Rząd nie zdołał przejąć Marszu Niepodległości

Obozowi rządzącemu nie udało się przejąć Marszu Niepodległości. Ta porażka składa się na prawdziwą klęskę jaką okazała się niezdolność władz do organizacji rzeczywiście okazałych obchodów stulecia odrodzenia Polski – pisze Karol Kaźmierczak.

Jeszcze zanim padły oficjalne wypowiedzi i deklaracje zaczęła się wojna podjazdowa na Twitterze. Anonimowe konta popierające na co dzień wszystko co mówią i robią politycy PiS zaczęły niewybredne ataki na narodowców jako organizatorów Marszu Niepodległości. Posunięto się w nich nawet do zamieszczenia fejkowej grafiki, która miała przy okazji dezawuować głośny, coraz bardziej słyszalny w społeczeństwie sprzeciw nacjonalistów wobec proimigracyjnej polityki rządu.

Wkrótce potem wzmożona aktywność partyjnych trolli stała się zrozumiała. Rzecznik prezydenta Andrzeja Dudy ogłosił, że nie weźmie on udziału w Marszu Niepodległości, tłumacząc to brakiem czasu w napiętym harmonogramie głowy państwa. Tłumaczenie to nie świadczy najlepiej o organizacji pracy prezydenta przez jego kancelarię, a może i jego samego. Wszak trzy dni wcześniej Duda zapraszał wszystkich obywateli na Marsz. Czyżby wówczas jeszcze nie wiedział, że nie wystarczy mu na to czasu? Trudno uwierzyć, że zaangażowanie głowy państwa w obchody miesiącami nagłaśnianej rocznicy jest ustalane na dwa tygodnie przed nią.

Niemal natychmiast po ogłoszeniu decyzji prezydenta do ataku na organizatorów Marszu Niepodległości ruszyli czołowi medialni propagandyści obozu rządzącego. Rozpoczął Samuel Pereira formalnie zarządzający portalem TVP Info choć według medialnych spekulacji mający znacznie większe wpływy w telewizji publicznej niż wskazuje na to jego stanowisko. Pereira napisał wiele wpisów sugerujących, że prezydent nie pójdzie w Marszu Niepodległości z winy narodowców, że okrągła rocznica odzyskania niepodległości nie zostanie godnie uczczona i że stało się tak z powodu ambicji liderów partii Ruch Narodowy Roberta Winnickiego i Krzysztofa Bosaka. Pereira, a za nim była szefowa Wiadomości TVP Marzena Paczuska pisali o „zawłaszczaniu” święta. Pereira posunął się nawet do apelu o „oddanie” Marszu Niepodległości. Oczywiście asystowały mu setki anonimowych trolli atakujących na Twitterze i wspomnianych polityków, i narodowców jako takich, czy w końcu sam Marsz Niepodległości. Do akcji włączyła się także rzecznik Prawa i Sprawiedliwości, Beata Mazurek również krytykując narodowców.

Manifestacja milczącej większości

Apel Pereiry można uznać za pokaz cynizmu. Przez lata po 1989 roku narodowcy byli bowiem jedynymi, którzy organizowali 11 listopada marsz dla uczczenia rocznicy narodzin II Rzeczpospolitej. Tak było także w 2010 roku kiedy dwie największe organizacje narodowe – Młodzież Wszechpolska i Obóz Narodowo-Radykalny zamiast maszerować osobno i strukturami lokalnymi w różnych miastach, porozumiały się co do potrzeby zjednoczenia i skoncentrowania swoich wysiłków na rzecz organizacji obchodów Dnia Niepodległości. To właśnie te organizacje założyły Stowarzyszenie Marsz Niepodległości będące formalnym organizatorem uroczystości. Dlatego zresztą zrzucanie decyzji o braku uczestnictwa prezydenta w Marszu na liderów Ruchu Narodowego jest manipulacją sympatyzujących z PiS publicystów. Po organizacyjnych i personalnych perturbacjach, podsumowanych przez porażki wyborcze nacjonalistów, zarówno Młodzież Wszechpolska jak i ONR zdystansowały się od partii politycznej jaką jest RN. W istocie ani Winnicki, ani Bosak nie należą do Zarządu Stowarzyszanie Marsz Niepodległości, ani nie mają w tym wydarzeniu „udziałów organizacyjnych”.

To wszechpolacy i oenerowcy stanowią większość kadry do zadań technicznych, w tym wykonującej trudne a czasem niebezpieczne zadania Straży Marszu. Nie wiadomo więc na jakieś zasadzie narodowcy mieliby „oddawać”, jak to ujął Pereira, coś czego nikomu nie zabierali. Coś co stworzyli kosztem dziesiątek tysięcy złotych rocznie, a także setek godzin pracy zarówno kierowników imprezy jak i zwykłych młodych chłopaków ćwiczących w ramach swoich oddziałów Straży Marszu ochronę uczestników przez cały rok przed jego rozpoczęciem. Coś co wymyślili i konsekwentnie realizowali przez lata i czym przez lata instytucje publiczne, ale też politycy PiS, nie wydawały się być zainteresowane, przenosząc demonstracyjnie swoje obchody 11 listopada do Krakowa.

Pierwszy marsz nie wyróżnił się liczebnością. Drugi – 2011 roku był już liczny. Zgromadził już kilkanaście tysięcy uczestników, których zmobilizowała wówczas agresywna kampania propagandowa przeciw „faszystom na ulicach Warszawy” zorganizowana przez redakcję „Gazety Wyborczej” oraz próba zakłócenia wydarzenia przez anarchistycznych bojówkarzy z Niemiec, znajdujących schronienie w redakcji „Krytyki Politycznej”. Ten pierwszy liczny Marsz Niepodległości, który w następnych latach rozrósł się do rozmiarów największej manifestacji w kraju, obrazował już skąd wzięła się jego narastająca popularność. Marsz Niepodległości stał się oddolnym ruchem „szarych obywateli”, „milczącej większości” zirytowanej arogancją elit, narzucaną przez nie poprawnością polityczną, kwalifikującą każdy ekspresywnie manifestowany patriotyzm w kategoriach nacjonalizmu, zaś każdy nacjonalizm w kategoriach neonazimu, arogancją elit wyzutych z narodowych emocji, przenoszących swoje zaangażowanie i lojalność na mitologizowaną Europę. Policyjne prowokacje i ataki były odczuwalnym przejawem pogardy rządzących „europejczyków” dla tubylców, którymi trzeba kierować, ale których nie trzeba słuchać. Bez względu na ciężką pracę organizatorów Marsz szybko nabrał całkowicie oddolnej, sieciowej dynamiki. Stał się spontaniczną i chaotyczną nową konfederacją tworzoną przez Polaków, w postaci których odżyła stara figura Sarmaty, których być może nie jednoczył żaden konkretny polityczny program, którzy nie konkretyzowali czego chcą, ale dobrze wiedzieli czego nie chcą. Marsz Niepodległości stał się donośnym głosem tych, którym na salonach debaty publicznej dotychczas odmawiano głosu. Jak donośny był to głos, okazało się w czasie wyborów 2015 roku, które przyniosły polityczne trzęsienie ziemi w postaci całkowitej przegranej dotychczas rządzących. Uliczna konfederacja zapowiadała realną polityczną zmianę.

Zobacz także: Parlament Europejski uznał Marsz Niepodległości za neonazistowski

Przez dwa lata nowy rząd PiS przyjął wobec organizatorów Marszu bardzo kurtuazyjną postawę. Jak ręką odjął, po wycofaniu policji i zmianie nastawienia jej dowódców skończyły się zamieszki. Potwierdziło to twierdzenia narodowców i wielu komentatorów, że zamieszki były efektem prowokacji władz rozwiązujących zgromadzenie publiczne pod lada pretekstem, wysyłających przeciw jego uczestnikom uzbrojone po zęby kolumny policjantów w mundurach, ale też wchodzących w tłum funkcjonariuszy ubranych po cywilnemu, ogrywających główną rolę w eskalowaniu sytuacji. Sam Marsz nabrał atmosfery w istocie bardziej świątecznej a mniej kontestatorskiej. Mimo to nowy obóz rządzący decydowały się go przejąć.

Amatorzy u władzy

Jak ujawnił prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Robert Bąkiewicz wysokiej rangi politycy PiS spotykali się z nim i innymi przedstawicielami Stowarzyszenia aż siedmiokrotnie. Byli wśród nich pierwszoligowi gracze z bezpośrednim dostępem do Jarosława Kaczyńskiego jak minister Joachim Brudziński i marszałek Stanisław Karczewski. Choć w spotkaniach uczestniczył także podsekretarz stanu z Kancelarii Prezydenta Wojciech Kolarski uświadamia nam to, że plan zmiany formuły Marszu Niepodległości nie powstał w Pałacu Prezydenckim i z myślą o jego lokatorze, lecz raczej w gabinetach przy ulicy Nowogrodzkiej 84/86.

Z informacji jakie uzyskałem z rozmowy z prominentnym przedstawicielem narodowców wynika, że to strona rządowa naciskała na rozpoczęcie tych rozmów. Co ciekawe pierwszy kontakt wyszedł z Kancelarii Premiera. W dodatku w pierwszym spotkaniu nie uczestniczył Kolarski ani żaden innych przedstawiciel prezydenta, co potwierdza, że odgrywał on pasywną rolę, a gra była grą kierownictwa PiS. Skalę amatorszczyzny politycznej tego kierownictwa obnaża fakt, że czołowi działacze a zarazem urzędnicy państwowi rozpoczęli rozmowy ze Stowarzyszeniem Marsza Niepodległości dopiero we wrześniu. Wśród warunków postawionych przez obóz rządzący było by Marsz otworzył prezydent oraz by w czasie manifestacji nie pojawiły się żadne szyldy organizacyjne i hasła polityczne – czy to na transparentach czy to wśród wznoszonych okrzyków. Narodowcy mieli zgodzić się na te warunki co zresztą już w niedzielę potwierdził Bąkiewicz i wiceprezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości Witold Tumanowicz, jeszcze raz wystosowując zaproszenie do prezydenta by jednak przyszedł na manifestację. Jednak mój rozmówca wspomniał o innym warunku, tym razem zaporowym, postawionym przez władze. Politycy PiS domagali się formalnego przejęcia organizacji Marszu przez państwowy Komitetu Narodowych Obchodów Setnej Rocznicy Odzyskania Niepodległości. Ten sam komitet do którego władze od dwóch lat nie potrafiły zaprosić nikogo ze środowisk narodowców mimo, że znalazło się w nim miejsce i dla przedstawicieli pozaparlamentarnej, planktonowej lewicy jak Polska Partia Socjalistyczna czy Zieloni, i reprezentantów związków zawodowych czy mniejszości narodowych. W czasie rozmów narodowcy próbowali uratować porozumienie proponując włączenie ich przedstawiciela do państwowego Komitetu i pisemną umowę w sprawie organizacji manifestacji, jednak spisania porozumienia odmówiła strona rządowa. Według uzyskanych przez mnie informacji ostatnie spotkanie grupy negocjacyjnej odbyło się w zeszłym tygodniu i zakończyło się bez uzyskania porozumienia. Mimo to prezydent zapraszał kilka dni później do uczestnictwa w Marszu Niepodległości.

Obóz rządzący niewątpliwie chciał przejąć nie tyle manifestację co swego rodzaju instytucję jaką się stał Marsz Niepodległości. Przyczyną z pewnością jest fakt, że manifestacja organizowana przez narodowców na pewno przyćmi wszelkie imprezy organizowane przez instytucje publiczne. Jeśli chodzi o te ostatnie stwierdzić można, że wbrew trwającemu od kilkunastu miesięcy biciu piany, władze nie zaproponowały na nadzwyczajną rocznicę nic nadzwyczajnego. Napisana na kolanie ustawa o dniu wolnym przypadającym na 12 listopada, przepychana dwa tygodnie przed świętem, w perspektywie której obywatele nie wiedzą czy mogą wycofywać wnioski urlopowe czy nie, to kompromitacja obozu rządzącego. Najlepiej w ramach państwowych przygotowań obchodów funkcjonował program dotacyjny „Niepodległa” w ramach którego instytucje kultury i organizacje pozarządowe mogły wnioskować o środki finansowe na swoje lokalne inicjatywy na rzecz uczczenia stulecia odrodzenia Polski. Instytucje centralne zawiodły. Nadal mamy państwo z dykty. Paździerzowi okazali się zresztą i czołowi politycy PiS, którzy, jakby to cynicznie nie zabrzmiało, nie potrafili rozegrać narodowców, których zresztą w swoje narracji często przedstawiają jako niedojrzałych i niezdolnych do brania odpowiedzialności za państwo.

Potencjał kontestacji

Wydaje się jednak, że próba przejęcia Marszu Niepodległości wynikała nie tylko z iście sanacyjnego odruchu upaństwawianie tego co da się upaństwowić i to bez względu na jakość zarządzania państwowymi instytucjami przez nominatów obecnej partii rządzącej. Na zapleczu społecznym partii rządzącej buzuje. Niektórzy wyborcy PiS głosują już na tę partię z zaciśniętymi zębami, obserwując jej skrajnie proimigracyjną politykę, grożącą zmianą stosunków narodowościowych w państwie, czy zupełną uległość wobec Izraela i środowisk żydowskich. Nietrudno zrozumieć, obawy polityków partii rządzącej, że Marsz Niepodległości stanie się tym, czym był u zarania – głosem kontestacji. Głosem protestu ludzi, którzy poparli obóz polityczny robiący obecnie coś całkiem innego niż obiecywał w czasie kolejnych kampanii wyborczych. Głosem protestu ludzi, którzy nie mogą już traktować poważnie propagandy sukcesu mediów państwowych i sympatyzujących z PiS szczególnie, że media te milczą w kwestii ich obaw związanych z imigracją.

Zobacz także: Depolityzacja Marszu Niepodległości

Karol Kaźmierczak

8 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. Czeslaw
    Czeslaw :

    DWA MARSZE – NIEPODLEGŁOŚCI i RZĄDOWY
    https://www.magnapolonia.org/dwa-marsze-niepodleglosci-i-rzadowy/
    Do tego jeszcze dodam że z uroczystości 100-lecia niepodległosci Polski powinni być wykluczeni spadkobiercy ideowi Dzierżyńskiego, który jest symbolem polskich komunistów którzy w 1920 r. walczyli przeciwko niepodległości Polski. Dotyczy to b.prezydenta Kwasniewskiego i SLD, chyba że potepią swoich poprzedników. Obecnie SLD chce „podpinać” się pod Daszyńskiego, to jest profanacja pamięci tego męża satanu. Za PRL-u w Warszawie stał pomnik Dzierżyńskiego a nie Daszyńskiego.

    • jwu
      jwu :

      @Czeslaw Oj Czesiu ,Czesiu.Polscy komuniści w 1920 roku? Faktem jest ,że mówili po polsku ,ale Polakami nie byli.Czego przykładem są R.Luksemburg i ww.Dzierżyński.A wracając do pomników w PRL,stało ich wiele ,poświęconych różnym ludziom co jest prawdą ,za to teraz przewijają się tylko dwie postacie na cokołach JPII i L.Kaczyński.

    • Gaetano
      Gaetano :

      @Czeslaw Co do tej nikczemnej postaci, którą był Daszyński, popełniłeś tu pewną literówkę, co w końcu wyszło na dobre. To wieloletni mason (zresztą jeden z idoli trockistowskiej partii “Razem”), szkodnik, który nie uczynił dla Polski nic dobrego.

  2. zefir
    zefir :

    Mamy więc taką sytuację,że wolność Narodu,jego dumę,swobodę wypowiedzi i całą polską demokrację wtraża patriotyczny Marsz Niepodległości.Prezydent RP jako przewodnik Narodu zbłażnił się i skompromitował.Rząd RP i jego agendy też nie dorosły do czczenia 100-ej rocznicy polskiej niepodległości.Rządowy pełnomocnik d/s Marszu Niepodległości JarosławSollin,też niczym oprócz brania kasy się nie wsławił-zresztą słusznie ,gdyż na tym polega obłudnie patriotyczna rządowa polityka.Dla prezydenckich i rządowych oficjeli nie mogą być wyrocznią słowa debila Vehafstofa,czy zdrajczyni Róży Thun.Marsz Niepodległości 11 listopada to nie szowinizm i nazizm,to patriotyzm polski czysty jak łza.Tylko antypolscy debile,aroganccy przedstawiciele zdradzieckich elit nie chcą i nie mogą tego zrozumieć.Zdefiniuję to słowami:precz z antypolskim politycznym skundleniem!

    • Rayski
      Rayski :

      Jeśli wg Verhofstadt’a nasz Marsz Niepodległości jest neonazistowski to co ten osobnik powinien również o – w niczym niepodobnym – marszu w Kijowie?
      Być może tak jak banderowcy paraliżują strachem swoje społeczeństwo tak i trzymają za grdykę jego i mu podobnych EUropejskich kundli.

  3. Tutejszym
    Tutejszym :

    Powinno być jak u mnie w domu: spokój i kefir.
    Rząd powinien wspiąć się na wyżyny organizacji tego pochodu:
    Recepta – patrz moje pierwsze zdanie.
    Prowokatorzy już nerwowo przebierają nóżkami i w przygotowanych akcesoriach.
    Karać i nagrywać organizatorów zadym z całą surowością prawa.
    A potem ci adwokaci, którzy deklarowali bezpłatną obronę niech się biorą do roboty.
    Tytułem zapłaty za ich darmowe zaangażowanie powinien być wpis do specjalnej złotej księgi.
    Moim zdaniem policję kochać nie muszą wszyscy, ale bać się to i owszem.

  4. KazimierzS
    KazimierzS :

    Wspomnienie pierwszych marszy – aż się łezka w oku zakręciła :).
    Zlikwidujcie ten przemarsz przez most. Jak w hymnach – Ukraina umrze, a Polska zginie. Ale nikt Polski nie zabije – Polska popełni samobójstwo. PiS wymyślił “Przesmyk Suwalski”, a narodowcy jedyne co mają to Marsz – więc puszczają go przez most na Wiśle.