Nie opuścił Lwowa, gdy miasto to wyrokiem Jałty zostało oderwane od Polski. Przez prawie 50 lat pełniąc posługę duszpasterską w miejscowej katedrze był duchowym ojcem i moralnym oparciem dla wiernych obu obrządków zarówno Polaków, jak i Ukraińców.

Boże miłuję dom, w którym mieszkasz i miejsce, gdzie przebywa Twa chwała. Takie motto wybrał na 50 rocznicę swego kapłaństwa franciszkanin O. Rafał Władysław Kiernicki. Z pewnością myślał wówczas o tamtym czerwcowym dniu 1939 roku, kiedy leżąc krzyżem na posadzce katedry lwowskiej z zapałem wypowiadał swoje adsum. Nie mógł wtedy przewidzieć, że w trudnych czasach ateistycznego komunizmu będzie stróżem tego niezwykłego miejsca, wsławionego przez śluby maryjne króla Jana Kazimierza. Kilka miesięcy później wybuchła II wojna światowa i miasto nad Pełtwią znalazło się pod sowieckim panowaniem.

Czas był trudny. Nowa władza czuła się obco w mieście przesyconym polskim elementem, który milcząco manifestował swą wrogość. Sowieckich przybyszy drażniły wypełnione żarliwie modlącymi się ludźmi kościoły i cerkwie. Nie udało się ich zamknąć pod pretekstem niepłacenia podatków, czemu przeszkodzili wierni terminowo pokrywający wszelkie koszty. Bohaterskich lwowian nie złamały też okrutne deportacje, w środku zimy 1940 roku, kiedy NKWD wywiozło na Syberię 30 tysięcy ludzi.

Gdy 22 VI 1941 roku wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, w coraz bardziej bezpańskim mieście doszło do ograniczonej zbrojnej akcji ukraińskiego podziemia. Jego członkowie ostrzeliwali wycofujące się oddziały Armii Czerwonej, która reagowała nerwowo aresztując przypadkowe osoby. W odpowiedzi na tajemniczy strzał z zakonnego ogrodu wojsko i milicja przeprowadziły brutalną rewizją i aresztowały O. Rafała, który podał się za przełożonego klasztoru.

Pierwsza sowiecka okupacja Lwowa zakończyła się tragicznie. Na odchodnym NKWD urządziło okrutne zbiorowe egzekucje we wszystkich podległych sobie więzieniach. Straciło życie od 3300 do 3500 osób. Wykorzystując kilkugodzinną nieobecność strażników z aresztów przy ul. Kazimierzowskiej (Brygidki) i ul. Łąckiego zbiegło kilkaset osób. Wśród nich był O. Rafał, który wyznał potem: Nie wiem, kto mnie wyprowadził, ale ktoś mnie prowadził.

Okupacja niemiecka okazała się mimo wszystko lżejsza. Lwowska AK przedtem silnie penetrowana przez NKWD, z powodzeniem teraz rozbudowywała swe struktury. Rafał Kiernicki już od 1939 roku był szefem łączności ZWZ i nosił pseudonim „Dziuniom”.

W lipcu 1944 roku, gdy Armia Czerwona rozpoczęła wyzwalanie Lwowa z rąk niemieckich, AK jej udzieliła czynnej pomocy i opanowała samodzielnie wiele ważnych obiektów. Wydawało się, że jej bohaterstwo zostanie docenione. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Sowieci aresztowali podstępnie część dowództwa wśród nich także O. Rafała, który został osadzony w więzieniu w Charkowie, a potem w obozach w Riazaniu Diagilewie, Czerepowcu i Griazowcu. Z tego pierwszego podjął nieudaną próbę ucieczki, za co został skatowany. Pogodziwszy się z trudną dolą łagiernika wraz z innymi księżmi zorganizował duchową opiekę nad żołnierzami. Odprawiał po kryjomu msze święte, służył spowiedzi, zorganizował kursy religijne, bractwo różańcowe, a nawet rekolekcje wielkopostne. Swą posługą uratował od psychicznego załamania wiele osób.

Sowieckie władze tolerowały działalność ks. Kiernickiego obawiając się wybuchu buntu wśród Polaków. Doszło do niego w 1947 roku z powodu nieludzkich warunków bytowania. W konsekwencji obóz został zlikwidowany, a O. Rafał wraz z innymi oficerami trafił do Griazowca. Wreszcie w 1948 mógł powrócić do Lwowa.

To nie było już miasto, jakie znał jeszcze z okresu okupacji. Większość Polaków wyjechała, a ich miejsce zajęli Rosjanie i Ukraińcy. Władze sowieckie zamknęły prawie wszystkie kościoły, czynne były jedynie cztery, wśród nich Bazylika Metropolitalna. Obok łacinników gromadzili się w niej licznie unici, po delegalizacji swego obrządku. To tutaj przez kolejnych 47 lat O. Rafał pracował wytrwale, jako proboszcz. Nie oszczędzał siebie, odpoczywał jedynie wtedy, gdy ciężka choroba przykuła go do łóżka. W 1952 roku w greckokatolickie święto Zwiastowania Najświętszej Marii Panny wyspowiadał wszystkich mieszkańców Skwarzawy, łącznie 410 osób, co zajęło mu cały dzień. W 1975 roku przez pół roku był jedynym duszpasterzem w katedrze, odprawiał codziennie trzy-cztery msze święte, przy tym sprawował pogrzeby, odwiedzał chorych w domach i szpitalach. Bywało, że kończył pracę przed północą lub zasypiał ze zmęczenia w zakrystii.

Swą posługą obejmował również okolicę. W dalekie wyprawy wyruszał samochodem, a nawet samolotem. Stawiał czoła rozmaitym trudnościom, w których przezwyciężaniu dzielnie pomagało mu wiele osób, w tym członkowie komitetu kościelnego, lwowska inteligencja, nauczyciele, świeccy katecheci i szafarze komunii świętej oraz siostry bezhabitowe.

W okresie rządów Chruszczowa znów nasilono represje wobec chrześcijan. Burzono kościoły i prześladowano kapłanów pracujących jeszcze na terenie Związku Radzieckiego. W przypadku O. Rafała wykorzystano fakt poświęcenia na Wielkanoc 1958 roku greckokatolickich palm. Otrzymał zakaz pracy duszpasterskiej, który utrzymano przez sześć kolejnych lat, mimo próśb wiernych kierowanych do władz w Kijowie i Moskwie.

W tamtych czasach wiele rzeczy było owianych tajemnicą, stąd pewnie nigdy nie poznamy wszystkich szczegółów konspiracyjnej posługi ks. Rafała. Opowiada o niej Stanisław Adamski:

Msze św. odprawiał w porach, gdy szpicle i donosiciele, albo jeszcze spali, albo nie mieli dostępu do kościołów, w których odprawiał nabożeństwa dla grona wtajemniczonych, przy zamkniętych drzwiach, przy dobrej obstawie, która na czas mogła go ostrzec przed grożąca dekonspiracją. Odprawiał też Msze w domach prywatnych[…], po szpitalach, dokąd często był wzywany do chorych czy też pożegnania zmarłych, których na miejsce wiecznego spoczynku nie mógł oficjalnie odprowadzić.

Miał do dyspozycji zawsze gotowych i dyskretnych kierowców i samochody, do jego częstych wypadów nawet na daleką prowincję, gdzie na każde wezwanie spieszył z posługą, o której nie wiedzieli nawet usadowieni w katedrze donosiciele, gdyż zawsze ostatni opuszczał kościół i pierwszy rano się w nim zjawiał.

W celu zmylenia władz zatrudnił się, jako stróż nocny, najpierw w parku Stryjskim, a potem, jako dyżurny w przychodni przeciwgruźliczej w Hołosku. Mimo groźby aresztowania potajemnie spowiadał wiernych na klęcząco w bocznych kaplicach katedry, czasem w zakrystii, a także stając za nimi w kolejkach do konfesjonału. W końcu zakaz zdjęto, nie oznaczało to jednak powrotu do względnej nawet swobody.

Powojenny Lwów był jednym z najbardziej inwigilowanych miast ZSRR, czego O. Rafał doświadczył osobiście. Agenci NKWD podsłuchiwali jego kazania i rozmowy prywatne, pisali donosy, a nawet stosowali otwarty szantaż. Oddany całym sercem Bogu i silny modlitwą mężnie zniósł wszelkie przeciwności. Nigdy też nie utracił pogody ducha, mimo, że przeżył aż osiem operacji, ciężko chorował na serce i nogi. Nawet swój przymusowy pobyt na Syberii komentował krótko: Pan Bóg uznał, że pięć lat seminarium było za mało to dołożył jeszcze pięć lat Syberii.Szereg młodych osób pociągniętych jego osobą wybrało drogę kapłańską lub zakonną. Byli wśród nich: Ludwik Marko, bracia Władysław i Celestyn Derunow, Piotr Sawczak, Roman Derdziak, Bazyli Pawełko, obecny ordynariusz łucki Marcjan Trofimiak, brat Jarosław Wasylkiw, około 10 duchownych greckokatolickich, także siostry zakonne. Ponieważ niewielu mogło od razu podjąć studia teologiczne w Rydze (w jedynym czynnym seminarium duchownym na terenie ZSRR), starał się na miejscu zapewnić im odpowiednie wykształcenie i formację duchową, a potem opłacał studia. W tajemnicy w katedrze lwowskiej odbywały się zarówno komunie święte, jak i bierzmowania. Mimo zakazu nadal opiekował się unitami, zapewniał też materialne utrzymanie ich duchownym.

Szczególnego wsparcia udzielał mieszkającym jeszcze we Lwowie rodakom. Bycie Polakiem, do tego katolikiem, oznaczało rozliczne trudności m.in. w przyjęciu na studia lub dostępie do lepiej płatnej pracy. Ks. Rafał pamiętał o zesłańcach na Kołymie i biednych rodzinach, organizował dla nich paczki, pomógł też uratować od zamknięcia jedną z polskich szkół.

W 1989 roku upadający Związek Radziecki zrewidował swą politykę wyznaniową. Barbarzyńsko zdewastowane świątynie zaczęto przekazywać w ręce wiernych. W 1991 roku Jan Paweł II reaktywował struktury kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie i mianował ks. Kiernickiego biskupem pomocniczym Lwowa. Nowy hierarcha z właściwym sobie zapałem włączył się do odnawiania odzyskanych świątyń, wspierał przybyłych z Polski kapłanów materialnie i duchowo. Troską otaczał też drogi swemu sercu, a również przywracany do przedwojennego piękna Cmentarz Obrońców Lwowa.

Zmarł 23 XI 1995 roku i został pochowany w podziemiach Bazyliki Metropolitalnej. Był opoką, na której wspierał się kościół lwowski w trudnym czasie konfrontacji z sowieckim bezbożnym komunizmem. W pamięci wiernych obu obrządków pozostał, jako gorliwy i ofiarny duszpasterz, pełen serca i poświęcenia, zatroskany o swój lud i świątynię. Obecnie zbierane są informacje o jego życiu konieczne do otwarcia procesu beatyfikacyjnego.

Paweł Należniak

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. marcin1988
    marcin1988 :

    Poza tym, w artykule jest błąd. Jałta nie oderwała Lwowa od Polski – Lwów po prostu nie wszedł w skład prl-u, a legalny suweren nad tym terytorium, czyli istniejący i działający Rząd RP, nigdy nie zrzekł się przecież Lwowa. Nie mogą decydować o danym terytorium te podmioty, w których przedmiotowym zakresie władzy nie były kwestie terytorialne nie podlegające tym rządom. Ustalenia jałtańskie były więc nielegalne, a legalne co najwyżej w kwestii prl-u, który przecież nie był polskim rządem.