Przemówienie prezydenta Donalda Trumpa do Zgromadzenia Ogólnego ONZ z dnia 25 września spotkało się z głośno wyrażanym brakiem szacunku ze strony niektórych zgromadzonych globalistów (w tym przedstawicieli wielu barbarzyńskich reżimów) oraz ze ślepą wrogością ze strony mediów i komentatorów. Nie było to niczym zaskakującym, ponieważ początkowy fragment jego półgodzinnego przemówienia brzmiał jak podsumowanie zdrowej, konserwatywnej doktryny polityki zagranicznej – podkreśla dr Srdja Trifkovic na łamach Chronicles.
“Odrzucamy ideologię globalizmu i jesteśmy zwolennikami doktryny patriotyzmu na całym świecie” – oświadczył Trump. Odpowiedzialne państwa muszą bronić się przed zagrożeniami dla swojej suwerenności przed wszelkimi formami przymusu i dominacji: “Szanuję prawo każdego narodu do posiadania własnych zwyczajów, wierzeń i tradycji. Stany Zjednoczone nie będą wam mówić, jak żyć, pracować lub modlić się. Prosimy tylko o uszanowanie naszej suwerenności (…) Migracja nie powinna być regulowana przez organ międzynarodowy, nieodpowiedzialny przed naszymi obywatelami (…) Praktycznie wszędzie gdzie socjalizm lub komunizm były stosowane, spowodowały cierpienie, korupcję i upadek”.
Jak dotąd, same słuszne uwagi. Słowa Trumpa zawierały doktrynalny zarys wielkiej strategii opartej na oświeconym interesie narodowym, a Stany Zjednoczone w końcu powróciły do swojej tradycyjnej roli sprzed 1941 r. (którą w 1919 r. w niesławny sposób przerwał Woodrow Wilson w Wersalu) – mocarstwa pośród mocarstw. Od czasów Monroe’a, Ameryka zachowywała się jak hegemon na zachodniej półkuli, ale nie przemierzała świata w poszukiwaniu smoków do poskromienia. Nawet rola globalnie zaangażowanego supermocarstwa w dwubiegunowym świecie zimnej wojny prawdopodobnie została narzucona przez mniej niż oczywiste przeznaczenie. Neokonserwatywne i neoliberalne dążenie do permanentnej wojny w celu osiągnięcia stałej globalnej dominacji jest okropną aberracją, a Trump został wybrany po to, by z tym skończyć.
Niestety nie wszystko było w porządku z przemówieniem prezydenta. Problem jest potrójny. Po pierwsze, reszta przemówienia Trumpa – zajmującego się konkretnymi sprawami na całym świecie – była sprzeczna z jego określonymi na początku ogólnymi zasadami. Po drugie, niektóre działania USA – nie wymienione w przemówieniu Trumpa, ale o wielkim znaczeniu dla globalnej sceny – są również sprzeczne z realistyczno-suwerennościowym paradygmatem. Po trzecie, ekipa Trumpa, nie wspominając o biurokracji, dzięki której funkcjonuje, nie jest dostosowana do jego deklarowanego wielkiego projektu.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Trump kontra sternicy imperium
Wbrew wyrażonemu przez Trumpa szacunkowi dla suwerennych decyzji państw, prezydent ostrzegł, że Niemcy “staną się całkowicie zależne od rosyjskiej energii, jeśli nie zmienią kursu od razu”, tj. nie przerwą prac nad rurociągiem Nord Stream 2. Polityka energetyczna Niemiec nie jest sprawą Ameryki, ani tym bardziej próba sprzedaży ropy i gazu ze Stanów Zjednoczonych, jak to zrobił prezydent. Bardziej niepokojący był atak Trumpa na “skorumpowaną dyktaturę w Iranie” przy użyciu bezprecedensowo ostrego języku. Było to sprzeczne z początkiem przemówienia Trumpa, lecz zgodne z długotrwałą polityką jego administracji, która narzucała Iranowi żądania dosłownie niemożliwe do zaakceptowania przez suwerenny rząd. To, że na Bliskim Wschodzie nic się nie zmieni, jest oczywiste, jak wynika z późniejszych oświadczeń sekretarza obrony Mattisa i innych o tym, że wojska amerykańskie pozostaną w Syrii, tym samym naruszając suwerenność tego kraju, w celu przeciwdziałania wpływom Iranu.
Drugi rodzaj problemów – działań nie wspomnianych przez Trumpa, ale sprzecznych z jego deklaratywnymi zasadami – został zilustrowany przez bezprecedensową decyzję administracji o nałożeniu sankcji na chiński rząd, w szczególności na agencję zamówień wojskowych i jej dyrektora, za kupowanie rosyjskich myśliwców i rosyjskich systemów obrony powietrznej S-400. W odpowiedzi, chińskie ministerstwo spraw zagranicznych wezwało ambasadora USA w Pekinie, Terry’ego Branstada, któremu przedstawiono “stanowczne oświadczenia”. Chiny ogłosiły także odroczenie dwustronnych rozmów wojskowych na wysokim szczeblu, zaplanowanych na październik. Rzecznik ministerstwa obrony Chin powiedział, że chińska decyzja o zakupie myśliwców i systemów rakietowych z Rosji była normalnym aktem współpracy między suwerennymi krajami, a Stany Zjednoczone “nie miały prawa się wtrącać”.
Największą przeszkodą w przekształceniu przemówienie prezydenta w konkretną “Doktrynę Trumpa”, jest jednak silny opór tzw. Bagna (Głębokie Państwo) przeciwko ideologicznym podstawom tejże doktryny i jej praktycznym implikacjom. To naprawdę niespotykane. Doktryna Trumana, ogłoszona w 1947 r., mogła być systematycznie realizowana, ponieważ jej kluczowe założenia zostały zaakceptowane przez establishment polityczny i zastosowane przez aparat rządowy. Doktryna Reagana – mająca na celu podważenie i cofnięcie sowieckich przyczółków – spotkała się z dużym oporem lewicy liberalnej, ale ostatecznie została zinternalizowana przez wszystkie kluczowe segmenty aparatu dyplomatycznego, wojskowego i bezpieczeństwa narodowego. (Polityki zagraniczne Billa Clintona, George’a W. Busha i Baracka Obamy nigdy nie opierały się na wyraźnym wyrażeniu doktrynalnych intencji).
Donald Trump nie ma takiego luksusu. Departament Stanu, FBI i CIA są gniazdami Trumpofobicznych fanatyków. Większość jego najbliższych współpracowników to neokonserwatyści i globalni hegemoniści. W interesie Amerykanów byłoby dokonanie wielkiej czystki, która pozwoliłaby na realizację Doktryny Suwerennego Realizmu Trumpa. Tragiczne jest to, że dwa lata po zwycięstwie Trumpa w wyborach, ta możliwość wydaje się coraz bardziej odległa z każdym mijającym miesiącem.
Srdja Trifkovic
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!