W katastrofie pod Smoleńskiem zginęli politycy, którzy popierali Związek Polaków na Białorusi, nieuznawany przez władze w Mińsku. Członkowie związku, skupionego wokół Andżeliki Borys obawiają się teraz niekorzystnego dla nich kompromisu Polski ze stroną białoruską.

Pierwszym niepokojącym sygnałem było wpuszczenie na pogrzeb pary prezydenckiej przedstawicieli konkurencyjnego, popieranego przez Aleksandra Łukaszenkę Związku Polaków, któremu przewodniczy Stanisław Siemaszko. Wcześniej mieli oni formalny zakaz wjazdu do Polski. Korzystając z okazji urządzili konferencję prasową szkalującą Andżelikę Borys.

Pragnący zachować anonimowość polscy politycy i dyplomaci, mówią że niewygodny konflikt wokół Związku Polaków na Białorusi to kłopot, którego najlepiej się pozbyć. Najprostszym sposobem na to byłoby połączenie obu stowarzyszeń – tego utworzonego w sposób demokratyczny i tego stworzonego przez białoruskie władze. Prawdopodobnie niepokorną, nie dającą sobą sterować Andżelikę Borys na stanowisku prezesa zastąpiłby wtedy ktoś inny.

Poseł Robert Tyszkiewicz (PO) uspokaja jednak, że w relacjach między Polską i Białorusią nic nie może się zmienić bez rozstrzygnięcia problemu legalizacji Związku Polaków na Białorusi pod przewodnictwem Andżeliki Borys i zwrotu majątku należącego do tej organizacji. Sprawa Związku Polaków nie jest sprawą polityczną ani partyjną – dodaje. – To obiektywny problem naszych rodaków, w dodatku stawiany w świetle obowiązujących powszechnie standardów międzynarodowych. Sejm przyjął jednogłośnie rezolucję w tej sprawie, a jej autorem był marszałek Bronisław Komorowski.

Premier Donald Tusk w 2008 roku oświadczył, że jednym z warunków poprawy stosunków polsko-białoruskich jest “poważne i uczciwe traktowanie przez władze Białorusi polskiego ruchu”, którego liderem jest Andżelika Borys. Zapewnił też, że pani Borys “w każdej chwili, w każdej sprawie”, będzie mogła liczyć na jego pomoc. Podkreślił, że jest ona dla niego “wiarygodnym recenzentem tego, co się dzieje”, jeśli chodzi o sytuację naszych rodaków na Białorusi.

Anna Cholewa/rp.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply