze odpowiadały, że nie ma żadnej wzajemności, a państwo polskie dba o swoje mniejszości i tego samego wymaga od innych. Tymczasem tu nie chodzi tylko o interesy Polaków na Ukrainie, ale także relacje Polska – Litwa, gdzie dysproporcje w traktowaniu polskiej mniejszości są chyba najbardziej widoczne. Skoro kraj należący do Unii Europejskiej nie respektuje podstawowych kwestii dotyczących pisowni polskich nazwisk czy w zakresie szkolnictwa, a polska mniejszość jest nagminnie dyskryminowana, to trudno się dziwić, że tak traktuje nas Ukraina – argumentuje dr Zapałowski.

Zauważa też, że na Ukrainie dysproporcje w traktowaniu Polski i Polaków były od zawsze, natomiast niepokojące jest usprawiedliwianie takich tendencji przez polskie władze niedojrzałością naszego wschodniego sąsiada. – Polskie władze w ogóle nie zwracają uwagi na interesy naszej mniejszości na Ukrainie. Dlatego mamy problem z odzyskaniem polskich świątyń, np. w Komarnie, gdzie zwrot tak naprawdę blokuje hierarchia Cerkwii greckokatolickiej, czy jak w przypadku kościoła pw. św. Marii Magdaleny we Lwowie, gdzie hamulcowym jest administracja mera Lwowa poliAndrija Sadowego, który jak na ironię mieni się przyjacielem Polaków – akcentuje dr Andrzej Zapałowski.

Mariusz Kamieniecki

Nasz Dziennik

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. wepwawet
    wepwawet :

    Dlaczego ktoś uważa, że Ukraińcy powinni oddawać Polakom jakiekolwiek nieruchomości we Lwowie – przecież to potomkowie polskich okupantów. Nie można porównywać tej sprawy do oddania domu ukraińskiego w Przemyślu. Tam są rdzennie ukraińskie ziemie, a miasto założyli sami Ukraińcy (ich praprzodek – mityczny Ukr, zamordowany przez Lecha) jak to wynika z podań, legend oraz dokumentów lokacyjnych. Tak więc należało się to naszym “braciom” jako psu buda, co więcej to dopiero mały kroczek na drodze Ukraińców do odzyskania swojego dziedzictwa. 😉

  2. zefir
    zefir :

    “Sprawa stoi w martwym punkcie”-pewnie dlatego,że potomkowie mitycznego Ukra są zdziwieni i zaskoczeni,że w Królewskim Lwowie są jeszcze jacyś potomkowie Lecha.Przecież było tyle morderczych wysiłków,tyle stępionych kos,noży,wideł i siekier,a tu jeszcze Lachy głowy podnoszą. Na rdzennie polskich ziemiach,w zagrabionych polskich miastach,brakuje działki pod Dom Polski,natomiast Związek Ukraińców w Polsce ma tutaj wszystko i panoszy się bez ogródek,otwarcie jak V-ta kolumna Ukrów.Co to za wzajemnośc? Pytanie do naszego MSZ.

  3. tagore
    tagore :

    Sprawa jest głupio załatwiana od początku ,nieruchomość powinna być zakupiona ,przez Państwo Polskie i wtedy udostępnione polskim organizacjom. Wówczas Ukraina mogła by zakupić nieruchomość w Przemyślu . Było dosyć pretekstów do takiego załatwienia sprawy w ciągu 20 lat.

    tagore