Bruksela w celach ideologicznych niszczy motoryzację

Czeski koncern samochodowy Škoda zrezygnował z produkcji swojego nowego modelu Fabia Combi. Informacja ta nie zainteresowałaby nikogo poza pasjonatami motoryzacji, gdyby nie towarzyszące temu faktowi okoliczności. Za tą decyzją stoi bowiem polityka Unii Europejskiej, prowadząca do rezygnacji z aut z silnikami spalinowymi na rzecz produkowanych głównie przez Chiny samochodów elektrycznych – pisze słowacki konserwatywny portal „Postoj”.

Wprowadzenie do sprzedaży nowego modelu auta planowano na koniec roku. Władze Škody zapowiadały, że będzie to „bezkonkurencyjne małe combi przyszłości” i tym samym stanie się ważnym produktem na rynku. W skonstruowanie nowego samochodu zainwestowano dziesiątki milionów euro.

Fabia Combi ma jednak jedną poważną wadę. Posiada silnik spalinowy, a to w dzisiejszych czasach jest wręcz niewybaczalne. Plany przyjęte przez Komisję Europejską zakładają bowiem, że silniki spalinowe mają zniknąć z europejskich dróg, a do 2035 roku wygaszona ma zostać ich produkcja.

Przypadek nowego auta Škody nie będzie zapewne jedyny, ale zdaniem słowackiego portalu idealnie symbolizuje on erę, w którą obecnie wkracza Europa. Zwłaszcza, że w niektórych kręgach silniki spalinowe są wręcz znienawidzone i w ich miejsce promuje się samochody elektryczne.

Centralne planowanie

Jeszcze trzy dekady temu centralne planowanie w gospodarce wydawało się być definitywnie zdyskredytowane, bo nie było w stanie sprostać globalnej konkurencji. Według „Postoj”, plany klimatyczne Komisji Europejskiej pokazują jednak wielki powrót do tego pomysłu. Samo odradzanie się marksistowskich założeń ma opierać się na prostym, ale zarazem błędnym przekonaniu, że pomimo klęski w przeszłości, tym razem centralne planowanie zadziała.

Jest więc bardziej niż pewne, że tym razem podobny plan także się nie powiedzie. Wyrządzi on jednak wiele szkód zanim europejskie społeczeństwa się o tym przekonają.

Pierwszą ze szkód będzie geopolityczny upadek Unii Europejskiej. Samochody elektryczne, podobnie jak silniki spalinowe, muszą być zasilane energią. W porównaniu do samochodów benzynowych czy wysokoporężnych potrzebują nie tylko zasilającego ich surowca, ale także nośnika w postaci akumulatora. Ryzyko geopolityczne polega więc na tym, że większość światowej produkcji litu kontrolowana jest przez Chińską Republikę Ludową.

Zobacz także: Chińska firma będzie produkować w Poznaniu części do samochodów elektrycznych

Lit co prawda wydobywany jest przede wszystkim w Ameryce Południowej, lecz trafia on przede wszystkim do Państwa Środka. Również same baterie do aut elektrycznych produkowane są właśnie w Chinach. Ich obróbka i produkcja wymagają dużej ilości energii elektrycznej wytwarzanej w sposób konwencjonalny, a chiński przemysł wciąż opiera się właśnie o elektrownie węglowe.

Według słowackiego portalu, Unia Europejska skupiając się na samochodach elektrycznych nie tylko uzależnia się bezpośrednio od Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Chin, ale zaprzecza własnej tezie o elektrycznych samochodach jako środku transportu redukującego emisję CO2. Tym samym Europa uniezależniając się od dostaw ropy z Rosji i Bliskiego Wschodu, trafi wprost w ręce Chin.

Więcej energii i więcej emisji

Następna szkoda wyrządzona przez unijną politykę klimatyczną dotyczy samej elektryczności. Gdyby Europa teoretycznie mogła przetwarzać lit i stać się konkurencją dla Chin w zakresie produkcji baterii, to i tak potrzebowano by do tego dużej ilości energii elektrycznej. Na dodatek musiałaby ona pochodzić ze stabilnego źródła. W tej chwili w Europie istnieją już technologie pozwalające na efektywne wykorzystywanie wiatru albo promieniowania słonecznego, ale wciąż mają one problem ze stabilnością. A to podstawowy warunek do prawidłowego funkcjonowania przemysłu.

Wciąż stabilną produkcję energii są więc w stanie zapewnić jedynie konwencjonalne źródła, czyli elektrownie cieplne, jądrowe i wodne. Spotykają się one jednak ze ścianą w postaci ideologii zerowej emisji, ryzyka wycieku promieniowania czy likwidacji dużych obszarów ziemskich pod budowę zbiorników wodnych. W efekcie korzystanie z aut elektrycznych nie przyczyni się wcale do deklarowanej redukcji emisji dwutlenku węgla.

Zdaniem „Postoju” Europejczycy mogą być usatysfakcjonowani, że w ich miastach powietrze nie będzie już zanieczyszczone przez spaliny z silników. Z punktu widzenia transportu miejskiego elektryczne pojazdy mogą zresztą rzeczywiście stanowić odpowiednią i użyteczną zarazem alternatywę. Nieprawdziwa jest jednak w tym kontekście narracja o ochronie środowiska, redukcji emisji CO2 czy ratowaniu klimatu, bo podobne twierdzenia świadczą albo o ignorancji, albo o umyślnym kłamstwie.

Centralny plan rozwoju samochodów elektrycznych spowoduje zresztą inne szkody w obszarze energetyki. Wzrośnie bowiem zapotrzebowanie na samą energię elektryczną. To zaś stworzy presję na konieczność zapewnienia stabilnej podaży, a tym samym na konieczność rozbudowy przepustowości sieci dystrybucyjnej.

Tylko dla bogatych

Polityka klimatyczna Unii Europejskiej będzie również generować problemy społeczne. „Postoj” zauważa, że w związku z wprowadzanymi zmianami państwa będą tracić wpływy z akcyzy za benzynę i olej opałowy.

W takiej sytuacji łatwo przewidzieć, iż zaczną interesować się dodatkowym opodatkowaniem energii, bo będzie ona wykorzystywana jako paliwo w transporcie kołowym. Zwiększy to nie tylko koszty transportu, ale także podniesie ceny za pobieranie prądu przez gospodarstwa domowe. Jeśli samochód będzie można naładować w przydomowym garażu, wówczas urząd skarbowy nie będzie się martwił czy energia została pobrana przez auto, czy w celu oświetlenia domu.

Zakaz stosowania silników spalinowych i obowiązkowe preferowanie napędu elektrycznego spowoduje wreszcie, że samochód stanie się znacznie mniej dostępnym i powszechnym dobrem. Ceny surowców znajdują się bowiem pod kontrolą Chin, a transport będzie potrzebował zdecydowanie więcej energii elektrycznej niż obecnie. Znajdzie to więc odzwierciedlenie w ostatecznej cenie dla klientów. Nawet przy szerokim zastosowaniu mechanizmów rekompensacyjnych, tak uwielbianych przez Brukselę, rachunek na końcu i tak zapłacą konsumenci. Czy to w postaci podatku, czy też bezpośrednio w cenie samego pojazdu.

Posiadanie samochodu w tych warunkach stanie się wręcz luksusem. Tymczasem śmieszne są twierdzenia niektórych aktywistów, jakoby samochód był potrzebny ludziom głównie jako… forma spędzania wolnego czasu. Dzisiejsze gospodarstwa domowe posiadają auta, ponieważ są one dostępne jako stosunkowo bezpieczny i tani środek transportu. Służy ludziom nie tylko jako środek lokomocji do pracy, ale pozwala chociażby na wyjazd do lekarza. Zwłaszcza dla rodzin z dziećmi czy dla starszych ludzi podróż komunikacją miejską jest zaś sama w sobie udręką.

Konserwatywny portal podając powyższe przykłady zwraca uwagę na krzywdzenie najbardziej bezbronnych osób przez ideologię budowy lepszego świata. Osoby starsze, biedne i wykonujące pracę poza centrami miast, w których można przejechać się elektryczną hulajnogą, de facto znajdą się w izolacji. Przemieszczanie się na większe odległości będzie bowiem trwać bardzo długo lub będzie dostępne tylko dla wybranych, których stać na zakup auta elektrycznego. Trzeba w tym kontekście pamiętać, że samochody nowego typu mają ograniczony zasięg i konieczne będzie ładowanie ich przez kilka godzin.

„Postoj” alarmuje dodatkowo, że zbudowane za duże pieniądze autostrady stracą na znaczeniu. Już w tej chwili zapowiadane jest ograniczenie maksymalnej prędkości samochodów elektrycznych do poziomu dozwolonego obecnie na drogach powiatowych. Poza tym duże koncerny energetyczne nie ukrywają, że chcą posiadać prawo ograniczania możliwości ładowania samochodów właścicielom aut elektrycznych.

Dyktat i kontrola polityczna

Dlaczego jednak producenci samochodów tak szybko dostosowali się do nakazów politycznych i zrezygnowali z produkcji modeli, które nadal mogłyby przez dziesiątki lat jeździć po drogach? Portal twierdzi, że po cichu można mówić o korupcji, ale prawdziwym wytłumaczeniem może być groźba kar w postaci likwidacji całego przemysłu samochodowego w przypadku niespełniania przez niego norm emisyjnych.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Zgodnie z dyktatem politycznym, branża samochodowa wydaje się ścigać z aktywistami na pomysły dotyczące osiągnięcia neutralności węglowej. „Postoj” podaje jako przykład Słowackie Stowarzyszenie Przemysłu Motoryzacyjnego, które z jednej strony krytykuje zbyt słabą jego zdaniem infrastrukturę stacji do ładowania pojazdów, a z drugiej uważa za oczywistość dostarczanie do nich prądu jedynie ze źródeł odnawialnych.

Aby uniknąć nieporozumień nie można określać samochodów elektrycznych mianem „bezużytecznego złomu”. Portal uważa je za samochody z innym rodzajem napędu, które jak to zwykle bywa w zależności od modelu są mniej lub bardziej udane. Problemem nie jest więc posiadany przez nie inny rodzaj napędu, ale presja polityczna towarzysząca ich upowszechnianiu wśród odbiorców.

Zwłaszcza, że powszechnie dostępnym pierwiastkiem jest wodór. Jego zastosowanie mogłoby utrzymać dotychczasowy system dostępu do możliwości szybkiego tankowania, a co za tym idzie nie byłoby konieczne obciążanie sieci energetycznej. Unia Europejska w swojej polityce motoryzacyjnej postawiła jednak na rozwiązania dostępne jedynie dla ludzi bogatych. Nie przejmując się faktem, że centralne planowanie prowadzi do ograniczenia wolności i zwiększania kontroli nad obywatelami.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply