Hasło jakie przyjęli na tegoroczną edycję Marszu Niepodległości jego organizatorzy potwierdza, że środowiska narodowe znajduje się w głębokim politycznym impasie i nie ma pomysłu, aby ten impas przezwyciężyć.

Fenomen Marszu Niepodległości jest dziełem środowisk narodowych, przede wszystkim Młodzieży Wszechpolskiej i Obozu Narodowo-Radykalnego, których porozumienie stało za pierwszą edycją wydarzenia w 2010 r. Już rok później Marsz urósł do rozmiarów pochodu kilkudziesięciu tysięcy osób, w ramach wielkiej samoorganizacji zjeżdżających do stolicy z całego kraju. Był pierwszą dobitną manifestacją dotychczasowej milczącej większości Polaków, przywiązanych do fundamentalnych wartości – narodowej tożsamości i suwerenności.

Manifestacja milczącej większości

Po latach można już stwierdzić, że Marsz, był jednym z wielu elementów mechanizmu wytworzenia asertywności tej milczącej większości, która zdecydowała się wreszcie, wbrew instytucjonalnym mediom, wbrew liberalnym kręgom opiniotwórczym, wyrazić swoje zdanie. Internet i nowe media dostarczyły kanałów komunikacji, potegujących mobilizację, bo uświadamiających jej uczestnikom jak wielu ich jest. Było to zjawisko tak żywiołowe, że komunikacja postaw zaczęła się odbywać nawet poprzez ubiór, poprzez pokulturę, że wspomnę tylko o przeniknięciu tematów z narodowej historii do współczesnego hip-hopu, czy zjawisko zauważalnej mody na odzież patriotyczną, które narastało wraz ze wzrostem szeregów maszerujących każdego 11 listopada ulicami Warszawy. Marsz Niepodległości był objawem, ale jako potężna manifestacja, inspirująca swoją atmosferą dziesiątki tysięcy uczestników i miliony śledzących ją przed ekranami, także  katalizatorem tego procesu, który sprawił, że poglądy młodego pokolenia Polaków wywołują dziś przerażenie u liberalych komentatorów w Polsce i na zachodzie.

Narodowcy nie zdołali jednak przekuć Marszu, w ogniu wzmożenia patriotycznych emocji społeczeństwa, ani na polityczny oręż, ani na monetę konkretnych politycznych efektów. Fenomen narodowego wiecu, dobrze odpowiadającego sejmikowej i konfederacyjnej kulturze politycznej Polaków miał być dla narodowców rozbiegiem do odegrania właśnie politycznej roli. Ta sama sejmikowa mentalność doprowadziła jednak rychło do konfliktów wewnątrz ich środowiska. Od powołanej pod przywództem Robert Winnickiego partii – Ruchu Narodowego, rychło zdystansowały się i ONR, i MW, odcinając ją od jedynej rzeczywistej bazy organizacyjnej. Sam Winnicki, wraz z innymi prominentnymi przedstawicielami środowiska – Adamem Andruszkiewiczem i Sylwestrem Chruszczem, dostał się do Sejmu z list Pawła Kukiza, co zresztą było przedmiotem kluczowej konstrowersji, jako szczególnie kotestowane przez ONR. Po kilku miesiącach w Sejmie Chruszcz z Andruszkiewiczem uznali, że bardziej niż w przywództwo Winnickiego, ufają Kukizowi.

Skorzystał Kaczyński

Nie wdając się w tym miejscu w ocenę słuszności decyzji poszczególnych polityków, zaznaczyć trzeba tylko jedno: wzmożenie emocji narodowych i mobilizację społeczną milczącej większości Polaków politycznie skonsumował Jarosław Kaczyński ze swoją wodzowską partią. Dziś posiada on w Polsce pełnię władzy jakiej nie posiadał przed nim żaden polityk w III RP, rządząc bez oglądania się na jakichkolwiek koalicjantów. PiS dokonuje dziś korupcji coraz bardziej narodowych, suwerennistycznych poglądów milionów Polaków, prowadząc politykę wasalizmu wobec Waszyngtonu, wynikającą z tego (oraz z zaczadzenia giedroycizmem) fatalną politykę wschodnią, w ramach której interesy kresowych Polaków poświęcane są w imię „strategicznego partnerstwa” z Litwą czy Ukrainą, a ostatnio nawet w imię amatorsko prowadzonego rozmrożenia relacji z Aleksandrem Łukaszenką. Politykę zagraniczną niebezpieczną dla Polski, bo wpisującą ją w hegemoniczną rozgrywkę amerykańskiego supermocarstwa z mocarstwem regionalnym – Rosją, która w przypadku eskalacji będzie dla Polski tragiczna w skutkach, bez względu na to kto w rozpalonym konflikcie ostatecznie zwycięży – w każdym przypadku będzie to zwycięstwo na gruzach Polski. Politykę zagrażającą w końcu także spójności kulturowej i bezpieczeństwu wewnętrznemu, bo przyzwalającą na imigrację około miliona Ukraińców w ciągu dwóch lat.

Trzeba przyznać, że narodowcy próbują kontrować antynarodową, na tych płaszczyznach, politykę rządu PiS. Robert Winnicki ostro krytykuje działania rządu z sejmowej mównicy. ONR w całej Polsce występował przeciw polityce „otwartych drzwi” wobec masowej imigracji z Ukrainy. Młodzież Wszechpolska już w najbliższą sobotę będzie manifestować pod amabasadą Litwy przeciw dotkliwej dyskryminacji Polaków w tym kraju. Dopracowany program Ruchu Narodowego przedstawił interesującą alternatywę wobec wizji współczesnego „naczelnika państwa”. Wszystkie te organizacje dawały wyraz sprzeciwowi wobec przystąpieniu Polski do obsługującej interesy zachodnich wielkich korporacji, ale z pewnością nie polskich producentów i konsumentów, umowy CETA. Trzeba jednak przyznać, że zasięg oddziaływania narodowców po serii porażek osłabł. Osłabł również dlatego, że w czasach rządów PO ich marsze wyrażały jaskrawą opozycyjność wobec rządzących liberałów. Obecnie narodowcy nikną w cieniu uciekającego się do patriotycznego i narodowego frazesu PiS. Dlatego dziś nie mogą już oni ograniczać się do ogólnych frazesów, nawet jeśli wystarczały one za hasło Marszu w czasie jego porzednich edycji. Sam Marsz zresztą, po tym gdy nowy rząd ukrócił policyjne prowokacje powodujące, co dziś już wyraźnie widać, uliczne starcia, przysiadł w pozie coraz mniej emocjonującego pikniku.

Główna szansa

11 listopada jest tym jednym, jedynym dniem w roku, gdy narodowcy stają w świetle reflektorów wszystkich mediów. Jest to więc unikalna okazja do przedstawienia, choćby w największym skrócie, swojej agendy politynczej, a przy tym prezentacji i podkreślenia tożsamości ruchu społeczno-politynczego jaki tworzą. Tę okazję narodowcy w tym roku mogą zmarnować, o ile program Marszu Niepodległości będzie równie ogólnikowy co hasło jakie dla niego wybrali. Hasło „My chcemy Boga” jest bowiem tyleż zbożne, co politycznie jałowe.

Hasło podkreślające osobistą postawę religijną w zasadzie wyklucza, a co najmniej demobilizuje osoby niewierzące. A przecież nie jest słusznym by odmawiać tego typu osobom statusu dobrych Polaków czy uczestników ruchu narodowego. Iluż bohaterów polskiej historii trzeba by w przeciwnym razie „wypisać z narodu”. Stojąc na fundamencie wartości katolickich, działacze MW, ONR, RN powinni raczej przedstawić ich konkretną formułę, której uznania należy się domagać od uczestników życia społecznego, w imię ideału pewnego ładu społecznego, zamiast domagać się wyrażenia nogami osobistej deklaracji religijnej.

Działalność społeczno-polityczna to nie jest kaznodziejstwo i nie polega na głoszeniu wszem i wobec ogólnych prawd moralnych. Te każdej niedzieli głoszone są z ambon przez kompetentnych w tym względzie kapłanów. Nie sądzę by członkowie Stowarzyszenia Marsz Niepodległości czy innych organizacji narodowych okazali się od nich lepsi w kaznodziejstwie. Oczekuję od nich raczej haseł wskazujących kierunek działań, jakie chcieliby podjąć, które czy to jako wyborca, czy jako wolontariusz mógłby poprzeć przeciętny obywatel. Bo ogólne prawdy moralne mają to do siebie, że mogą być różnie interpretowane na płaszczyźnie politycznej. Pod hasłem „My chcemy Boga” podpisać się mogą i Jarosław Gowin, i redaktorzy „Tygodnika Poweszechnego”, i biskupi krytykujący opór przed przyjmowaniem imigtantów w ramach kwot narzucanych Polsce przez Unię Europejską.

Pod dwóch latach rządów PiS objawiły się już wszystkie ich negatywne skutki. Szczególnie negatywne na płaszczyźnie polityki zagranicznej. Czy nie należałoby dziś wywiesić na sztandary raczej hasła „Jeden naród ponad granicami” by uwypuklić haniebność akceptacji rządu PiS dla niszczącej narodowy charakter polskich szkół ustawy oświatowej, przyjętej przez Litwę w 2011 roku? Na oficjalną akceptację tego faktu nie poważył się nawet rząd PO-PSL. Czy nie należałoby w ten sam sposób uwypuklić równie haniebnej akceptacji naszych władz dla ustawy oświatowej uchwalonej właśnie na Ukrainie, która w swoich asymilatorskich zapisach idzie jeszcze dalej niż ustawa litewska? Czy w obliczu zamykania rodakom-emigrantom drogi powrotu do kraju, przez stwarzanie warunków dla zalewu  ukraińskich imigrantów psujących rynek pracy, nie należałoby raczej zakrzyknąć „Praca w Polsce dla Polaków”? A jeśli już narodowcy chcieli podkreślić wagę katolickiej etyki w życiu narodu czy nie lepiej było pod hasłem „Każde dziecko ma prawo do życia” demaskować hipokryzję partii rządzącej w kwestii aborcji?

Kształtować ruch i społeczeństwo

Środowiska narodowe wytrwale pracowały w przeróżnych organizacyjnych formach już od 1989 r., często na podstawie bezpośredniej legitymizacji udzielonej przez przedwojennych działaczy Stronnictwa Narodowego czy ONR. Mimo uporu i poświęceń aktywistów, przez lata znajdowały się one na marginesie. Inicjatywy narodowców przyciągały co najwyższej kilkuset uczestników. Być może stąd u części działaczy narodowych bierze się przekonanie o konieczności swoistego hasłowego „populizmu” obliczonego na przyciągnięcie jak najszerszej rzeszy uczestników. Jeśli taki przerost marketingowej formy nad treścią faktycznie leży u źródeł narracji formułowanej przy okazji Marszu Niepodległości, to trzeba ocenić, że sukces przerósł swoich autorów. Marsz jest już trwałym fenomenem społecznym, funkcjonującym bez większej zależności od działań władz państwowych czy sprawności propagandowej jego organizatorów. Czas więc by nasycić go rzeczywistą polityczną treścią. By stał się on nie tylko wyrazem pozytywnych emocji ale i płaszczyzną komunikowania potrzebnych Polsce postulatów, przedstawianiem rzeczywistej alternatywy dla pokolenia zużytych polityków, żyjących kompleksami i dogmatami dnia wczorajszego, także tych obecnie rządzących. By stał się przestrzenią pozyskiwania społecznego zrozumienia i poparcia dla tych postulatów i tej altenatywy.

Narodowcy obradujący na forum Stowarzyszenia Marsz Niepodłegłości powinni za rok spróbować odpowiedzieć sobie na pytanie: po co jest ten marsz? …w sensie politycznym. Najwyraźniej żadnej odpowiedzi na to pytanie jeszcze nie znaleźli. Ta swoista depolityzacja ich kluczowego przedsięwzięcia jest gwarancją, że polityczny plon ich wysiłków bardzo łatwo zbierze kto inny.

Karol Kaźmierczak

4 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply

  1. jaro7
    jaro7 :

    Problemem szeroko pojętego RN jest słabość jego przywódców.Owszem Winnicki sporo robi dobrego ale jest w Sejmie osamotniony.Jeden patriota i jemu 459 przeciwnych.Absolutnie ten marsz powinien być wykorzystany politycznie,trzeba było zaprosić środowiska kresowe,stworzyc wspólny front przeciwko zdrajcom z PO,PiS i N.Niestety jak nie potrafią się skonsolidować Kresowiacy tak nie potrafią Patrioci.Dlatego jak na razie nie ma dobrych widoków na sukces.

  2. Beresteczko1651
    Beresteczko1651 :

    Środowisko o którym mowa jest zbyt ubogie intelektualnie by sformułować ofertę polityczną, która zyskałaby poparcie umożliwiające odegranie mu istotnej roli. Wobec ubóstwa intelektualnego szuka oparcia w dewocji, co tylko jeszcze bardziej zawęża mu pole oddziaływania.

  3. Kojoto
    Kojoto :

    Z jednej strony rozumiem organizatorów, może być to prztyczek w nos dla buców episkomatołów. Bo będą akcenty antyimigranckie na pewno. Jednak osobiście w pełni zgadzam się z artykułem, szczególnie jako nie wierzący.