Human Rights Watch skrytykowało rząd w Kijowie we wrześniu 2017 r. za nałożenie kolejnych ograniczeń na dziennikarzy, w szczególności zagranicznych korespondentów. Rząd Poroszenki przeforsował nawet przepisy zakazujące krytyki przeszłości Ukrainy, w tym rolę ultra-nacjonalistycznego przywódcy partyzanckiego (i nazistowskiego kolaboranta) Stepana Bandery i jego zwolenników w trakcie II wojny światowej. Cenzura i inne ograniczenia mediów mogą stać się jeszcze bardziej rozpowszechnione i arbitralne w związku z nową deklaracją stanu wojennego – podkreśla Ted Galen Carpenter, ekspert ds. polityki zagranicznej, na łamach The American Conservative.
Niedawny incydent z udziałem rosyjskich i ukraińskich okrętów wojennych w Cieśninie Kerczeńskiej wywołał falę histerii. NATO zostało zmuszone do zwołania nadzwyczajnego spotkania z Ukrainą, a Rada Bezpieczeństwa ONZ zwołała pilną sesję w celu omówienia kryzysu. Wykorzystując tendencję do upraszczania niejasnych geopolitycznych rywalizacji, zachodni politycy i dziennikarze odruchowo zaakceptowali narrację, że incydent to kolejny przypadek rażącej agresji Władimira Putina i “bezprawnego zachowania” przeciwko jego pokojowemu, demokratycznemu sąsiadowi. Jak na zawołanie, CNN, MSNBC i inne media zaczęły publikować ostre antyrosyjskie artykuły.
W rzeczywistości incydent w Cieśninie Kerczeńskiej wiąże się z licznymi i złożonymi czynnikami. Obejmują one napięte dwustronne stosunki rosyjsko-ukraińskie, szersze cele polityki zagranicznej Kijowa oraz niestabilną politykę wewnętrzną Ukrainy.
Prezydent Ukrainy Petro Poroszenko musiał wiedzieć, że decyzja o wysłaniu trzech okrętów wojennych przez Cieśninę Kerczeńską będzie destrukcyjna. Cieśnina, łącząca Morze Czarne z Morzem Azowskim, oddziela półwysep Taman od Półwyspu Krymskiego. Pomimo aneksji tego ostatniego przez Moskwę w 2014 r., Kijów nadal uważa Krym za terytorium ukraińskie, co znajduje poparcie Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników. Ponadto przejście przez cieśninę jest jedynym połączeniem oceanicznym między portami Morza Czarnego na Ukrainie i tymi na Morzu Azowskim. Kijów, co nie dziwi, uważa cieśninę za wody międzynarodowe. Rosja uważa jednak drogę wodną za własne wody terytorialne i postrzega próbę tranzytu przez trzy ukraińskie okręty jako naruszenie.
Niezależnie od prawnych argumentów wspierających rywalizujące stanowiska w kwestii suwerenności Krymu i statusu Cieśniny Kerczeńskiej, rzeczywistość jest taka, że Rosja kontroluje ten półwysep i jest mało prawdopodobne, aby kiedykolwiek przywróciła go Ukrainie, bez względu na zachodnie żądania. Poroszenko musiał wiedzieć, że jego próba wysłania okrętów wojennych przez wąskie przejście między tym, co Kreml uważa za dwie części rosyjskiego terytorium, z pewnością spowoduje incydent. Dlaczego Kijów ryzykował taką konfrontację? Dlaczego teraz? Istnieje kilka prawdopodobnych motywów.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Ukraina nie powinna stać się członkiem NATO
Kijów chce zwiększyć presję na NATO, a zwłaszcza Stany Zjednoczone, w celu zajęcia twardszego stanowisko wobec Moskwy. Pomimo oficjalnego stanowiska, mówiącego że Kreml musi oddać Krym i położyć kres popieraniu prorosyjskich separatystów we wschodniej Ukrainie, polityka zachodnia wygląda na coraz bardziej przebrzmiałą i nieskuteczną. Niektórzy politycy europejscy są nawet zdania, że nadszedł czas, aby zrewidować (osłabić) sankcje ekonomiczne nałożone przez Zachód na Rosję. Prezydent Trump oświadczył, że Rosja powinna zostać ponownie przyjęta do grupy wiodących potęg gospodarczych (G7).
Takie słowa mogą potencjalnie zagrażać interesom Ukrainy. Doprowadzenie do incydentu, który przypomina zachodnim zwolennikom Kijowa (i reszcie świata) o agresywnych tendencjach Moskwy, sprawia, że jakakolwiek perspektywa nawet ograniczonego zbliżenia między Rosją a NATO lub Unią Europejską jest mniej prawdopodobna.
Ukraińscy przywódcy są szczególnie zdeterminowani, aby podtrzymać dwustronną strategiczną współpracę ze Stanami Zjednoczonymi. Przekonanie, że administracja Trumpa realizuje “miękką” politykę wobec Rosji, albo taką, która okazuje się być ustępstwem, zawsze było przesadzone. Działania Trumpa są w rzeczywistości bardziej bezkompromisowe niż administracji Baracka Obamy. Jest to szczególnie widoczne w odniesieniu do relacji Waszyngtonu z Kijowem. Podczas gdy Obama konsekwentnie odmawiał dostarczania broni na Ukrainę, administracja Trumpa dwukrotnie zatwierdziła sprzedaż broni Ukrainie, w tym zaawansowanych pocisków przeciwpancernych. Amerykańskie oddziały brały udział we wspólnych ćwiczeniach wojskowych z siłami ukraińskimi, a sekretarz obrony James Mattis przyznaje, że Stany Zjednoczone szkolą ukraińskie jednostki w bazie na zachodniej Ukrainie.
Poroszenko i jego współpracownicy chcą zintensyfikować ten kierunek działań. Mają nadzieję, że stworzenie nowego incydentu podkreślającego agresywne rosyjskie postępowanie doprowadzi administrację Trumpa do zwiększenia sprzedaży broni i innych form dwustronnej współpracy wojskowej. Nawet gdyby Trump okazał niechęć do przyjęcia tego kursu, presja krajowa i międzynarodowa mogłaby pozostawić mu niewielki wybór. Istotnie, zachodnie media ostro skrytykowały Trumpa, że nie od razu potępił Rosję jako bezwzględnego agresora w incydencie w Cieśniny Kerczeńskiej.
Poroszenko ma więc wiele powodów w dziedzinie polityki zagranicznej, by podjąć takie działania, jak w Cieśninie Kerczeńskiej. Ma także znaczące motywacje polityczne i ideologiczne. Jego rząd ogłosił oficjalną datę wyborów prezydenckich na Ukrainie w 2019 r. dopiero dwa dni po morskim zdarzeniu. Obecna data to 31 marca. Termin ogłoszenia wyborów jest, delikatnie rzecz ujmując, podejrzany.
Żaden kandydat prawdopodobnie nie przekroczy 50 proc. poparcia koniecznych do uniknięcia drugiej tury, ale ostatnie badania wskazują, że Poroszenko ma zaskakująco słabą pozycję polityczną. Większość sondaży pokazuje, że otrzymałby od 8 do 15 proc. głosów w pierwszej turze. Wiodącą kandydatką jest była premier Julia Tymoszenko, a Poroszenko znajduje się dopiero na trzecim miejscu. Skandale korupcyjne nadal szkodzą jego administracji, co sprawia, że jego ponowny wybór (a nawet jego zdolność do wymuszenia drugiej tury) nie jest wcale pewny.
Oprócz stworzenia efektu patriotycznej konsolidacji, wzmacniającego w ten sposób pozycję Poroszenki, rosyjskie zajęcie ukraińskich okrętów dało prezydentowi uzasadnienie do wprowadzenia natychmiastowego stanu wojennego w 10 regionach wschodniej Ukrainy, czyli na obszarach, gdzie ludność może być szczególnie wrogo nastawiona do jego polityki. Mogłoby to również posłużyć jako podstawa do zaostrzenia już i tak niepokojących ograniczeń wolności słowa na Ukrainie.
To doświadczenie powinno zaniepokoić zwolenników Kijowa na Zachodzie. Aby prowadzić wojnę ze wschodnimi separatystami, Kijów wcześnie nie tylko ustanowił pobór, ale także aresztował krytyków tej akcji. Władze uwięziły dziennikarza telewizyjnego i blogera Ruslana Kotsabę i oskarżyły go o zdradę za nakręcenie wideo potępiającego prawo o poborze. Kotsaba stał się pierwszym “więźniem sumienia” Amnesty International na Ukrainie od czasu tak zwanej rewolucji na Majdanie w 2014 roku.
Niejasność obowiązujących przepisów (i brak znaczącej niezależnej oceny lub prawa do odwołania) była szczególnie niepokojąca. Rzeczywiście wydaje się, że każdy, kto kwestionuje rządową narrację o rewolucji na Majdanie (zwłaszcza ci, którzy odważą się wspomnieć o roli ultranacjonalistów, elementów neofaszystowskich) lub konflikcie na wschodniej Ukrainie, prawdopodobnie zostanie uciszony.
Bogdan Owczaruk, rzecznik biura w Amnesty International w Kijowie, wyraził obawy wielu zwolenników wolności słowa, kiedy powiedział BBC: “To naprawdę bardzo śliskie zbocze. Ograniczanie dostępu do tekstów propagujących przemoc jest jedną rzeczą, ale ogólnie zakazywanie książek, ponieważ ich autorzy mają poglądy uznane za niedopuszczalne dla polityków w Kijowie, jest głęboko niebezpieczne”. Konsekwencje takiej kampanii z pewnością zagrażają tkance swobód obywatelskich, twierdzi Owczaruk.
Jednak restrykcyjna polityka rządu Kijowa nie słabnie. We wrześniu 2015 r. władze ukraińskie wydały nawet zarządzenie zakazujące 34 dziennikarzom i 7 blogerom wstępu na teren kraju. Komitet ds. Ochrony Dziennikarzy poinformował, że nowo opublikowana lista była jedynie częścią większej czarnej listy, która zawierała nazwiska 388 osób i ponad 100 organizacji, którym zakazano wstęp ze względu na “bezpieczeństwo narodowe” i rzekome zagrożenie dla ukraińskiej “integralności terytorialnej”.
Human Rights Watch skrytykowało rząd w Kijowie we wrześniu 2017 r. za nałożenie jeszcze większych ograniczeń na dziennikarzy, w szczególności zagranicznych korespondentów. Rząd Poroszenki przeforsował nawet przepisy zakazujące krytyki przeszłości Ukrainy, w tym rolę ultra-nacjonalistycznego przywódcy partyzanckiego (i nazistowskiego kolaboranta) Stepana Bandery i jego zwolenników w trakcie II wojny światowej. Cenzura i inne ograniczenia mediów mogą stać się jeszcze bardziej rozpowszechnione i arbitralne w związku z nową deklaracją stanu wojennego Poroszenki.
Zachodni wielbiciele Ukrainy zazwyczaj ignorują takie dowody autorytarnego zachowania, ponieważ nie pasują one do ich wizerunku Ukrainy jako oświeconego członka wspólnoty demokratycznej. Rzeczywistość jest taka, że Ukraina uosabia to, co analityk CNN, Fareed Zakaria, trafnie określił jako “nieliberalną demokrację”. Reżim Poroszenki z pewnością nie zasługuje na niekwestionowane poparcie Zachodu. Kijów jest w stanie przeprowadzić prowokacje w interesie agendy kierownictwa politycznego. Stany Zjednoczone nie mają istotnych interesów strategicznych, ani moralnych w sporze między Ukrainą a Rosją, ani tym bardziej w najnowszym peryferyjnym sporze w Cieśninie Kerczeńskiej. Ostrożna i powściągliwa postawa jest tutaj wskazana.
Ted Galen Carpenter
Zostaw odpowiedź
Chcesz przyłączyć się do dyskusji?Nie krępuj się!