Kontrowersje wokół wyborów gubernatorskich w Rosji okazały się na tyle duże, że centralna komisja wyborcza postanowiła powtórzyć głosowanie przeprowadzone na Dalekim Wschodzie. „Jedna Rosja” płaci tym samym wysoką cenę za reformę emerytalną, która szczególnie w biedniejszych regionach kraju wzbudza duży sprzeciw.

Manipulacje w trakcie rosyjskich wyborów nie są niczym nowym, ale pogarszająca się sytuacja ekonomiczna kraju spowodowała, że tym razem nie uszły one na sucho. Zdaniem rosyjskiej centralnej komisji wyborczej, w ciągu kolejnych trzech miesięcy powinno odbyć się ponowne głosowanie, o ile jej lokalne przedstawicielstwo w Kraju Nadmorskim rzeczywiście podejmie decyzję o unieważnieniu niedzielnych wyborów. We Władywostoku odbyła się przy tym demonstracja komunistów, którzy domagali się ponownej elekcji na stanowisko gubernatora w tej części Federacji Rosyjskiej.

To bowiem właśnie kandydat Komunistycznej Partii Federacji Rosyjskiej do pewnego momentu prowadził w wyborczym wyścigu. Jeszcze przy 95 procentach policzonych głosów Andriej Iszczenko o całe pięć punktów procentowych wyprzedzał swojego konkurenta, lecz ostatecznie… przegrał o dwa punkty procentowe. Jego rywal, Andriej Tarasenko popierany przez putinowską Jedną Rosję, na ostatniej prostej liczenia kart wyborczych miał bowiem dostać 13 tysięcy dodatkowych głosów, natomiast Iszczenko w cudowny sposób… stracił pięć głosów. Ostatecznie więc kandydat Kremla zwyciężył mając dwa punkty procentowe przewagi nad swoim konkurentem.

Opuszczony Daleki Wschód

Tarasenko został namaszczony na gubernatora Kraju Nadmorskiego jeszcze w ubiegłym roku, kiedy na mocy dekretu prezydenta Władimira Putina zastąpił na tym stanowisku dotychczasowego włodarza tego odległego regionu. Kilka dni przed głosowaniem polityk Jednej Rosji otrzymał dodatkowe poparcie od rosyjskiego prezydenta, który wyraził nadzieję, iż „wszystko będzie dobrze”. Wsparcie z samego Kremla nie było przy tym przypadkowe, ponieważ kierownictwo putinowskiego ugrupowania było już zaniepokojone samym faktem konieczności przeprowadzenia drugiej tury.

Swoista „dogrywka” była przy tym potrzebna mimo nowego prawa wyborczego, które miało na celu ułatwienie zwycięstwa kandydatom popieranym przez Jedną Rosję. Od czasu przywrócenia bezpośrednich wyborów na gubernatorów w 2012 roku, legalnie działające partie nie muszą zbierać podpisów pod swoimi listami poparcia, natomiast każda osoba ubiegająca się o urząd gubernatorski musi otrzymać od 5 do 10 proc. podpisów poparcia od lokalnych deputowanych w co najmniej trzech czwartych samorządów znajdujących się w regionie. Dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że politycy niezależni muszą zebrać wymaganą liczbę podpisów od uprawnionych do głosowania wyborców, natomiast kandydatury mogą być opiniowane przez prezydenta kraju. Do tych obostrzeń doszły tradycyjne szykany ze strony państwowych władz.

Najwidoczniej nie podziałały one jednak na mieszkańców Kraju Nadmorskiego, co nie powinno być jednak wielkim zaskoczeniem. Już w trakcie marcowych wyborów prezydenckich Putin uzyskał najgorsze wyniki właśnie w azjatyckiej części Rosji (poza Kamczatką), zaś w samym regionie Kraju Nadmorskiego otrzymał niecałe 65 proc. (przy ponad 76 proc. w skali kraju), natomiast frekwencja tym obwodzie była jedną z najniższych w całym kraju.

Mieszkańcy rosyjskiego Dalekiego Wschodu uważają bowiem, że od czasu upadku Związku Radzieckiego nikt się nimi nie interesuje. Koniec komunizmu wiązał się oczywiście z niepopularnymi reformami gospodarczymi, najbardziej odczuwalnymi właśnie w najdalszych zakątkach Federacji Rosyjskiej. Niechęci do Kremla nie zmieniło także szereg inwestycji skierowanych do Władywostoku i jego okolic (głównie dotyczących infrastruktury drogowej), które nie przełożyły się wprost na kieszenie miejscowych Rosjan. Pensje nie tylko więc nie rosną, lecz w wielu przypadkach dalej spadają, co w połączeniu z podniesieniem wieku emerytalnego oraz podatku VAT wzbudza tam jeszcze większe kontrowersje. Nadziei w serca mieszkańców nie wlewa też sam Putin, który przyznał, że w Kraju Nadmorskim niemal nie istnieją usługi publiczne, stąd też jest on opuszczany przez dotychczasowych mieszkańców.

Nie odpuszczą emerytur

Skoro nie może być lepiej, zawsze może być gorzej – zapewne z takiego założenia wychodzą mieszkańcy azjatyckiej części Rosji, dlatego wpływ na ich wybór miał sprzeciw komunistów wobec reformy emerytalnej. Chociaż ogółem ugrupowanie Giennadija Ziuganowa należy do koncesjonowanej opozycji, to właśnie ono najgłośniej korzysta z prawa do manifestowania przeciwko zmianom zapowiedzianym w dniu rozpoczęcia tegorocznych piłkarskich Mistrzostw Świata w Rosji.

W dniu pierwszej tury wyborów regionalnych w Rosji na ulice blisko osiemdziesięciu miast wyszli również przedstawiciele opozycji odmawiającej współpracy z Kremlem, a więc głównie zwolennicy Aleksieja Nawalnego. Władze zadbały przy tym, aby manifestacje nie przybrały masowego charakteru, dlatego dokonywały prewencyjnych zatrzymań ich organizatorów. W ubiegłą niedzielę, przy okazji drugiej tury, nie odbyły się już żadne demonstracje.

Nie zmienia to jednak faktu, że nawet pro-kremlowskie media informują o skali niechęci wobec podniesienia wieku emerytalnego. Opublikowany pod koniec sierpnia sondaż Centrum Lewady wskazuje bowiem, że blisko 53 procent Rosjan gotowych jest protestować przeciwko reformie, natomiast w ewentualnym referendum sprzeciwiłoby się jej blisko 77 procent respondentów. Na niewiele zdały się przy tym zapowiedzi samego Putina, który deklaruje chęć złagodzenia skutków reformy (próbując jednocześnie zrzucić skutki jej niepopularności na premiera Dmitrija Miedwiediewa), lecz jak dotąd nie przedstawił żadnych konkretów w tej sprawie.

Dobrotliwy Putin

Jak ironizują opozycyjne media, komisja wyborcza w Kraju Nadmorskim nie otrzymała prawidłowych wytycznych dotyczących fałszowania głosów, dlatego pozostawiła po sobie zbyt dużo śladów. Dlatego za unieważnieniem niedzielnych wyborów opowiedziała się nie tylko centralna komisja wyborcza, lecz także sam Putin. Jego rzecznik, Dmitrij Pieskow na specjalnej konferencji prasowej poinformował więc, że „legalność, czystość, przejrzystość i uczciwość wyborów” jest dla rosyjskiego prezydenta „ważniejsza od kandydata, którego popiera”.

Jednocześnie Pieskow zganił najbardziej gorliwych pro-kremlowskich dziennikarzy, sugerujących „niewdzięczność” rosyjskiego Dalekiego Wschodu, który miał nie docenić wysiłków władz federalnych skupionych na rozwoju tego regionu. Zdaniem rzecznika Putina, podobne rozumowanie jest absolutnie błędne, ponieważ mieszkańcy Władywostoku i okolic mają prawo wyrazić swoją wolę poprzez wybory.

Już w najbliższy weekend wszystkie oczy będą zwrócone w stronę kolejnych trzech regionów, gdzie Jedna Rosja również nie może być pewna zwycięstwa, zwłaszcza po tak poważnej wpadce. Rosyjska centralna komisja wyborcza już zapowiedziała zresztą unieważnienie drugiej tury wyborów w Obwodzie Włodzimierskim, Republice Chakasji i Kraju Chabarowskim, o ile dojdzie w nich do nieprawidłowości.

Marcin Ursyński

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply