Cała Serbia w rękach Vučicia

Obóz polityczny serbskiego prezydenta Aleksandara Vučicia może triumfować. Nie tylko ponownie zdominował wybory parlamentarne w tym kraju, ale dodatkowo nie będzie musiał przejmować się opozycją, która zbojkotowała głosowanie. Pojawia się jednak pytanie, czy w tym kontekście rzeczywiście może liczyć na przyspieszenie integracji z Unią Europejską.

Tak naprawdę w serbskim Zgromadzeniu Narodowym znajdą się trzy bloki polityczne oraz kilka ugrupowań mniejszości narodowych. Zwycięzcą wyborów został sojusz skupiony wokół Serbskiej Partii Postępowej (SNS). Lista „Aleksandar Vučić – Dla naszych dzieci” zdobyła 189 mandatów w liczącym 250 miejsc parlamencie, natomiast jej koalicjant w postaci Socjalistycznej Partii Serbii (SPS) wraz ze swoimi sojusznikami uzyskał 32 mandatów. Do Skupsztiny dostał się jeszcze prawicowy Serbski Sojusz Patriotyczny (SPAS) z 12 przedstawicielami oraz 17 posłów reprezentujących mniejszości węgierską, bośniacką, albańską i macedońską.

Bojkot

Od wielu miesięcy było wiadomo, że Serbowie będą mieli mocno ograniczony wybór, bo o reelekcje nie będą ubiegać się przedstawiciele większości ugrupowań opozycyjnych. Już we wrześniu 2018 roku utworzyli oni koalicję Sojuszu dla Serbii (SZS), w skład której weszły ugrupowania nacjonalistów, liberałów i socjaldemokratów. Dwa miesiące po jej uformowaniu doszło do pobicia jednego z opozycyjnych polityków, co doprowadziło do protestów trwających aż do marca bieżącego roku i przerwanych z powodu pandemii koronawirusa.

W ostatnich tygodniach przedstawiciele opozycji nie tylko wzywali do bojkotu głosowania, ale dodatkowo część z nich prowadziła głodówkę. Największym politycznym beneficjentem protestów przeciwko rządom Vučicia wydaje się być Boško Obradović, lider nacjonalistycznego ruchu Dveri. To właśnie on jako jeden z przywódców SZS przez kilkanaście dni głodował na schodach parlamentu, domagając się nie tylko przesunięcia wyborców i zapewnienia im demokratycznego charakteru, lecz dodatkowo upominał się o prawa Serbskiej Cerkwi Prawosławnej w sąsiedniej Czarnogórze.

Obradović komentując wyniki niedzielnych wyborów twierdził, że SNS i jego koalicjanci nie mają odpowiedniej legitymizacji do ponownego objęcia władzy. Z tego powodu powinni więc stworzyć rząd techniczny, aby przygotował on Serbię na nowe wybory już po pandemii koronawirusa. Lider opozycji swoje twierdzenia oparł na fakcie, że w głosowaniu wzięła udział mniej niż połowa uprawnionych osób, czyli najmniej od ponad dekady. Część serbskich komentatorów uważa jednak bojkot za bezproduktywny, bo liczba jego uczestników nie była na tyle duża, aby można było mówić o rzeczywistym braku legitymizacji obecnych władz.

Bez kompromisu, z większą odpowiedzialnością

Zdaniem komentatorów niska frekwencja nie była więc rezultatem bojkotu ogłoszonego przez opozycję, ale zmęczenia Serbów obecnymi rządami oraz praktycznie całą klasą polityczną. Większość z nich przestała wierzyć w obietnice władzy, jednak nie podziela też idei promowanych przez opozycję. Najprawdopodobniej niewiele zmieni się więc dopóki przeciwnicy wspólnych rządów centroprawicy i socjalistów nie wykreują zupełnie nowych postaci, mogących zyskać wiarygodność wśród wyborców.

Poza tym Serbowie nie od dzisiaj szanują przede wszystkim władzę silnej ręki. Wie o tym doskonale sam Vučić, który pod koniec ubiegłego wieku jeszcze jako polityk nacjonalistycznej Serbskiej Partii Radykalnej (SRS) był przecież ministrem informacji za czasów osławionego prezydenta Slobodana Miloševicia. Między innymi z tego powodu podczas protestów opozycji twierdził, że nie ustąpi swoim przeciwnikom nawet jeśli wyprowadzą pięć milionów osób na ulice.

Praktycznie całkowite zwycięstwo obozu serbskiej głowy państwa w wyborach oznacza jednak, że rządzący stracą łatwą wymówkę, którą bardzo często tłumaczyli swoje niepowodzenia. Vučić wręcz uwielbiał zrzucać winę za swoje porażki na mniej bądź bardziej wyimaginowaną obstrukcję opozycji. Tymczasem teraz mając w praktyce podporządkowany sobie cały parlament będzie musiał wziąć pełną odpowiedzialność za wszystkie działania podejmowane przez swój obóz polityczny. To może być zaś bolesne dla władzy SNS, która staje się coraz bardziej niepopularna, a kryzys spowodowany koronawirusem tylko zwiększa społeczne niezadowolenie.

Szybka integracja czy demokracja?

Serbia w ostatnich latach otworzyła kolejne rozdziały w swoich negocjacjach akcesyjnych z Unią Europejską. Największą przeszkodą w dalszym postępie całego procesu były jednak kwestie zewnętrzne – Serbia była blokowana albo przez Chorwację, albo przez nieuregulowaną sprawę swoich relacji z Kosowem. Tymczasem po niedzielnym triumfie serbski prezydent zapowiedział przyspieszenie integracji ze strukturami unijnymi.

Największym zainteresowaniem ze strony Zachodu cieszy się sprawa relacji Serbii z Kosowem. W tej sprawie presję na Serbię wywiera zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone. Za kilka dni Vučić ma zresztą udać się do Waszyngtonu na drugą już w tym roku turę rozmów ze swoim kosowskim odpowiednikiem, Hashimem Thaçim. Zdaniem niektórych obóz rządzący parł do szybkiego przeprowadzenia wyborów właśnie z powodu konieczności otrzymania legitymacji od wyborców, jeszcze przed rozpoczęciem rozmów wciąż budzących duże kontrowersje wśród serbskiego społeczeństwa.

Zobacz także: Prezydent Serbii: ostateczne rozwiązanie kwestii Kosowa będzie wymagało zgody Rosji

Co najbardziej znamienne, Zachód nieszczególnie interesuje się kwestią bojkotu serbskich wyborów przez opozycję, a także pojawiających się oskarżeń o ręczne sterowanie mediami przez polityków SNS-u i zaprzyjaźnionych z nimi biznesmenów. Jedynie grupa Socjalistów i Demokratów w Parlamencie Europejskim domaga się, aby po niedzielnym głosowaniu wstrzymać rozmowy pomiędzy Brukselą a Belgradem. Dodatkowo europejska lewica wyraziła zdziwienie postawą unijnych władz, które mają udawać, że w Serbii nie ma żadnych problemów z demokracją.

Zapewne podobne pohukiwania na niewiele się zdadzą, bo mamy do czynienia z przysłowiową musztardą po obiedzie. Pojawia się więc pytanie, ile jeszcze czasu Vučić będzie w stanie utrzymać przy sobie serbskich wyborców. Dotychczasowa praktyka pokazała bowiem, że w Serbii rządy silnej ręki trwają do pierwszego poważnego kryzysu politycznego.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply