Wojna Pięciodniowa: trzy lata później

Wojna rosyjsko-gruzińska sprzed trzech lat ma doniosłe znaczenie geopolityczne, które sięga daleko poza granice Kaukazu. Największą lekcją tamtych wydarzeń powinna być konstatacja, że NATO jest zasadniczo niegroźne jako ewentualny przeciwnik i wybitnie bezużyteczne w charakterze sojusznika. Tego fundamentalnego wniosku niestety do tej pory nikt nie wyłożył, chociaż można go dostrzec gołym okiem.

Poniższy tekst jest tłumaczeniem artykułu Aleksandra Chramczychina – znanego z buńczucznych wystąpień rosyjskiego analityka. Sugerujemy, by wziąć to pod uwagę, zapoznając się z jego tezami.
———————————————-
Jak wiadomo, przed wojną o „kryptonimie” ‘08.08.08’ rząd Gruzji przejawiał wyjątkową aktywność w realizacji planu integracji z Sojuszem Północnoatlantyckim. Sojusz zaś ze swojej strony udzielał organizacyjnej, konsultacyjnej i materialnej pomocy Siłom Zbrojnym Gruzji. W latach 2004-2008 trudno było znaleźć poza granicami NATO kraj bardziej lojalny względem tej organizacji niż Gruzja. Na referendum w styczniu 2008 roku trzy czwarte mieszkańców Gruzji opowiedziało się za wstąpieniem do NATO (i była to realna demonstracja woli Gruzinów). Następnie Bruksela razem z Waszyngtonem oświadczyły, że Gruzja owszem, nie tylko bezwzględnie stanie się członkiem NATO, ale i nastąpi to bardzo szybko. A potem zdarzyła się wojna.

Indolencja Sojuszu

W sferze deklaracji tak NATO, jak i praktycznie wszystkie wchodzące w skład organizacji kraje z osobna – w pełni i jednoznacznie wsparły Gruzję. Ale zastanówmy się, jakie powinny być konkretne działania Sojuszu, jeśli byłby on, tak jak wszyscy sądzą, mocnym i zwartym podmiotem militarnym?

1. NATO mogło nanieść uderzenie na „rosyjskich agresorów”. Oczywiście nie na terytorium Rosji, ale na jej wojska zaangażowane na terytorium „ofiary agresji”, tj. Gruzji. Jak dobrze pamiętamy, ze strony NATO nie zrobiono najmniejszego kroku w tym kierunku. Mimo, że w tym czasie władzę w USA sprawował nie „gołąb” Obama, ale „jastrząb” Bush i „odrestaurowany” Cheney.

2. Jeśli bezpośrednia walka z Rosją (niechby i poza granicami jej terytorium) była zbyt ryzykowna, to przecież można było zorganizować „most powietrzny” w celu dostawy do Gruzji uzbrojenia i sprzętu, którego w arsenałach NATO jest ciągle sporo. Jak wiadomo, w praktyce jedynie USA odesłały do Gruzji (przy użyciu swoich wojskowych samolotów transportowych) brygadę gruzińskich Sił Zbrojnych, która wcześniej walczyła w Iraku. Co ciekawe, miało to miejsce w dniu, w którym wojna już zakończyła się pełną porażką Gruzji. Poza tym przypadkiem Tbilisi najmniejszej pomocy nie otrzymało.

3. Załóżmy, że „mostu powietrznego” NATO zorganizować po prostu nie zdążyło (chociaż taka wymówka w istocie jest nie do obrony). Ale przecież już nic nie stało na przeszkodzie, by przyjąć Tbilisi do NATO zaraz po zakończeniu wojny (w ciągu maksimum jednego roku). Nawet w samej Gruzji w pierwszych miesiącach po wojnie nikt nie miał wątpliwości, że tak właśnie się stanie. Dziś, po trzech latach od wojny, tylko dziecko może nie rozumieć, że w NATO do przyjęcia Gruzji nikt się już nie zabiera. Choćby z czysto formalnej przyczyny – z powodu nieuregulowanych sporów terytorialnych z innymi państwami oraz faktu, że na jej terytorium znajdują się obce bazy wojskowe. Trzeba tu podkreślić, że kraje NATO nie uznały suwerenności Abchazji i Osetii Południowej nie dlatego, że nie pałają sympatią do Rosji, ale dlatego, że jeśli uznać je za gruzińskie terytorium, to można właśnie z przyczyn formalnych (obecności obcych baz) odwlekać przyjęcie Gruzji do Sojuszu w nieskończoność.

4. Jeśli już nie zdecydowano się na przyjęcie Gruzji do NATO (by nie uzależniać się od „dziwactw” prezydenta Saakaszwilego), to właściwie nic nie przeszkadzało Sojuszowi, by zrekompensować Gruzji ubytki terytorialne poprzez dostawy uzbrojenia i sprzętu. Można było zwiększyć potencjał wojskowy Tbilisi poziomu układu sił sprzed wojny. Na realizację tego zadania wystarczyłoby dosłownie kilka miesięcy, a koszty byłyby żadne (kraje Europy Środkowo-Wschodniej przekazałyby Gruzji sprzęt sowieckiej produkcji, którego i tak wcześniej czy później będą musiały się pozbyć). W rzeczywistości NATO wprowadziło – choć nigdy głośno tego nie wyartykułowało – surowe embargo na dostawy Gruzji nawet uzbrojenia o charakterze wybitnie obronnym (systemy przeciwpancerne czy przeciwlotnicze), nie mówiąc już o zbrojeniach ofensywnych (sprzęt pancerny czy lotnictwo). Spotykane w Rosji stwierdzenia, że potencjał Sił Zbrojnych Gruzji po wojnie został odbudowany – nie ma żadnych faktycznych podstaw.

Na koniec, kraje NATO mogłyby wprowadzić przeciw „agresorowi” (Rosji) sankcje ekonomiczne. Na przykład zrezygnować z zakupów od Moskwy ropy czy gazu, co oznaczałoby katastrofę rosyjskiej gospodarki. Ale o czymś takim nikt nie pisnął. NATO nie było w stanie sformułować nawet jakiegokolwiek wspólnego oświadczenia.

Dziś, o tym jak bezsensowne jest pokładanie nadziei w NATO, przekonują się libijscy powstańcy. Byli oni przecież przekonani, że triumfalnie wmaszerują do Trypolisu w kilka tygodni po tym, jak do wojny domowej włączy się Sojusz Północnoatlantycki. A tu już cztery i pół miesiąca minęło i nie tylko Trypolis nie został zdobyty, ale i do Syrty wejść się nie udało!

Dominacja Rosji

Symetrycznie, wydarzenia na Kaukazie sprzed trzech lat prowadzą do jeszcze jednego, fundamentalnego wniosku: swoboda działań Rosji na obszarze postsowieckim jest ograniczona tylko naszymi własnymi zasobami i możliwościami (politycznymi, ekonomicznymi i militarnymi). Dodatkowym tego potwierdzeniem jest zobojętniałe porzucenie przez Zachód swoich „pomarańczowych” sojuszników na Ukrainie.

Co do Saakaszwilego, to popadł on w dziwne położenie „pół-zbója”. Prawdziwym zbójem nie został tylko dlatego, że oznaczałoby to dla Zachodu pełną utratę twarzy. W istocie Zachód nie może się doczekać, kiedy gruziński prezydent odejdzie. Niestety, opozycja w tym kraju ciągle demonstruje pełną nieodpowiedzialność. Jest ona niezdolna ani do jedności, ani do zaproponowania jakiegokolwiek pozytywnego programu rozwoju. Jedno hasło: „Precz z Saakaszwilim” to zbyt mało, by to „precz” zrealizować w praktyce.

Oczywiście o żadnym gruzińskimi rewanżu wojennym mowy być nie może. W 2008 roku Saakaszwili widocznie na serio uważał, że Rosja albo w konflikt się nie włączy, albo będzie pokonana. Lub też, że w skrajnym przypadku na pomoc przyjdzie mu NATO. Teraz ani jednej z tych iluzji już nie ma. Na terytorium Abchazji i Południowej Osetii już nie znajdują się lekko uzbrojeni „mirotworcy”, ale pełnowartościowe jednostki bojowe. Południowy Okręg Wojskowy w ciągu minionych trzech lat otrzymał nowe czołgi T-90, systemy rakietowe „Smiercz”, przeciwlotnicze kompleksy „Tor” i systemy S-300P, wielozadaniowe samoloty Su-30 i śmigłowce bojowe Mi-28N. Oczywiście gruziński prezydent może ostatecznie zwariować, ale zwycięstwa w żadnym przypadku mu to nie przyniesie.

Uznanie przez Rosję (a potem jeszcze przez trzy kraje) nieodległości Abchazji i Południowej Osetii oznaczało ostateczny krach systemu jałtańsko-poczdamskiego. Oczywiście naiwnością byłoby mieć nadzieję na masowe uznanie przez społeczność międzynarodową suwerenności tych krajów w najbliższej przyszłości. Ale też nie można tego wariantu uznawać za całkowicie nierealny. Rzecz w tym, że Moskwa ma możliwość, by „wymienić” te kraje na Kosowo. Jest całkiem prawdopodobne, że w najbliższym czasie Belgrad uzna nowy status Prisztiny. Dlatego, że przywrócenie Kosowa do Serbii jest rzeczą niemożliwą, a do Unii Europejskiej Serbom z kolei bardzo śpieszno. My, Rosjanie, naturalnie nie możemy być bardziej serbscy niż sami Serbowie, ale możemy uczynić warunkiem rosyjskiego uznania niepodległości Kosowa uznanie przez kraje zachodnie suwerenności Abchazji i Południowej Osetii. Po początkowych oporach zaczną tam się zastanawiać. Tym bardziej, że Abchazja nawet według kryteriów Freedom Hause jest „w pełni wolnym” krajem. I na pewno o wiele bardziej „poukładanym” instytucjonalnie niż Kosowo. Albo Gruzja. Dlatego wszystko jest możliwe.

Aleksander Chramczychin

(tłumaczenie: Tomasz Grabowski)

Źródło: „Nacjonalnaja Oborona”/Kresy.pl

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply