Libijczycy tęsknią za Kaddafim

Skonfliktowane do niedawna dwa ośrodki libijskiej władzy podpisały porozumienie przewidujące utworzenie rządu tymczasowego. Jego głównym zadaniem będzie organizacja zaplanowanych na grudzień wyborów parlamentarnych. Mało kto w Libii wierzy jednak w demokrację. Mieszkańcy zrujnowanego kraju coraz chętniej wspominają czasy rządów Muammara Kaddafiego.

Dokładnie 17 lutego minęło dziesięć lat od rozpoczęcia libijskiego powstania przeciwko twórcy Wielkiej Arabskiej Libijskiej Dżamahirijji Ludowo-Socjalistycznej, bo właśnie pod taką nazwą funkcjonowało państwo stworzone przez Kaddafiego. W marcu 2011 roku powstanie uzyskało wsparcie ze strony Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych, która pozwoliła na interwencję państw NATO przeciwko siłom rządowym. Walki trwały tak naprawdę do października, gdy Kaddafi został schwytany i zabity w niewyjaśnionych okolicznościach przez rebeliantów.

Zamordowanie dotychczasowego przywódcy Libii nie zakończyło wojny. Stało się wręcz przeciwnie. Po październiku 2011 roku rozgorzały zamrożone dotychczas konflikty etniczne i plemienne. Rząd centralny nie był w stanie zapanować nad licznymi milicjami, które walczyły wcześniej z siłami lojalnymi Kaddafiemu. Na pewno nie pomagały w tym liczne zmiany szefów rządu. Wolne wybory w Libii spowodowały powstanie trudnego do opanowania chaosu. Interesy religijne i plemienne wzięły górę nad rzekomym zamiłowaniem Libijczyków do demokracji.

Polityczny chaos

Pierwsze wybory parlamentarne w Libii odbyły się w lipcu 2012 roku. Same przygotowania do ich przeprowadzenia wygenerowały nowe konflikty, a także liczne protesty. Jedni domagali się wprowadzenia parytetów dla kobiet, drugim nie podobała się możliwość startu osób z administracji wiernej Kaddafiemu. Ostatecznie lojaliści zostali z nich wykluczeni, co nie zakończyło jednak problemów związanych z organizacją wyborów. W niektórych regionach Libii były one choćby zakłócane przez lokalne plemiona.

Kolejny raz Libijczycy poszli do urn dwa lata później. Frekwencja wyborcza była już wówczas dużo niższa. Wszystko z powodu ciągłych zmian szefów rządów, a także sporów o legalność parlamentu. W pewnym momencie w Libii istniały trzy niezależne od siebie władze wykonawcze, gdy jednocześnie spore połacie kraju znajdowały się pod kontrolą terrorystów z Państwa Islamskiego.

ISIS udało się pokonać dzięki porozumieniu dwóch skonfliktowanych ze sobą ośrodków władzy. Powszechny Kongres Narodowy w Trypolisie i Izba Reprezentantów w Tobruku utworzyły wspólny Rząd Jedności Narodowej (GNA), któremu w 2016 roku udało się wyprzeć islamistów z największych zajmowanych przez nich miast. Bardzo szybko konkurencyjne libijskie rządy ponownie się jednak skonfliktowały.

W kwietniu 2019 roku Libijska Armia Narodowa (LNA) pod dowództwem generała Chalify Haftara rozpoczęła ofensywę wymierzoną w GNA. Mogła liczyć na wsparcie ze strony Rosji, Egiptu czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich, choć rząd w Trypolisie także otrzymał posiłki z Turcji. Przez kilkanaście miesięcy siły Haftara oblegały libijską stolicę, jednak ostatecznie zostały wyparte z jej przedmieść. Skutkiem kontrofensywy rządowej była zgoda LNA na zawieszenie broni.

Rozmowy prowadzone w szwajcarskiej Genewie przyniosły rezultaty na początku lutego br. Obie zwaśnione strony podpisały umowę o utworzeniu rządu tymczasowego. W grudniu ma on zorganizować kolejne wybory parlamentarne, które wyłonią nowy skład parlamentu. Do tego czasu rządem ma kierować pochodzący z zachodniej części kraju biznesmen Abdul Hamid Dbaiba. Nowy premier wezwał wszystkich Libijczyków do wsparcia nowej władzy, a także nie omieszkał zapewnić, że chce rozmawiać ze wszystkimi libijskimi ugrupowaniami.

Lojaliści żyją w cieniu

Czy Dbaiba będzie chciał także rozmawiać z lojalistami? Byli członkowie administracji z czasów Kaddafiego i jego zwykli zwolennicy dalej są obecni w Libii. Co więcej, posiadają nawet swoją reprezentację polityczną, która legalnie może działać jednak tylko na emigracji. Ludowy Front Wyzwolenia Libii ma bowiem zakaz startu w libijskich wyborach. Jest jednak tylko jedną z części „zielonego ruchu oporu”, którego nieformalna nazwa nawiązuje do koloru flagi narodowej z czasów Kaddafiego.

Nie jest to jednak społeczność jednolita. Najczęściej dzieli się ją na trzy główne grupy. Największą z nich stanowią sympatycy syna Kaddafiego. Sajf al-Islam do dzisiaj ścigany jest przez Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze, jednak nie został wydany przez libijskie władze. Skazany na karę śmierci, został uwolniony przez jedno z plemion i przebywa w zachodniej części Libii. Przed trzema laty zgłosił chęć kandydowania w wyborach prezydenckich w 2019 roku, które jednak się nie odbyły.

Drugą wpływową grupę lojalistów stanowią bojownicy wspierający siły Haftara. Analitycy zauważają jednak, że dowódca LNA nie może na nich w pełni polegać. Zwłaszcza, że dołączyli oni do jego sił na mocy udzielonej im amnestii, która miała zachęcić do powrotu do Libii zwolenników Kaddafiego przebywających w Tunezji i Egipcie. Trzecią społeczność nostalgików za Dżamahirijją stanowią najbardziej ortodoksyjni zwolennicy nieżyjącego prezydenta, przebywający obecnie na emigracji.

Największe wpływy ideologia stworzona przez Kaddafiego posiada wśród niektórych libijskich plemion, a także w kilku miastach. Tradycyjnie największa liczba zwolenników jego systemu zamieszkuje Syrtę w środkowej części libijskiego wybrzeża, a także Trypolis i Bani Walid. W ostatnich latach na ulicach libijskich miast coraz częściej dochodzi zresztą do demonstracji stronników Ludowego Frontu Wyzwolenia Libii.

Zmęczeni demokracją

Nie wiadomo jeszcze czy w wyborach parlamentarnych w grudniu wystartują zwolennicy Dżamahirijj. Znaków zapytania jest zresztą dużo więcej. Zasadnicze pytanie brzmi, jak wielu Libijczyków w ogóle będzie chciało pójść do urn. Niedawne wybory lokalne w Trypolisie, czyli najbardziej tętniącym życiem mieście w całym kraju, pokazały głęboki kryzys tamtejszego systemu. Jedynie niewielki odsetek uprawnionych w ogóle poszedł bowiem zagłosować.

Portal MiddleEastMonitor.com zauważa, że Libijczycy są zmęczeni sytuacją trwającą od dekady. Sytuacja gospodarcza uległa dramatycznemu pogorszeniu, choć Libia dalej ma pokaźne złoża surowców energetycznych. Ludzie nie myślą o politycznych zawirowaniach, bo każdego dnia muszą walczyć o przetrwanie. Zdaniem ekspertów zajmujących się Libią, większość tamtejszego społeczeństwa pozytywnie wypowiada się na temat rządów Kaddafiego. Na ogół nie demonstrują tego jednak publicznie, aby nie sprowadzić na siebie kłopotów.

Czasy funkcjonowania Dżamahirijji są wspomniane przez Libijczyków jako okres bezpieczeństwa, stabilizacji gospodarczej oraz licznych państwowych subsydiów na zaspokojenie podstawowych potrzeb. Warto podkreślić, że z tego powodu dobrze wspominany jest także syn Kaddafiego. To właśnie Sajf al-Islam nadzorował projekty modernizacji gospodarczej, które zostały wstrzymane po zwycięstwie rewolucji w 2011 roku. Większymi prawami w poprzednim systemie cieszyły się także kobiety, które obecnie podlegają islamskiemu prawu szariatu.

To oczywiście tylko niektóre problemy nękające współczesną Libię. Trudno więc dziwić się coraz większej nostalgii za dawnymi czasami. Zwłaszcza, że nawet obecne porozumienie między konkurencyjnymi ośrodkami władzy nie daje prawdziwych nadziei na zmianę. Podobnych umów zawarto bowiem kilka, a ostatecznie konflikty rozgorzały na nowo.

Marcin Ursyński

 

[1]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply