Bolton rzuca rękawicę w sprawie Syrii

Stany Zjednoczone nie tylko nie akceptują porażki w konflikcie syryjskim, który zainicjowały około 7 lat temu, ale są zdeterminowane, by wygrać i wykorzystają całą dostępną moc dla osiągnięcia tego upragnionego celu. Oznacza to, że Waszyngton oczekuje, od Moskwy, że ta nie stanie na przeszkodzie planom zdegradowania syryjskich siły rządowych do stanu z połowy roku 2015 i przed rosyjską interwencją. I tu pojawia się Izrael. Porozumienie amerykańsko-izraelskie w powyższym projekcie nie wymaga omówienia, ponieważ zmiana reżimu w Syrii i ewentualne rozczłonkowanie tego kraju mogą zagwarantować, że nielegalna okupacja Wzgórz Golan przez Izrael nigdy nie zostanie podważona, pozostawiając administracji Trumpa wolną rękę w sprawie nadania tej okupacji międzynarodowej legitymacji jako część „syryjskiej ugody” – pisze Melkulangara Bhadrakumar, były indyjski dyplomata, na łamach Strategic Culture.

Wczorajszej w nocy [artykuł został opublikowany 25-go września] „straszne zrodziło się piękno”[fragment wiersza irlandzkiego poety Williama Butlera Yeatsa] wraz z sekwencją dramatycznych wydarzeń, które przyjęły ciekawy obrót, po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu 17 września w pobliżu linii brzegowej Latakii w Syrii, w wyniku czego śmierć poniosło piętnaście osób.

Po drobiazgowym śledztwie strony rosyjskiej, Moskwa obwiniła Izrael. Założono również sprawę karną, gdyż w istocie, zgodnie z prawem międzynarodowym, miał miejsce czyn przestępczy, a przestępstwo jest per se karalne. Tel Awiw musi być tego świadomy. Tymczasem Rosja zaczęła inicjować posunięcia, które zapewnią, że takie tragiczne wydarzenia się nie powtórzą. Jako pierwszy krok, Moskwa proponuje wyposażenie syryjskiej obrony powietrznej w potężny system obrony przeciwrakietowej S-300. Więcej takich ruchów można się spodziewać w najbliższych dniach i tygodniach.

Wczoraj wieczorem, amerykański doradca ds. bezpieczeństwa narodowego, John Bolton, napisał na Twitterze, że rosyjski ruch w sprawie S-300 jest „znaczącą eskalacją” i że Moskwa powinna „ponownie go rozważyć”. Waszyngton postanowił się włączyć do tego, co dotychczas wydawało się być rosyjsko-izraelsko-syryjskim trójkątem. Jest rzeczą oczywistą, że Bolton obserwował wydarzenia swoim sokolim wzrokiem, ale zachowywał milczenie, dopóki Rosja nie zrobiła pierwszego znaczącego ruchu. Trójkąt rosyjsko-izraelsko-syryjski przekształcił się w trójkąt amerykańsko-rosyjsko-izraelski. To z kolei rodzi wielkie pytanie: czy ten drugi trójkąt nie był przez cały czas tym prawdziwym trójkątem? Inaczej mówiąc, czy Izrael działał sam 17 września, czy też Tel Awiw pociągnął za sznurki w Waszyngtonie, by wielki tatuś zainterweniował po tym, jak Moskwa stanowczo zareagowała?

W obu przypadkach „straszne zrodziło się piękno”, na co wskazuje tajemniczy zwrot Boltona. Nie wyjaśnił, co rozumie przez „znaczącą eskalację”, a jednocześnie pozostawił wyzwanie zawieszone w powietrzu, wzywając do przemyślenia decyzji o S-300. Co ważne, tweet Boltona zignorował wyjaśnienie Moskwy na najwyższym szczeblu w poniedziałek, że rosyjskim celem jest jedynie „zapobieżenie potencjalnemu zagrożeniu” dla życia rosyjskiego personelu rozmieszczonego w Syrii.

Mówiąc wprost, z wpisu Boltona wynika, że jakiekolwiek rosyjskie ruchy zmierzające w stronę „znaczącego” wzmocnienia zdolności Syrii do powstrzymania agresji lub zamknięcia syryjskiej przestrzeni powietrznej w regionach, gdzie rozmieszczeni są Rosjanie, nie znajdą uznania w Waszyngtonie. Jest to dość ciekawa postawa. Zwłaszcza, że krążą uporczywe plotki na temat tego, że Stany Zjednoczone również gorączkowo pracują nad ustanowieniem „strefy zakazu lotów” w północno-wschodniej Syrii, która mogłaby pokryć wielki obszar rozciągający się od Manbidż w prowincji Aleppo do Dajr az-Zaur graniczące z Eufratem oraz że zaawansowany system obrony powietrznej i radarowej został już zainstalowany w pobliżu granicy tureckiej w Ajn al-Arab (znanym również jako Kobani) w północnej Syrii, kontrolowanym przez grupy kurdyjskie. To wszystko pomimo faktu, że ISIS nie posiada żadnej zdolności do przeprowadzania ataków lotniczych.

Oznacza to, z jednej strony, że Amerykanie ustanawiają system obrony powietrznej, aby chronić swoich kurdyjskich sojuszników w Syrii przed atakami, podczas gdy z drugiej strony, sprzeciwiają się wszelkim rosyjskim posunięciom, aby wzmocnić zdolność syryjskiego rządu do odstraszania izraelskich nalotów. Jaki jest plan gry? Strategia Stanów Zjednoczonych w Syrii przeszła fenomenalną ewolucję w ciągu minionego roku od deklarowanej agendy walki z terroryzmem do kształtowania politycznej przyszłości Syrii. Stany Zjednoczone niemal potwierdzają swój zamiar trwałej obecności w Syrii. Prezydent Trump nie mówi już o wycofaniu wojsk amerykańskich z Syrii. Równolegle Waszyngton ponownie uruchomił agendę zmiany reżimu w Syrii.

Podsumowując, należy bardzo wyraźnie podkreślić, że Stany Zjednoczone nie tylko nie akceptują porażki w konflikcie syryjskim, który zainicjowały około 7 lat temu, ale są zdeterminowane, by wygrać i wykorzystają całą dostępną moc dla osiągnięcia tego upragnionego celu. Oznacza to, że Waszyngton oczekuje, od Moskwy, że ta nie stanie na przeszkodzie planom zdegradowania syryjskich siły rządowych do stanu z połowy roku 2015 i przed rosyjską interwencją. I tu pojawia się Izrael. Porozumienie amerykańsko-izraelskie w powyższym projekcie nie wymaga omówienia, ponieważ zmiana reżimu w Syrii i ewentualne rozczłonkowanie tego kraju mogą zagwarantować, że nielegalna okupacja Wzgórz Golan przez Izrael nigdy nie zostanie podważona, pozostawiając administracji Trumpa wolną rękę w sprawie nadania tej okupacji międzynarodowej legitymacji jako część „syryjskiej ugody”.

Rosja to przysłowiowy pies w syryjskim ogrodzie. Obecność Iranu w Syrii jest niuansem, z którym poradzić może sobie Izrael w pojedynkę, ale tak długo, jak rosyjskie lotnictwo i satelity zapewniają ochronę syryjskim siłom rządowym, USA i Izrael będą miały problem z ich zniszczeniem w ramach realizowania agendy zmiany reżimu. Logicznym skutkiem projektu amerykańsko-izraelskiego jest usunięcie rosyjskich baz z terytorium Syrii. Ani Stany Zjednoczone, ani Izrael nie mogą znieść obecności wojskowej silniejszej niż Izrael na całym Bliskim Wschodzie. Faktyczne rosyjskie rozmieszczenie sił w Syrii może nie jest znaczące, ale Izrael doskonale zdaje sobie sprawę, że Rosja ma ogromną strategiczną głębię, której nie może dorównać.

Najważniejsze jest to, że dopóki Rosja będzie obecna na Bliskim Wschodzie, Izrael nie może odzyskać dominacji militarnej w regionie. A czas również nie działa na jego korzyść. Iran rośnie w siłę, a Turcja pozostaje wroga. Im szybciej wszystko zostanie załatwione po jego myśli, tym lepiej dla Izraela – najlepiej z Trumpem u władzy. Najwyraźniej Bolton rzucił rękawicę. Tragicznego wydarzenia z 17 września nie można rozpatrywać w oderwaniu od tego faktu.

Melkulangara Bhadrakumar

3 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Dodaj komentarz

  1. zefir
    zefir :

    Tylko jedno spostrzeżenie:John Robert Boltin,doradca d.s.bezpieczeństwa narodowego w gabinecie Trumpa jest prawnikiem i nie zna się na prowadzeniu współczesnych wojen.Zgrywa „jastrzębia” lecz zapomina,że Rosja jako nuklearna superpotęga może w pył zamienić jego państwo.