Wicepremier i szef MON Mariusz Błaszczak powiedział, że z przeprowadzonej kontroli wynika, że Wojsko Polskie wiedziało o obiekcie, który w grudniu ub. roku wleciał w polską przestrzeń powietrzną i że może być rakietą. Jego zdaniem, dowódca operacyjny, gen. Tomasz Piotrowski, zaniechał swoich obowiązków i nie poinformował go o sprawie. Skrytykował też działania podjęte przez wojskowych tuż po incydencie. Byli najwyżsi rangą dowódcy Wojska Polskiego nie zgadzają się z tą oceną. Ich zdaniem to szukanie kozła ofiarnego.

W czwartek wicepremier i minister obrony narodowej, Mariusz Błaszczak, po raz pierwszy oficjalnie zabrał głos w sprawie obiektu znalezionego koło Bydgoszczy, którym najpewniej są szczątki rosyjskiej rakiety manewrującej Ch-55. Poinformował, że „natychmiast po uzyskaniu wiadomości, że znaleziony w Zamościu pod Bydgoszczą obiekt może być rosyjskim pociskiem manewrującym”, polecił wszczęcie kontroli w Dowództwie Operacyjnym. Zaznaczył, że zgodnie z prawem odpowiada ono za zadania związane z ochroną granicy w przestrzeni powietrznej.

Błaszczak oświadczył, że w czwartek zapoznał się z wynikami kontroli. Jak poinformował, 16 grudnia 2022 roku podległe dowódcy operacyjnemu Centrum Operacji Powietrznych otrzymało od strony ukraińskiej informację o zbliżającym się w stronę polskiej przestrzeni powietrznej obiekcie, który może być rakietą. Podkreślił, że nawiązano współpracę zarówno ze stroną ukraińską, jak i amerykańską i że właściwie uruchomiono procedury współpracy sojuszniczej.

 

Szef MON poinformował też, że podwyższono ponadto gotowość bojową polskich środków dyżurnych, a w powietrzne poderwano dyżurne samoloty – polskie i amerykańskie. Obiekt został też zlokalizowany przez polskie naziemne stacje radiolokacyjne.

Jak poinformował wicepremier, ustalenia kontroli jasno wskazują, że działania Centrum Operacji Powietrznych były prawidłowe. W meldunku poinformowało ono o niezidentyfikowanym obiekcie, który pojawił się w polskiej przestrzeni powietrznej, swego przełożonego, czyli dowódcę operacyjnego – gen. Tomasza Piotrowskiego. Jednak z kontroli wynika, że zaniechał on swoich obowiązków. Stwierdzono, że nie poinformował on o incydencie ani szefa MON, ani Rządowego Centrum Bezpieczeństwa, ani innych przewidzianych w procedurach służb.

– W sprawozdaniu operacyjnym Dowództwa Operacyjnego z 16 grudnia, który otrzymałem, znalazła się informacja, że tego dnia nie odnotowano naruszenia ani przekroczenia polskiej przestrzeni powietrznej, co – jak później się okazało – było nieprawdą – powiedział minister obrony.

Błaszczak zarzucił zarazem dowódcy operacyjnemu, gen. Piotrowskiemu, że nie podjął wystarczających działań w zakresie poszukiwania obiektu. Twierdził, że „na miejsce skierowano jedynie patrol policji”, natomiast poszukiwania z powietrza, z użyciem śmigłowca, „przeprowadzono dopiero 19 grudnia”, zaś do akcji nie włączono pełniących dyżury żołnierzy Wojsk Obrony Terytorialnej. Dodał, że „po 19 grudnia całkowicie zaniechano poszukiwań”.

Szef MON zapowiedział, że ustalenia kontroli zostaną natychmiast przekazane zarówno prezydentowi Andrzejowi Dudzie, jak i premierowi Mariuszowi Morawieckiemu. Dodał, że ewentualne decyzje personalne lub dyscyplinarne zostaną podjęte po konsultacji z prezydentem, będącym jednocześnie zwierzchnikiem Sił Zbrojnych RP.

Przypomnijmy, że wcześniej w czwartek premier Morawiecki przyznał, że o incydencie związanym z rosyjską rakietą, która w grudniu 2022 roku wleciała w polską przestrzeń powietrzną i najpewniej spadła koło Bydgoszczy, dowiedział się dopiero pod koniec kwietnia br. RMF FM zwraca uwagę, że potwierdzałoby to wcześniejsze doniesienia, że po incydencie wojskowi nie poinformowali ani prokuratury, ani premiera.

Należy zaznaczyć, że stanowisko wicepremiera Błaszczaka zostało negatywnie odebrane przez byłych najwyższych dowódców Sił Zbrojnych RP, a także przez część komentatorów i analityków wojskowych, m.in. Jarosława Wolskiego i Dawida Kamizelę. Ich zdaniem, politycy obozu rządzącego postanowili zrobić z gen. Piotrowskiego „kozła ofiarnego”.

Były szef sztabu generalnego, gen. Mieczysław Cieniuch powiedział w rozmowie z reporterem RMF FM, że uważa tłumaczenia ministra obrony za „mało prawdopodobne” . Zaznaczył, że „takie rzeczy są meldowane”, „wszystko jest na piśmie”, a obieg informacji jest opisany w resorcie obrony i można to sprawdzić. Dodał, że gdyby wersja Błaszczaka się potwierdziła, to świadczyłoby o potężnym bałaganie w polskiej armii.

Z kolei były dowódca Wojsk Lądowych i były wiceszef MON, gen. Waldemar Skrzypczak uważa, że najwyraźniej nie chodzi o ustalenie, jak było naprawdę, lecz „tylko o wskazanie kozła ofiarnego”. Jego zdaniem w sprawie rakiety zaczęła funkcjonować totalna dezinformacja i ktoś mówi nieprawdę. Uważa zarazem, że wojskowi dopełnili wszystkich proceduralnych wymogów. Dodał, że rząd próbuje znaleźć kozła ofiarnego, którego można by obwinić o całe zamieszanie.

Gen. Mirosław Różański, były Dowódca Generalny Rodzajów Sił Zbrojnych w komentarzu dla RMF FM oświadczył, że wierzy tu generałom, a nie wicepremierowi Błaszczakowi. Powiedział też, że jest ciekaw, jakie w tej sytuacji stanowisko zajmie prezydent Duda.

– Nie chciałbym generałów namawiać do swoistego rokoszu, ale tego nie można zostawić w ten sposób, że pan minister zadaje kłam generałowi i to na tak wysokim i odpowiedzialnym stanowisku – dodał gen. Mirosław Różański.

Przypomnijmy, że wcześniej, jeszcze przed konferencją ministra obrony, o sprawę zapytano szefa Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, gen. Rajmunda Andrzejczaka. Według relacji RMF, był zdziwiony pytaniem, czy wojsko nie wystarczająco wcześnie poinformowało premiera o rakiecie. Gdy dziennikarka przekazała mu, co powiedział premier Morawiecki, generał zapewnił, że on „poinformował swoich przełożonych”. Unikał jednak odpowiedzi na pytanie, kiedy dokładnie przekazał informację. Odparł, że zrobił to „wtedy, kiedy miało to miejsce”, ale żadnej daty nie podał.

– Poczekajmy, aż prokuratura skończy swoje dochodzenie i wtedy będziemy mieli oficjalną wersję. Proszę zapytać pana premiera, pana ministra. Ja robię to, co mam w zakresie swoich obowiązków – oświadczył szefa Sztabu Generalnego. Dodał, że nie ma sobie „nic do zarzucenia”, a do tego nie jest upoważniony i kompetentny do tego, żeby udzielać odpowiedzi.

Pilnujemy wspólnych spraw

Zależymy od Twojego wsparcia
Wspieram Kresy.pl

Przypomnijmy, że z nieoficjalnych informacji reporterów RMF FM wynika, iż wstępne ustalenia Instytutu Technicznego Wojsk Lotniczych wskazują, że w Zamościu koło Bydgoszczy znaleziono rosyjski pocisk manewrujący Ch-55. Stacja przypomina, że już wcześniej polska armia oficjalnie wiązała obiekt, który spadł lesie w Zamościu ze zmasowanym atakiem rakietowym na Ukrainę, przeprowadzonym przez Rosję w połowie grudnia 2022 roku. Użyto wówczas m.in. rosyjskich samolotów, stacjonujących na Białorusi. Jak podaje RMF FM, w pobliżu natowskiej przestrzeni powietrznej pojawił się wielozadaniowy bombowiec taktyczny Su-34, w związku z czym poderwano samoloty bojowe NATO. To wtedy na radarach polskich służb pojawił się obiekt, który wleciał do Polski znad Białorusi. Był śledzony, ale zniknął z radarów w rejonie Bydgoszczy, mniej więcej dwa kilometry od miejsca znalezienia szczątków.

Źródła stacji twierdzą, że niedługo po tym prowadzono poszukiwania obiektu, ale zrezygnowano z nich w związku z silnymi śnieżycami. Dziennikarze radia ustalili też, że wojsko nie powiadomiło prokuratury o naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez niezidentyfikowany obiekt, choć miało taki obowiązek. RMF sugeruje, że polska armia albo incydent zlekceważyła, albo chciała go ukryć. Postępowanie wszczęto dopiero pod koniec kwietnia, po przypadkowym odkryciu szczątków obiektu przez cywilów.

Już wcześniej doniesienia medialne wskazywały, iż „najpoważniejsza hipoteza brana pod uwagę przez śledczych” zakłada, że w lesie koło Bydgoszczy znaleziono resztki rosyjskiej rakiety manewrującej, być może Ch-55, wystrzelonej przez samolot bojowy. Przypomnijmy, że portal Interia.pl podał, że wojsko i rząd wstępnie łączyły obiekt z masowym ostrzałem Ukrainy przez Rosję 16 grudnia ub. roku, gdy „odnotowano wlot w naszą przestrzeń powietrzną niezidentyfikowanego obiektu”. O tym, że wówczas nad polskim terytorium znalazła się rakieta, mówił też premier Mateusz Morawiecki.

Jak pisaliśmy, wcześniej tego dnia gen. broni Tomasz Piotrowski przedstawił nowe ustalenia w związku ze znalezieniem szczątków niezidentyfikowanego obiektu wojskowego w lesie w okolicach miejscowości Zamość koło Bydgoszczy. Nawiązał do wydarzeń z 16 grudnia 2022 r., gdy Rosjanie przeprowadzili jeden ze zmasowanych ataków powietrznych na Ukrainę. Przyznał, że są „pewne hipotezy” i wątki, które można byłoby powiązać ze zdarzeniem pod Bydgoszczą.

Z jego bardzo zawoalowanej wypowiedzi wynikało, że podczas „sytuacji powietrznej” polskie systemy coś „odnotowały” i zdecydowano się poderwać myśliwce, polskie i sojusznicze, a także śmigłowce poszukiwawczo-ratunkowe. Wojsko miało podejrzenie, iż coś mogło wlecieć w polską przestrzeń powietrzną, ale z uwagi na trudne warunki atmosferyczne nie zdołano tego wówczas jednoznacznie potwierdzić.

Później podano, że Polska zwróciła się do Stanów Zjednoczonych o pomoc w wyjaśnianiu wątpliwości dotyczących incydentu.

rmf24.pl / Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply