Uderzające jest to, że Guterres powołuje się na książkę Allisona. Książka omawia różne przykłady “pułapki Tukidydesa”, czyli zabójczego naruszenia strukturalnego, które powstaje, gdy wschodząca potęga rzuca wyzwanie potędze panujące, i pyta, czy Ameryka i Chiny mogą tego uniknąć. Allison przekonująco argumentuje, że jeśli Chiny nie pohamują swoich ambicji, a Waszyngton nie zaakceptuje status drugorzędnej potęgi na Pacyfiku, konflikt handlowy, cyberatak lub wypadek na morzu może wkrótce przerodzić się w otwartą wojnę – podkreśla dr Srdja Trifković na łamach Chronicles.

W ciągu minionych kilku tygodni byliśmy świadkami szybkiego i bezprecedensowego (z punktu widzenia ostatnich 50 lat) pogorszenia stosunków między Stanami Zjednoczonymi a Chinami. Na razie nie ma pewności, czy jest to efekt celowej zmiany strategii przez Waszyngton, czy też szeregu ruchów, które stwarzają wrażenie niebezpiecznie pogarszających się i wrogich relacji. W swoim przemówieniu przed Radą Bezpieczeństwa ONZ 26 września, prezydent Donald Trump oskarżył Chiny wprost o “próby ingerencji w nasze nadchodzące wybory w 2018 roku. . . przeciwko mojej administracji”. Z chińskim ministrem spraw zagranicznych Wang Yi słuchającym beznamiętnie zaledwie kilka metrów dalej, Trump zapewniał, że Chińczycy “nie chcą, żebym wygrał ja, lub żebyśmy my wygrywali, ponieważ jestem pierwszym prezydentem, który kiedykolwiek rzucił wyzwanie Chinom w sprawie handlu, a my wygrywamy w handlu, wygrywamy na każdym poziomie”. Wang próbował następnie zignorować zarzuty Trumpa, stwierdzając później w trakcie sesji Rady Bezpieczeństwa ONZ, że długoletnia polityka Chin opiera się na nieingerowaniu w sprawy wewnętrzne innych krajów.

Incydent ten odzwierciedla temat przewodni tegorocznego Zgromadzenia Ogólnego ONZ, “rosnącą rywalizację pomiędzy dwoma supermocarstwami świata”. Oskarżenie sformułowane przed Radą Bezpieczeństwa były poprzedzone przez odważne przemówienie Trumpa przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ z 25 września, w którym oświadczył, że polityka gospodarcza Pekinu “nie można być dalej tolerowana”. Trump był o wiele ostrzejszy w sprawie Chin niż w swoim pierwszym wystąpieniu w ONZ rok temu. “Mam wielki szacunek i sympatię dla mojego przyjaciela prezydenta Xi [Jinpinga], ale wyjaśniłem mu, że nasza nierównowaga handlowa jest po prostu nie do przyjęcia” – powiedział Trump.

“Nie można tolerować chińskich zniekształceń rynkowych i sposobu, w jaki postępują (…) Stany Zjednoczone straciły ponad 3 miliony miejsc pracy w przemyśle wytwórczym, prawie jedną czwartą wszystkich miejsc pracy w przemyśle stalowym i 60 tys. zakładów pracy po tym, jak Chiny dołączyły, a w dwóch ostatnich dekadach powstał deficyt handlowy o wartości 13 bilionów dolarów, ale te czasy się skończyły. Nie będziemy dłużej tolerować takich nadużyć, nie pozwolimy, aby nasi pracownicy byli represjonowani, nasze firmy oszukiwane, a nasze bogactwo plądrowane i transferowane gdzie indziej”.

Ostre słowa Trumpa padły dzień po tym, jak Stany Zjednoczone oficjalnie narzuciły cła na kolejne chińskie towary o wartości 200 miliardów dolarów, co skłoniło Pekin do nałożenia ceł na warte 60 miliardów dolarów amerykańskie towary. Łączna wartość towarów między oboma krajami, które są obecnie objęte cłami, wynosi 360 miliardów dolarów, co skłoniło Pekin do anulowania planów prowadzenia negocjacji handlowych z USA. W tym samym czasie administracja podjęła bezprecedensową decyzję o nałożeniu sankcji na chiński rząd (w szczególności agencji ds. zamówień wojskowych i jej dyrektora) za zakup rosyjskich myśliwców i rosyjskiego systemu rakietowego obrony powietrznej S-400. W odpowiedzi chińskie ministerstwo spraw zagranicznych wezwało ambasadora USA w Pekinie, Terry’ego Branstada, aby złożyć na jego ręce oficjalny protest 22 września. Chiny ogłosiły także odroczenie dwustronnych rozmów wojskowych na wysokim szczeblu, zaplanowanych pierwotnie na ten miesiąc. Trzy dni później rząd chiński nie zezwolił amerykańskiemu okrętowi USS Wasp na złożenie wizyty w porcie w Hongkongu. Rzecznik rządu powiedział, że chińskie transakcje z Rosją były normalnym przejawem współpracy między suwerennymi krajami, a USA “nie miały prawa się wtrącać”.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Rosja i Chiny tworzą sojusz

Następnie miało miejsce ważne przemówienie wiceprezydenta Pence’a w Hudson Institute w Waszyngtonie. Długo zapowiadane jako mające stanowić strategiczny zarys polityki wobec Chin, było zarówno szczegółowe, jak i srogie. Pence podkreślił wkład USA w rozwój Chin i wytłumaczył, w jaki sposób Chiny rzekomo zdradzały amerykańską życzliwość, czynnie szkodząc interesom gospodarczym i bezpieczeństwu USA. Przedstawił także nowe podejście USA do Chin, które zasadniczo zakłada rywalizację zamiast współpracy. Przemówienie jednak nie było zaskoczeniem.

Przemówienie Pence’a nie zmieniło zbytnio stanu gry. W połączeniu ze wszystkim innym, co miało miejsce w ostatnich tygodniach i miesiącach, stanowiło ono doktrynalne podbudowanie tego, co wydaje się być nową amerykańską strategią kompleksowego powstrzymywania azjatyckiego giganta. Według niektórych chińskich obserwatorów, szczególnie niepokojącym dla Pekinu było twierdzenie Pence’a, że ​​istnieje obecnie rosnący konsensus w sprawie Chin wśród dwóch głównych partii politycznych w USA, co oznacza, że ​​obie strony są gotowe obrać bardziej konfrontacyjne podejście do Chin: “Wniosek jest taki, że niezależnie od tego, kto zostanie następnym prezydentem USA, nowe konfrontacyjne podejście do Chin nie ulegnie zmianie, ponieważ powstaje nowa amerykańska wersja całościowego podejścia do Chin. Nic dziwnego, że ten pesymistyczny pogląd wymaga aktywnych chińskich środków, aby zrównoważyć ewentualne agresywne działania USA w możliwym konflikcie”.

Jeden z wariantów tego poglądu podziela pesymistyczną ocenę, że USA usiłują teraz sprawić kłopoty Chinom we wszystkich możliwych obszarach, lecz uznaje również, że sytuacja nie będzie aż taka zła, jeśli pojawią się inne okoliczności: “Takimi okolicznościami mogą być m.in nowy amerykański prezydent, bardziej podzielona amerykańska scena polityczna, spowolnienie amerykańskiej gospodarki i izolowane Stanów Zjednoczonych na arenie światowej”. Niektórzy Chińczycy nie wydają się specjalnie przejęci przemówieniem Pence’a i nie widzą jeszcze nowej zimnej wojny między dwoma mocarstwami, ale istnieją powody do obaw.

Zobacz także: Chiński dziennik o przemówieniu Pence’a: USA przyjmują twardsze stanowisko względem Chin

Witając przywódców światowych w trakcie Zgromadzenia Ogólnego ONZ dwa tygodnie temu, Sekretarz Generalny ONZ António Guterres ostrzegł przed zagrożeniami wynikającymi ze zmiany międzynarodowej dynamiki siły, powołując się na teorię politologa Grahama Allisona, o tym, że ​​wojna między Chinami i Stanami Zjednoczonymi, podobnie w przypadku wschodzących i już istniejących mocarstw w historii, jest oczywiście możliwa, choć nie jest nieunikniona. Uderzające jest to, że Guterres powołuje się na książkę Allisona. Książka omawia różne przykłady “pułapki Tukidydesa”, czyli zabójczego naruszenia strukturalnego, które powstaje, gdy wschodząca potęga rzuca wyzwanie potędze panujące, i pyta, czy Ameryka i Chiny mogą tego uniknąć. Allison przekonująco argumentuje, że jeśli Chiny nie pohamują swoich ambicji, a Waszyngton nie zaakceptuje status drugorzędnej potęgi na Pacyfiku, konflikt handlowy, cyberatak lub wypadek na morzu może wkrótce przerodzić się w otwartą wojnę.

“Myślę, że wielu ludzi nie rozumie dokładnie, o co tu chodzi” – stwierdził w telewizji FOX News doradca ds. bezpieczeństwa narodowego Trumpa, John Bolton, przed przemówieniem Trumpa w ONZ. “To nie jest jedynie kwestia gospodarcza. Nie chodzi tylko o cła i warunki handlu. To kwestia potęgi. Myślę, że wszystko to dotyczy tego, co będzie głównym tematem XXI wieku, czyli w jaki sposób Chiny i Stany Zjednoczone dogadają się ze sobą”.

W tym przypadku Bolton ma rację, jest to kwestia potęgi, a w ostateczności to problemy potęgi powodują wojny. Jedynym sposobem uniknięcia wojny jest zaakceptowanie geopolitycznych konsekwencji – w tym korekt – zmieniającego się układu siły. Najwyraźniej rosnąca siła gospodarcza kraju znajduje odzwierciedlenie w jego geopolitycznej sile. W latach 70. XIX wieku, USA wyprzedziły Wielką Brytanię jako największą gospodarkę świata; dekadę później, po pokonaniu Hiszpanii, Ameryka przejęła resztki jej imperium. W tym samym okresie ogromny wzrost gospodarczy Niemiec umożliwił  założenie kolonii w Afryce i zbudowanie oceanicznej marynarki wojennej (co było strategicznym błędem, ponieważ zrażało Wielką Brytanię, ale to już inna historia). Nawet maleńkie Niderlandy, które stały się bogate w 1600 roku, przystąpiły do ​​stworzenia imperium zorientowanego na handel we wschodnich Indiach i na Karaibach.

Gospodarka Chin jest obecnie większa niż gospodarka Stanów Zjednoczonych, a Pekin chce się geopolitycznie dostosować do tej rzeczywistości. Jego wielka strategia koncentruje się na zabezpieczeniu bliskiej zagranicy w obrębie pierwszej sieci wysp i zabezpieczeniu łańcuchów dostaw, a nie na przejmowaniu odległych krajów lub na machaniu flagą ze względu na prestiż. Program budowy wysp na spornych obszarach Morza Południowochińskiego oraz ich militaryzacja mogą być postrzegane jako strategicznie defensywne posunięcie, mające zabezpieczyć najważniejszy węzeł chińskich łańcuchów zaopatrzenia wodnego w niepewnych czasach, co jest odzwierciedleniem konfucjańskiego dążenia do harmonijnej stabilności a nie zuchwałą próbą ustanowienia regionalnej hegemonii.

Wydaje się, że administracja zdecydowała się traktować to jako zagrożenie. Stawka staje się wysoka. Trump często powtarzał, że będzie szukał przyjaźni i dobrej woli z narodami świata, uznając prawo wszystkich narodów do stawiania własnych interesów na pierwszym miejscu. Takie realistyczne spojrzenie na stosunki międzynarodowe wymaga zrównoważenia celów i środków polityki wobec Chin z trzeźwą oceną interesów. Mnogość kwestii handlowych i walutowych, które słusznie podniósł wobec Chin, nie są problemami, ani ideologicznymi, ani egzystencjalnymi. Z drugiej strony nakładanie sankcji na silne państwo w odpowiedzi na zakup rosyjskiej broni jest głupotą.

Przyszły dialog z Pekinem powinien opierać się na “sztuce ubijania interesów”, która zakłada akceptację faktu, że Chiny nie mogą być zastraszane (zbiorowa pamięć “wieku upokorzenia” jest wciąż żywa), że nie wycofają się z dostosowywania swojej siły geopolitycznej do potencjału gospodarczego, i że będą gotowe pójść na wojnę, dążąc do realizacji tych celów. Nadszedł czas, aby postawić pytanie, czy w żywotnym interesie Stanów Zjednoczonych leży utrzymanie pełnej dominacji na Pacyfiku na zawsze i być może za cenę wojny.

Srdja Trifkovic

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply