Białoruś pozostaje jedynym europejskim państwem, które jak dotąd nie zdecydowało się na wprowadzenie daleko idących ograniczeń w poruszaniu się obywateli. Powoli jednak widać zmianę w retoryce prezydenta Aleksandra Łukaszenki, przez dłuższy czas w swoim stylu bagatelizującego zagrożenie ze strony koronawirusa. Na razie trudno spodziewać się radykalnych kroków, bo byłoby to zabójcze dla znajdującej się i tak w kiepskim stanie białoruskiej gospodarki.

Pierwszy wykryty przypadek COVID-19 na Białorusi został ogłoszony już 28 lutego br. Był nim irański student, który przyleciał do Mińska z azerskiego Baku. Tak naprawdę liczba zakażonych zaczęła rosnąc w szybszym tempie dopiero w połowie marca, a najszybszy przyrost miał miejsce w ubiegłym tygodniu. Obecny tydzień oznacza zwiększanie się liczby chorych w kilkunastoprocentowym tempie. Według stanu na piątkowy wieczór, oficjalnie na Białorusi zarejestrowano dotąd dokładnie 4779 przypadków. Spośród nich zmarły 42 osoby, natomiast jako ozdrowieńców zakwalifikowanych zostało 342 byłych już pacjentów białoruskich szpitali.

Typowy „Baćka”

Jak można było się spodziewać, białoruska głowa państwa szczególnie na początku epidemii odnosiła się do całej sytuacji ze spokojem oraz tradycyjnymi drwinami. Cały świat mógł więc podziwiać specyficzne poczucie humoru (?) popularnego „Baćki”. Jako najlepszy lek na koronawirusa przedstawiał on pracę w polu. Dodatkowo polecił swoim rodakom picie pięćdziesięciu mililitrów wódki dziennie, chodzenie do sauny oraz nieco popularniejszą na świecie metodę ochrony poprzez częste mycie rąk.

Zdaniem Łukaszenki „lepiej umrzeć stojąc niż żyć na kolanach”. Słowa te padły zresztą w nieprzypadkowym miejscu, a więc w hali hokejowej w Mińsku. Właśnie w niej pod koniec marca białoruski przywódca jako jeden z zawodników rozegrał turniej hokejowy, starając się pokazać rodakom, że tak naprawdę nie ma się czego bać.

To nie jedyne specyficzne wypowiedzi Łukaszenki. W ostatnich dniach twierdził on chociażby, że na Białorusi nikt nie umrze na COVID-19. Jak na razie wszystkie zgony, co dobrze znamy z polskiego podwórka, wliczane są zresztą do kategorii „chorób współistniejących”.  Ponadto po raz kolejny zaprezentował swoje metody walki z wirusem. Poza wspomnianym już uprawianiem sportu, namawia on białoruskie rodziny do konsumowania czosnku i cebuli od rodzimych rolników. Jednocześnie przestrzega przed „psychozą cytrynowo-imbirową”, ponieważ oba produkty mają nie pochodzić z Białorusi.

Można jednak zauważyć pewną zmianę retoryki białoruskiej głowy państwa. Łukaszenko coraz rzadziej bagatelizuje epidemię, choć dopiero co uznał modernizację mostów za ważniejsze zadanie dla państwa niż walka z koronawirusem. Widać to zresztą po zachowaniu mediów państwowych. Podobnie jak sam prezydent, początkowo próbowały one zaprzeczać wybuchowi epidemii, aby obecnie skupić się na przekonywaniu Białorusinów o sytuacji znajdującej się pod całkowitą kontrolą władz. Sami rządzący postanowili przedłużyć o ponad tydzień szkolne ferie, a kolejne miasta decydują się na odwoływanie imprez kulturalnych.

Przezorny zawsze ubezpieczony

W wypowiedziach Łukaszenki przewija się niezwykle często słowo „psychoza”. Odnosi się ono zarówno do działań większości państw na świecie, jak i do zachowania samych Białorusinów. Niemal od początku wybuchu epidemii w ich kraju nie podzielają oni bowiem spokoju swojej głowy państwa.

Podobnie jak w Polsce większe zainteresowanie produktami spożywczymi można było zaobserwować w połowie marca, gdy liczba zarażonych osób na Białorusi zaczęła gwałtownie rosnąć. Zwłaszcza duże markety odnotowały rosnący popyt (sieci najczęściej mówiły o kilkunastoprocentowym wzroście obrotów) zwłaszcza na artykuły spożywcze pokroju cukru czy makaronu. Jednocześnie przedstawiciele sieci zauważali, że w porównaniu do innych państw nie odnotowują przypadku gwałtownego wzrostu zapotrzebowania na papier toaletowy.

Z tego powodu już pod koniec marca resort rolnictwa postanowił uspokoić Białorusinów, zapewniając o dostępności wszystkich ważnych produktów spożywczych. Białoruś ma więc nie mieć problemów zwłaszcza z mąką, kaszą czy ryżem. Sam komunikat wspomnianego ministerstwa miał związek z decyzjami Rosji, która zablokowała swoje granice dla eksportu najważniejszych produktów.

Dużo większe zapotrzebowanie niż na żywność odnotowano w sektorze tak zwanych dóbr trwałych. Białorusini na początku epidemii rzucili się zwłaszcza na szeroko pojęty sprzęt RTV i AGD. Sprzedające go sklepy miały problemy z uzupełnianiem zapasów, przy czym lodówki, pralki czy telewizory były kupowane zarówno za gotówkę, jak i na raty. Z podażą w stosunku do popytu nie radziły sobie też kantory, w wielu z nich zabrakło amerykańskiego dolara oraz waluty euro. Pod koniec marca ich ceny były zresztą wyższe w stosunku do początku miesiąca o kilkanaście procent.

I tak w kryzysie

Zainteresowanie Białorusinów walutą i produktami trwałymi nie było spowodowane COVID-19 jako takim, ale przewidywanym przez wszystkich międzynarodowym kryzysem gospodarczym. Już na samym początku pandemii nasi wschodni sąsiedzi wystraszyli się zwłaszcza spadku cen na światowych rynkach ropy, a także zakłócenia międzynarodowych łańcuchów dostaw.

Sama Białoruś nie jest oczywiście producentem wspomnianego surowca. Jej gospodarka jest jednak w dużym stopniu uzależniona od sytuacji w Rosji. Spadek cen ropy spowodował też osłabienie rosyjskiego rubla, a to odbiło się już na cenach produktów w białoruskich sklepach. Popyt na walutę oraz sprzęt RTV i AGD przypominał więc reakcję Białorusinów na kryzys finansowy z przełomu 2014 i 2015 roku, który był bezpośrednim skutkiem ówczesnej trudnej sytuacji w Rosji.

Podobnie jak w przypadku innych państw, tak i w kontekście Białorusi mówi się oczywiście o skutkach pandemii koronawirusa, które będą odczuwane na całym świecie. Międzynarodowa Organizacja Pracy prognozuje wzrost liczby bezrobotnych, podczas gdy na początku tego roku liczba osób pozostających bez stałego zatrudnienia była szacowana na 5-6 proc. Trzeba pamiętać, że białoruska gospodarka w dużej mierze zależna jest od państwowych firm, które w okresie przestoju co prawda nie zwalniają pracowników, ale wysyłają ich na bezpłatne urlopy. W takich przypadkach można więc mówić o ukrytym bezrobociu.

Najbardziej pesymistyczne prognozy ekonomistów mówią nawet o 30 proc. bezrobociu na Białorusi. Według optymistycznych prognoz w najbliższym czasie problem ten dotknie 10-15 proc. populacji w wieku produkcyjnym. Poprawa sytuacji gospodarczej miałaby nastąpić dopiero pod koniec bieżącego roku. Według ankiet przeprowadzonych przez niezależne instytucje, już w tej chwili obniżki pensji odczuł co drugi ankietowany Białorusin. Zdecydowana większość zamierza też ograniczyć swoje wydatki zwłaszcza na rozrywkę i lokale gastronomiczne.

Dopóki piłka w grze

Niektórzy Białorusini już zrezygnowali ze swoich dotychczasowych przyjemności. Widać to wyraźnie po frekwencji na tamtejszych stadionach. Białoruś jest bowiem jedynym europejskim państwem, które kontynuuje swoje rozgrywki. W praktyce tamtejsza Wyszejszaja Liha (rozgrywa ona swój sezon w systemie wiosna-jesień) rozpoczęła zmagania ligowe, gdy we wszystkich innych krajach były one już od kilkunastu dni zawieszone. Poza Białorusią na boiska na świecie wychodzą jedynie piłkarze w tak egzotycznych państwach, jak Burundi, Nikaragua i Tadżykistan.

Pomysł rozgrywania meczów nie podoba się białoruskim kibicom. Jak już wspomniano praktycznie nie przychodzą oni na stadiony. O ile w pierwszej kolejce frekwencja nie wyglądała tragicznie, o tyle obecnie pustką świecą nawet obiekty BATE Borysów i Dynama Brześć, czyli drużyn mogących pochwalić się w ubiegłym roku największą średnią liczbą widzów w całej lidze. Białorusini po pierwsze nie podzielają więc stanowiska władz, a po drugie swoje zrobiły apele grup kibicowskich o bojkotowanie rozgrywek.

Niewiele do powiedzenia w kwestii ich kontynuowania mają sami piłkarze i trenerzy, którzy wypowiadają się na ten temat najwyżej między wierszami. Federacja piłkarska nie zamierza na razie przerywać rozgrywek, chociaż jednocześnie przeniosła na bliżej nieokreśloną przyszłość inaugurację ligi kobiet. Mężczyźni przynoszą jednak zyski, z których tamtejszym klubom trudno jest zrezygnować. Prawa do transmisji wykupiła bowiem rosyjska telewizja, zarobek przynoszą także bukmacherzy.

Kakofonia

Do sytuacji na Białorusi odniósł się przedstawiciel Banku Światowego w tym kraju, Alex Kremer. Na swoim blogu zauważył on, że Białoruś jeszcze przed epidemią koronawirusa znalazła się w recesji (problemy w negocjacjach z Rosją na temat cen ropy spowodowały spadek PKB o 0,6 pkt. proc.), dlatego sytuacja na międzynarodowych rynkach jeszcze bardziej odbije się na tamtejszej gospodarce. Z tego powodu Kremer doradził białoruskim władzom, aby rozszerzyły one programy socjalne dla swoich obywateli, w ten sposób utrzymując ich siłę nabywczą.

Władze w Mińsku przynajmniej na razie nie myślą o rozwiązaniach pokroju podwyżki zasiłku dla bezrobotnych, wynoszącego obecnie około 200 dolarów. Stawiają bardziej na ulżenie przedsiębiorcom, stąd przedstawione na razie rozwiązania przewidują odroczenie czynszu i inne mechanizmy pomocy firmom. Jednocześnie Łukaszenko na samym początku epidemii ostrzegał biznes przed zwalnianiem ludzi, przypominając o środkach zgromadzonych na kontach przedsiębiorstw dzięki korzystaniu z pracy zatrudnionych przez nie ludzi. Nawet sztuczne podtrzymywanie zatrudnienia na niewiele się zda, gdy zgodnie z prognozami gospodarka kraju skurczy się w tym roku o 10 pkt. proc.

Widać wyraźnie, że władze powoli zmieniają swoje podejście do problemu, w ostatnich dniach wysyłając jednocześnie sprzeczne ze sobą sygnały. Z jednej strony Łukaszenko chce, aby po dwukrotnie przedłużonych feriach młodzież już w przyszłym tygodniu wróciła do szkół. Z drugiej, rządowym dekretem rozszerzono kategorię osób zmuszonych do poddania się kwarantannie, regulując dodatkowo kwestie ich wynagrodzeń za okres spędzony w izolacji. Zdaniem specjalistów epidemia osiągnie szczyt na przełomie kwietnia i maja. Najprawdopodobniej z tego powodu rząd przyjął dekret dotyczący szybkiej możliwości zwolnienia łóżek szpitalnych przez innych pacjentów. Na razie najbardziej niepokojąca sytuacja ma miejsce w Witebsku, dlatego trudno oczekiwać wprowadzenia obostrzeń na terenie całego kraju.

Marcin Ursyński

1 odpowieź

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply