Polski dziennikarz, który znajdował się w Paryżu w czasie zamachów, wraz z innymi Polakami chciał schronić się w polskiej ambasadzie, gdyż miejsce gdzie mieszkał znajdowało się w rejonie, gdzie doszło do ataków. Okazało się to niemożliwe.

Jak wynika z relacji dziennikarza “Pulsu Biznesu” Marcina Dobrowolskiego, do zdarzenia doszło tuż po zamachach. Zadzwonił do ambasady o godzinie 23.06, niedługo po pierwszych doniesieniach o atakach w stolicy Francji.

„Byliśmy na barce po imprezie OffPrint, kiedy dowiedzieliśmy się o zamachach. W pierwszym odruchu chcieliśmy wracać jak najszybciej do domu, ale kiedy dowiedzieliśmy się, że zamachy miały miejsce niedaleko wynajętego przez nas mieszkania pomyślałem, że możemy zatrzymać się w ambasadzie (byliśmy 8 minut od budynku), a tam na pewno ktoś będzie czekał”– napisał dziennikarz na Facebooku.

Jak relacjonował, najpierw zadzwonił na telefon dyżurny ambasady. Konsul w trakcie rozmowy miała odebrać inne połączenie. „Przerwałem, przedstawiłem się i powiedziałem, że kierujemy się w stronę ambasady, prosimy o przyjęcie, bo nie wiemy co robić”– napisał Dobrowolski. Jednak jak usłyszał, powinien znaleźć sobie hotel, ponieważ ambasada jest zamknięta. Mimo tego, że powtarzał, iż znajduje się zaledwie kilkadziesiąt metrów od budynku. Ostatecznie odmówiono mu wstępu na teren ambasady i zalecono, by „nie przebywać na ulicy”i udać się do hotelu taksówką.

Według informacji MSZ, później w ambasadzie RP w Paryżu uruchomiono pomoc dla polskich obywateli.

Wp.pl / Kresy.pl

6 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. chojny
    chojny :

    Ambasada lub konsulat musi dać schronienia dla swego obywatela, jeśli jest niebezpieczeństwo. To administracja działa w określonych godzinach, ale “ochroniarz” jest całą dobę i musi nam pomóc, ale trzeba mieć dowód tożsamości(paszport lub na terenie unii dowód osobisty).