Mimo całego skomplikowanego kontekstu stosunków polsko-ukraińskich jest bezspornym faktem, że ukraińskie podziemie nacjonalistyczne przeprowadziło antypolską czystkę na Wołyniu – i za to należałoby przeprosić. Do tego jednak nie dojdzie, gdyż część sił politycznych na Ukrainie czerpie korzyści z gloryfikacji postaci zaangażowanych w zbrodnię wołyńską.

MAREK WOJNAR: Wojna polsko-ukraińska czy ludobójstwo – czy da się pogodzić ze sobą sprzeczne stanowiska Polaków i Ukraińców w sprawie Wołynia?

WOŁODYMYR PAWLIW: Zasadniczy problem polega na tym, że sama Ukraina jest podzielona w tej kwestii – trudno rozwiązać sprawy pamięci między Polakami i Ukraińcami, jeżeli w sprawie Wołynia sami Ukraińcy nie potrafią dojść do porozumienia. Na tak zwanej Wielkiej Ukrainie, a więc w części kraju, która jeszcze przed 1939 rokiem była częścią Związku Radzieckiego, ludzie niewiele wiedzą na temat rzezi wołyńskiej. Nie traktuje się jej więc jako części tamtejszej historii, a zamiast tego wojenny dyskurs jest zdominowany przez fakt zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej. Praktycznie wszystkie polsko-ukraińskie zatargi historyczne wiążą się z ziemiami zachodnioukraińskimi, gdzie panuje odrębna narracja historyczna.

Gdyby polskie elity – najbardziej zainteresowane są tym „środowiska kresowe” – próbowały w poprzednich latach prowadzić dialog wyłącznie z zachodnią Ukrainą, może wówczas udałoby się im coś osiągnąć. Obecnie jednak perspektywy porozumienia wyglądają źle – głównie w związku ze wzrostem wpływów ukraińskich nacjonalistów.

Jeszcze w marcu po stronie ukraińskiej pojawiły się koncepcje zakończenia wołyńskiej dyskusji na zasadzie „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Czy mają one szanse powodzenia?

Ta formuła nie jest nowa – wszystko zależy od tego jaką treścią ją napełnimy. Widzimy zresztą, że dla najbardziej zainteresowanych w Polsce upamiętnieniem tej tragedii „środowisk kresowych” jest ona niewystarczająca, a z kolei w przypadku strony ukraińskiej taka deklaracja nie oznacza, że Ukraińcy poczuwają się do winy za to, co się stało. Nie chodzi bowiem o to, aby powiedzieć, że miały miejsce walki, lecz aby osoby odpowiedzialne za przestępstwo zostały na płaszczyźnie moralnej rozliczone. Ukraińcy niezależnie od tego jakich formuł poszukują, nie są gotowi, aby wziąć na siebie odpowiedzialność za zbrodnię wołyńską i w jasny sposób o tym zakomunikować. Mimo całego skomplikowanego kontekstu stosunków polsko-ukraińskich jest bezspornym faktem, że ukraińskie podziemie nacjonalistyczne przeprowadziło antypolską czystkę na Wołyniu – i za to należałoby przeprosić. Do tego jednak nie dojdzie, gdyż część sił politycznych na Ukrainie czerpie korzyści z gloryfikacji postaci zaangażowanych w zbrodnię wołyńską. Ukraińcy muszą sobie więc odpowiedzieć na pytanie: czy Ukraińska Powstańcza Armia i Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów to stuprocentowi bohaterowie, czy może jednak ich historia składa się zarówno z czarnych, jak i białych kart.

W kwietniu do Sejmu trafił projekt PSL, w którym podaje się wyraźnie zawyżone szacunki mówiące o dwustu tysiącach ofiar wołyńskich, a tamtejsze wydarzenia określa się mianem ludobójstwa. Cała sprawa wywołała ostre reakcje na Ukrainie, zwłaszcza wśród nacjonalistów. Czy przegramy tę rocznicę?

Prawdę mówiąc, jestem pesymistą. Procesu pojednania nie udało się doprowadzić do końca dziesięć lat temu, kiedy to między Leonidem Kuczmą, a Aleksandrem Kwaśniewskim panowały dobre stosunki, a pozycja prezydenta Ukrainy była stosunkowo silna. Od tamtego czasu radykalnie wzrosły i w dalszym ciągu rosną wpływy nacjonalistów. Nie mam wątpliwości, że Swoboda nie zrezygnuje z agresywnej retoryki, która sprawia, że ich popularność rośnie.

Należy pamiętać, że ukraiński wyborca znajduje się w „opłakanym stanie” – zarówno w sensie obywatelskim, jak i materialnym. W rezultacie, jeżeli propagandyści Swobody opowiadają o odwiecznie ciemiężonym przez Polaków narodzie ukraińskim, który w imię sprawiedliwości chwycił za broń i nikt nie ma prawa go za to osądzać, ta retoryka trafia do społeczeństwa.

Często – zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie – słyszymy, że Swoboda jest partią antyrosyjską oraz, że wątek antypolski nie odgrywa w ich działaniu szczególnej roli.

Obecnie rzeczywiście wątek antypolski jest mniej nagłaśniany aniżeli antyrosyjski – wynika to z faktu, że środowiska nacjonalistyczne widzą bez porównania większe zagrożenie w Rosji, niż w Polsce. Nie powinniśmy mieć jednak krótkiej pamięci – Swoboda wywodzi się z Socjalno-Nacjonalistycznej Partii Ukrainy, której członkowie w swoim czasie zasłynęli między innymi wycieraniem flag Rosji, Polski i Izraela o swoje buty podczas demonstracji nieopodal lwowskiego pomnika Tarasa Szewczenki. Niemożność rozwiązania sprawy Domu Polskiego we Lwowie pokazuje zresztą, że antypolskie nastroje wśród ukraińskich nacjonalistów są wciąż żywe.

Mimo wszystko przy władzy utrzymuje się Partia Regionów – czego możemy spodziewać się po obozie rządzącym?

Najprawdopodobniej prezydent Wiktor Janukowycz spróbuje uniknąć udziału w obchodach, aby nie stracić ani na wschodzie, ani na zachodzie kraju. Z kolei sama Partia Regionów nie jest w najmniejszym stopniu projektem ideologicznym – jej przedstawiciele są cynicznymi graczami, których interesuje wyłącznie władza rozumiana jako dostęp do państwowych zasobów. Nie należy w związku z tym spodziewać się, aby ta siła polityczna zajęła jakiekolwiek stanowisko w sprawach historii i pamięci. Niewątpliwie niektórzy politycy Partii Regionów, jak na przykład Mychajło Czeczetow, Wadim Kołesniczenko czy minister edukacji Dmytro Tabacznyk, będą w lipcu krytykować rzeź wołyńską, inni z kolei, jak pochodząca ze Lwowa Hanna Herman, spróbują zapewne nieśmiało bronić Ukraińców. Tyle, że to wszystko będzie w rzeczywistości elementem politycznej gry.

Pojawiają się również głosy mówiące, że Swoboda nigdy nie osiągnęłaby takiego wyniku wyborczego bez cichego wsparcia ze strony Partii Regionów. Nie należy się więc łudzić, że te dwie siły polityczne stanowią dla siebie jakąkolwiek alternatywę – najprawdopodobniej wręcz wzajemnie się dopełniają, a bójki w parlamencie pomiędzy deputowanymi Partii Regionów i Swobody to wyłącznie polityczny teatr.

Obserwując spory wokół uchwał mam wrażenie, że umyka nam ważniejszy problem – Ukraińcy wiedzą o rzezi wołyńskiej znacznie mniej niż Polacy. Co należy zrobić, aby to zmienić?

Na Ukrainie trzeba byłoby gruntownie zmienić cały system władzy, bowiem na chwilę obecną zarówno na poziomie centralnym, jak i regionalnym rządzący myślą wyłącznie o osobistych korzyściach, podczas gdy nikt nie dba o to, aby ukraińskie społeczeństwo stało się mądrzejsze. Brak myślenia w kategoriach ogólnonarodowych prowadzi do regresu we wszystkich dziedzinach życia, w tym także w sferze edukacji. Na Ukrainie w różnych częściach kraju uczniowie korzystają z rozmaitych podręczników do historii, jednak nawet gdyby udałoby się ujednolicić ich treść, wówczas nauczyciele i tak powtarzaliby mity charakterystyczne dla danego regionu. Na Ukrainie brakuje społecznego konsensusu, a jego wypracowanie jest najważniejszym zadaniem dla kraju na najbliższe lata. Bez wewnętrznej zgody trudno będzie o porozumienie w trudnych sprawach z sąsiadami. Pozostaje mieć tylko nadzieje, że w lipcu unikniemy sporów nad grobami.

Wołodymyr Pawliw jest ukraińskim dziennikarzem i publicystą, wykłada na Ukraińskim Katolickim Uniwersytecie we Lwowie. W Polsce znany głównie z tekstów krytycznych wobec dziedzictwa ukraińskiego nacjonalizmu takich jak: Skończmy z pięknymi bajkami o UPA(Gazeta Wyborcza) czy Na kłopoty Bandera(Newsweek).

————-

Wywiad pochodzi ze strony:

[link=http://www.new.org.pl/2013-05-27,strona_ukrainska.html]

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply