Unia Europejska z Iranem

Żaden z wysoko postawionych dyplomatów Unii Europejskiej nie przybędzie na bliskowschodnią konferencję do Warszawy, nie chcąc uczestniczyć w „antyirańskiej hucpie”, jak wprost nazywają szczyt władze Iranu. Bruksela zainwestowała zbyt dużo w ocieplenie relacji z Teheranem, ceniąc bardziej ekonomiczne profity niż amerykańsko-izraelskie interesy.

Już pod koniec stycznia wysoka przedstawiciel UE ds. polityki zagranicznej, Federica Mogherini, odmówiła udziału w warszawskiej konferencji poświęconej oficjalnie „sprawom Bliskiego Wschodu”. Szefowa unijnej dyplomacji w tym samym czasie ma bowiem uczestniczyć w posiedzeniu Unii Afrykańskiej. Dodatkowo, ważniejsze okazały się być dla niej wcześniej zaplanowane wizyty w państwach tzw. Rogu Afryki. Napiętym terminarzem zasłoniła się również jej zastępczyni Helga Schmid. Według doniesień medialnych obie dyplomatki uważają szczyt za „wysoce problematyczny”.

Nie będą w nim uczestniczyć także wysocy rangą przedstawiciele państw nadających ton całej Unii, nie licząc brytyjskiego ministra spraw zagranicznych Jeremy’ego Hunta. Niemcy będą najprawdopodobniej reprezentowane jedynie przez wiceminister, natomiast Francuzi zapowiadają wysłanie do Warszawy szefa jednego z departamentów w resorcie dyplomacji.

Przestrzegane porozumienie

Nieobecność szefowej unijnej dyplomacji oraz jej zastępczyni nie powinna w tym kontekście szczególnie dziwić. Mogherini i Schmid poświęciły bowiem dużo czasu, aby prawie cztery lata temu doprowadzić do podpisania porozumienia nuklearnego pomiędzy Iranem oraz największymi światowymi mocarstwami. To właśnie Mogherini, wspólnie zresztą z irańskim ministrem spraw zagranicznych Mohammadem Dżawadem Zarifem, ogłosiła 2 kwietnia 2015 roku, że uczestnicy negocjacji wstępnie ustalili kształt odpowiedniej umowy.

Obecna szefowa unijnej dyplomacji kontynuowała drogę wytyczoną przez jej poprzedniczkę, brytyjską dyplomatkę Catherine Ashton, która już w 2013 roku rozpoczęła negocjacje z Irańczykami. Mogherini przekonywała społeczność międzynarodową, że osiągnięcie porozumienia z Teheranem będzie poważnym ciosem dla tzw. Państwa Islamskiego, ponieważ może być poważnym krokiem w kierunku stabilizacji sytuacji na całym Bliskim Wschodzie.

Zachód nie ukrywał przy tym, iż przestrzeganie porozumienia będzie wiązało się z ciężką pracą społeczności międzynarodowej, w tym również z koniecznością zaufania irańskim dyplomatom. Mogherini po prawie czterech latach od zawarcia umowy broni stanowiska, że sygnatariusze umowy przestrzegają swoich zobowiązań. Bruksela powołuje się w tym kontekście zwłaszcza na raporty ekspertów z Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej, nie zgłaszających większych zastrzeżeń odnośnie irańskiego programu atomowego.

Unijna komisarz ds. polityki zagranicznej nie ukrywa jednocześnie niechęci Brukseli wobec polityki Waszyngtonu. Pod koniec ubiegłego roku w specjalnym wystąpieniu zarzuciła Amerykanom chęć zniweczenia blisko dwunastoletnich wysiłków, dzięki którym możliwe było osiągnięcie porozumienia z Irańczykami. Mogherini sygnalizowała dodatkowo, że Stany Zjednoczone nie są wcale kluczowe w całej rozgrywce, stąd obecnie umowa może zostać jednostronnie wypowiedziana jedynie przez sam Iran. Dyplomatka nie szczędzi również słów krytyki samemu amerykańskiemu prezydentowi Donaldowi Trumpowi, który ma jej zdaniem hołdować „polityce niszczenia”.

Po pierwsze gospodarka

Brukseli nie udało się jednak powstrzymać sankcji, które Waszyngton sukcesywnie nakłada na Teheran. Trump tak naprawdę przywrócił już większość obostrzeń wobec Iranu, dotyczących zwłaszcza kluczowej dla tego kraju kwestii eksportu ropy naftowej. Co prawda Amerykanie zezwolili ośmiu krajom na dalsze prowadzenie interesów z Iranem, lecz sankcje obejmują już blisko siedemset irańskich przedsiębiorstw działających w kluczowych sektorach dla gospodarki tego państwa. Rynki zbytu swoich towarów straciły firmy z branż naftowej, transportowej, energetycznej, finansowej czy stoczniowej.

Zobacz także: Ambasador Iranu: Polska będzie musiała liczyć się z konsekwencjami organizacji konferencji bliskowschodniej

Na sankcjach wobec Iranu tracą nie tylko miejscowe przedsiębiorstwa, lecz także liczne zachodnie koncerny, które wykorzystały porozumienie nuklearne z 2015 roku do realizacji swoich interesów. Cofnięcie obostrzeń przez ówczesnego amerykańskiego prezydenta Baracka Obamę spowodowało prawdziwy boom na inwestycje w Iranie, dlatego trudno zliczyć wszystkie firmy, które zdecydowały się na inwestycje w tym kraju lub na współpracę z tamtejszymi przedsiębiorstwami. Szacuje się jednak, że najwięcej na amerykańskich sankcjach stracą podmioty z państw UE, Chin, Korei Południowej czy Norwegii, inwestujące głównie w branże naftową, motoryzacyjną, energetyczną czy lotniczą.

Nic więc dziwnego, że zagraniczne firmy szukają sposobów na obejście przeszkód stawianych im przez amerykańskie władze, mając w tej kwestii poparcie swoich państw. Już w zeszłym roku kraje Europy Zachodniej zapowiedziały zresztą wprost, iż będą starały się dalej handlować z Iranem. To będzie oczywiście możliwe jedynie w przypadku znalezienia sposobu na obejście sankcji, a taką szansą ma być utworzenie specjalnej spółki celowej, umożliwiającej obsługę europejsko-irańskich transakcji finansowych. Według ostatnich doniesień niemieckich mediów, do porozumienia w tej sprawie doszli już zresztą ministrowie finansów Niemiec, Wielkiej Brytanii i Francji.

Państwa kluczowe dla funkcjonowania UE powołały instrument wsparcia wymiany handlowej INSTEX, na czele którego mają stanąć właśnie przedstawiciele niemieckich, brytyjskich i francuskich środowisk finansowych. Spółka ma umożliwić bezpieczne rozliczanie transakcji finansowych pomiędzy europejskimi i irańskimi przedsiębiorstwami, przy czym wspomniane kraje zapewniły Amerykanów, iż mechanizm nie pozwoli na finansowanie ugrupowań terrorystycznych. Najprawdopodobniej INSTEX będzie miał jednak niewielki zasięg, pozwalając jedynie na podtrzymanie wymiany handlowej w kilku mało istotnych dziedzinach.

Uwzględniając Amerykę

Stany Zjednoczone są zdecydowanie ważniejszym partnerem gospodarczym dla państw europejskich, dlatego UE nie może całkowicie poświęcić swoich relacji z Amerykanami na rzecz porozumienia z Iranem. Podobnego ryzyka tym bardziej nie będą podejmować czołowe europejskie koncerny, których transakcje finansowe z Irańczykami mogą być bacznie obserwowane przez Departament Skarbu USA. Z tego powodu zachodnie firmy w większości wycofały się z już Iranu, nie czekając nawet na inaugurację działalności przez INSTEX.

Bruksela nie zamierza również w każdej sprawie wierzyć Teheranowi. Pod koniec ubiegłego roku unijna dyplomacja wyraziła zaniepokojenie irańskimi zbrojeniami, czyli przede wszystkim testami nowych rakiet balistycznych. Sami Irańczycy zdają sobie sprawę, że żaden mechanizm omijania amerykańskich sankcji nie będzie w pełni skuteczny, dlatego w ostatnim czasie coraz chętniej chwalą się osiągnięciami swojej zbrojeniówki. Pozostając przy tematach militarnych należy też pamiętać, iż UE i Iran mają zupełnie odmienne spojrzenie na konflikty w Syrii i Jemenie oraz na działalność libańskiego Hezbollahu, stąd w obu przypadkach Europejczycy zarzucają Iranowi finansowanie grup terrorystycznych.

Teheran z pewnością wpłynął też negatywnie na swoje postrzeganie w Europie aktywnością własnych służb. W ostatnim czasie próbowały one bowiem zlikwidować arabskich separatystów oraz irańskich opozycjonistów znajdujących się na emigracji. Wszystkie te sprawy zostały wykryte przez policję w Danii, Francji oraz Holandii, stąd zakaz wjazdu na terytorium UE otrzymało kilku członków irańskich służb bezpieczeństwa.

Europejsko-irańskie relacje wydają się być bardzo skomplikowane. Tym niemniej bojkot warszawskiego szczytu jest wyraźnym sygnałem, że Bruksela wciąż wiąże duże nadzieje z Teheranem, chcąc zwłaszcza zagrać na nosie obecnemu gospodarzowi Białego Domu.

Marcin Ursyński

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jazmig
    jazmig :

    Rakiety balistyczne nie są wpisane w traktat z Iranem, więc nie rozumiem zastrzeżeń UE w tej sprawie. Wroga Iranowi Arabia Saudyjska posiada tego rodzaju rakiety, kupione od USA, dlatego Iran musi mieć możliwość odpowiedzi na ewentualny saudyjski atak.