Blisko cztery miesiące trwała francuska „wielka debata narodowa”, która miała być odpowiedzią rządzących na rosnące niezadowolenie wśród społeczeństwa, a zwłaszcza na ruch „żółtych kamizelek”. Ostatecznie prezydent Emmanuel Macron zapowiedział, że nie wycofa się z dotychczasowych reform, zaś odpowiadając na oczekiwania Francuzów zaserwował jedynie nową porcję ogólników.

Francuscy komentatorzy podkreślają, że Macron jednoznacznie nawiązywał do swoich wielkich poprzedników, spotykając się z dziennikarzami w Pałacu Elizejskim w tej samej sali, w której swoje konferencje organizował Charles de Gaulle. Wystąpieniu francuskiego prezydenta przysłuchiwało się blisko 320 akredytowanych żurnalistów z całego świata i był on otoczony ministrami rządu Édouarda Philippe’a. Miejsce wygłoszenia orędzia do narodu nie było przypadkowe, ponieważ Macron zapowiadał, że jego celem jest „odnowa republiki” i przedstawienie wieloletniego planu jej odbudowy.

Pozorne wyciągnięcie wniosku

W swoim wystąpieniu francuski prezydent podsumował blisko cztery miesiące debaty, podczas której miał „wiele się nauczyć”, a także zacząć odczuwać dumę z zaangażowania obywateli w próbę rozwiązania największych problemów państwa. Dodatkowo Macron przyznał jednoznacznie, że dzięki rozmowom z Francuzami odczuł ich poczucie niesprawiedliwości oraz porzucenia przez instytucje państwowe, co wpływa na niechęć i brak ich zaufania do całej klasy politycznej.

Jego zdaniem postulaty „żółtych kamizelek” w wielu kwestiach były słuszne, zaś samych protestujących nie można oceniać jedynie przez pryzmat zamieszek odbywających się podczas ich demonstracji. Jednocześnie Macron stwierdził, że akty przemocy powinny zostać zakończone, ponieważ jednym z priorytetów francuskiego państwa jest przywrócenie porządku publicznego. Ponadto oddolny ruch społeczny zaczął według niego z czasem zmierzać w radykalnym kierunku, stąd na demonstracjach coraz częściej miały pojawiać się „antysemickie” czy „homofobiczne” hasła.

Na tym jednak refleksje Macrona wyraźnie się zakończyły. Gospodarz Pałacu Elizejskiego nie uważa bowiem, że reformy wdrożone w trakcie dwóch pierwszych lat jego rządów były szkodliwe. Jego zdaniem niezadowolenie społeczne nie jest efektem ich wprowadzenia, ale konsekwencją wieloletnich zaniedbań i dotychczasowego kształtu systemu społeczno-ekonomicznego. Z tego powodu francuski prezydent nie zamierza cofnąć zwłaszcza swoich decyzji gospodarczych.

Kontynuacja

Tym samym Macron nie cofnie między innymi reformy emerytalnej, która wydłużyła czas pracy Francuzów do 62. roku życia. Dodatkowo zapowiedział, że będzie chciał wprowadzić rozwiązania finansowe zachęcające społeczeństwo do dalszej pracy po przekroczeniu wieku emerytalnego. Od stycznia 2020 roku ma jednak zostać wprowadzona nowa indeksacja emerytur, aby uposażenia poniżej dwóch tysięcy euro były podwyższane o wskaźnik inflacji, zaś od 2021 roku nie będą wprowadzane już żadne cięcia świadczeń dla najstarszych Francuzów. Ma być wręcz przeciwnie, ponieważ minimalne emerytury mają być podniesione wówczas do co najmniej tysiąca euro.

Francuski prezydent zapowiada także kontynuowanie zmian w systemie podatkowym, polegających głównie na obniżce stawek podatkowych. Jak na razie Macron obniżył daniny dla najbogatszych, natomiast teraz mają one być niższe również dla klasy średniej. Komentatorzy zauważają jednak, że nie przedstawił on żadnych konkretnych rozwiązań, zrzucając ciężar przygotowania reformy podatkowej na gabinet Philippe’a, a także nie precyzując w jaki sposób zamierza uszczelnić obecny system. Francuski prezydent bronił przy tym obniżki danin dla najbogatszych, co jego zdaniem powinno wpłynąć na zwiększenie liczby inwestycji, ale w przyszłym roku zamierza poddać te rozwiązanie bardziej szczegółowej analizie i ocenie.

Ponadto Macron zamierza kontynuować politykę pełnego zatrudnienia, które ma zostać osiągnięte do 2025 roku. Natomiast w 2022 roku bezrobocie ma wynosić już niecałe 7 proc. Jednocześnie chce zreformować prawo pracy, chociaż nie zamierza naruszać dotychczasowego 35-godzinnego tygodnia roboczego. Prezydent Francji od dawna twierdzi, że Francuzi pracują zbyt mało, gdy tymczasem pod względem liczby godzin spędzanych w pracy sytuują się tuż obok Niemców. Jednocześnie Francja może pochwalić się dużą produktywnością, dlatego krytycy jego polityki w innych czynnikach niż czas pracy upatrują ubożenia francuskiego społeczeństwa.

Systemowe konkrety

Tak naprawdę francuski prezydent przedstawił konkretne rozwiązania jedynie w sprawach związanych z tamtejszym systemem politycznym. Jednak i tutaj nie zrealizował postulatu „żółtych kamizelek”, nie zgadzając się na wprowadzenie instytucji referendum obywatelskiego, czyli obowiązkowego przeprowadzania powszechnego głosowania w sprawie najważniejszych reform po zebraniu 700 tysięcy podpisów. Zamiast tego Macron zaproponował obniżenie liczby obecnie wymaganych podpisów z obecnych 4,7 miliona do jednego miliona, przy czym wciąż rozpisanie referendum byłoby uzależnione od decyzji Zgromadzenia Narodowego.

Gospodarz Pałacu Elizejskiego chce podobnymi rozwiązaniami „głęboko zmienić francuską demokrację”, dlatego poza obniżeniem liczby podpisów koniecznych do rozpatrzenia inicjatywy referendalnej zamierza wzmocnić inne instytucje wpływu obywateli na państwo. Przede wszystkim zamierza rozwinąć prawo petycji lokalnej, a także rozszerzyć uprawnienia burmistrzów miast, jako osób wybieranych bezpośrednio przez obywateli. Zmniejszyć ma się z kolei liczba parlamentarzystów, przy czym także tutaj Macron nie przedstawił konkretów. Jego zdaniem ich liczba powinna zostać zredukowana o 25 albo 30 proc, zaś część członków Zgromadzenia Narodowego powinna być wybierana w systemie proporcjonalnym. Ponadto po stu losowo wybranych Francuzów ma zasiąść w gremiach zajmujących się gospodarką, ochroną środowiska oraz transformacją energetyczną.

Podczas debaty Francuzi mieli skarżyć się również na obecny kształt administracji publicznej. Zdaniem samej głowy państwa widać wyraźnie, że zwłaszcza starsi stażem urzędnicy zdają się nie dostrzegać problemów obywateli. Z tego powodu Macron zamierza zdecentralizować służbę cywilną, w tym również zastąpić nową instytucją Krajową Szkołę Administracji, uważaną za kuźnię elit francuskiego państwa. Dodatkowo zlikwidowanych ma zostać 120 tysięcy miejsc pracy w administracji publicznej.

Francuzi nieprzekonani

Badania opinii publicznej po wystąpieniu Macrona nie wskazują na odbudowę zaufania Francuzów do ich głowy państwa. Blisko 63 proc. uczestników sondażu przeprowadzonego na zlecenie stacji RTL stwierdziło, że prezydent w swoich zapowiedziach nie był przekonujący, natomiast przeciwnego zdania było 30 proc. ankietowanych. Jednocześnie blisko 65 proc. Francuzów nie chce wydłużenia czasu pracy, 58 proc. nie chce późniejszych emerytur, z kolei 65 proc. z zadowoleniem przyjęło postulat zredukowania liczby pracowników służby cywilnej.

Zobacz także: „Żółte kamizelki” na ulicach Francji od ponad trzech miesięcy [+VIDEO]

Liderzy „żółtych kamizelek” z pewnością znaleźli się w gronie tych Francuzów, których Macron nie zdołał przekonać do swoich zapowiedzi. W rozmowach z mediami wyraźnie podkreślają, że francuski prezydent zasadniczo nie zamierza realizować żadnych z ich najważniejszych postulatów, a zwłaszcza tych mających na celu powstrzymanie niszczenia klasy średniej. Ich zdaniem tak naprawdę Macron pogratulował sam sobie, ponieważ wsłuchując się w narzekania o niesprawiedliwości nie zauważył żadnej własnej winy, chwaląc wręcz swoje dotychczasowe reformy. Z tego powodu „żółte kamizelki” mają mobilizować się na najbliższe soboty, a szczególnie na zbliżające się Święto Pracy.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply