Narodziła się w celu ochrony mniejszości przed przestępstwami z nienawiści. Coraz więcej intelektualistów uważa jednak, że polityczna poprawność przemieniła się w towarzyszącego cywilizacji zachodniej potwora, zagrażającego nawet wolności artystycznej – pisze konserwatywny hiszpański dziennik „ABC”[1].

Na kampusach anglosaskich uniwersytetów już dawno temu ustanowiono „bezpieczne przestrzenie”, na których każdy student może wyrazić własną opinię. Może to uczynić bez obawy, że poczuje się niepewnie lub nieswojo z powodu swojej płci, rasy, pochodzenia etnicznego, orientacji seksualnej, religii, wieku czy też tożsamości fizycznej albo psychicznej. W niektórych miejscach zakazano natomiast innego typu wyrażania emocji, a więc klaskania, bo dźwięk klaszczących dłoni może być agresywne dla niektórych uczestników danego wydarzenia, stąd zostało ono zastąpione machaniem rękami.

Ustanowiono neutralne łazienki, aby nie urazić mniejszości transpłciowej. Coraz częściej używa się języka inkluzywnego, często wykluczającego męskie określenia, także nie chcąc nikogo urazić. Niektóre stroje na imprezy halloween’owe są „niezalecane”, albo po prostu zabraniane. Uniwersytet w amerykańskim New Hampshire zakazał słów „macierzyństwo” i „ojcostwo”, ponieważ „oznaczają one płeć”. Na deskach teatrów można oglądać fikcyjną postać średniowiecznego duńskiego księcia Hamleta, którego w imię rzekomej integracji gra czarnoskóry aktor.

Hiszpańska gazeta bez końca może wymieniać „nadużycia” z którymi należy ciągle walczyć: „przywileje białych”, patriarchalny ucisk, islamofobia, prawa płci… A wszystko to w celu ochrony wszelkich osobliwości. Konserwatywny dziennik zauważa, że najradykalniejsi krytycy politycznej poprawności zaczęli określać ją mianem „lewicowy McChartyzm kulturowy”, nawiązując tym samym do postaci amerykańskiego senatora tropiącego kilkadziesiąt lat temu komunistyczny spisek wśród tamtejszych elit. Zwolennicy podobnych idei mogą liczyć na potężnych sojuszników. Amerykańska Dolina Krzemowa, Hollywood czy gazety pokroju „The New York Times” i „The Atlantic” stały się wręcz mistrzami subkultury w jaką przemieniła się polityczna poprawność.

Cenzura

„ABC” dostrzega wiele przykładów cenzury stosowanej przez przeciwników politycznej poprawności. Przypomina, że niedawno uniwersytet w Oxfordzie wykluczył dwóch mężczyzn z debaty o aborcji właśnie z powodu ich płci. Facebook posuwa się z kolei do cenzurowania klasycznych obrazów i chwalonych przez wieki arcydzieł sztuki, ponieważ ukazują one akty. W wielu miejscach, w tym również w samej Hiszpanii, ruguje się chrześcijańskie święta i symbole, aby w ten sposób nie urazić przedstawicieli mniejszości.

W samej Wielkiej Brytanii polityczna poprawność została doprowadzona do całkowitego absurdu. „Faszystami” są obecnie nazywani publicyści, którzy wzywają do swobodnego konfrontowania idei i wymiany myśli, co nie podoba się „pokoleniu płatków śniegu”, jak określa się osoby wchodzące w dorosłość po 2010 roku i wychowane w przekonaniu o swojej wyjątkowości. Gazeta przypomina też o wydarzeniach w Rotherham w północnej Anglii, gdzie przez lata grupa młodzieży pochodzącej z Pakistanu gnębiła młodszych uczniów o białym kolorze skóry. Sprawa nie została jednak nigdzie zgłoszona, bo przedstawiciele szkoły… bali się oskarżeń o ksenofobię i rasizm.

Jest problem

Najnowsze badania opinii publicznej wskazują jasno, że polityczna poprawność rozrosła się tak bardzo, iż zaczęła przeszkadzać zwykłym ludziom. Nawet w sondażu przeprowadzonym na zlecenie wspomnianego amerykańskiego magazynu „The Atlantic” nie pozostawiono na ten temat złudzeń. Blisko 80 proc. ankietowanych określiło ją bowiem mianem „wielkiego problemu”. Wielu komentatorów uważa, że amerykańskie społeczeństwo woli „miękką dyktaturę prawicy” symbolizowaną przez Donalda Trumpa niż Partię Demokratyczną, która z powodu swojej obsesji na punkcie mniejszości nie jest w stanie skierować swojego przekazu do ogółu społeczeństwa.

Podczas jednej z debat zorganizowanej w kanadyjskim Toronto na opisywany problem zwrócił uwagę Stephen Fry, brytyjski aktor i komik. Według współczesnego stereotypu powinien on być zainteresowany ochroną mniejszości, bo sam jest równocześnie Żydem i homoseksualistą, a także jak sam to określa „starym lewakiem”. Przekonywał on jednak, że polityczna poprawność dzieli ludzi ze względu na ich poglądy i jest dodatkowo nieskutecznym szaleństwem niszczącym współczesne społeczeństwa.

Jej orędownicy nie zastanawiają się w ogóle nad jej skutecznością, lecz po prostu są przekonani o swoich racjach. Fry uważa jednak, że świat zrobił wielki postęp właśnie dzięki „buntownikom, heretykom i sceptykom”, a więc osobom „obecnie wyrzucanym z uniwersyteckich kampusów, w których studenci nie chcą konfrontować się z odmiennym światopoglądem”. Brytyjski aktor zakończył swój wywód cytatem z matematyka i filozofa Bertranda Russella. Miało on stwierdzić, że „jedną z najbardziej bolesnych rzeczy naszych czasów jest fakt, iż osoby mające całkowite przekonanie o swoich racjach są głupi, natomiast pełni wątpliwości i niezdecydowania są ludzie mający wyobraźnię oraz zdolność do analizowania”.

Hiszpański dziennik dostrzega także krytykę politycznej poprawności, która coraz częściej ma pojawiać się wśród elit z Półwyspu Iberyjskiego. Niedawno hiszpańska śpiewaczka i aktorka Ana Belén, sama określająca się mianem feministki i zaangażowanej lewicowej aktywistki, narzekała, że dzisiaj swoich filmów nie mógłby nakręcić zmarły przed jedenastoma laty reżyser Rafael Azcona. W swoich produkcjach poruszał on bowiem kontrowersyjne z dzisiejszego punktu widzenia tematy, które dotyczyły właśnie kwestii związanych z rasizmem, pedofilią, masochizmem czy prawami pracowniczymi. Cenzury będącej następstwem politycznej poprawności obawia się też pisarka Julia Navarro, zauważająca niechęć jej orędowników wobec odmiennych poglądów.

Hamulec rozwoju

W marcu do problematyki opisywanej przez konserwatywną gazetę odniósł się Darío Villanueva, krytyk literacki i przewodniczący hiszpańskiej Akademii Królewskiej. Jego zdaniem doszliśmy do momentu, w którym pojawił się rodzaj nowej cenzury nienarzucanej przez państwo, Kościół, rząd czy określoną partię polityczną. Staje się ona elementem społeczeństwa obywatelskiego i przybiera postać autocenzury, prowadzącej do ograniczania kreatywności ludzi oraz wolności wypowiedzi.

„ABC” pyta się więc, czy współczesne społeczeństwa rzeczywiście chcą zakazów mających zwiększyć komfort mniejszości? Czy idee, a razem z nimi ludzkość, mogą posuwać się do przodu jeśli konfrontacja pomiędzy różnymi sposobami myślenia jest ograniczona? Zdaniem gazety polityczna poprawność może jawić się jako ciekawy projekt w swojej genezie, lecz coraz większa liczba intelektualistów, w tym przedstawicieli umiarkowanej lewicy, oskarża ją o ograniczanie wolności wypowiedzi, debaty i wymiany poglądów.

Marcin Ursyński

[1] https://www.abc.es/cultura/cultural/abci-virus-correccion-politica-corroe-libertad-expresion-201812020129_noticia.html

0 odpowiedzi

Zostaw odpowiedź

Chcesz przyłączyć się do dyskusji?
Nie krępuj się!

Leave a Reply