Dlaczego Europa nie przygotowuje się do wojny z Rosją?

Wujek Sam jest w rzeczywistości bankrutem. Przewidywalny deficyt w nadchodzących latach sięgnie kwoty 3 bilionów dolarów. Mimo to Kongres odmówił podjęcia trudnych decyzji, woląc redukować dochody zamiast ciąć wydatki. Ponieważ dług federalny, wydatki socjalne oraz zagraniczne zobowiązania nakładają się na siebie, jest prawdopodobne, że pojawi się kryzys. Wiele wskazuje, że ucierpi na tym wszetecznie interwencjonistyczna polityka zagraniczna Ameryki. Nieliczni amerykańscy emeryci będą wówczas w stanie poświęcić system ubezpieczeń zdrowotnych i społecznych, aby umożliwić Europejczykom kontynuowanie wielkodusznej polityki państwa opiekuńczego. Lepiej, aby Waszyngton zdecydował o cięciach w budżecie roztropnie i systematycznie niż gorączkowo w środku kryzysu – radzi na łamach The National Interest Doug Bandow, były doradca prezydenta Reagana.

3 lata temu Stany Zjednoczone wycofały swoje jednostki zbrojne z Europy. Teraz wysyłają je z powrotem, aby zapobiec atakowi ze strony Rosji. Jak wyjaśnia generał brygady Timothy Daugherty: „Przygotowywanie do wojny jest znacznie tańsze niż jej prowadzenie”. To prawda, lecz dlaczego Europa nie czyni takich przygotowań? 

W okresie zimnej wojny Stany Zjednoczone posiadały około 300 tysięcy żołnierzy w Europie. W ostatnich latach liczba ta spadła do 65 tysięcy. Pomimo to nadal pozostaje za wysoka­ – Europa już dawno temu powinna uniezależnić się od Ameryki w zakresie obrony. Jak dotąd Organizacja Traktatu Północnoatlantyckiego (NATO) rozszerzyła swoje terytorium do granicy z Rosją, grożąc przyłączeniem Gruzji i Ukrainy (byłych terytoriów Związku Radzieckiego i dzisiejszej Rosji) do struktur NATO. Z perspektywy Moskwy NATO kontynuuje grę “w powstrzymywanie” aż do granic Rosji i dalej do samego jej dawnego serca.

W międzyczasie Waszyngton oraz Bruksela rozebrały Serbię, nie uwzględniając interesów Rosji na Bałkanach wynikających z historii. Stany Zjednoczone stworzyły bazy nawet w Azji Środkowej. Polityka amerykańska wydawała się być lustrzanym odbiciem niechlubnej doktryny Breżniewa: co moje, to moje, a co wasze, to do uzgodnienia.

Pomimo długo trwającej jednomyślności w Waszyngtonie, co do tego, że Departament Obrony powinnien być źródłem międzynarodowej protekcji, chroniącym dobrze prosperujące i gęsto zaludnione państwa sojusznicze, kandydat na prezydenta Donald Trump zaproponował możliwe zmiany, kiedy skrytykował dotację udzieloną Europejczykom przez Departament Finansów USA. Mimo to, odkąd objął urząd zdecydował o niewielkim zwiększeniu nakładów na zbrojenia w Europie. Tym samym postanowił poświęcić interesy Amerykanów na korzyść rządów europejskich, które  nie chcą brać odpowiedzialności za swoją obronę.

Wielu na kontynencie nie dostrzega poważnego zagrożenia dla bezpieczeństwa, nie wielu, jeśli w ogóle ktokolwiek, wyobraża sobie, jak rosyjskie legiony przeczesują Europę by dotrzeć do Atlantyku. Tak czy owak, europejskie rządy bez względu na to, czego się  obawiają, liczą na to, że Waszyngton stanie w ich obronie. W takim razie dlaczego obarczać europejskich podatników, skoro rachunek może zostać wysłany do Ameryki?

Dlaczego decydenci w Waszyngtonie, a w szczególności prezydent Donald Trump są gotowi obarczyć tym ciężarem amerykanów? Władimir Putin to nieprzyjemna postać, to żadna nowość, świat jest pełen niewygodnych przywódców, ale nie oznacza to jeszcze, że są oni zagrożeniem dla Ameryki.

Pomimo nerwowej retoryki, płynącej z Waszyngtonu, Moskwa nie stanowi znaczącego zagrożenia militarnego dla Stanów Zjednoczonych. Ingerowanie w wybory w 2016 roku było obraźliwe, lecz Waszyngton robił to samo, tyle że o wiele częściej w innych krajach. Administracja Trumpa powinna domagać się od Rosji zaprzestania takich działań, zapewniając Amerykanów, że taka sytuacja nie zdarzy się ponownie w przyszłości.

Federacja Rosyjska jest jedynym państwem z porównywalnym zapleczem jądrowym, lecz użycie tego zaplecza spotkałoby się z ogromnym odwetem. Mimo, iż Rosja odbudowuje dawne struktury wojskowe, pozostaje ona wciąż poważnym mocarstwem na skalę lokalną a nie globalną. Nic nie wskazuje na to, aby Putin miał choćby najmniejszy interes w tym, by doprowadzać do konfrontacji z Ameryką.

Co więcej pomiędzy Stanami Zjednoczonymi i Rosją nie ma znaczącego konfliktu interesów. Mimo to, obydwa mocarstwa poróżniły kwestie drugorzędne jak np. Syria (z którą Rosja przez długi czas była sprzymierzona, i która nie miała większego znaczenia dla Ameryki) oraz Gruzja i Ukraina (które nie są ważne z punktu widzenia bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych). Z kolei zarówno Ameryka jak i Rosja obawiają się islamskiego terroryzmu, wyrażają sprzeciw wobec irańskiego oraz północnokoreańskiego programu nuklearnego czy upatrują Chiny jako potencjalnego agresora.

A jednak Waszyngton wysyła swoje oddziały z powrotem do Europy. Szef sztabu wojsk lądowych generał Mark Milley oświadczył: „Jako armia Stanów Zjednoczonych uważamy, że dodatkowe wsparcie jest potrzebne by odstraszyć Rosję”. Dowódca armii Stanów Zjednoczonych w Europie generał broni Ben Hodges powiedział: „Pozostaniemy tutaj tak długo, jak będzie to konieczne”.

Co w takim razie kraje europejskie robią w sprawie Rosji? Otóż ta kwestia jest im obojętna lub, być może, sądzą, że są już zwolnieni z dalszych powinności.

Obecnie wydatki Europy na zbrojenia są dwukrotnie wyższe niż w Rosji. Rządy w Europie powinny jednak zacząć wydawać je w sposób bardziej efektywny, a nie liczyć na ponowne zaangażowanie Waszyngtonu. Gdyby groziło im niebezpieczeństwo, bardziej zainteresowaliby się tą kwestią. Generał Hodges chwali Litwę za przeznaczanie 2,07% PKB na zbrojenia. Jeżeli jednak rząd Litwy obawia się ingerencji rosyjskich oddziałów pancernych, powinien podwoić a nawet potroić te nakłady.  Celem nie byłoby pokonanie wojsk rosyjskich, lecz zapewnienie że potencjalny atak z ich strony byłby kosztowny i nieopłacalny.

Estonia, Łotwa i Polska także zwiększyły swoje wydatki na zbrojenia. Wszystkie te kraje zabiegają o obecność wojsk amerykańskich. Jednak takie wsparcie powinni otrzymać od swoich europejskich sąsiadów.

Natomiast państwa dalej położone są już zbyt zajęte, by zamartwiać się sprawami dotyczącymi uzbrojenia. Wydatki na zbrojenia w Niemczech wzrosły z 1,18% z roku 2016 do 1,22% w roku bieżącym [artykuł został opublikowany 4 grudnia]. W 2018 r. przewidywany jest spadek nakładów.

Można założyć, że nikt w Niemczech nie oczekuje od Bundeswehry zaangażowania. Nawet sami Niemcy żartują, że zadaniem ich żołnierzy jest zatrzymanie Rosjan, dopóki nie nadejdą prawdziwe siły zbrojne. Prawdopodobieństwo, że Niemcy wyruszą na pomoc państwom Bałtyckim lub Polsce jest minimalne.

Lecz znowu, kto uwierzy, że wojska włoskie, hiszpańskie, portugalskie, belgijskie, duńskie, czarnogórskie, luksemburskie, słoweńskie, słowackie czy czeskie utworzą wielką zbrojną wyprawę, która zawróci ciężkoobutych zwolenników Putina?

Problemem nie są nieodpowiednie zasoby. Państwa europejskie razem wzięte posiadają, w porównaniu z Ameryką, większą liczbę ludności oraz odpowiednio silniejszą gospodarkę. Natomiast pod względem militarnym odstają od Ameryki. Lecz nie są bezradni, ponieważ według rankingu mocarstw Francja oraz Wielka Brytania znajdują się zaraz za Stanami. Dalej w kolejności jest Turcja, następnie Niemcy oraz Włochy. Wszystkie te państwa mogłyby poczynić większe starania, gdyby tylko chciały [Nie wiadomo, jakie zestawienie autor ma na myśli. Wg rankingu Global Fire Power 2017, pierwsze miejsce zajmują USA, dalej kolejno Rosja, Chiny, Indie, Francja, Wielka Brytania, Japonia, Turcja, Niemcy, Egipt, na jedenastej pozycji znajdują się Włochy, zaś Polska zajmuje w nim 19 miejsce – Kresy.pl]

Kraje europejskie dysponują ogromną liczbą wojsk. Sama Turcja posiada około 400 tysięcy mężczyzn gotowych do służby. Co prawda Turcja dziś nie jest postrzegana jako pewny sojusznik, lecz jeśli tak nie jest, dlaczego wciąż pozostaje w strukturach NATO? W każdym razie Włochy dysponują 250 tysiącami obywateli gotowych do służby. W dalszej kolejności Francja posiada 200 tysięcy, Niemcy 180 tysięcy, Grecja 160 tysięcy, Wielka Brytania ponad 150 tysięcy, a Hiszpania 124 tysiące. Oczywiście kraje te mogłyby powiększyć swoje oddziały, gdyby zobaczyły, że istnieje uzasadnienie dla podjęcia takich kroków w zakresie bezpieczeństwa. To właśnie te państwa, a nie Stany Zjednoczone, powinny wysyłać dodatkowe brygady wojskowe, aby odstraszyć Rosję.

Ponad 70 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej kraje zachodniej Europy stanęły na nogi pod względem gospodarczym, obaliły wrogie reżimy komunistyczne oraz przyjęły kraje centralnej oraz wschodniej Europy do swojego projektu. Wspólnie znacznie prześcignęły kraje pozostające pod rządami Związku Radzieckiego.

Rosja jest w stanie pobić swoich małych sąsiadów, takich, jak niewielka Gruzja, lecz nie byłaby w stanie wchłonąć Ukrainy a już tym bardziej podbić Europy.  Jeśli pojawiają się jakieś wątpliwości co do ostatniego punktu, Europejczycy mogliby zawsze militarnie przyspieszyć, mierząc się z upadającą potęgą, stojącą na dodatek w obliczu zastoju gospodarczego, demograficznej zapaści oraz politycznego kryzysu w nadchodzących latach.

Zobacz Także: Niespodziewana zbieżność poglądów. Chomsky i Kissinger o Ukrainie: to Zachód ponosi odpowiedzialność za wywołanie konfliktu

Wujek Sam jest w rzeczywistości bankrutem. Przewidywalny deficyt w nadchodzących latach sięgnie kwoty 3 bilionów dolarów. Mimo to Kongres odmówił podjęcia trudnych decyzji, woląc redukować dochody zamiast wydatki. Ponieważ dług federalny, wydatki socjalne oraz zagraniczne zobowiązania nakładają się na siebie, jest prawdopodobne, że pojawi się kryzys. Wiele wskazuje, że ucierpi na tym wszetecznie interwencjonistyczna polityka zagraniczna Ameryki. Nieliczni amerykańscy emeryci będą wówczas w stanie poświęcić system ubezpieczeń zdrowotnych i społecznych, aby umożliwić Europejczykom kontynuowanie wielkodusznej polityki państwa opiekuńczego. Lepiej, aby Waszyngton zdecydował o cięciach w budżecie roztropnie i systematycznie niż gorączkowo w środku kryzysu.

Zobacz także: John Mearasheimer: Dlaczego kryzys ukraiński to wina Zachodu

Europejczycy nigdy nie przestaną zabiegać o zwiększenie obecności amerykańskich oddziałów wojskowych, lecz amerykańscy oficjele mogą skończyć z oferowaniem dalszego finansowania. Waszyngton powinien pozostać w strukturach NATO tak długo, jak to członkostwo będzie przyczyniało się do zwiększenia bezpieczeństwa w Ameryki. Ochrona krajów, które są w stanie samodzielnie się bronić, nie zwiększa tego bezpieczeństwa.

Zobacz także: Stephen Walt: Rosja nie jest ambitną, wschodzącą potęgą jak nazistowskie Niemcy czy współczesne Chiny

Doug Bandow jest starszym partnerem w Cato Institute i byłym specjalnym asystentem prezydenta Ronalda Reagana. Jest autorem książki Foreign Follies: America’s New Global Empire.

Tłum. Kresy.pl/Maciej Kuś

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jazmig
    jazmig :

    Autor jest wyjątkowym głupkiem i kłąmcą. Doskonale wiadomo, że Rosja nie ingerowała w amerykańskie wybory. Jak chodzi o Ukrainę, to Rosji wcale nie jest potrzebna cała Ukraina. W razie draki weźmie sobie dawną wschodnią jej część z czasów pokoju ryskiego, a zachodnia nie się buja i jest udręką dla Polski i zachodu.