Rosnące poparcie dla Szwedzkich Demokratów spowodowało, że partie głównego nurtu głowiły się nad wyciszeniem problemu imigrantów, który jest oczywiście paliwem napędowym dla ugrupowania Jimmiego Åkessona. Ostatnia seria podpaleń samochodów i skoordynowanych zamieszek pokrzyżowała jednak plany socjaldemokratów oraz liberalnej centroprawicy.

Szwedzkie media nie mają wątpliwości, że poniedziałkowe wydarzenia w Göteborgu i Trollhättan były być może najpoważniejszymi tego typu rozruchami we współczesnej historii kraju. Co prawda ataki na policjantów i podpalenia samochodów nie są w Szwecji niczym szczególnie nowym. Miały miejsce chociażby kilkanaście dni wcześniej w Västerås. Ale nigdy nie osiągnęły takiej skali. Szacuje się, że w ich wyniku spłonęło nawet dziewięćdziesiąt aut. Natomiast portale spoza głównego nurtu medialnego porównują obrazki ze wspomnianych miast do tych znanych z czasów wojny w Bagdadzie, czy walk w somalijskim Mogadiszu.

Policja nie ma ukrywa, że ataki były bardzo dobrze skoordynowane, w czym pomogły najpewniej media społecznościowe. Pierwsze zgłoszenia o grupach zamaskowanych młodych ludzi podpalających samochody pojawiły się w poniedziałek około godziny 21. Pochodziły z kilku dzielnic Göteborga, w tym z parkingu przy miejskim szpitalu specjalistycznym. Dwie godziny później policjanci otrzymali kolejne sygnały o płonących autach w kolejnych częściach drugiego największego miasta Szwecji. Przestępcy, pochodzący z dzielnic zamieszkiwanych głównie przez imigrantów, byli przy tym dobrze uzbrojeni, posiadali bowiem przygotowane wcześniej koktajle Mołotowa.

Obrazki płonących szwedzkich miast musiały spotkać się z reakcją socjaldemokratycznego premiera Stefana Löfvena, który zapytał wprost „co wy do diabła robicie?”. Szef Socialdemokraterny nie wydobył z siebie jednak niczego odkrywczego, sugerując między innymi, że wszystko wyglądało „niemal jak operacja wojskowa”, a teraz należy czekać na dokładne ustalenia policji. Löfven zapowiedział dodatkowo surowe rozprawienie się z wandalami. Przy czym zdecydował się podrzucić swoisty gorący kartofel centroprawicowej koalicji Sojusz. Przypomniał bowiem, że to właśnie poprzedni rząd Fredrika Reinfeldta – poprzez wprowadzoną wcześniej politykę migracyjną – pozwolił na masowy przyjazd „uchodźców” w 2015 roku.

Szpilka wbita centroprawicy nie powinna przy tym dziwić. Do wyborów parlamentarnych pozostał już mniej niż miesiąc, tymczasem to właśnie wynik Moderaterny i jej sojuszników może przesądzić o kształcie przyszłego rządu. Jeśli zjednoczona liberalna centroprawica uzyska słaby wynik i nie zdecyduje się na koalicję ze Szwedzkimi Demokratami, wówczas to lewica na kolejne cztery lata pozostanie u władzy.

Nie zmienia to faktu, iż centroprawica jest najmniej wiarygodna jeśli chodzi o dominujący w przedwyborczej kampanii temat imigrantów oraz samej idei społeczeństwa wielokulturowego. Co prawda Moderaterna w swoim programie sprzeciwia się dalszemu napływowi cudzoziemców, skupiając się na znalezieniu zajęcia i asymilacji osób już znajdujących się na terytorium Szwecji, ale to jej przywódcy najchętniej otwierali drzwi dla przybyszów z zagranicy. Z tego powodu centroprawica jest łatwo punktowana przez Szwedzkich Demokratów (i jak widać również socjaldemokratów), którzy przypominają wypowiedzi wspomnianego Reinfeldta apelującego kilka lat temu do Szwedów o „otwarcie swoich serc” na imigrantów.

Czytaj także: Nowa Alternatywa dla Szwecji

Wymogi szwedzkiej poprawności politycznej skutkują jednak tym, że żadna z innych topowych partii, poza SD, nie ma odwagi jednoznacznie skrytykować modelu społeczeństwa wielokulturowego. Właśnie dlatego tamtejszy mainstream chciał wyciszyć podobne tematy, o czym może świadczyć choćby postępowanie szwedzkiej telewizji publicznej. W czerwcu kwestie imigracji i integracji nie znalazły się wśród zagadnień, które miała ona monitorować podczas kampanii. Chociaż według sondaży Szwedzi właśnie tę sprawę uważali za najważniejszą przed wyborami parlamentarnymi.

Dominację SD na polu imigracji na początku kampanii próbowali przerwać sami socjaldemokraci, ogłaszając czternastopunktowy program przewidujący głównie utrzymanie wprowadzonej w ostatnich dwóch latach bardziej restrykcyjnej polityki w tym zakresie. Szybko okazało się jednak, że tylko kilkanaście procent Szwedów wierzy w tej kwestii partii Löfvena, natomiast blisko jedna trzecia wciąż uważa SD za najbardziej wiarygodną alternatywę dla dotychczasowej polityki migracyjnej. Najnowszą strategią lewicy miało być wyciszenie tego tematu, aby mogła skupić się na swojej najmocniejszej stronie w postaci zagadnień socjalnych. Ale jak widać wydarzenia na ulicach szwedzkich miast raczej na to nie pozwolą.

Niektórzy postanowili z kolei wykorzystać przesunięcie się szwedzkiej debaty publicznej w prawo. Podupadający Liberałowie zaproponowali więc, aby osoby dopuszczające się zabójstw honorowych były deportowane ze Szwecji. Jak widać na trzy tygodnie przed szwedzkimi wyborami pewnych rzeczy nie da się już zamieść pod dywan.

Marcin Ursyński

2 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply